A po to, żeby się tymi racjami rajcowali aż do białej gorączki – a wtedy nawet nie zauważą, jak nasz nieszczęśliwy kraj zostanie wzięty w arendę przez Żydów w ramach realizowania „roszczeń” - co na postawie ustawy nr 447 JUST zobowiązał się dopilnować Nasz Najważniejszy Sojusznik.
Felieton • serwis „Prawy.pl” (prawy.pl) • 19 lipca 2018
Coraz więcej wiemy, a jeśli nawet nie wiemy na pewno, to każdego dnia pojawia się coraz więcej poszlak, z których można wydedukować przyczyny, dla których w naszym nieszczęśliwym kraju toczy się polityczna wojna, dlaczego na pierwszą linię frontu zostali rzuceni sędziowie, no a przede wszystkim – czemu ta cała zabawa ma służyć. Zabawa – bo właśnie nasi Umiłowani Przywódcy urządzili nam przedstawienie w związku z obchodami 550-lecia parlamentaryzmu w Polsce. Na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie ustawiony został namiot, w którym Umiłowani Przywódcy, prawodawcy, wybrańcy narodu, mieli tę rocznicę celebrować, nasładzając się zaletami parlamentaryzmu, który stanowi wszak najtwardsze jądro demokracji.
Aliści okazało się, że ci sami parlamentarzyści, co to niedawno, na polecenie izraelskiego premiera Beniamina Netanjahu w podskokach i bez gadania znowelizowali nowelizację ustawy o IPN, przywracając w ten sposób żydowski monopol na ustalanie prawdy historycznej, uznali, że pod tym namiotem nie mogą oddychać tym samym powietrzem, co PiS. Podobnie odgrażał się potomek porządnej, ubeckiej rodziny Włodzimierz Cimoszewicz, odmawiając oddychania na sali plenarnej Sejmu tym samym powietrzem, co Leszek Miller. Ale kiedy – jak przypuszczam – oficer prowadzący zbeształ go za taką samowolkę (Co wy sobie myślicie, „Carex”? Jak będzie trzeba, to będziecie oddychali własnym gazem!), rychło się opamiętał, przypomniał sobie, skąd wyrastają mu nogi i w rządzie tego samego Leszka Millera został ministrem spraw zagranicznych. Na tym stanowisku przeprowadził Anschluss Polski do Unii Europejskiej, poparty zarówno przez obóz zdrady i zaprzaństwa, jak i obóz płomiennych dzierżawców monopoli na patriotyzm. Podobne poparcie obydwu obozów uzyskała w kwietniu 2008 roku ratyfikacja traktatu lizbońskiego, amputującego Polsce potężny kawał suwerenności w zamian za rozmaite finansowe makagigi, niektóre przyznane, a inne – tylko obiecane. Nasza Złota Pani postąpiła podobnie jak Jacek Soplica, który Zosi „wyznaczył mała pensyjkę roczną, więcej przyrzec raczył”.
Jestem tedy pewien, że gdyby pod tym namiotem po zakończeniu oficjalnej części uroczystości rozdzielano między parlamentarzystów jakieś subwencje, jakieś posady w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa, czy inne konfitury, to Polskie Stronnictwo Ludowe wytrwałoby tam do końca, a i potem pewnie wzięłoby udział w bankiecie – bo któż nie lubi wypić i zakąsić na koszt Rzeczypospolitej? Ale kiedy Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, ku powszechnemu i zgorszonemu zdumieniu ogłosił, że „do polityki nie idzie się dla pieniędzy”, to jasne się stało, że żadnych prezentów nie będzie, wobec czego politycy nieprzejednanej opozycji już wiedzieli, co mają robić, to znaczy – jaką rolę odegrać w tym przedstawieniu.
Bo z roku na rok nabierają coraz większej eksperiencji w rzemiośle aktorskim, tresowani zarówno przez starych kiejkutów, co to ręcznie tymi dygnitarzami sterują, mówiąc im, kiedy w lewo, kiedy w prawo, a kiedy „nastąp się!” - jak i przez Naszą Złotą Panią, że o panu Danielu Fredzie już nawet nie wspomnę, bo on tresuje qua dygnitarz Departamentu Stanu Naszego Najważniejszego Sojusznika i qua „starszy i mądrzejszy”. To właśnie jest przyczyną politycznej wojny w naszym nieszczęśliwym kraju, która nasiliła się zwłaszcza po objęciu stanowiska prezydenta USA przez Donalda Trumpa, któremu niemiecka hegemonia w Europie wyraźnie się nie podoba. Toteż kiedy USA uruchamiają swoją trupę aktorską, pilnując wszakże, by przedstawiała w ścisłej zgodności ze scenariuszem i tępiąc wszelkie przejawy samowoli, jak w przypadku nowelizacji ustawy o IPN, to Nasza Złota Pani uruchamia swoją, na pierwszą linię frontu rzucając niezawisłych sędziów. Trupa amerykańsko-żydowska rzeczywiście próbuje przejść na ręczne sterowanie sądami, co w normalnych warunkach byłoby karygodne, ale w Polsce żadnych normalnych warunków nie ma. Sędziowie wprawdzie nie zależą od żadnego konstytucyjnego organu państwa i nawet z całą ostentacją i bezwstydem to pokazują – ale to nie znaczy, że nie zależą od nikogo. Na podstawie rozmaitych poszlak przypuszczam, że co najmniej 10 procent środowiska, to konfidenci, zwerbowani przez WSI i inne bezpieczniackie watahy już w „wolnej Polsce” i za ich pośrednictwem całym sądownictwem ręcznie steruje bezpieka, która z kolei wysługuje się jak nie temu, to innemu Naszemu Sojusznikowi, nie mówiąc już o Sojuszniku Naszych Sojuszników. Z dwojga złego ręczne sterowanie sądami przez rząd jest lepsze, bo zarówno nazwisko, jak i tryb powoływania ministra sprawiedliwości są przynajmniej znane, podczas gdy nazwisk oficerów prowadzących niezawisłych sędziów nie znamy, a tym bardziej nie wiemy, komu oni naprawdę służą. Wiemy tylko z całą pewnością, że nie służą Polsce, bo – jak zauważyli starożytni Rzymianie - „wilk zmienia skórę lecz nie obyczaje”, a ubeckie dynastie zawsze wysługiwały się naszym okupantom w zamian za obietnicę możliwości pasożytowania na historycznym narodzie polskim. Transformacja ustrojowa niczego tu nie zmieniła, jeśli oczywiście nie brać pod uwagę tak zwanego „pluralizmu”, w ramach którego mamy trzy Stronnictwa: Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie.
No dobrze – ale po co to przedstawienie, mające przekonać ludność naszego bantustanu albo do racji obozu zdrady i zaprzaństwa, albo do racji obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm? A po to, żeby się tymi racjami rajcowali aż do białej gorączki – a wtedy nawet nie zauważą, jak nasz nieszczęśliwy kraj zostanie wzięty w arendę przez Żydów w ramach realizowania „roszczeń” - co na postawie ustawy nr 447 JUST zobowiązał się dopilnować Nasz Najważniejszy Sojusznik. Tej białej gorączce sprzyja mobilizowanie przez Naszą Złotą Panią folksdojczów, zgrupowanych przez starych kiejkutów aż w 120 „organizacjach pozarządowych”. Nietrudno się domyślić, że tym folksdojczom trzeba pokazać jakąś marchewkę, no i właśnie została pokazana. Donald Tusk oświadczył, że gdyby do wyborów prezydenckich w 2020 roku stanął Jarosław Kaczyński, to on „bez wahania” też by do nich stanął. A dlaczego dopiero wtedy? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba przypomnieć, że prezydent Andrzej Duda zbuntował się przeciwko swemu wynalazcy otwarcie, a nawet ostentacyjnie dopiero po 45-minutowej rozmowie telefonicznej z Naszą Złotą Panią. O czym Nasza Złota z panem prezydentem naszego bantustanu rozmawiała, tego oczywiście nie wiem, chociaż rzecznik rządu niemieckiego puścił farbę, że o „praworządności”, o którą właśnie wojujemy. Ale czyż można wykluczyć, że Nasza Złota Pani rozdarła przed panem prezydentem zasłonę przyszłości, że własną mocną ręką wprowadzi go na tę posadę zajmowaną obecnie przez Donalda Tuska, który w roku 2019 wróci do Polski na białym koniu żeby objąć stanowisko prezydenta naszego bantustanu? Stare kiejkuty, nie mówiąc już o folksdojczach, czy niezawisłych sędziach, dostałyby orgazmu – i pewnie dlatego Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, jako wirtuoz intrygi, co to potyka się o własne nogi, ku powszechnemu zdumieniu właśnie ogłosił, że jego faworytem na te wybory jest Andrzej Duda.
Stanisław Michalkiewicz