Od ponad siedemdziesięciu lat Niemcy podejmują starania, aby odebrać Polsce Ziemie Zachodnie.
Pod koniec lat 90. działania polityczne przestawiono na długofalowe przejęcie kontroli nad gospodarką tych ziem, a także dążenie do wspierania autonomii w regionach, które przed 1937 r. należały do Niemiec.
Państwo niemieckie po cichu wspiera zwolenników autonomii Śląska czy Mazur. Niemcy nie porzucili też myśli o odebraniu Królewca (Kaliningradu) Rosjanom. Także w tym wypadku sondowali uczynienie z tego okręgu wolnej strefy gospodarczej na wzór Hongkongu.
Historia choroby
31 lipca 1945 r. podczas kolejnej sesji plenarnej konferencji wielkich mocarstw (USA, Wielkiej Brytanii, Związku Sowieckiego) zawarte zostało porozumienie w sprawie nowej granicy Polski z Niemcami.
Jego tekst został przedstawiony opinii publicznej przez prezydenta USA – Harry’ego Trumana.
Nie przesądzał on o polskich prawach do Ziem Odzyskanych, a jedynie oddawał je pod polską administrację. Wytyczony przebieg granicy był zgodny z polskimi oczekiwaniami, ale w aspekcie formalnym nie była to granica ostateczna, ani stuprocentowo pewna.
Na dodatek Polska zajęła np. Szczecin, którego alianci wcale nie chcieli nam dać. Jak zaznaczono w tekście porozumienia o ostatecznym wytyczeniu granicy miała zadecydować odrębna konferencja pokojowa.
Tak naprawdę najpoważniejszym argumentem za trwałością polskich granic były fakty dokonane i przesiedlenie (za zgodą mocarstw) na przestrzeni kolejnych miesięcy 1946 r. około 3 milionów Niemców, z których prawie połowę przewieziono do brytyjskiej strefy okupacyjnej.
Nieodwracalność tego faktu miała być również dowodem na to, że granica zachodnia Polski, nawet gdyby później nie została przez Niemców uznana, to i tak będzie istniała w wyznaczonym w Poczdamie kształcie.
Problemy z polską granicą pojawiły się w następnych miesiącach, gdy relacje pomiędzy aliantami zachodnimi i Związkiem Sowieckim zaczęły się zaostrzać.
Czytaj więcej: REKONKWISTA. Jak Niemcy chcą odebrać Polsce Ziemie Zachodnie ?



W poprzednim numerze "Myśli Polskiej" (nr 7-8 z 12-19.02.17) skomentowałem wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego i prezydenta Andrzeja Dudy dotyczące banderyzacji Ukrainy, wystąpienia po raz pierwszy tak daleko idące w krytycyzmie tego zjawiska. Jakkolwiek były one skierowane do polskiej opinii publicznej, zauważono je naturalnie i na Ukrainie, gdzie reakcja, z oficjeli, na razie szefa ukraińskiego IPN, neobanderowca Wołodymyra Wiatrowycza, znanego kłamcy i manipulanta, a jednocześnie miłego partnera polskiego IPN-u w demaskowaniu jedynie słusznych zbrodni sowieckich, który - bez zaskoczenia - stwierdził, że Ukraina, szczególnie na żądanie z zewnątrz, nie odrzuci, ani nie będzie uzgadniać swojej historii, wypominając przy tym Polakom udział w pogromach antyżydowskich. Obok tego, w Kijowie rozpoczęto obchody roku 75 rocznicy powołania UPA. Aha, i zapomniałbym, Ukraińcy, przepraszam, oczywiście agenci Putina, powiesili baner z Banderą na płocie polskiej ambasady. 



