Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Autor: csp, wpisał dnia 09.02.2012r. Foto:net
Rosja rozpoczyna realizację planu polegającego na stworzeniu czegoś, co roboczo nazwać można Euroazją. W praktyce jest to osiągnięcie celu z 1920 roku środkami mniej militarnymi.
Najpierw rozmiękczając cywilizację zachodnią od środka i jej fundamenty chrześcijańskie, a następnie w coraz większy sposób wpływając na politykę krajów środkowej i zachodniej Europy oraz w niemałym stopniu również Stanów Zjednoczonych. Lenin z resztą bandy mieli zamiar dokonania najpierw skoku na bank o nazwie „Rosja”, a następnie, wiejąc z terenu uprzednio zamordowanej Rosji, narozrabiać z wykradzionym majątkiem, podkupując europejskie i amerykańskie giełdy, aby w ten sposób zapanować nad światem cywilizacji zachodniej. Następcy zbirów leninowskich nie mieli już (po zderzeniu się bolszewików z polską ścianą w 1920 roku) takiej fantazji i postanowili potraktować teren Rosji jako bazę przygotowań do przesuniętej w czasie powtórnej próby militarnej. Niby wyszło, bo to, co się udało zająć w zasadzie pozostało w sowieckim uścisku do dzisiaj, ale koszty drugiej próby skoku okazały się cokolwiek wysokie.

Obecnie przestawiono się na działania z wykorzystaniem tzw. broni energetycznej przy jednoczesnej „chirurgii” punktowej, czyli działaniu wypróbowanych metod z lat dawniejszych, po których pozostaje kałuża krwi, łzy i popiół. Chirurgia punktowa okazała się skuteczna w przypadku „tej cholernej” Polski, która w postaci śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i zgromadzonych wokół niego ludzi miała czelność wrzucić trochę piasku w tryby putinowskiego planu podania ręki Niemcom, z którymi władze rosyjskie postanowiły przeprowadzić odpowiednie porządki w Europie.  
Ostatnie mowy naszych geniuszy na konferencji bezpieczeństwa w Monachium pokazują, że plan Euroazji nabiera kształtów. Porządek zachodnioeuropejski ma połączyć się z bolszewickim z wyłączeniem Ameryki. Sprawa staje się pilna wobec ewentualnej perspektywy utraty przez Kreml wpływów w Afryce Północnej i już wkrótce w Syrii.
To jest dla nas spory problem.

Ekipa rządowa i prezydencka w Polsce jest kontynuatorem linii nadzorców kraju rozpoczętej już w chwili montowania „rządu polskiego” po masakrze katyńskiej. Krótkie zaburzenie tego procesu w postaci rządów partii braci Kaczyńskich zostało wyeliminowane w wyniku – co się wydaje od początku prawdopodobne - wspólnej akcji z dnia 10 kwietnia roku pamiętnego. Oznaczało to zielone światło dla swobodnych działań obydwu sąsiadujących z Polską mocarstw. Kolejny etap to błyskawiczne „udostępnienie” urzędu prezydenckiego ówczesnemu marszałkowi sejmu przez premiera. Obecnie zadaniem premiera jest wytrzymanie do momentu, kiedy reżim prezydencki (kopia rosyjskiego oryginału) dojrzeje do stanu, w którym będzie mógł być wprowadzony jako oaza pokoju, mediacji i fachowości.
To również jest dla nas poważnym problemem.

Najróżniejsze „wydarzenia” które obserwujemy w kraju mają za zadanie na bieżąco przykrywać posunięcia strategiczne i oddalać możliwość zbliżenia się sił niezależnych do prawdy o wydarzeniach z 10 kwietnia roku pamiętnego. Obecnie wybór padł na sprawę związaną z ustawą ACTA. Przy okazji rozgrywek o charakterze globalnym postanowiono spacyfikować niezależną część Internetu. Młodzież nie odgrywa tu w planach obydwu ekip żadnej roli, podobnie jak reszta społeczeństwa. Obydwie ekipy, podobnie jak większość poprzednich mają za cel pełną kontrolę nad żerowiskiem i poddanie go obcym. To wszystko. Nic, ale to nic więcej tam nie ma. Oczywiście rezerwuar materialny dawnej Polski liczy się jako pole do kolejnych mniejszych lub większych skoków na bank i jedynie taki sens mają wszelkie „inwestycje” typu drogi czy stadiony. Są one jedynie dystrybutorem, z którego tankują kolejni Zbychowie i Mirkowie, więc nie dziwmy się, że nic nie działa, bo nie taki jest cel tych działań.

I tak dalej, i tak dalej.
Prawda, że śliczne?

Jakkolwiek diagnoza ta nie brzmiałaby groźnie i poważnie, to prawdziwym problemem nie jest ani Putin, ani jego ludzie w Rosji i w Polsce. Problemem nie jest też Merkel i jej wpływy w Polsce. Ani nawet zawłaszczone i już na potęgę demontowane państwo polskie. To wszystko boli, ale uwierzcie mi, to jest pestka wobec problemu o wiele, wiele bardziej poważnego i groźnego.

Problemem jesteśmy my, Polacy.
Problemem jest to, że po Smoleńsku dwa razy wybraliśmy ekipę, którą najdelikatniej można określić jako współodpowiedzialną za tamte wydarzenia.
Problemem jest to, że porzuciliśmy Polskę i nawet nie interesują mnie tym razem tego przyczyny. Słabości opozycji nie biorę pod uwagę, bo słabość okazujemy my. Gdybyśmy tylko zachcieli, to wynieślibyśmy nawet tę słabą opozycję do pełnej władzy w Polsce i paroma ruchami uwolnilibyśmy kraj od sowieckiego nowotworu. Po prostu. A nawet, gdybyśmy uznali, że z jakichś powodów opozycji nie możemy brać poważnie, to wtedy szybko wyłonilibyśmy spośród siebie odpowiednich ludzi. Zamknęli granice, przejęli państwo, rozliczyli zbirów i porozumieli się z krajami nam dobrze życzącymi. Resztę przekonywalibyśmy o tym, że nic strasznego się u nas nie dzieje. Że atakowano by nas? Pewnie, że tak. I co z tego? Trzeba starać się walczyć o Polskę, a nie w oparach seriali i medialnego jadu biernie przypatrywać się upadkowi państwa.
Jeśli ktoś myśli, że włączając się do debaty na terenie wroga będzie w stanie podważyć działania systemowe, to się ogromnie myli. Wrogie siły się odsuwa zdecydowanie od Dobra, jakim jest Polska, a nie wchodzi się z nimi w dialog!
Czy my kiedykolwiek zrozumiemy, że obserwując jedynie działania opozycji i krytykując ją, doprowadzamy do sytuacji, w której wkrótce staniemy się regionem / strefą między Niemcami a Rosją?
A przepraszam bardzo, od kiedy to mamy prawo powiedzieć prosto w twarz wszystkim pokoleniom Polaków, z Ojcem Świętym Janem Pawłem II i księdzem Jerzym Popiełuszką na czele „Spadajcie! Skończyło się! Wylądujecie w najlepszym razie na półkach z książkami. Nie przeszkadzajcie, bo są akurat nowe promocje i kolejne odcinki fajnych seriali”.
Kto nam pozwolił na przyglądanie się, jak niszczone jest państwo, szkoły, szpitale … wszystko?!
Kto nam dał takie prawo? PYTAM KTO?!

Ponieważ od systemu nie oczekuję niczego dobrego, to odnośnie tych ludzi wymagam odsunięcia i kary. Jednak boli mnie, że wielu (za wielu) pasterzy mojego Kościoła nie stanęło na wysokości zadania w sprawie obrony Rzeczypospolitej.
Więc zapytam (z troską) jeszcze tak: Dlaczego żaden z naszych drogich braci biskupów nie przyszedł pod Krzyż na Krakowskim Przedmieściu? Czekano tam na Was. Kto Wam tego zabronił? Przecież pojawienie się wtedy paru lub więcej Ojców wiernych, czyli biskupów, mogłoby powstrzymać akcję systemu (a przynajmniej zmusić go do zmian w obliczu stanowczej obrony Krzyża, którą nakazał nam nie tak znowu dawno temu Błogosławiony Jan Paweł II) i kto wie co można byłoby wtedy jeszcze uczynić dobrego dla Polski.
Smutne to jest – i to bardzo!
Więc modlę się i proszę gorąco, apeluję, abyście odrzucili obawy, uwikłania i kombinacje. Dotyczy to zresztą wszystkich rodaków – ze mną włącznie.

Polska żąda prawości, uwolnienia z zaprzaństwa i zakłamania. NIKT I NIC za nas tego nie zrobi. Nie wolno nam przyglądać się biernie. Za chwilę zabierane będą szkoły, a potem nastąpi demontaż reszty państwa. Musimy wstać, odłożyć piloty, zostawić rozrywki, seriale itp. Polska woła!
Czy rzeczywiście aż tak trudno, abyśmy się spotkali, wybrali sami spośród siebie mężnych, prawych i uczciwych, którzy będą służyć Polsce i ją odbudowywać? Zawsze jest tak, że trzeba zacząć od telefonu, rozmowy, umówienia się i zaproszenia innych. W którymś momencie trzeba wyjść z domu i oznaczyć teren Polskiej Wolności. Przecież nikt nam nie zabrania podjęcia rozmów z resztką wojska? Albo z Węgrami czy innymi krajami gotowymi na podniesienie się w pęt bandytyzmu finansjery? Możemy dać temu radę jako wolni ludzie. To jest do zrobienia.
Przecież miliony godzin przegadanych we wszystkich tych mądrych audycjach mają właśnie na celu przekonanie nas o tym, że wszelkie sprawy polityczne są tak niewyobrażalnie skomplikowane i poplątane, że zwykli ludzi nie mają innego wyjścia jak zaufać tej bandzie ekspertów. Prawda zaś jest inna: Jeśli Polska jest nam droga i chcemy jej Dobra, to weźmy się do dzieła! Czyżbyśmy uważali, że polityka to brudna dziedzina? A dlaczego daliśmy sobie to wmówić. Jest dokładnie na odwrót – POLITYKA TO TROSKA O DOBRO WSPÓLNE. Innych definicji nie ma! Więc nie wymawiajmy się od trudu tej troski, a kochani pasterze Kościoła niech nie mówią, że Kościół nie będzie się zajmował polityką. Powinien się zajmować i to z całą mocą! Oczywiście, że nie chodzi tu o bezpośrednie wchodzenie w struktury polityczne. Trzeba natomiast przypominać, upominać i pomagać! I nie mówić, że jako Kościół nie będziemy się zajmowali troską o dobro wspólne!
Jeszcze jedno: Gdy prezydent beształ bp Płockiego w Kościele Św. Krzyża w dniu 11 listopada 2010 roku, to, przepraszam, jeśli działo się to w zakrystii, czy w jakimkolwiek obszarze świątyni, to jeśli byli przy tym świadkowie, to dlaczego nikt nie zaprotestował mówiąc, NON POSSUMUS! Nie wolno w tak butny sposób ingerować w sprawy kościelne i obrażać osobę duchowną! Na drugi dzień WSZYSCY biskupi powinni stanąć murem w zdecydowanej obronie biskupa Płockiego. Od kiedy wolno tak zachowywać się w stosunku do kapłana! To ja, zwykły wierny, mam o tym przypominać?

Naprawa Rzeczpospolitej jest w zasięgu ręki.

Co, nierealne, naiwne, nie z tej ziemi? Jeśli tak, to właśnie jest ten nasz problem.

 

Za: http://solidarni2010.pl/n,2427,13,jamci-nasz-prawdziwy-problem.html

Nadesłał: Jacek