Duda z Bujakiem jadą na wojnę
Dobrze, że Bujak powiedział, co powiedział, bo wiemy już na sto procent, że w wyborach prezydenckich wygrała frakcja proukraińskich i neobanderowskich „jastrzębi” (a takim też jest Krzysztof Szczerski, który ma odpowiadać w kancelarii prezydenta za sprawy międzynarodowe), gotowych poświęcić życie naszych żołnierzy w imię utrzymania przy władzy reżimu Poroszenki. Tego orędownikiem jest Bujak. W styczniu br. w RMF FM przekonywał, że „Ukraina chce dzisiaj ekspertów, oficerów, bo buduje armię, prowadzi wojnę. Byłbym za tym, żeby takich oficerów im posłać. Byłoby fantastycznie, gdyby polscy żołnierze walczyli w Doniecku. Wtedy pokazujemy, że budujemy głęboki, trwały, strategiczny sojusz, który będzie gwarantem bezpieczeństwa nie tylko naszego, ale i Europy”. Po czym dodawał, że brak takiego zaangażowania sprawia, że „Polska jest bliska zdrady Ukrainy (…). Jak sąsiad prowadzi wojnę z naszym śmiertelnym wrogiem, to trzeba temu sąsiadowi pomóc. Sprzedaż broni Ukrainie to wkład we wspólne bezpieczeństwo”.
Tak więc Bujak chciał ekspedycji zbrojnej, próbował do tej koncepcji nakłonić prezydenta Komorowskiego i usłyszał twarde „nie”. Andrzej Duda natomiast to co innego — też wtedy deklarował możliwość militarnego zaangażowania się Polski (czyli wysłania wojsk) na Ukrainie. Co prawda, po krytyce jaka, jaka na niego spadła, ten „prezydent wszystkich Polaków” zaczął wycofywać się rakiem ze swojego stanowiska (identycznie dziś robi w sprawie cofnięcia podwyższonego wieku emerytalnego, a o „frankowiczach” już nic nie mówi), ale przecież spodziewane spotkanie z Poroszenką, może skończyć się takimi ustaleniami. Także dlatego, że „na wojnę” grają waszyngtońskie konserwatywne „jastrzębie”. W końcu trzeba gdzieś upchnąć produkowaną broń i dobrze zarobić, a wiadomo że na niczym tak się nie robi kasy jak na wojnie. Mogą być spokojni. Im także Duda pomoże. Tym razem realnie.
Za: Blog - Diurnarius