Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 
14 listopada TVP1 pokazała amerykańską produkcję „Król Artur”. Jako zadeklarowany monarchista oraz fascynat wiekopomnej epoki Średniowiecza przygotowałem się na wieczorny seans. Jednak już po paru minutach zorientowałem się, że film ten niewiele ma wspólnego ze słynnymi legendami arturiańskimi, a jest raczej elementem hollywoodzkiej antychrześcijańskiej propagandy.

fot. Król Artur według różowych standardów?

Już od pierwszych scen daje się poznać niechęć twórców filmu do Kościoła Katolickiego. Jeden z bohaterów, biskup Germanius ma bowiem bardzo nieprzyjemne – w porównaniu z innymi bohaterami – rysy twarzy, a z obycia jest gburowaty i wywyższa się przed innymi. Rycerze króla Artura są zaś poganami (jeden z nich mówi Arturowi „Nie będę giną za twojego Boga”). Król Artur z kolei niby jest chrześcijaninem, ale bardziej ówczesnym „chadekiem” niż gorliwym, średniowiecznym tradycjonalistą.
Rycerze, po piętnastu latach służby Rzymianom mają otrzymać wolność. Wtem wkracza do akcji „klareofaszysta” biskup Germanius i nakazuje im wypełnienie ostatniej misji – mają ewakuować z terenów zajętych przez Sasów ulubionego papieskiego chrześniaka, potencjalnego przyszłego Biskupa Rzymu – Alecta i jego rodzinę. Gdy Artur ze swoją świta docierają do miejsca ich zamieszkania, ci odmawiają posłuszeństwa. Po rozmowie z wieśniakami Artur odkrywa, że Rzymska rodzina gnębi swoich chłopów (to ci heca!, dzisiaj nazwalibyśmy ich „kapitalistycznymi wyzyskiwaczami klasy robotniczo-chłopskiej”). Potem król wchodzi do ukrytej kaplicy gdzie znajduje… uwaga… Xiędza składającego Bogu ofiary z ludzi! No, to dopiero szczyt finezji! Nawet Urban (tfu, tfu) by się tego nie powstydził! W kaplicy oprócz półżywych kobiet, dzieci i starców mamy także kilkanaście trupów. No, mroki średniowiecza w pełnej krasie!

Dalej mamy nudną, jak flaki z olejem, akcję dążącą do „happy endu” – ślubu Artura z Ginewrą (uratowaną z rąk owego xiędza). Film stanowczo odradzam nie tylko prawicowcom, ponieważ ma on wyraz jawnie antykonserwatywny, ale także innym, apolitycznym widzom, albowiem jest on najzwyczajniej w świecie nużący. A tym, którzy chcieliby obejrzeć porządne, nieskażone duchem pokolenia ’68 kino o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu, polecam produkcje „Rycerze Okrągłego Stołu” (USA, 1953, reż. Richard Thorpe) oraz nakręcony w konwencji musicalu „Camelot” (USA, 1967, reż. Joshua Logan).

Piotr Pętlicki

"King Arthur" (2004); reż. Antoine Fuqua; produkcja: Irlandia, USA, Wielka Brytania

Za: http://www.konserwatyzm.pl/publicystyka.php/Artykul/4445/