Ocena użytkowników: 1 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Marek Stefan Szmidt  Katedra Etyki Cywilizacji Łacińskiej zaprasza na analizę przyczyn rozbicia społeczeństwa polskiego, będącą skutkiem panującego i podsycanego przez rządzących zjawiska gnozy politycznej. Tematem szkicu jest także obecność "Kreta" w Ruchu Narodowym.
 

Motto:

Wroga, zagrażającego Cywilizacji, Państwu, Narodowi, czy Rodzinie można nawet zabić (V Przykazanie, to w oryginale hebrajskim: Nie będziesz mordował), ale Osobę błądzącą zawraca się na „dobrą drogę”… A to ogromna różnica.

    W poprzednim szkicu, pod tytułem „Czy Józef Piłsudski otrzymał władzę zgodnie z Legalizmem etycznym”, omawiałem problem łamania zasad Cywilizacji Łacińskiej przez Osoby publiczne działające „w dobrej wierze” i źle zrozumianym interesie narodowym, gdyż jak inaczej oceniać działania Arcybiskupa Aleksandra Kakowskiego, który zrzekł się – cywilizacyjnie i faktycznie - posiadanej de iure władzy Interrexa nieistniejącego od 1794 roku, a więc od momentu przegranej wojny z Rosją, Królestwa Polskiego, na rzecz objęcia prezydencji tworu cesarzy niemieckich, jakim było – marionetkowe i nielegalne etycznie – Königreich Polen (o którym nawet nie wspomina poważna Encyclopaedia Britannica).

    Opisawszy zjawiska, zajmę się – poniżej – ich skutkami i reperkusjami, które rzutują na całą historię Polski od 1916 roku, po dzień dzisiejszy, będąc bezpośrednią przyczyną tak niekorzystnych cywilizacyjnie zjawisk, jak np. „wojna polsko-polska”.

     Dość częstym pytaniem, zadawanym przez Osoby żyjące we współczesnej formie Państwowości Polskiej jest to, dlaczego w społeczeństwie nie można osiągnąć jedności politycznej, prowadzącej do naprawy – widocznych – nieprawidłowości w funkcjonowaniu państwa, a przede wszystkim: zakończenia zgubnej wojny, jaką (pozornie) prowadzą środowiska post-solidarnościowe, przy użyciu metod całkowicie obcych etyce Cywilizacji Łacińskiej - w postaci oszczerstw, insynuacji oraz wzajemnego szpiegowania i denuncjacji. Właśnie denuncjacja, a więc zjawisko z gatunku najpodlejszych, stosowana jako narzędzie uprawiania polityki w demokratycznym państwie prawa, jest jedynym źródłem informacji, jakie posiadają Obywatele o nadużyciach władzy (jak eufemistycznie nazwałem pospolite złodziejstwo). Na marginesie pozostaje zawsze otwarte pytanie: Co jeszcze zostało zdefraudowane, a czego nie ujawniono, jedynie w obawie o kontr-działania bandy konkurencyjnej.

     Antycywilizacyjna rola tych metod polega na przyzwyczajaniu Obywateli do codzienności występowania i pozornej zwyczajności (naturalności) takich działań, wciągając resztę społeczeństwa na orbitę zepsucia elit politycznych, wywołując – u Osób mniej odpornych na Zło – poczucie podziwu z osiągnięć na polu gromadzenia środków materialnych i zazdrości dla pozycji, która umożliwia bezkarną – w istocie – kradzież mienia publicznego. Antycywilizacyjne dno, osiąga społeczeństwo w przypadkach chęci naśladownictwa tak owocnych karier, jak niesławnego Nazwiska posła, zasłaniającego własne kombinacyjki B*giem, Honorem i Ojczyzną.

     Zjawisko, omawiane w akapicie powyżej, potęgowane jest jeszcze przez tolerowaną w demokratycznym państwie prawa zmowę post-komunistycznych właścicieli byłego majątku narodowego, czyli tak zwanych „środków produkcji” oraz banków, zawłaszczonych procederem Grubej Kreski, utrzymujących niespotykanie niską w Europie dynamikę płac. Niskie płace oraz edukacja oferowana przez istne fabryki magistrów, po których Absolwent posiada kwalifikacje pomywacza talerzy w Wielkiej Brytanii, sprzyjają zjawisku szukania wyższych zarobków w tak zwanej „polityce”, zapełnionej kreaturami dosłownie szarpiącymi „ostatnie sukna” zdobyte przez tę formę państwowości grabieżą przymusu podatkowego, przekraczającą 80% dochodu przeciętnego Obywatela.

     Przyczyny „wiecznej wojny” toczonej przez stronnictwa polityczne, okupującego pojałtański kadłubek Ziem zrabowanych Rzeczypospolitej demokratycznego państwa prawa, leżą głęboko pogrzebane pyłem Historii, sięgającej korzeniami czasów przed-historycznych, a sformułowane – czego nie uczy współczesna edukacja – w Mezopotamii, dopiero przed końcem okresu zwanego Antykiem.

     Doktryna filozoficzna Babilończyka Maniego (Manesa, lub Manicheusza) – bo o niej mowa - powstała w III wieku naszej ery, a uznana -  w aspekcie teologicznym - przez Kościół za herezję, wcale nie zakończyła swojej „kariery” w czternastowiecznych Chinach, gdzie jej – nielicznych już – wyznawców spotkał jeszcze Wenecjanin Marco Polo w czasie swoich podróży po Azji, w latach 1271-1295.

     Błędy teologiczne Manicheizmu szeroko opisał święty Augustyn, w dziełach: „De moribus ecclesiae catholicae et de moribus Manichaeorum”; „De libero arbitrio”; „De vera religione”; „Contra Faustum Manichaeum”, zdobywszy wpierw konieczne dla każdej poważnej krytyki doświadczenie, przez dziewięć lat przynależności do tej sekty, a którego budujące dzieło o słabości Osoby ludzkiej, pod tytułem „Confessiones” (Wyznania) serdecznie polecam Czytelnikowi zainteresowanemu rozwojem, a raczej poprawą kondycji duchowej i wyboistą drogą ku Prawdzie oraz pragnącemu poznać dwa wzajemnie przenikające się państwa, B*że i ziemskie:

               „Może ktoś z Twoich sług, moich braci, uzna to za grzech, że mając już całe serce wypełnione Twoim posłannictwem zgodziłem się choćby przez chwilę zasiadać na katedrze kłamstwa. Ale Ty, Panie najmiłosierniejszy, czyż i tego grzechu - razem ze wszystkimi innymi, straszliwymi i śmiertelnymi - nie przebaczyłeś mi i nie odpuściłeś, gdy mnie święta woda chrztu obmyła?św. Augustyn „Wyznania”, Ks. IX. 2.

     W wymiarze filozoficznym, Manicheizm jest doktryną znacznie starszą, gdyż pochodzącą od Zoroastryzmu, religii monoteistycznej powstałej w Persji około XIII wieku p.n.e., a wywodzącej się z pierwotnych wierzeń Indo-Europejczyków, zakładających istnienie nierozłącznej pary sił nadprzyrodzonych, walczących nieustannie o władzę nad światem, a będących personifikacją Dobra i Zła.

     Ślady Manicheizmu, a raczej zoroasterycznego podziału w polityce Polskiej, można doszukać się od jej zarania, lecz dotyczyły one zwykle zrzeszeń zagrażających egzystencji państwa: na przykład do tych Złych zaliczamy Krzyżaków, a do tych Dobrych Juranda ze Spychowa – i jest to podział naturalny, zgodny z rozwojem cywilizacyjnym.

     Manicheizm zaczyna być jednak niebezpiecznym dla zrzeszeń państwowych, a szczególnie już dla narodowych wtedy, gdy tworzy „linie podziału” wewnątrz tych organizmów, dzieląc je „murem” wrogości politycznych, religijnych, majątkowych, kulturowych, etc., etc., etc.

     Zrzeszenia poddane takiej obróbce, - w której specjalizuje się pojałtańskie, demokratyczne państwo prawa rozsiadłe na kadłubku Ziem zagrabionych Rzeczypospolitej,  - tracą dotychczasową spójność wewnętrzną i kończą swój byt: narodowy, państwowy, cywilizacyjny jeżeli już nie krwawą wojną domową, to rozkładem wewnętrznym, terytorialnym… a nawet rodzinnym.

     Celowo użyłem w akapicie powyższym słowa „obróbce”, gdyż – jak łatwo zauważyć – Dualizm stał się narzędziem politycznym wszelkich systemów opresyjnych, znanym nie tylko w czasach świetności Imperium Romanorum, dzięki dewizie: Dziel i Rządź, ale i bardziej współcześnie.

     Metodę podziału Polaków na zażarcie zwalczające się stronnictwa polityczne, stosowały z powodzeniem rządy Rosji i Prus: na przykład w wieku XVIII, przekupując „na potęgę” posłów na sejmy (tropizm do mamony jest także plagą sejmowiska przy ulicy Wiejskiej) i „budując” w ten sposób „własne” stronnictwa polityczne. Kosztowało to jednak ogromne pieniądze, a wierności tak zdobytej „klienteli” ich mocodawcy mogli być pewni tylko poprzez stałe „dostawy” złota i… pochlebstw. Na marginesie watro dodać, iż mocarstwa ościenne, mające na celu osłabienie i ponowne rozczłonkowanie Polski, wyciągnęły z tego doświadczenia wnioski na przyszłość, stosując obecnie znacznie tańszą dla ich budżetów metodę „haków”: przy pomocy mikrofilmów akt SB, znajdujących się w Berlinie, Moskwie i Waszyngtonie oraz skrupulatnej rejestracji „grzeszków”, jakich dopuszczają się dzisiejsze elity polityczne, na majątku zagrabionym Obywatelom, przez przymus fiskalny, prywatyzacje, etc., …

     Drastyczny i nieodwracalny - jak dotąd - podział polityczny w zrzeszeniu państwowym i narodowym, jakie nazywam Polakami, a dokonany metodą Dualizmu Maniego zainicjowały w XX-wieku Niemcy (Austria była tutaj tylko wykonawcą woli Cesarstwa Niemiec), deklaracją „niepodległości” Królestwa Polskiego, opublikowaną w dniu 5 listopada 1916 roku: 

     Deklaracja powyższa, będąca aktem prawa narzuconego, a więc sprzecznego z etyką Cywilizacji Łacińskiej, przyjętej – wolną wolą pokoleń wstępnych - jako regulatora stosunków w Państwie Polskim, decyzją prawowitego władcy: Mieszka I poprzez Chrzest roku 966, nie miała za cel tylko wyłudzenie - z ziem zrabowanych Rzeczypospolitej – Rekruta dla wykrwawiających się armii Trójprzymierza, lecz i jednoczesne osłabienie zrzeszeń zawsze skorych do nieposłuszeństwa i ewentualnych Powstań przeciwko władzy zaborczej.

     Deklaracja „cesarzy”, będąca efektem Konferencji w Pszczynie pozostałaby bez większego echa, gdyby nie zaangażowanie polityczne środowisk i Osób, które trudno posądzać o jakiekolwiek złe intencje, a więc hr. Józefa Ostrowskiego, X. Zdzisława Lubomirskiego i X. Abp. Aleksandra Kakowskiego, co powinno być ostrzeżeniem dla wszystkich Osób zajmujących się polityką, a zwłaszcza już przeciwstawiających się systemom totalitarnym.

 


 

 

 Część Druga

     Uczestnictwo w Radzie Regencyjnej Osób szlachetnych i najszczerszych Patriotów, dążących do odzyskania przez Polskę bytu państwowego, nie uchroniło od powstania pierwszego, znaczącego podziału politycznego, jaki nastąpił w zrzeszeniach zamieszkujących ziemie zrabowane Rzeczypospolitej, które w dużej części – kierując się poczuciem etyki Cywilizacji Łacińskiej - odrzuciły autorytet Rady, jako władzy narzuconej przez zaborców.

     Podobnie, przekazanie władzy przez Radę Regencyjną, w dniu 11. Listopada 1918 roku, powracającemu z niewoli niemieckiej Józefowi Piłsudskiemu, pogłębiło podziały w zrzeszeniach, od „tylko” politycznych, do poziomu cywilizacyjnego.

     W wyniku niezadowolenia części społeczeństwa, która – słusznie - uznała Radę Regencyjną za twór obcy, a nominację Józefa Piłsudskiego za narzuconą przez nieprzyjazne Polsce Niemcy, dotychczas dosyć spójne - w dążeniu do niepodległości, - zrzeszenie poczuwających się do więzi z Państwowością Polską (głównie arystokracja i szlachta, z których powstała nowa warstwa społeczna: inteligencja twórcza i utrzymująca się z pracy najemnej) zostało spolaryzowane na zaciekle broniące swoich partykularnych racji partie polityczne, do których dołączyło obudzone z letargu politycznego i do świadomości bycia Polakami, a nie tylko tutejszymi, Włościaństwo (tradycyjnie broniące własnego, wąskiego interesu gospodarskiego).

     Do głosu, a raczej wrzasków w tym – nagle powstałym - wielogłosie, dołączyła także warstwa robotników przemysłowych, rekrutujących się w przeważającej części z bezrolnej biedoty wiejskiej, łatwo podatnych na agitację socjaldemokratyczną, lub wręcz komunistyczną, czerpiącą natchnienie i wzorce ze zbrodni świeżo wyklutego systemu sowieckiego, obiecującego ułudę – jak wiele ideologii od czasów Oświecenia – osiągnięcia szczęścia doczesnego.

     W wyniku tych przemian rozpoczęła się, trwająca po dzień dzisiejszy, a zgubna dla Państwowości Polskiej i przyszłości Rzeczypospolitej, zaciekła walka frakcyj i koterii, z których każda uważa się za tych Dobrych, a swoich już nie przeciwników politycznych a wrogów: za tych Złych.

     Warto, na marginesie zaznaczyć, iż przeciwnik polityczny to kategoria Osób, które zwalcza się metodami politycznymi, lecz można z nimi zawierać wszelkie - korzystne dla obydwu Stron – porozumienia. Natomiast wróg, to jednoznacznie grupa, już nie Osób, lecz atawistycznych przeciwników, których zwalcza się do „ostatniej kropli”…

     Pierwszym przejawem zwycięstwa polityki niemieckiej, stosującej Dualizm Maniego wobec nowopowstającego organizmu Państwa Polskiego, było takie osłabienie cywilizacyjne narzuconymi przez Radę Regencyjną rządami Józefa Piłsudskiego, iż – w wyniku wzajemnego szczucia na siebie stronnictw politycznych - doszło w do morderstwa na Osobie wybranego demokratycznie Prezydenta Rzeczypospolitej: Gabriela Narutowicza.  Paradoksalnie: Narutowicz, – zamordowany w dniu 16. grudnia AD 1922 -  który był Wolnym Mularzem zginął z ręki członka organizacji, będącej spadkobiercą ideowym Ligi Polskiej (Polska Lyga) założonej przez Wolnomularstwo Narodowe.

     Cywilizacyjna równia pochyła, pogłębiająca podziały na tych Dobrych oraz na tych Złych, zwalczających się zażarcie nawzajem, trwała przez całe Dwudziestolecie, podsycana z jednej strony gospodarskim, czyli autorytarnym, sposobem sprawowania władzy przez Józefa Piłsudskiego i jego zaplecza kadrowego, znajdując kulminację w Berezie Kartuskiej, z drugiej zaś histerycznymi atakami przeciwników sanacji, nie kończąc się nawet wraz z wybuchem II Wojny Światowej i – wymagającym jedności - zagrożeniem istnienia państwa, coraz bardziej eskalując w manichejskim podziale My-Oni.

     My-Oni. My z AK – Oni z AL.; My z AL – Oni z NSZ: Dobrzy przeciwko Złym, nieważne z jakiej perspektywy – zawsze My, to ci Dobrzy, a Oni, to ci Źli. Manichejskie, heretyckie, zwalczane przez Kościół od zarania podziały, usprawiedliwiają już nie tylko niechęć polityczną, brak szacunku i wrogość, ale przeradzają się w Mord; najgorszy ze wszystkich, bo na Bracie mówiącym tym samym językiem… na Bliźnim…

     Okupant sowiecki doskonale zna tę zasadę i „wzbogaca” ją o element bolszewicki, pytanie: Кто это? (Kto to). Крестьянин? (Chłop). Dobrze, resztę rozstrzelać…

     Pytanie: Kto, stanowić będzie przez następne lata podstawowy wyznacznik „pozycji jednostki w społeczeństwie socjalistycznym”. Każda ankieta personalna w czasach komuny, zawierała rubrykę: pochodzenie społeczne. Dobre pochodzenie było premiowane punktami. Złe, oznaczało brak perspektyw… Zawsze w takich rubrykach pisałem: arystokratyczne, ale chyba Mi nie dowierzano…

Lata PRL to kolejny proces rozwarstwienia zrzeszeń zamieszkujących ziemie zrabowane Rzeczypospolitej: pierwszym z nich są „nowe” granice państwowe, obmyślone już za caratu, aby odizolować ziemie Korony od ziem Rusinów i skłócić do reszty Polaków z Niemcami, z którymi od czasów Obrony Głogowa w roku 1109 do powstania agresywnego Królestwa Prus w roku 1701, Korona Polska nie miała poważniejszych zatargów politycznych (sześćset lat!). Krzyżacy to odrębna kategoria.

     Bolszewicy, którzy przejęli władzę nad pojałtańskim kadłubkiem Rzeczypospolitej w roku 1945, doskonale rozumieją sens podziałów My-Oni. Na samym początku swoich rządów w PRL, całą „wierchówkę” państwa, a zwłaszcza aparatu przemocy, obsadzają nie rdzennymi Rosjanami, lecz znającymi język Polski komunistami, bezbożnikami i bezpaństwowcami, dla których jedyną ojczyzną jest związek sowiecki. Tworzą tym pierwszy podział w „nowej rzeczywistości”: My-Polacy – Oni-Żydokomuna, sami pozostając na uboczu tego konfliktu, aż do roku 1968, gdy „wyjdą z cienia”, jako Prawdziwi Polacy, aby – na kolejne lata „dobrego fartu” – opanować „niepokoje społeczne”…

     Określenie „Żydokomuna” pokutuje po dziś dzień w terminologii politycznej i Nikt, z tylu obecnych w przestrzeni publicznej Autorytetów moralnych, czy choćby tylko językowych, nie ośmielił się dotychczas nawet pisnąć, iż termin ten zawiera w sobie sprzeczność nie do pogodzenia, a wiec nie może oddawać rzeczywistości.

     Albowiem, określenie (nazwa własna) Żyd, jest w języku polskim zaprzeczeniem słowa komunizm.

     Le Juif – to francuskie słowo określające potomka plemienia Judy, a więc zaledwie jednego z dwunastu plemion Izraela; w polszczyźnie - wyznawcę Religii mojżeszowej, bez różnicowania jakiego nurtu współczesnego.

     Połączenie dość restrykcyjnej religijności, zawierającej 613 Przykazań i przywiązania do Kraju pochodzenia: Izraela, - gdzie już dwa razy wzniesiono Świątynię, - z bezbożnictwem, kosmopolityzmem i uwielbieniem do związku sowieckiego, jako „ojczyzny ideologicznej”, cechującymi komunizm – jest zabiegiem socjotechnicznym, mającym wywołać skojarzenie, poprzez neologizm: Żydokomuna, „wartości” politycznych komunizmu z określonym Narodem.

     Celem tej operacji socjotechnicznej, jest wytworzenie kolejnego podziału, według schematu Dualizmu Maniego: na My Dobrzy - Polacy – Oni Źli - Żydzi, celem antagonizowania grup etnicznych w zrzeszeniu poczuwającym się do bycia Polakami i Obywatelami. Powodem tych działań jest zaś odwrócenie uwagi od sowieckich, a więc „braterskich” mocodawców i inspiratorów represji jakie dotknęły Elity Niepodległościowe w latach czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego wieku.

     Przez cały czas trwania PRL, władze „kopały okopy” pomiędzy grupami zawodowymi oraz tak zwanymi „klasami społecznymi”, oddzielając dualistycznym murem My-Oni, robotników od inteligencji oraz chłopów od całej reszty, aby nie dopuścić do wytworzenia więzi wspólnotowych, czego najlepszym przykładem było rozpędzanie demonstracji studenckich, w roku 1968, przy pomocy uzbrojonych w pałki i „zaktywizowanych” w tym celu (wódka, prochy, pieniądze) robotników.

     Podział ten – anty-cywilizacyjny i anty-narodowy - pogłębia się nadal, w zrzeszeniach „etnicznie polskich”, a jego współczesna odmiana przybiera tragiczną dla Państwowości Polskiej formę My albo Oni, co zapowiada krwawy finał, znany z Powstań Narodowych XIX i XX wieku a zwłaszcza już,  że Młodzież - prawem Młodości, czyli „bez głowy” - prze do konfrontacji ulicznej z władzą, przygotowaną, wyposażoną i zdeterminowaną, aby protesty uliczne „wdeptać w asfalt”, a później – w ramach „uspokojenia nastrojów społecznych” – obwieścić reformę ustrojową, w postaci tragifarsy pod tytułem Magdalenka_Bis, gdzie „odda” władzę umiarkowanej prawicy narodowej, składającej się z pieczołowicie – na tę okazję – „hodowanej” opozycji liberalno-narodowej, głoszącej totalitarne hasła socjalistyczne, ale „z Matką Boską w klapie”.

     Myśl konserwatywna nie po raz pierwszy przestrzega przed takimi scenariuszami i apeluje aby nie wychodzić na ulice, gdyż nie przyjmuje się walki na warunkach wroga, a Osoby propagujące takie „warianty taktyczne” a chowające się później za plecami Manifestujących, są – zdaniem Konserwatyzmu – co najmniej nieszczere… Na marginesie tego akapitu muszę dodać, iż analiza opowiadań naocznych świadków oraz sfilmowanych fragmentów ostatniego Marszu Niepodległości, wykazuje obecność „Kreta”, lub „Kretów” wśród organizatorów Marszu, a może nawet w samym  kierownictwie RN, gdyż Straż Marszu – dowodnie – wpuszczała do kolumny marszowej zadymiarzy w kominiarkach, co stanowi rażącą sprzeczność wobec późniejszych deklaracji przywódców RN, odcinających się od wszelkich działań chuligańskich, bądź agresywnych!

     Konfrontacja zaś z anty-cywilizacyjnym systemem przywiślańskim, czyli pojałtańskim układem geo-politycznym, nastąpić może dopiero wtedy i dopiero być skuteczną, gdy przezwyciężone zostaną podziały wewnątrz zrzeszeń, dokonane metodą gnozy politycznej, czyli Dualizmem Maniego.

     Co oznacza w praktyce przezwyciężenie Dualizmu i „zasypanie okopów” dzielących już nie tylko zrzeszenia etniczne, ale nawet przyjaciół i Rodziny?

     Tylko praca nad Sobą samym, aby w Drugiej Osobie, która „żyje obok”, a jest częstokroć „inna politycznie”, czy nawet narodowościowo, lub kulturowo, zobaczyć Bliźniego, którego Katolicka Nauka Społeczna, będąca podstawą etyki Cywilizacji Łacińskiej, nakazuje – słowami Jezusa Chrystusa, przekazanymi przez Ewangelie – Kochać jak Siebie Samego; a jeżeli „kochanie to” przychodzi z trudem, co po dziesięcioleciach edukacji i indoktrynacji bolszewickiej jest zjawiskiem zrozumiałym, to przynajmniej nie uważać za śmiertelnego wroga, na zasadzie Ja - DobryOn - Zły.

     Podstawą etyki Cywilizacji Łacińskiej, obejmującej także Osoby niewierzące, lub innych Wyznań niechrześcijańskich, jest uznanie zasady, iż w kontaktach z drugą Osobą należy kierować się Wiarą, Nadzieją, Ufnością i Miłością, nie zapominając pod żadnym pretekstem, że jest Ona godna takiego podejścia: Szacunku dla Jej przekonań (politycznych, religijnych), odmienności etnicznej, politycznej, etc. i nawzajem – jako Osoba ludzka posiadam przyrodzone, poprzez Akt Stworzenia, prawo do takiego samego traktowania przez Osoby inne, niezależnie od liczebności i wielkości zrzeszenia (Rodzina, Plemię, Naród, Państwo, Cywilizacja), w jakie się skupiły.

     Jest to stanowisko całkowicie i nieprzypadkowo zgodne z Katechizmem Kościoła Katolickiego, który – zgodnie z nauczaniem Chrystusa - drugą Osobę ludzką definiuje  jako Bliźniego:

              „2196 Na pytanie, jakie jest pierwsze przykazanie, Jezus odpowiada: "Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych" (Mk 12, 29-31).

         Święty Paweł Apostoł przypomina o tym: "Kto... miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne - streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego! Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa" (Rz 13, 8-10) ”.

     Z uwagi na fakt, iż nie wszystkie Osoby, stanowiące zrzeszenie Polaków i Obywateli Rzeczypospolitej, wyznają Religię rzymsko-katolicką, co nie jest wyłącznym wyznacznikiem przynależności do kręgu Cywilizacji Łacińskiej, należy zaznaczyć, iż wypracowała ona mechanizmy kulturowe, pozwalające na akceptację powyższych zasad przez Osoby innych Wyznań i Obrządków.

     Z owej wspólnoty kulturowej nie wyłączone są w żaden sposób Osoby wątpiące, czy niewierzące, gdyż problem „cnotliwego ateizmu” został już gruntownie przedyskutowany począwszy od Lorda Schaftesbury, którego preceptorem był John Locke, a także w traktacie Davida Hume, pod tytułem „A Treatise of Human Nature: Being an Attempt to Introduce the Experimental Method of Reasoning into Moral Subjects” (1739–40) - kończąc na pracy Paula Russela „Traktat Hume’a i problem cnotliwego ateizmu”.

     Powyższy pogląd – o nadrzędnej kulturowo i cywilizacyjnie roli Miłości Bliźniego w procesie odzyskania Rzeczypospolitej - nie dotyczy jedynie relacji Osoba-Osoba, ale rozwijany jest w Cywilizacji Łacińskiej, obejmującej zrzeszenia bytujące w Państwie Polskim – a będącej źródłem i inspiracją Myśli konserwatywnej – dalej, w zasadę obowiązującą małe i coraz większe związki Osób: począwszy od Rodziny, dalej przez Plemię, Naród, Państwo, aż po najwyższą formę zrzeszenia, jaką jest Cywilizacja.

     Do dodatkowych, lecz niezbędnych czynników, umożliwiających i przybliżających transformację ustrojową z dzisiejszego, post-komunistycznego, demokratycznego państwa prawa, owej skorumpowanej i opresyjnej wobec Obywateli łże-demokracji w państwo cywilizacyjnej  Normalności, jest także edukowanie: nie tylko w kwestii czym właściwie jest państwo, lecz także jakie są obowiązki rządów państw cywilizowanych. (O obowiązkach rządów państw totalnych, typu związek sowiecki, szkoda czasu pisać).

     Państwo, które jest tworem umowy społecznej – zagadnienia, którym zajmowali się już Starożytni – jest wynikiem zgody Osób ludzkich, tworzących wpierw społeczeństwo, przekształconych w ten sposób w Obywateli, którzy zrzekli się części swojej wolności, na rzecz przedstawicielstwa działającego w ich interesie, jak obrona i pokój wewnętrzny.

               „Chociaż genezą społeczeństw nie są formalne układy między jednostkami powodowanymi potrzebami i strachem, to jednak właśnie poczucie własnej słabości i niedoskonałości trzyma ludzi w społeczeństwie, wykazuje im konieczność tego związku i stanowi tym samym trwałą i naturalną podstawę oraz cement społeczeństwa obywatelskiego. I to właśnie rozumiemy przez pierwotną umowę społeczną." W.  Blackstone,  „Commentaries on the  Laws of  England”,  1765—1769.

      Jak słusznie zauważył sir William Blackstone, zgoda na oddanie części własnej wolności, poprzez utworzenie państwa (zgoda taka rozumiana jest także poprzez brak protestu) wynika jedynie z poczucia braku bezpieczeństwa i jego zapewnienie jest głównym zadaniem tego organizmu. W Jego epoce zastanawiano się poważnie nad idealną formą państwowości, za którą uznano:

               „…najlepszą republiką jest ta, która niezmiennością praw i jednorodnością rządu najbardziej przypomina dobrą monarchię; najlepszą monarchią jest ta, w której władza nie jest bardziej samowolna niż w republice. Agaton Wielanda poczyniwszy szereg doświadczeń w różnych narodach, z których składała się Grecja, nie opowiada się ani za demokracją, zamaskowaną formą tyranii, ani za arystokracją, znajdującą trwałe oparcie jedynie w ucisku ludu, ani za konstytucją mieszaną, swoistą chemią polityczną, która ze sprzecznych elementów pragnie utworzyć doskonałe ciało złożone. Koniec końców, woli monarchię, gdyż nieprzerwany ciąg złych królów jest mało prawdopodobny, a jeden dobry wystarczy, aby naprawić zło wyrządzone przez poprzedników. Taki był ogólny pogląd: składano niski pokłon republice, dodając, że jej naturalnym klimatem była starożytność i że jest ona stosownie j sza raczej dla małych państw, po czym skłaniano się ku monarchii, gdyż serca nadal pozostawały jej wierne”. Paul Hazard „Myśl europejska w XVIII wieku. Od Monteskiusza do Lessinga” 1935, wydanie polskie PIW 1972, str. 171.

 

Sama forma – powoływanej umową społeczną – państwowości, nie była jedyną troską filozofów Wieku Świateł, którzy ogarnięci utopijną wizją ogarnięcia - przez rozum - całości Wszechrzeczy, zajmowali się także  - jakże ważną – problematyką struktury rządu:

               „Rzeczą istotną natomiast była taka struktura rządu, aby żaden z wchodzących w jego skład elementów nie mógł wziąć góry nad pozostałymi. Forma polityczna była obojętna, byleby tylko mądra równowaga powstrzymywała zarówno władców, nie pozwalając im nadużywać władzy, jak i poddanych, nie dopuszczając do anarchii. Ideałem była machina tak dobrze wyregulowana, aby hamowała się sama, gdy tylko jedno z kółek zaczynało nabierać zbytniego znaczenia; siły i przeciw-siły, przeciw-siły wprawiające się w ruch przy najdrobniejszym sygnale alarmowym. Udzielano nieco władzy tym, którzy nigdy jej nie mieli, poddanym; odbierano znaczną jej część tym, którzy zwykli ją dotąd sprawować, królom; obawiano się zwłaszcza tych ostatnich, skłonnych zawsze do wkraczania w cudze uprawnienia, do nadużyć, do gwałtów; toteż pozostawiano im tylko cień dawnej władzy; sprowadzano ich do roli nadzorców, uważano, że wypełnią swoje zadanie, jeżeli zamiast rządzić, będą postępować tak, aby ich rządy były możliwie najmniej potrzebne. Stawali się arbitrami miedzy poszczególnymi korporacjami państwowymi, sami również podlegali arbitrażowi, gdyby weszli w konflikt z którąś z nich; tracili wagę i siekierę, zachowywali tylko berło, które ich współobywatele raczyli im zostawić jako ostatnią łaskę”. Ibidem, str. 171.

     Powyższe rozważania o charakterze rządów, zaowocowały wspaniałą teorią trójpodziału władzy, opracowaną przez Charlesa-Louisa de Secondat, barona de La Brède et de Montesquieu, w dziele „O duchu praw” („De l'esprit des lois” Genewa 1748) której odbiciem na gruncie polskim jest Konstytucja 3. Maja, z roku 1791. Co ciekawe, Montesquieu był zdecydowanym zwolennikiem pełnienia funkcji rządowych przez Panie, widząc w tym następujące zalety:

                „Jest przeciw rozumowi i przeciw naturze, aby kobiety były paniami w domu, jak to było u Egipcjan; ale nie jest przeciw rozumowi i naturze, aby władały państwem. W pierwszym wypadku wrodzona słabość nie pozwala im zajmować naczelnego stanowiska; w drugim taż sama słabość daje im łagodności i umiarkowania, które mogą stworzyć dobry rząd raczej niż twarde i okrutne cnoty.” „O duchu praw” str. 124.

     Tylko synteza powyżej opisanych wartości, czyli paradygmat Miłości Bliźniego w stosunkach międzyludzkich i międzypaństwowych, a także zrozumienie celu, jakim jest państwo i rząd wypełniające swoje obowiązki wobec – powołujących je i legitymizujących – Obywateli, umożliwi odzyskanie utraconej od lat przeszło trzydziestu łączności pomiędzy rozbitymi i izolowanymi obecnie zrzeszeniami, a która pozwoliła na powstanie stanu świadomości, który stał się nazwą Związku Zawodowego, choć nim – tak naprawdę – nigdy tylko nie był: Solidarność.

     Solidarność to, według słownika spj.pwn.pl, „poczucie wspólnoty wynikające ze zgodności dążeń”. Stosując kryterium polityczne oparte na tym schemacie, uzupełnione kolejną, kardynalną zasadą etyki Cywilizacji Łacińskiej: nie Kto, tylko Co czyni, przezwyciężając narzucony przez system totalny wzorzec różnicowania My Dobrzy – Oni - Źli, można odnieść sukces, polegający na ustąpieniu systemu przywiślańskiego, dzięki pozyskaniu sojuszników z „obozu władzy”, wśród których także znajdują się Osoby uczciwe i pragnące zmian w kierunku odzyskania Normalności, a jedynie uwikłane, prozaicznie: życiem codziennym w „orbitę” systemu.

     Jest to droga dość żmudna, wymagająca samodyscypliny, cierpliwości, wysiłku umysłowego, dobrych chęci i – zapewne – nie dla „gorących głów” kalkulujących, iż uliczną „ruchawką”, podczas której poleje się Krew, zmuszą do ustąpienia obecne władze, które „ugną się pod presją opinii publicznej”.

     Wolne żarty! Oddanie władzy oznacza nie tylko utratę olbrzymich dochodów z rabowanych bezkarnie Obywateli, ale także konieczność ewentualnego rozliczenia się za popełnione czyny, więc żadna „ruchawka”, nawet najbardziej krwawa, decyzji takiej nie spowoduje.

     A „światowa opinia publiczna”? … zostanie zajęta - na przykład - kolejnym zestrzeleniem KAL 007, w „cieniu” którego siły porządku publicznego rozprawią się z elementami wywrotowymi, i… pozamiatane…

                    Wnioski Praktyczne: z powyższych rozważań wyciągam następujące wnioski praktyczne, celem zastosowania ich w konkretnych działaniach, zmierzających do odzyskania Normalności, czyli Rzeczypospolitej, jako państwa etyki i kręgu kulturowego Cywilizacji Łacińskiej:

     1. Odrzucić – preferowane zwłaszcza przez agresywną presję merdiów – różnicowanie na Dobrych i Złych, unikanie partyjnych, religijnych i etnicznych podziałów My-Oni.

     2. Zacząć dostrzegać, nawet w przeciwniku politycznym, wyznającym obcą Religię, czy obcego pochodzenia etnicznego nie tylko wroga, ale przede wszystkim Bliźniego oraz Osobę ludzką, posiadającą takie same prawa i obowiązki wobec zrzeszenia, jaki i Ja Sam, a więc - co najwyżej - błądzącą. Wroga, zagrażającego Cywilizacji, Państwu, Narodowi, czy Rodzinie można nawet zabić (V Przykazanie, to w oryginale hebrajskim: Nie będziesz mordował), ale Osobę błądzącą zawraca się na „dobrą drogę”… A to ogromna różnica.

     3. Nauczyć się szanować zdanie i opinie innych Osób i nie narzucać „za wszelką cenę” własnego zdania.

     4. Pojąć, iż odmienność kulturowa, etniczna, czy religijna, a „nawet” seksualna, nie oznacza braku miłości do Polski.

     5. Nie ufać stereotypom i „utartym szablonom”, a każdą Osobę ludzką traktować indywidualnie, nigdy „grupowo”.

     6. Odrzucić odpowiedzialność zbiorową jako metodę polityczną, a w zamian przyjąć osobistą Odpowiedzialność za słowa i czyny.

     7. Nie obdarzać zaufaniem Osób dążących do „konfrontacji siłowej”.

     Zdaję sobie doskonale sprawę, iż nie jestem w stanie, ale też i nie mam zamiaru, „rozpisać” żadnej „instrukcji postępowania”, lecz kieruję te słowa do Osób, które potrafią Same wyciągać wnioski i dokonywać własnych Przemyśleń.

    Kończę ten szkic kolejnym cytatem z monteskiuszowskiego „O duchu praw”, sentencją wyjaśniającą dlaczego elity polityczne dzisiejszego, demokratycznego państwa prawa są tak zdemoralizowane i skorumpowane:

               „Nie jest rzeczą obojętną, aby lud był oświecony. Przesądy urzędników zaczęły się od przesądów narodu. W czasach ciemnoty ludzie nie wątpią o niczym, nawet kiedy czynią najwięcej złego; w epoce światła drżą nawet wówczas, kiedy czynią najwięcej dobrego. Czuje się dawne nadużycia, widzi się sposób naprawy; ale widzi się nadużycia nawet i w tej naprawie. Zostawia się złe, jeśli się lęka gorszego; zostawia się dobre, jeśli się wątpi o lepszym. Patrzy się na części jedynie po to, aby sądzić o całości; bada się wszystkie przyczyny, aby oglądać wszystkie skutki.” Przedmowa Autora

     Z powyższej analizy Osoby niezależnej od jakichkolwiek czynników państwa opresyjnego, wolnej w zakresie wyboru kierunku badań i wyrażaniu opinii wynika, iż dzisiejsza forma Państwowości Polskiej jest bliska – opisanemu powyżej – stanowi „ciemnoty”, pogłębianemu metodycznie przez celowo rujnowaną edukację publiczną, której tresurze zamierza poddawać się dzieci już pięcioletnie. Wynikiem tej edukacji jest przygotowywanie Osób bezwolnie i bezkrytycznie wypełniających polecenia przełożonych, a jedyną inwencję tak wyedukowanych absolwentów dopuszcza się w dziedzinach takich, jak: wyścig szczurów oraz kłamstwo w przestrzeni publicznej, któremu towarzyszy – nieodłącznie – oszustwo celem przywłaszczenia mienia zagrabionego Obywatelom na cele – oficjalnie – publiczne.

     Przezwyciężenie Dualizmu Maniego, będącego istnym przekleństwem stosunków w zrzeszeniach, które zbiorczo nazywam Polakami i stanowiącym jeden a podstawowych – oprócz psucia edukacji – elementów blokujących reformę państwa, to dopiero jeden z etapów przemian koniecznych na drodze do Normalności. Dlatego konieczny, gdyż bez niego nigdy nie zostanie osiągnięty – wzmiankowany już powyżej – stan umysłowości zbiorowej, zwany Solidarnością Obywatelską, a z którym system przywiślański walczy – skutecznie jak dotąd – od tragicznego dnia, 13. Grudnia 1981 roku.

     Dlaczego zaś walczy tak zaciekle?

Dlatego, że jest on dla tego systemu zabójczym…

_________________________

Zapraszam także na szkic „Czy Józef Piłsudski otrzymał władzę zgodnie z Legalizmem etycznym?”

 
 

Wielki Architekt Wszechświata w dawnej ikonografii:

średniowieczna miniatura francuska z XIII, a więc bardzo religijnego, wieku

Od Autora: wszystkim Czytelnikom życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku 2015, a spragnionych lektury zapraszam na http://ekotrendy.com/Idea_PDF_014.pdf (plik gwarantowanie nie ma wirusów)

Do zobaczenia w styczniu :-)

 

Za:  http://marekstefanszmidt.polacy.eu.org/5298/przeklenstwo-manicheizmu-gnoza-jako-narzedzie-polityki-antypolskiej/