Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Tomasz Cukiernik
Ekipa premiera Donalda Tuska półśrodkami próbuje odwlec w czasie kryzys finansów publicznych, nie dokonując żadnych refom, które są natychmiastowo konieczne. Jednocześnie politycy prą w kierunku strefy euro, uczestnictwo w której może znacznie zachwiać państwowymi finansami.

Najpierw w 2009 roku z budżetu wyłączono środki europejskie, tworząc tzw. budżet środków europejskich, skutkiem czego deficyt tej części budżetu, który w 2011 roku wyniesie 15,4 mld zł, nie jest wliczany do deficytu budżetu państwa. Potem do długu publicznego postanowiono nie włączać finansów Krajowego Funduszu Drogowego (ponad 20 mld zł długu) i Ministerstwo Infrastruktury myśli teraz, by przekształcić go w spółkę. Ostatnio natomiast premier Donald Tusk wywalczył w Brukseli, że do oficjalnego liczenia deficytu i długu publicznego nie będą brane pod uwagę pieniądze ulokowane w Otwartych Funduszach Emerytalnych. Koszty OFE szacowane są na około 1,8 proc. PKB, a udział OFE w zadłużeniu wynosi około 13 proc. Wszystkie te działania mają jeden cel: odwleczenie w czasie reform finansów publicznych i umożliwienie dalszego zadłużania polskich podatników w tempie ekspresowym. Poprzez księgowe manipulacje, mimo że państwo jest nadal chore, to w statystykach wychodzi, że nie jest tak źle. Władze boją się tych koniecznych i to w jak najbliższym czasie reform z dwóch powodów. Po pierwsze, obawiają się wybuchu niezadowolenia społecznego (przywileje dla różnych grup społecznych i lobbystycznych), co bezpośrednio przełożyłoby się na utratę poparcia wyborczego. Po drugie, reformy uderzyłyby w synekury, które obsadzone są przez partyjnych bonzów i inne kolesiostwo (państwowe agencje, fundusze i inne niepotrzebne urzędy). Pytanie brzmi: jakie kolejne sztuczki wprowadzi spółka Tusk-Rostowski, by nadal nie reformować kraju i utrzymywać szkodliwe status quo? Kiedy skończy im się ta szkodliwa inwencja?

Tak więc aby utrzymać aktualną sytuację i aby wszystko nie rozsypało się jak domek z kart zamiast reform mamy podnoszenie podatków i pomysły wprowadzania kolejnych. Ostatnio władze zabrały się za ulgi podatkowe. W listopadzie 2010 roku Ministerstwo Finansów poinformowało, że przy wsparciu Banku Światowego przygotowało pierwszy w Polsce raport na temat systemu preferencji podatkowych. Z zamieszczonych w nim szacunków wynika, że łączny „koszt” ulg podatkowych wynosi prawie 4,9 proc. PKB, a w 2009 roku w wyniku stosowania różnego rodzaju ulg podatkowych wpływy budżetu państwa i budżetów samorządów były mniejsze o prawie 66 mld zł. Autorzy raportu wyliczyli, że ulg podatkowych w Polsce jest aż 402 w podatkach państwowych i 71 w daninach samorządowych. Ministerstwo Finansów planuje coroczne przygotowywanie takiego raportu. Cel jest oczywisty: stopniowa likwidacja ulg podatkowych, aby jeszcze bardziej przykręcić śrubę fiskalną i drenować kieszenie Polaków.

Jak wyliczył dr Zbigniew Kuźmiuk, ekonomista i radny sejmiku mazowieckiego z PiS, wcześniej europarlamentarzysta, gdyby Polska była teraz w strefie euro, to na Europejski Program Stabilizacyjny musiałaby wyłożyć 28 mld euro! Ta gigantyczna kwota porównywalna do rocznego wpływu z podatku VAT, zwiększyłaby przyszłoroczny deficyt budżetowy o około 150 proc.! Ten fakt zdaniem Kuźmiuka ostudził zapały ekipy Tuska, w sprawie wprowadzenia euro. Jednak sam premier nie potwierdza tych spostrzeżeń. – Lepiej nawet ryzykować, że trzeba będzie coś wyłożyć, ale być w tej grupie państw mimo wszystko najbogatszych w tej części świata i liczyć na ich pomoc, jeśli odpukać u nas coś nie będzie grało – stwierdził Tusk podczas pobytu w Brukseli. Mało tego, premier myśli nawet o tym, by Polska dobrowolnie już teraz wspierała potrzebujące pomocy kraje strefy euro! I gdzie tu konsekwencja w kwestii niedopuszczenia do przekroczenia progu zadłużenia powyżej 55 proc. PKB? A w kierunku wprowadzenia euro prze także prezydent Bronisław Komorowski.

Z kolei Waldemar Pawlak, wicepremier i minister gospodarki, powiedział, że w dobie kryzysu złoty jest dla Polski bezpieczniejszą walutą niż euro i jego zdaniem nie należy się spieszyć z przyjmowaniem przez Polskę wspólnej waluty. Jak poinformował „Puls Biznesu”, Jacek Rostowski, minister finansów, powiedział, że droga Polski do strefy euro jest „dość daleka”, gdyż najpierw należy wyjść z procedury nadmiernego deficytu. Według ministra Rostowskiego, rząd przewiduje, że stanie się to najpóźniej w 2013 roku i podkreślił, iż następnym krokiem ku wejściu do strefy euro będzie ustabilizowanie systemu finansów publicznych. Co ciekawe, ostatnio Rostowski słusznie opowiedział się za obniżeniem progów ostrożnościowych, gdyż, jego zdaniem uchroniłoby to Polskę przed dalszym zadłużaniem się w sytuacji, gdy po decyzji Brukseli w sprawie OFE znowu będziemy mieli na papierze mniejszy dług publiczny.

Polskie władze dążą do euro, ale inne kraje myślą bardziej realistycznie i zgodnie z interesem narodowym. Jak słusznie zauważył Marcin Piasecki, zastępca redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Prawnej”, u Słowaków widać rozgoryczenie uczestnictwem w unii walutowej. Wejście do strefy euro kosztowało ich mnóstwo wysiłku, musieli spełnić kryteria z Maastricht, zdyscyplinować finanse publiczne. W nagrodę weszli do klubu państw-oszustów, które tychże kryteriów nie przestrzegają! Na dodatek zmuszani są do uczestniczenia w mechanizmach pomocowych, które mają ratować bankrutujące państwa, na dodatek bogatsze od Słowacji. Dlatego zdaniem Ryszarda Sulika, przewodniczącego słowackiej Rady Narodowej, kraj powinien być przygotowany do opuszczenia strefy euro i powrotu do korony, jeśli kryzys zadłużenia ogarnie dalsze kraje, mimo tego że byłoby to kosztowne posunięcie.

Z kolei Wacław Klaus, prezydent Czech, wraz z kierownictwem Czeskiego Banku Narodowego proponują, aby tamtejszy rząd wynegocjował z Brukselą rezygnację z przyjęcia euro u naszych południowych sąsiadów. Politycy uważają, że aktualnie nastąpił dogodny termin na takie rozmowy, gdyż właśnie renegocjowany będzie traktat lizboński. Natomiast bułgarski rząd mimo że krytykuje Eurokołchoz za działania w walce z kryzysem, to zapowiada, że Bułgaria wciąż chce dołączyć do strefy euro.

Polska, przystępując do Unii Europejskiej, zobowiązała się, że przyjmie euro. Jednak nie jest powiedziane, kiedy ma to nastąpić. W związku z tym najlepiej podać datę, na przykład 1 stycznia 2639 roku i sprawa załatwiona. Niestety aktualna ekipa rządząca nie ma odwagi ani prezydenta Wacława Klausa ani Iwety Radičovej, premier Słowacji, która postawiła się Brukseli w sprawie pomocy dla Grecji. Dla większości polskich polityków interes Eurokochłozu jest interesem nadrzędnym wobec interesu Polski, co widać w każdym ich postępowaniu, jak choćby ostatniej propozycji prezydenta Bronisława Komorowskiego, by do polskiej Konstytucji wpisać rozdział o członkostwie Polski w UE, a także uregulowania dotyczące NBP, które dotyczą ewentualnego przyjęcia euro.

Niniejszy komentarz został opublikowany w 1 numerze miesięcznika “Opcja na Prawo” z 2011 r.

Za: http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/komentarze-wolnorynkowe/polsrodki-nie-sa-lekarstwem/