Dr Lucyna Kulińska jest historykiem i politologiem, autorką książki Dzieje Komitetu Ziem Wschodnich na tle losów ludności polskich Kresów w latach 1943-1947, t. 1 i 2, Kraków 2002, 2003. Ponadto wraz z Adamem Rolińskim wydała pracę Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich w Małopolsce wschodniej w świetle dokumentów Rady Głównej Opiekuńczej 1943-1944, Kraków 2003, w przygotowaniu są kolejne tomy poświęcone zbrodniom popełnionym na Polakach - mieszkańcach województw południowo-wschodnich w latach 1942-1944. Opracowała także relacje dziecięcych świadków zbrodni i wydała je w tomiku Dzieci Kresów. Przygotowuje pracę poświęconą stosunkom polsko–ukraińskim w ostatnim 10-leciu II Rzeczypospolitej. Jest autorką wielu książek historycznych, zbiorów dokumentów oraz artykułów naukowych i prasowych.
Poniższy artykuł rozpoczyna cykl artykułów pt. „Holocaust Wschodu” (Polski)
Kiedy historię piszą politycy...
Rozmowa dziennikarza Rafała Zgorzelskiego z dr Lucyną Kulińską - historykiem
W artykule „ Nie tylko Wołyń” stwierdza Pani, że „uznając prawo innych narodów do upominania się o swoje krzywdy dopuściliśmy do przemilczania i zapominania tych, których polski naród doznał od swych sąsiadów i mniejszości etnicznych”. Na jakiej podstawie definiuje Pani swoje stanowisko? Czyżby komuś zależało na retuszowaniu historycznej prawdy?
Historia była niestety zawsze zakładniczką polityki. Mówi się nawet, że kto ma władzę nad historią, ten ma władzę nad światem. Można mnożyć przykłady pisania historii „na nowo” przez polityków i nadwornych historyków. Niestety, zbyt często oceny przeszłości feruje się zależnie od politycznych koniunktur... Proszę przejrzeć podręczniki, z których uczą się nasze dzieci - są niewątpliwie bliższe prawdy, niż te, PRL - owskie, jednak nadal pełne politycznie poprawnych półprawd. Ciekawe, ile jeszcze lat w książkach do języka polskiego będzie się kręcić, się nigdy nieistniejąca karuzela przy murze getta? Jak długo operację „Wisła”, która przerwała gehennę cywilnych mieszkańców Bieszczadów, nazywać się będzie „zbrodnią komunistyczną”. Proszę poczytać wspomnienia gen. Edwina Rozłubirskiego, który walczył z bandami UPA, a przekonacie się państwo z czym mieliśmy na tym terenie do czynienia - okrucieństwa baderowców wobec cywili nie ustępowały tym najstraszniejszym, wołyńskim. Bezlitosne gwałty, obcinanie kobietom piersi, wypruwanie płodów... Czym innym jest walka z regularnym wojskiem, czym innym pospolite masowe mordy na ludności. Ale do rzeczy.
Kiedy kończyła się II wojna światowa, nikt nie miał wątpliwości, kto był sprawcą nieszczęść. Niemcy uderzając na Polskę zapoczątkowali cały łańcuch tragedii, które spadały kolejno na nasz kraj. Potem dołączyli Rosjanie. Tych dwóch odwiecznych wrogów i zaborców Polski naturalną koleją rzeczy i zgodnie z rozmiarami przewin, obarczono całą winą za martyrologię narodu polskiego. Niestety tylko jednego ze złoczyńców można było rozliczyć z przestępstw i ukarać. Nie jest to jednak cała prawda o okupacji. Szereg przestępstw popełnili bowiem w kolaboracji z okupantami lub na własną rękę, obywatele polscy innych niż nasza narodowości. Owe zbrodnie usunięto z naszej zbiorowej świadomości na całe lata. Nie muszę tłumaczyć dlaczego, bo każdy Polak starszego i średniego pokolenia to po prostu wie. Pozostał więc obraz czarno-biały. Tak weszliśmy w lata 90- te. Tak jak wcześniej wygodnie było wszystkimi przestępstwami obarczać Niemców, tak z czasem, na fali dekomunizacji wszystkie pozostałe winy przypisano Rosjanom. Tymczasem w obrazie wojny i okupacji były półcienie. Obok esesmanów zdarzali się przyzwoici, współczujący Polakom Niemcy, obok okrutnych banderowców czy Kuszowych Widiłłów - ratujący Polaków z narażeniem życia zwykli Ukraińcy - sąsiedzi i krewni, byli też Polacy wydający Niemcom Żydów, a Rosjanom bunkry banderowców. Ale dzięki licznym źródłom, każdy historyk, a szczególnie zespoły badawcze, są w stanie odtworzyć rozmiary i wagę zjawiska, a tym samym wskazać konkretnych sprawców przestępstw, szczególnie, gdy są to zbrodnie ludobójstwa. Tymczasem, kiedy po latach wiele archiwów zostało otwartych, na przeszkodzie historykom stanęła ponownie polityka. Temat nierozliczonych zbrodni ukraińskich znowu stał się niewygodny, a brak wiedzy albo premedytacja zaczęły, wielu skądinąd inteligentnych ludzi, prowadzić na manowce... Niektóre fragmenty naszych dziejów zaczęto eksponować, inne zacierać, ukrywać, manipulować. Co gorsza, pojawiła się maniera poniżania Polski i Polaków, a nawet obciążania ich nie swoimi winami. W tej sytuacji hasło „wybierzmy przyszłość” brzmi wyjątkowo fałszywie.
Co blokuje badania nad udziałem mniejszości narodowych, np. ukraińskich nacjonalistów z OUN-UPA w eksterminacji Polaków na Kresach Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej? Czy była to akcja zaplanowana i świadoma, a może splot nieszczęśliwych okoliczności lub też wynik intryg Sowietów i Niemców?
Zaraz po wojnie wszystko było jasne. Wtedy Polacy powinni rozliczyć się ze zbrodniarzami, denuncjatorami. Co z tego ? Kto inny rozdawał już karty w Polsce i na świecie. Wielka „wędrówka ludów”, potem zapadnięcie „żelaznej kurtyny” zmieniły wszystko. Zresztą w Polsce centralnej czy zachodniej nikt nie miał pojęcia o tym jaki dramat rozegrał się na kresach, a tam właśnie mieliśmy do czynienia z najbardziej drastycznymi przykładami kolaboracji, działań zbrodniczych w stosunku do Polaków ze strony mniejszości narodowych i to pod obydwiema okupacjami. Gdy mówimy o ciszy, jaka na dziesiątki lat zapadła wokół zbrodni ukraińskich, warto podkreślić, że dokonano jej na polskich mieszkańcach wsi, wielodzietnych rodzinach, słabo wykształconych, bez koneksji, które ginęły w milczeniu, bezradne, przerażone niezorganizowane (kto miał ich zorganizować gdy inteligencję wymordowali lub zesłali na Syberię Rosjanie, a o ocalałe resztki „zadbali” Niemcy)...
Po wojnie, wypędzeni z Kresów Polacy przez całe lata mieli poważniejsze problemy, niż beznadziejna walka o prawdę i swoje krzywdy: zapewnienie sobie środków do życia na nowym terenie, uwolnienie się od koszmarnych wspomnień...
Ludzie mogli zapomnieć, ale inteligencja, badacze, szczególnie emigracyjni wiedzieli...?
W nowej konfiguracji świata Zachód, a i część naszej emigracji z kręgów paryskiej Kultury zaczęła nie tylko kontaktować się ale nawet użyczać swych łamów moralnym, a i fizycznym sprawcom mordów wołyńskich i małopolskich. Było to działanie czytelne jeśli przyjmiemy czysto polityczny punkt widzenia: wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem - ale doprowadziło do kolejnego grzechu – zaniechania. Na „Kulturze” wychowało się całe pokolenie „Solidarności”. Jej działacze nie brali pod uwagę, że ci których tam hołubiono, to po prostu skrajni nacjonaliści – z Doncowem na czele - i że takie działanie i nierozliczenie ich zbrodni utoruje im i ich następcom drogę do władzy. Nie przypuszczali też (miejmy nadzieję), że za ich przyczyną Kłym Sawur (Kłaczkiwśkij)- kat Wołynia, czy Bandera, odpowiedzialny za całość działań antypolskich OUN- UPA, trafią na pomniki. Pozostawia to dziś Ukraińców w przekonaniu (w odniesieniu do dokonanej na Polakach zbrodni), że – „tak było trzeba”[1]...
Konsekwencje dla kształtowania świadomości kolejnych pokoleń, co do prawdziwych faktów są poważne. Stan wiedzy młodego pokolenia polskiego, na temat zbrodni dokonanych przez OUN-UPA, do niedawna był żaden. Większość Polaków nie wie nawet, że nasze porachunki z mordercami wywodzącymi się z terytorium Polski przedwrześniowej ( obywatelami polskimi), nie dotyczą w żaden sposób Ukraińców zza Zbrucza- Kijowian, którzy nie mieli z tymi mordami nic wspólnego, a często wręcz udzielali schronienia i pomocy polskim uciekinierom z wyrzynanego Wołynia i sąsiednich powiatów Małopolski.
Analizując stosunki polsko-ukraińskiej po drugiej wojnie światowej, warto odwołać się do licznych prac prof. Mariana Malikowskiego, szczególnie do tekstu: „Strategie i taktyki stosowane w kontaktach polsko-ukraińskich w zakresie ujmowania historii wzajemnych stosunków”. Autor dowodzi, że w dziedzinie badań naukowych nad stosunkami polsko – ukraińskimi, przez całe lata istniała duża nierównowaga. Piszących na te tematy Ukraińców, zamieszkałych na emigracji w krajach zachodnich, w Polsce i na Ukrainie, było kilkakrotnie więcej niż Polaków. Istniała wprawdzie obfita polska literatura wspomnieniowa - autorstwa świadków wydarzeń, jednak jako subiektywna, była i jest uznawana za niewiarygodną i odrzucana przy tego typu opracowaniach. W o wiele lepszej sytuacji byli przez dziesiątki lat politycy i żołnierze, członkowie OUN i UPA - żyjący na emigracji. Dlatego to oni narzucili swój punkt widzenia i polskim badaczom. Prawdy nie znali też najczęściej, stanowiący gros tej fali emigracyjnej ludzie, uratowani z armią Andersa - oni opuścili Kresy zanim doszło do zbrodni ludobójstwa. Nad ofiarami zapadła więc na dziesiątki lat kurtyna milczenia. Zbrodniarzy z SS Galizien ocaliło polskie obywatelstwo i niezrozumiałe do dziś wstawiennictwo samego gen. Andersa. Tymczasem na kongresach ukraińskich (marzec 1997) padały słowa o tym, że „III RP jest okupantem ziem ukraińskich”! Potwierdzają to czołowi działacze ZUwP. Publikuje się mapy Polski, na których „Zakierzonia” występuje, jako obszar „pod czasową polską okupacją”. Mało tego, w kraju, który doznał tak straszliwych krzywd z ręki OUN – UPA, odbywają się oficjalnie rajdy „szlakami walk UPA”[2].
Prawda historyczna w Polsce przegrywa również, w wyniku nędzy naszej nauki, w tym nauk historycznych i socjologicznych. Pieniądze oferowane przez szereg fundacji nie są dawane bezinteresownie. Kupuje się za nie tematy „na zamówienie” i nie są to najczęściej te dla Polski najważniejsze. Jest to przykre ale rękami wielu naszych młodych badaczy realizuje się projekty Polsce wrogie i niebezpieczne, a co gorsza, jednostronne. Nie brakuje też pieniędzy na projekty dotyczące euroregionów, krzewienia kultur mniejszości, kiedy wiedza o kulturze polskiej ginie i deprecjonuje się. Trzeba bić na alarm, naród ginie gdy zginie jego duma i honor, a młodzież zostanie przekonana, że swej historii powinna się wstydzić... To straszne, że trzeba bronić Polaków przed nimi samymi - a raczej przed ich ułomną, wykoślawioną manipulacjami płynącymi z różnych stron, wiedzą o przeszłości.
Jakie były główne kierunki i metody akcji eksterminacyjnej? Eskalacja mordów na Polakach przypada na rok 1943.W świetle Pani badań można jednak stwierdzić, że działalność ukraińskich nacjonalistów spotykała się z przychylnym przyjęciem obu okupantów, sowieckiego i niemieckiego...
Do pierwszych wojennych zbrodni nacjonalistów ukraińskich doszło u schyłku kampanii wrześniowej 1939 roku. Dotyczyły one wybranych grup osób cywilnych oraz pojedynczych żołnierzy lub niewielkich oddziałów Wojska Polskiego. Szczególnie drastyczne rozmiary akcja ta przybrała na Brzeżańszczyźnie i w Stanisławowskiem. Dochodziło do rabunków mienia państwowego i prywatnego, mordowania i palenia bezbronnej ludności polskiej. Dokumenty polskiego podziemia zawierają liczne opisy tych zdarzeń. Rozkazy mordowania Polaków wydawane były przez przywódców OUN i OUW. Zorganizowano sądy doraźne, wydające natychmiast wykonywane wyroki śmierci na miejscowych Polaków. Zebraniom sądów przewodniczyła inteligencja ukraińska, najczęściej księża, kierownicy szkół, nauczycielstwo, gdzie zaś nie było inteligencji – „sprawiedliwość” wymierzali sami chłopi - uzbrojeni w siekiery, widły, łopaty.
Ofiar tych mordów, szczególnie nieznanych na tym terenie uciekinierów, żołnierzy, nie uda się prawdopodobnie ustalić nigdy. Wydarzenia te były w jawnej sprzeczności z podpisaną przez ukraińskich przedstawicieli odezwą o ścisłej współpracy z armią polską w walce przeciw najazdowi niemieckiemu.
Oczywiście Rosjanie zachowaniom takim przyklaskiwali, a ich dowódcy wręcz podjudzali. Gorliwie wysługiwali się też nacjonalistami przy typowaniu Polaków do masowych wywózek w głąb Rosji.
Podobnie karygodne było zachowanie legionów ukraińskich, wkraczających u boku armii niemieckiej, od strony Słowacji. Zbrodnie słynnego legionu Suszki dokonane na jeńcach polskich okazały się jedynie przygrywką do późniejszych wyczynów batalionów Nachtigall i Roland. Na wyjaśnienie czeka uczestnictwo batalionu Nachtigall w mordzie na profesorach lwowskich, dokonanym po wkroczeniu Niemców do Lwowa. Jego współudział można też wykazać przy mordach inteligencji Stanisławowa.
Do zbrodni masowego ludobójstwa na Polakach doszło jednak później. W roku 1942 Niemcy, przy pomocy policji ukraińskiej, unicestwili kresowych Żydów. My byliśmy następni... Inspirację dla polskiego holokaustu znajdziemy, analizując dokumenty niemieckie i prośby ze strony UCK (Ukraiński Centralny Komitet, mający swoją siedzibę w Krakowie, z nieformalnym przywódcą Kubijowiczem) do gubernatora Franka, o wysiedlenie Polaków z całych kresów. To sugeruje, że inspiracja do późniejszych zbrodni i wypędzeń szła właśnie z kręgów galicyjskiej inteligencji ukraińskiej, związanej ideologicznie z OUN i UWO. Potworne mordy na Polakach rozpoczęły się wiosną 1943 roku na Wołyniu, potem przeniosły się na Polesie, do Małopolski wschodniej. Zabijanie naszych rodaków trwało, różnym nasileniem, aż do zakończenia operacji „Wisła”, czyli do roku 1947. Ale mordy zdarzały się jeszcze w latach 50-tych i 60-tych.
Jakkolwiek obydwu naszym okupantom było na rękę pozbycie się Polaków z tych żyznych i wspaniałych terenów, to jednak w roku 1943, gdy zbliżał się front, Niemcom zależało głównie na spokoju na przedpolu walk. Dlatego, w pierwszej fazie, zdarzało im się udzielać Polakom pomocy... i wywozić ich na roboty. Tu trzeba im oddać sprawiedliwość, że za pośrednictwem Polskiego Komitetu Opiekuńczego udzielali pomocy poszkodowanym, choć daleko niewystarczającej. Wszystko się zmieniło gdy Polacy odmówili wejścia w skład oddziałów formowanych do walki z Rosjanami. Wówczas Niemcy zostawili banderowcom wolną rękę, ba, nawet dostarczali im broni, używanej potem wyniszczania polskich wiosek. Wiele akcji niemieckich przeciw Polakom było też wynikiem denucjacji ukraińskich o przechowywaniu sowieckich partyzantów albo Żydów. Nacjonaliści posługując się tą bronią, doprowadzili do dziesiątek pacyfikacji niemieckich. Podobnie niejednoznacznie wygląda zachowanie Rosjan. Dzięki ich odsieczom albo pomocy w dostarczeniu broni, ocalało wiele polskich samoobron, choć niewątpliwie część dowódców ukraińskich nacjonalistycznych bojówek miała niejasne powiązania z NKWD. Polacy znaleźli się w matni - między trzema wrogami.
Dokumenty, którymi dysponuję, jednoznacznie dowodzą, że w latach 1943 - 44 (największe nasilenie mordów), nie było mowy o jakichkolwiek akcjach spontanicznych ani samorzutnych. To OUN Bandery wydała rozkaz zabijania wszystkich, a więc także starców, kobiet i dzieci. Zresztą masowych mordów na Polakach dopuszczały się też oddziały Andreja Melnyka i Tarasa Bulby - Borowecia. Nie mieliśmy do czynienia, jak sugerują niektórzy badacze, z „utratą kontroli” przez OUN – UPA nad wydarzeniami - jest to nieprawda. Organizacja Bandery posiadała własne służby wewnętrzne do likwidowania niesubordynowanych (budzącą postrach Służbę Bezpeky), oddziały utrzymywano w karności terrorem, bez przygotowania sił i konkretnych rozkazów - do eksterminacji na taką skalę dojść by po prostu nie mogło.
Wiktor Poliszczuk zwraca uwagę, że jeżeliby OUN Bandery chciała wykorzystać konflikt niemiecko - rosyjski do zbudowania państwa ukraińskiego, to w roku 1944, gdy przegrana Niemiec była już tylko kwestią czasu, a nadzieja na choćby namiastkę samodzielności państwowej upadła, masowe mordowanie ludności polskiej traciło jakikolwiek sens usprawiedliwiony politycznie. Nasilenie więc tej akcji w przededniu wkroczenia Armii Czerwonej ujawnia, o co naprawdę chodziło OUN - UPA. Celem nie było zbudowanie państwa - to już nie było możliwe - a jedynie fizyczne unicestwienie Polaków. Ta akcja ludobójcza, wyczerpująca wszystkie znamiona zbrodni nieprzedawnialnej, podjętej z najniższych pobudek, w oparciu o zbrodniczą ideologię faszystowską, była więc klasyczną czystką etniczną.
Zalicza Pani gehennę Wołynia i małopolski Wschodniej do najboleśniejszych zjawisk w naszej narodowej historii. Nie obarcza pani jednak za nią winą ludności Ukrainy, ale faszystowskich ekstremistów. Analizując efekty tych badań da się wyczuć pewną nutkę goryczy,żal do władz Polskiego Państwa Podziemnego, które wg. Pani bagatelizowało problem...
Tak, zbrodnię ludobójstwa dokonaną przez nacjonalistów ukraińskich na kresach uważam za jedno z najstraszniejszych nieszczęść w całych naszych dziejach. Nie oznacza to, że zbrodnie niemieckie czy sowieckie w czasie II wojny światowej były mniejsze. Chodzi o to, że w najokrutniejszy z możliwych sposobów mordowano starców, niemowlęta, dzieci, kobiety i mężczyzn za to tylko, że byli naszej krwi. Dlatego, że współmałżonkom z mieszanych rodzin nakazywano zabijanie swoich dzieci, żon i mężów. Takiego barbarzyństwa, w takiej skali, w stosunku do Polaków, w naszych najnowszych dziejach nie było. Jeśli dyskutujemy o zjawisku szybkiego skomunizowania społeczeństwa polskiego po wojnie, o moralnym upadku, zagubieniu, nie zapominajmy: 1/3 naszego społeczeństwa doznała traumy zsyłek, potem mordów na swoich krewnych, a w końcu wypędzenia ze swych rodzinnych kresowych stron. Mało tego, przez 60 lat ofiary musiały milczeć. Niektórzy boją się do dziś...
Sprawcy...?
Co do sprawców, musimy wrócić do pytania: kogo ścigać, wykonawców – w większości wezwanych do akcji miejscowych chłopów, pod kierownictwem przybywających banderowskich oddziałów, czy tych, którzy ich zindoktrynowali, wydali rozkazy i wysłali do mordowania? Moim zdaniem, winni są przede wszystkim ci, którzy wydawali rozkazy i popchnęli młodocianą „czerń” do zbrodni (w ten właśnie sposób, „popchnęliśmy na nich czerń”, wyraził się w jednym ze znanych mi dokumentów okupacyjnych jeden z „krakowskich”, ukraińskich inteligentów). Jest prawdą, że niemal całe ukraińskie społeczeństwo z tej strony Zbrucza ulegało ideologii OUN. Przy czym starsza jego cześć nie pochwalała stosowanych metod i nieraz ratowała z narażeniem życia Polaków. Jednak banderowcy wymuszali posłuszeństwo i dyscyplinę terrorem... Skala ukraińskich ofiar UPA wskazuje, że nie wszyscy myśleli tak, jak chcieli oprawcy, że wielu miało wątpliwości i bez rozkazu nie dokonałaby tych zbrodni. Dziś, na podstawie relacji i dokumentów, można zestawić czarną księgę morderców – jest ona długa. Większość na pewno nie żyje. Wielu skazali Rosjanie. Nielicznych wyłapali i represjonowali Polacy (dziś, bez żenady, domagają się uprawnień kombatanckich), ale wiemy, że w mordach uczestniczyli też ludzie bardzo młodzi – nawet 9 letnie dzieci dobijały rannych. Ci ludzie, podobnie jak kombatanci z SS Galizien, żyją nie niepokojeni, czasem na „polskich papierach” zrabowanych ofiarom. Warto tu przypomnieć, że wzorem niemieckich faszystów, młodzież banderowska przed wstąpieniem do organizacji przechodziła chrzest – wtajemniczenie, przez zabicie przez nieletniego ofiary osobiście (w dokumentach brzmi to następująco: „wybierz sobie lacha, lub lacku detynu”...)
Problem zachowania się władz Polskiego Państwa Podziemnego jest złożony. Sytuacja przerosła wszystkich. Niewątpliwym błędem było zwlekanie z ujawnieniem przed społeczeństwem rozmiarów zbrodni, nieudolne próby porozumienia się ze sprawcami, brak decyzji o uzbrojeniu ofiar napadów. „Ukoronowaniem” takiej niezdecydowanej polityki i braku przeciwdziałania był wyjątkowo okrutny mord na wysłanych przez AK na Wołyń emisariuszach. Kolejnym, wytkniętym nawet władzom PPP przez nielicznych nie życzących źle Polakom Niemców błędem, było ostentacyjne manifestowanie w podziemnych publikacjach poparcia dla Rosjan i jednoznaczna antyniemieckość, co w tym wypadku było równoznaczne z wyrokiem śmierci dla tysięcy polskich Małopolan. Samoobronom polskim zabrano broń i dano ją banderowcom, którzy walczyli z Rosjanami, zaniechano udzielania pomocy czy ochrony napadanym wsiom itp.
Jakie w takim razie popełniono Pani zdaniem błędy we wzajemnych relacjach na przestrzeni dziejów? Prof. Bohdan Osadczuk twierdzi, że ukraińska świadomość narodowa kształtowała się w ustawicznej walce z Polakami. Taras Szewczenko uważa natomiast, że tożsamość polska i ukraińska wzajemnie się wykluczają. Na stosunki polsko-ukraińskie wpłynęły również zapewne problemy wyznaniowe oraz rozbieżne dążenia polityczne w okresie międzywojennym. Czy można z tych przykrych doświadczeń wyciągnąć konkretne wnioski na przyszłość?
O jakich tu błędach mówić? Czy złożone z wielu nacji państwo musi jako warunek swej egzystencji mieć siłę i przejawiać stanowczość i bezwzględność? Czy wszystkie takie eksperymenty kończą się źle, gdy siła ta słabnie, a kraj popada w kłopoty? Nie ma w dziejach reguły. Bywają okresy konsolidacji i okresy rozpadu. Dążenie do niepodległości - zgoda - to naturalny proces, ale nie o to tutaj chodzi. Tu doszło do zbrodniczej czystki etnicznej przy wykorzystaniu wrogów - najeźdźców Polski. To barbarzyństwo, które musi być napiętnowane po wsze czasy. Zresztą wystarczy rzetelnie przeanalizować przeszłość - choćby okres międzywojenny. Terroryzm OUN – UWO, szczególnie w latach 30-tych, to nie była mrzonka: zamachy, sabotaże, podkładanie granatów w „mogiłach Polski”, podpalenia, zabijanie policjantów zza węgła, napady na sklepy, banki, niszczenie godeł... to rzeczywistość kresowa. Co miały robić polskie władze? Przecież tam żyły też setki tysięcy Polaków i to od pokoleń. Kazać im się wynosić? Co z tysiącami rodzin mieszanych, dziesiątkami tysięcy tych, którym życie w naszym państwie mimo, że byli rusinami, ukraińcami, nie było obrzydliwym, a których nacjonaliści zastraszali i zabijali? I do tego większość pretensji dotyczy jedynie dwudziestu lat, kiedy to po 150 latach niewoli usiłowaliśmy w bólach odbudowywać nasze państwo. Coś tu jest nie tak... Pamięć Ukraińców krótka, bo przedwojenna współpraca z naszymi wrogami: hitlerowskimi Niemcami i Sowietami, to nie wymysły – to konkretne, szkodzące Polsce działania terrorystyczne, szpiegowskie, organizowane za pieniądze złych sąsiadów. Przeciwdziałanie im i tak w o wiele za słabe, to wykrzykiwane „krzywdy ukraińskie”. Obciążanie Polaków za zacofanie mas ukraińskich, to też twierdzenie na kilometr pachnące „walką klas”. Wszyscy mają być równi - a może po prostu mieć te same prawa obywatelskie? To państwo polskie, mimo swych administracyjnych ułomności, dawało. Za mało szkół ukraińskich? A może wreszcie pogodzić się z myślą, że to była Polska - i nauczyć polskiego musiała, by społecznie nie upośledzać tej młodzieży. Zresztą reformy Józewskiego na Wołyniu były bardzo daleko idące - a tam, jak na ironię doszło do rzeczy najstraszniejszych. Przypomnijmy sobie miliony ofiar głodu na Ukrainie Sowieckiej w latach 30 – tych: oto przykład, czym jest prawdziwe zgnębienie mniejszości w swoim państwie.
Wydaje się, że kompleksy naszego sąsiada powodują ową niekończącą się listę oskarżeń. Ale to tak, jakby Polacy mieli za złe Niemcom, że nasze miasta lokowane były na prawie magdeburskim, albo, że nasze elity nie posługiwały się przez wieki polskim lecz łaciną, a potem językiem francuskim. Niestety postęp cywilizacyjny na naszym kontynencie od wielu już wieków ma swoje niezmienne kierunki. Można zaryzykować twierdzenie, że gdyby nie rozbiory i upadek naszego państwa, duża część naszych kresów byłaby równie silnie zintegrowana z resztą państwa, jak pozostałe dzielnice. Poszukującym kulturowego dziedzictwa tych ziem zalecam wycieczkę na kresy. Wiele zniszczono, ale to co ocalało, mówi wszystko o kulturze materialnej. Co do ustawicznej walki z polskością, warto zapytać: dlaczego przez wieki nic innego, poza z gruntu anarchicznym etosem kozactwa nie miano Polsce do zaoferowania.
Jeżeli zaś przywołuje pan Bohdana Osadczuka, to odmawiam mu prawa do wypowiadania się na polskie tematy. Jako stypendyście Abwehry w Berlinie w czasie okupacji. Jako współpracownikowi Andrija Melnika - szpiega hitlerowskiego, twórcy ukraińskich kolaboracyjnych legionów. Odznaczenie go Orderem Orła Białego jest widomym znakiem przewagi doraźnej polityki nad historią, a dla mnie osobiście ponurym żartem.
Uproszczenia, jakie serwują nam niektórzy historycy polscy - najczęściej zresztą o ukraińskich korzeniach - w odniesieniu do historii stosunków polsko – ukraińskich, wywołują u mnie oburzenie. Najsmutniejsze, że nikt nie sięga po wiedzę naszych dziadów, aby bronić ojczyzny w tym upokarzającym sporze kata z ofiarą.
Czy nie uważa Pani, że w dobie unifikacji Europy zbliżenie polsko-ukraińskie mogłoby wyjść obu narodom na dobre? Mam tu na myśli nie tylko potrzebę przenikania się dwóch wspaniałych kultur, ale również zintensyfikowania współpracy na płaszczyźnie ekonomicznej i politycznej?
Niewątpliwie tak, ale uważam, że Polacy nie powinni aż tak angażować się w budowanie Ukraińcom Ukrainy. To ich problem, a nasze przyjacielskie gesty i posunięcia, jak dotychczas, przynoszą efekty wprost przeciwne do zamierzonych. Pewnie, że porachunki mamy z galicjanami, czy częścią ludności ukraińskiej Wołynia, ale ich nacjonalistyczny punkt widzenia stał się już obowiązujący i w Kijowie. Lata 90 - te zostały zmarnowane dla budowy przyjaźni opartej na prawdzie historycznej. Po doświadczeniach przeszłości, licznych przykładach nielojalności, pewna powściągliwość jest nieodzowna. Nienawidzą nas – Bóg z nimi. Mordując nas na kresach dali najszczerszy dowód swych uczuć wobec Polaków - mordowano nawet dzieci mieszanej krwi – by nawet kropla nie została. Wydaje się, że puszczając z dymem polski dorobek cywilizacyjny tylu wieków, hamując na dziesiątki lat wszelki postęp, dokonali wyboru sami - niepotrzebni byli do tego nawet Rosjanie. Nie możemy tego nie zauważać. Zmienić podejście do swych dziejów powinni sami Ukraińcy. Powinni przyznać się do zbrodni, nazwać, rozliczyć i potępić publicznie morderców, a nie robić z nich bohaterów. Inaczej cała wiarygodność takiego partnera jest równa zeru i o normalnych sąsiedzkich stosunkach nie ma co marzyć. Kultura to nie tylko, jak chcą niektórzy, haftowane bluzeczki i skoczne kołomyjki. To dotrzymywanie umów, rezygnacja z fałszowania przeszłości, honor, przyzwoitość...
To Ukraina chce poprzez Polskę uwiarygodnić się w Europie, a nie odwrotnie. Czy składanie kwiatów na rozbitych płytach cmentarnych we Lwowie dodało nam godności i powagi w oczach Ukraińców - na pewno nie. Milczenie nad budowaniem Banderze pomnika we Lwowie – skazanemu przez polski sąd na karę śmierci za mord na polskim ministrze, nie wspominając już o przewodzeniu UPA - to tak, jakby milczano, gdyby w Niemczech wznoszono pomniki Hitlerowi. A w Łucku? Pomnik Sawura - już stoi – a Polska milczy. Za to w Krakowie mieszkający tu Ukraińcy (z panem Mokrym na czele) i ich sympatycy z UW w radzie miasta, blokowali miesiącami zapisanie na pomniku powstającym na Cmentarzu Rakowickim za prywatne pieniądze, zapisu, o dokonanym na kresach ludobójstwie – „aby nie psuć jakże wspaniałych stosunków”. I to jest właśnie prawdziwy wstyd, ciężki wstyd.
Kto zapomina historię powtarza ją ...
Dziękuję za rozmowę
Rafał Zgorzelisk
( niniejszy tekst ukazał się w kilku pismach w Polsce i USA m.in. ”Porta”.
Kwartalny Przewodnik Społeczny i Kulturalny, nr 7, 2004, „Głos Kresowian” nr 17, 2004,
„Myśl Polityczna” (sierpień?), i inne )
[1] Kiedy pyta się ich dlaczego nas mordowaliście tak okrutnie?
[2] Fakt ten miał miejsce w lipcu 2002.Patronowały mu dofinansowywane przez polskie władze organizacje.
Podobnie niedopuszczalne są teksty petycji o wydźwięku rewindykacyjnym,
publikowane w zdecydowanie antypolskim piśmie ZURP„Nasze Słowo” (1.09.2002).
Za: http://www.snpp.pl/doktor.html