Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
W miniony weekend rządzący naszym państwem „liberałowie” z Platformy Obywatelskiej oraz politycy szczebla samorządowego postanowili wypowiedzieć otwartą wojnę handlarzom tzw. dopalaczami. W bój wysłano służby Głównego Inspektoratu Sanitarnego, policję i straż miejską. Niemal w całym kraju przeprowadzono naloty na sklepiki, które w swoim asortymencie mieli środki sprzedawane jako „produkty kolekcjonerskie”, a powszechnie zwane dopalaczami. W wyniku weekendowej akcji zamknięto i zaplombowano około tysiąca sklepików. Warto podkreślić, że w tą walkę zaangażował się nawet sam premier, który publicznie zadeklarował działanie organów państwowych nawet na granicy prawa, aby osiągnąć założony cel jakim jest delegalizacja dopalaczy. 

Pretekstem do podjęcia tak radykalnych kroków przez „liberalny” rząd oraz zaangażowania się w walką z handlarzami dopalaczami parlamentarzystów wszystkich opcji oraz samorządowców stały się medialne doniesienia na temat kolejnych zatruć nastolatków i osób dorosłych, których źródłem miały być dopalacze. Nie jestem specjalistą w dziedzinie chemii czy biologii, a więc nie będę wypowiadał się na temat szkodliwości tzw. „produktów kolekcjonerskich”, ale warto podkreślić, że choć dopalacze dostępne są w wielu państwach europejskich od wielu lat, a i w Polsce nie są żadną nowością, żaden specjalista nie przedstawił jak dotąd żadnej naukowej analizy potwierdzającej ich szkodliwą działalność dla organizmu człowieka, co oczywiście nie wyklucza, że nie są one szkodliwe. Po serii artykułów o zatruciach młodych osób w skutek spożycia dopalaczy media poinformowały o dwóch zgonach spowodowanych prawdopodobnie działaniem tych produktów. Piszę prawdopodobnie, gdyż póki co brakuje oficjalnego potwierdzenia faktu, iż obie ofiary zmarły na skutek zatrucia dopalaczami.

Temat dopalaczy od ponad tygodnia nie schodzi z pierwszych stron gazet i czołówek telewizyjnych oraz radiowych programów informacyjnych. Ruszają akcje informacyjno reklamowe dotyczące szkodliwości dopalaczy, w które angażowane są autorytety sportowe. Podsumowując o dopalaczach mówi dziś niemal cała Polska.

Warto zastanowić się dlaczego właśnie teraz rząd wypowiedział wojnę handlarzom dopalaczom oraz czy jest to działanie słuszne. Jak powszechnie wiadomo punkty handlowe oferujące tzw. „produkty kolekcjonerskie” pojawiły się w Polsce już kilka lat temu, a ich klientami byli nie tylko nastolatkowi, ale także studenci, czyli osoby dorosłe. Jednak żadnemu politykowi nie przyszło wówczas do głowy, aby zdelegalizować popularne dopalacze. Produkty te nie stały się obiektem zainteresowań służb sanitarnych ani ministerstwa zdrowia, ani tym bardziej premiera czy prezydenta kraju. Nikt nie wpadł na pomysł, aby przebadać te produkty, sprawdzić ich stan i ustalić w jakim stopniu mają negatywny wpływ na zdrowie ludzi, a przecież nie było to trudne ( wystarczyło przecież zakupić kilka takich produktów i zbadać ich skład ). Trudno więc dziś nie odnieść wrażenia, że cała ta awantura z dopalaczami, która przybrała rozmiar paranoi ma podłoże czysto polityczne. Wielkimi krokami zbliżają się wybory samorządowe, a więc politycy szczebla lokalnego wychodząc naprzeciw oczekiwaniom społecznym zaczynają prześcigać się w rzucaniu pomysłami w jaki sposób zakazać handlu dopalaczami, a rzekomo liberalna partia rządząca w skuteczny sposób odwraca uwagę opinii publicznej od spraw naprawdę dla nas ważnych, a mianowicie od tragicznego stanu finansów publicznych. Do niedawna minister finansów zapewniał, że nasz deficyt nie przekroczy w tym roku 60 miliardów złotych, a szybko okazało się, że nie tylko przekroczy, ale nie jest pewne czy nie przekroczy ogromnej kwoty 100 miliardów złotych. W minionym tygodniu, który upłynął właśnie pod hasłem walki z dopalaczami zadłużenie państwa wzrosło o kolejne 8 miliardów złotych. Jednak ani politycy, ani dziennikarze nie biją na alarm, gdyż zajęci są poprawianiem swojej nadwątlonej popularności walcząc z dopalaczami. Nie dziwi mnie więc, że właśnie teraz rząd z premierem na czele wspieranym przez prezydenta oraz opozycję i polityków samorządowych rozpoczął batalię z handlarzami dopalaczami.

Osobiście zgadzam się ze stwierdzeniem „króla dopalaczy”, czyli właściciela sieci sklepików sprzedających dopalacze, że klienci jego sklepów „to debile” ( cyt. za „Dziennik Polska The Times” ), bo któż normalny kupuje coś co producent nazywa „produktem kolekcjonerskim” z zastrzeżeniem, ze nie jest on przeznaczony do spożycia i je spożywa ? I o ile za sprzedaż tych produktów osobom nieletnim należy surowo karać o tyle karanie za sprzedaż dorosłym ludziom, którzy dobrowolnie kupują i spożywają te produkty jest już objawem zamordyzmu państwa. Prawo nie może stać w sprzeczności z zasadą „Volenti non fit iniuria - chcącemu nie dzieje się krzywda”. Jeśli dorosły człowiek chce spożywać dopalacze to nikt nie powinien mu tego zabraniać, podobnie jak nie zabrania się sprzedaży denaturatu, alkoholu czy papierosów, które mają przecież bardzo szkodliwy wpływ na zdrowie człowieka. Podobnie żadnemu z polityków nie przyszło do głowy, aby zakazać handlu samochodami, a przecież jazda samochodem również wiąże się z ryzykiem utraty życia i zdrowia. Zamiast prób delegalizacji dopalaczy rządzący powinni uściślić przepisy tak, aby wyeliminować możliwość ich sprzedaży osobom nieletnim, a jednocześnie opodatkować handel nimi i umożliwić legalny zakup wszystkim  osobom pełnoletnim. W przeciwnym wypadku politycy doprowadzą do sytuacji, w której handel dopalaczami stanie się domeną kolejnych mafii na zasadach podobnych do handlu narkotykami. I wówczas na walkę z dopalaczami będą się zrzucać wszyscy podatnicy podobnie z resztą jak na ewentualne leczenie osób, które uległy zatruciu dopalaczami. Obecnie podatnicy zrzucają się na walkę z handlem narkotykami, a także na leczenie osób uzależnionych oraz najróżniejsze akcje uświadamiające. Czy nie prościej i korzystniej dla państwa byłoby zalegalizować narkotyki, co rozwiązałoby problem istnienia mafii narkotykowych, a wpływy z podatków od handlu tymi substancjami pokrywały jednocześnie koszty funkcjonowania ośrodków dla narkomanów oraz koszty ich leczenia, a w związku z tym więcej naszych pieniędzy zabieranych na służbę zdrowia mogłoby być przeznaczonych na leczenie nas i naszych bliskich. Przecież powszechnie wiadomo, że zakazany owoc smakuje najlepiej zwłaszcza, gdy dzięki temu zajęcie i zyski mają różne grupy : mafie narkotykowe, dilerzy, przeróżni specjaliści do walki z narkomanią, marketingowcy przygotowujący akcje propagandowe, itd.

Paweł Lesiak

Za: http://prostowoczy.blog.onet.pl/