Ponad 150 tysięcy osób pochodzenia żydowskiego walczyło w szeregach wojsk III Rzeszy. Co więcej, odbywało się to za osobistym pozwoleniem Hitlera. Nie zawiódł się na nich.
Do takiego wniosku doszedł młody historyk amerykański na podstawie setek wywiadów z niemieckimi kombatantami żydowskiego pochodzenia oraz tysięcy dokumentów wydobytych z niemieckich archiwów - pisze Marek Jan Chodakiewicz w http://chodakiewicz.salon24.pl/80974,zydowscy-zolnierze-hitlera (link is external)
("Żydowscy żołnierze Hitlera", część1 i część 2).
Swoje rewelacje Bryan Mark Rigg opublikował w pracy "Żydowscy żołnierze Hitlera: Nieznana historia nazistowskich praw rasowych oraz mężczyzn pochodzenia żydowskiego w wojsku niemieckim". Rigg rozważył kwestię "kto jest Żydem" i przedstawił problem asymilacji w Niemczech i Austrii, ze szczególnym naciskiem na służbę wojskową jako odzwierciedlenie najwyższego stadium asymilacji. Opisał ewolucję polityki Hitlera w stosunku do tzw. "mieszańców" (Mischlinge). Większość z nich odrzucała identyfikację z Żydostwem. Uważali się za Niemców. Wielu popierało narodowy socjalizm. Bardzo często antysemityzmu Hitlera i NSDAP nie odnosili do siebie ale do tzw. "Wschodnich Żydów" (Ost Juden). W 1935 r. jeden z przywódców skrajnie prawicowej organizacji Narodowych Żydów Niemieckich zapewnił Hitlera, że „on i jego towarzysze walczyli aby nie wpuścić Ost Juden do Niemiec.” Kontynuował: „Te hordy wpół-azjatyckich Żydów” to „niebezpieczni goście.” Dlatego trzeba ich „bezwzględnie wyrzucić” z Niemiec.
Swoje rewelacje Bryan Mark Rigg opublikował w pracy "Żydowscy żołnierze Hitlera: Nieznana historia nazistowskich praw rasowych oraz mężczyzn pochodzenia żydowskiego w wojsku niemieckim". Już sam tytuł brzmi jak oksymoron. Co? Żydzi służący u Hitlera? Jest to dla większości zupełnie szokującym absurdem. Dla niektórych zapewne zabrzmi to jako jakieś antysemickie pomówienie, spisek.
Ale przecież tak nie jest. Większość z nas, a już na pewno prawie każdy przeciętny człowiek, stara się zrozumieć świat w oparciu o rozmaite stereotypy. W pewnym sensie pomagają one nam funkcjonować, szczególnie na wstępnym etapie życia, który u człowieka inteligentnego i ciekawego nie trwa zbyt długo. Wraz z nabieraniem doświadczenia życiowego, w miarę upływu czasu, przestajemy się dziwić gdy napotykamy kolejnego szczodrego Szkota, nasz znajomy Anglik jest cholerykiem, a przyjaciel Amerykanin ani nie żuje gumy ani nie trzyma nóg na stole przy jedzeniu. Jednym słowem zaczynamy dostrzegać całą gamę ludzkich postaw, złożoność zachowań, czy uwarunkowań czynów. Konserwatysta dostrzega, że jądro istoty rzeczy pozostaje jasne, chociaż do pewnego stopnia zacierają się kontury zjawisk. Rozumiemy więc, że subtelnie skonstruowane paradygmaty to nie prostackie stereotypy, nawet jeśli mają ze sobą wspólne pewne podstawowe rzeczy. Na przykład, stereotyp „niekulturalnego Amerykanina” odzwierciedla do dużego stopnia brak kultury osobistej u młodego pokolenia, ludu szczególnie, ale oczywiście nie starej elity USA.
Właśnie takim procesem budowania paradygmatu Niemców żydowskiego pochodzenia zajął się Bryan Mark Rigg. Autorowi chodziło o wzbogacenie naszej wiedzy o antysemityźmie, o eksterminacji Żydów – wbrew prostackim stereotypom. Jest to podejście naukowe bardzo nam bliskie.
BADANIA WŁASNE - MAREK JAN CHODAKIEWICZ
A było tak. Chyba dekadę przed wydaniem książki na korytarzach uniwersytetów Ligi Bluszczowej (Ivy League) słyszeliśmy o badaniach Rigga. Nasza uczelnia, Columbia University, miała umowę z Yale. Każdy kto chciał od nas, mógł jeździć tam i odwrotnie. Jeden z gości wspomniał, że powstaje tam słabo udokumentowane magisterium o żydowskich żołnierzach Hitlera. Inspiracją tej pracy był film Agnieszki Holland „Europa, Europa.” Autor oparł się rzekomo jedynie na kilku wspomnieniach. Nic szczególnego. Ale mimo oporu swych profesorów Rigg zdecydował pisać na ten temat doktorat. Uparł się. Został sam.
W latach 1994/1995 byłem w Cambridge University w Anglii. Poszedłem posłuchać wykładu profesora Jonathana Steinberga. Specjalizuje się on we włoskim aspekcie eksterminacji Żydów podczas II wojny. Jako jeden z niewielu docenia rolę Papieża i Kościoła w akcji ratowania ludności żydowskiej. Wspomniał wtedy dwie interesujące rzeczy. Po pierwsze, w Australii brał udział w procesie Ukraińca z SS-Wachmannschaften oskarżonego o mordowanie Żydów w Winnicy. Ale ten wywinął się prokuraturze twierdząc, że go wtedy w mieście nie było. Pokazał też autentyczne dokumenty. Sędzia zwolnił oskarżonego, podatnik australijski zapłacił ponad 1 mln. dolarów kosztów tego procesu. Australijski wymiar sprawiedliwości nie zrozumiał, że daty były wedle kalendarza prawosławnego. SS - man jak najbardziej był obecny w rzeczonym czasie w Winnicy podczas mordów.
Po drugie profesor Steinberg wspomniał krótko, że opiekuje się studentem, który pisze o żydowskich żołnierzach Wehrmachtu. Zrozumiałem, że chodzi o chrześcijan z żydowskimi przodkami, którymi zajmował się Rigg. W tym czasie już sam co nieco poszperałem, aby zorientować się, że Hitler w rozmaity sposób traktował różne osoby o żydowskich korzeniach. Zestawiłem też informacje z rozmaitych źródeł na ten temat. Wyśmienity sowietolog, profesor Robert Conquest opowiadał mi kiedyś, że na Krymie nie mordowano Karaimów, bowiem nazistowscy eksperci rasowi uznali, że są to Tatarzy wyznania quasi-mojżeszowego, a nie „prawdziwi” Żydzi. W tym wypadku religia miała Niemców nie obchodzić. Zgodnie z tą logiką w 1944 r. z Karaimów pragmatycznie utworzono przynajmniej jeden batalion w ramach Waffen - SS. Himmler wydał nawet specjalne pozwolenie aby Karaimscy SS - mani mogli odprawiać judaistyczne modły. (Z innego źródła dowiedziałem się, że niemieccy Cyganie służyli w jednym na najbardziej krwawych oddziałów SS). Przypomniałem też sobie, że o „rasowym” dylemacie Narodowych Socjalistów pisał Erich Maria Remarque. Według niego, parafrazując, zabicie niemieckiego pół - Żyda byłoby zabiciem pół - Niemca. Rozmawiałem na ten temat też z koleżanką ze studiów, Patricią von Papen. Opowiedziała mi o tym, że w Berlinie odbyła się demonstracja „aryjskich” rodzin „nie-Arian” i pod jej wpływem Gestapo zawiesiło deportacje części Niemców pochodzenia żydowskiego do obozów śmierci. Patricia później była konsultantką pracy Rigga. Inna koleżanka z uczelni, Cäecilie Rohwedder, wspominała, że jej babcia, która była pochodzenia żydowskiego, przeżyła wojnę wcale nie ukrywając się. Zgadłem, że chroniła ją prominentna pozycja jej rodziny.
No i jak zwykle mamy też własne historie rodzinne. Podczas jednej z wizyt u moich powinowatych w Niemczech zwróciłem uwagę na zdjęcie przystojnego officera Luftwaffe: Leutnant Friedrich Heinrich Justinus Falcon Cajus Graf Praschma Freiherr von Bilkau zginął na polu bitwy 28 lipca 1944 r. pod Demsi na Łotwie. Jego babka po stronie matki była ochrzczoną angielską Żydówką. Teoretycznie, według standardów Hitlera, Friedrich kwalifikował się do gazu. W praktyce o pochodzeniu jego matki nikt niepożądany nie wiedział; jej dokumenty były niedostępne nazistowskim tropicielom czystości rasowej w III Rzeszy. Znajdowały się bowiem w Anglii i w Chinach. Ale – jak mi powiedziała moja niemiecka rodzina – osoby żydowskiego pochodzenia mogły otrzymać specjalne zaświadczenie od Hitlera, uznające ich tzw. „aryjskość.” Na przykład, w taki sposób uniknęła obozu śmierci Melitta Gräfin Schenk von Stauffenberg.
Wiedziałem więc, że sprawy te są dużo bardziej skomplikowane niż powszechnie się wydawało. Nie miałem jednak zielonego pojęcia ani o rozmiarach ani innych szczegółach tego zjawiska. Na szczęście Bryan Mark Rigg w dużym stopniu uporządkował cały ten galimatias.
METODOLOGIA I DEFINICJE
Zabrał się do tego bardzo metodycznie. Na początku rozważył kwestię „kto jest Żydem.” Potem przedstawił problem asymilacji w Niemczech i Austrii, ze szczególnym naciskiem na służbę wojskową jako odzwierciedlenie najwyższego stadium asymilacji. W końcu Rigg opisał ewolucję polityki Hitlera w stosunku do tzw. „mieszańców” (Mischlinge), bogato ilustrując swoją opowieść historiami poszczególnych osób. Jego dzieło czyta się momentami trudno. Autor w logiczny i zimny sposób tłumaczy pseudonaukowe zasady „higieny rasowej” oraz inne narodowo-socjalistyczne meandry pseudo-intelektualne urągające nie tylko nauce, ale przede wszystkim naszej moralności zbudowanej na chrześcijaństwie. Rigg zdecydował się stosować nazistowską nomenklaturę: „Aryjczyk”, „35 –procentowy Żyd” czy „75-procentowy Żyd.” Oprócz tego historyk ten zbyt pewnie czuje się w biurokratycznym gąszczu III Rzeszy, konfudując czasami czytelnika. Na przykład używa terminologii dotyczącej rozmaitych typów zaświadczeń o „aryjskości”, której znaczenie tłumaczy dopiero pod koniec swego dzieła. W końcu Rigg opowiada o straszliwie podłych wyborach moralnych, wymuszonych przez system. Niesmaku takich informacji nie niwelują opowieści o bohaterstwie czy szlachetności poszczególnych osób. Zastanawiając się „kto jest Żydem?” Rigg odrzuca dwa „ekstremalne poglądy.” Po pierwsze, historyk nie zgadza się z założeniem, że „osoba z jakimikolwiek przodkami żydowskimi jest Żydem.” Po drugie, autor zaprzecza opinii głównie ultra-religijnych wyznawców judaizmu, że „żadna osoba pochodzenia żydowskiego, która służyła w Wehrmachcie w ogóle nie mogła być Żydem.” Rigg słusznie podkreśla, że „Żydzi to nie ‘rasa’.”
Mimo, że ortodoksyjni rabini oraz władze Izraela uznają za Żyda tylko osoby zrodzone z żydowskiej matki, badacz przychyla się do szerszej interpretacji. Według niego rozwiązanie tej kwestii do dużego stopnia powinno opierać się na samookreśleniu. Czyli Rigg preferuje liberalne prawo wyboru. Jednocześnie jednak przyznaje istnienie takich, którzy według prawa Halacha są Żydami, ale świadomie odrzucają swoje korzenie i zaprzeczają im z rozmaitych powodów (od samonienawiści do asymilacji).Większość tzw. „mieszańców” (Mischlinge) odrzucało identyfikację z Żydostwem. Uważali się za Niemców. Wielu popierało narodowy socjalizm. Wielu miało podobne uprzedzenia jak „aryjska” reszta ich rodaków. Bardzo często antysemityzmu Hitlera i NSDAP nie odnosili do siebie ale do tzw. „Wschodnich Żydów” (Ost Juden). W 1935 r. jeden z przywódców skrajnie prawicowej organizacji Narodowych Żydów Niemieckich zapewnił Hitlera, że „on i jego towarzysze walczyli aby nie wpuścić Ost Juden do Niemiec.” Kontynuował: „Te hordy wpół-azjatyckich Żydów” to „niebezpieczni goście.” Dlatego trzeba ich „bezwzględnie wyrzucić” z Niemiec. A co na to Hitler? „Według doktryny nazistowskiej, podobnie jak w Halacha, żydowskość jest dziedziczna.” W III Rzeszy Żydów obwołano „rasą”.
Co więcej, wielu „czysto aryjskich” chrześcijan, którzy przeszli na judaizm uznano za Żydów w sensie „rasowym” (Geltungsjuden). „Pół oraz ćwierć-Żydów,” którzy mieli „pełnych Żydów” za małżonków traktowano jako „pełnych Żydów.” Sprawy takie regulował najpierw paragraf aryjski (Arierparagraph), a potem ustawy norymberskie i rozmaite dekrety państwowe i rozkazy Hitlera. Dlatego, Rigg stwierdził, że w dyskusji na temat tej historii musimy stosować nazistowskie definicje o żydowskości bowiem w końcu liczyło się tylko to w co wierzyli Naziści. Większość osób wymienianych w niniejszej pracy nie określiłaby siebie jako Żydów czy częściowo Żydów. Ale tak definiowały ich teorie rasowe i polityka Hitlera. Tak więc omawiając tutaj kwestię żydowskości czynimy to wedle rasistowskiego prawa narodowo-socjalistycznego, a nie według definicji Halachy.
http://chodakiewicz.salon24.pl/80974,zydowscy-zolnierze-hitlera (link is external)
KTO BYŁ ŻYDEM WEDŁUG USTAWODAWSTWA III RZESZY
W III Rzeszy pochodzenie żydowskie precyzowały ustawy norymberskie, z 15. IX. 1935 roku. tekst przemówienia w Reichstagu kanclerza III Rzeszy Adolfa Hitlera z 30. I. 1939 roku, dyrektywy R. Heydricha dla szefów grup operacyjnych (Einsaztgruppen) z 21. IX. 1939 roku, rozporządzenia gen. gub. Hansa Franka z 15. X. 1941 roku, postanowieniem o "ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej" (Endlosung) z 20.I.1942 roku. Owe osoby były ścigane, stawały się po ujęciu ofiarami żydowskiego Holocaustu (Shoah, Zagłada) i skazane na śmierć.
ŻYDZI W ZBRODNICZEJ WAFFEN - SS
Jeden z wojennych losów: Alex Kurzem - mały Żyd z Białorusi trafił do Łotewskiego Waffen-SS, gdzie został maskotką pułku. Jego zadaniem było m.in. wabienie czekoladą i cukierkami żydowskie dzieci broniące się przed wejściem do wagonów mających zawieźć je na śmierć. Alex żyje do dziś i mieszka od 1949 r. w Australii. Dziś wstyd mu za to, co robił jako dziecko. Zdjęcia dorosłych Żydów służących w armii Hitlera nie są publikowane.
WYWIAD PIOTRA ZYCHOWICZA z Bryan Mark Riggem
Większość Żydów służących w Wehrmachcie i innych formacjach nie wiedziała o Holokauście, zdarzały się jednak przypadki oficerów, jak feldmarszałek Erhard Milch - fanatyczny narodowy socjalista, który wiedział o eksterminacji Żydów i popierał ją.
Skąd oni się wzięli w armii Hitlera?
Odpowiedź jest bardzo prosta. Zostali do niej powołani. Pół - Żydzi i ćwierć-Żydzi byli w Niemczech objęci obowiązkiem służby wojskowej. Pełni Żydzi, którzy nosili mundury Wehrmachtu, na ogół ukrywali zaś swoje pochodzenie.
Ci ludzie czuli się Niemcami i uważali, że służba w wojsku własnej ojczyzny jest nie tylko obowiązkiem, ale także powodem do dumy. Chcieli walczyć z wrogami Niemiec, tak jak wszyscy inni obywatele - mówi amerykański historyk Bryan Mark Rigg.
Jak żydowscy poborowi czuli się w tej armii?
Niemieccy Żydzi byli na ogół całkowicie zasymilowani.
Gdy zabierałem się do moich badań, spodziewałem się, że się okaże, iż byli tą służbą sfrustrowani, że traktowali ją jako szykanę czy coś nieprzyzwoitego. Służyli w końcu paskudnemu, antysemickiemu reżimowi. Tymczasem w większości przypadków wcale tak nie było. Wielu z tych żołnierzy pochodziło z rodzin o długich tradycjach wojskowych. W rozmaitych konfliktach - począwszy od wojen napoleońskich, poprzez wojnę prusko-francuską, na I wojnie światowej skończywszy - walczyli ich pradziadowie, dziadowie i ojcowie. Wielu miało Żelazne Krzyże i tytuły oficerskie.
Gdy wybuchła II wojna światowa, służba tych żołnierzy spowodowała poważne komplikacje. Otóż niemieckie urzędy zalewały tony skarg żydowskich rodzin. Ich członkowie pisali, iż jest czymś całkowicie skandalicznym, że kiedy ich synowie przelewają w Polsce krew za ojczyznę, oni w domach są poddawani antysemickim szykanom. Wyjścia były dwa: zapewnić tym rodzinom specjalne traktowanie albo wyrzucić pół-Żydów, czyli - jak mówili narodowi socjaliści - "mischlingów", z wojska.
Którą opcję wybrał Hitler?
Oczywiście drugą. Odpowiedni rozkaz został wydany w kwietniu 1940 r. Ćwierć-Żydzi nadal mogli służyć w wojsku - choć mieli utrudnioną ścieżkę awansu - ale pół-Żydzi mieli zostać usunięci z szeregów armii. Ponieważ jednak trwały przygotowania do inwazji na Francję, nikt nie miał głowy, żeby się tym zajmować. Przypomniano sobie o tym rozkazie dopiero po zajęciu Paryża. Problem tylko w tym, że rozkaz ten był niewykonalny.
Dlaczego?
Jak bowiem zlokalizować tych pół-Żydów? Ze względu na ich głęboką asymilację jedynym sposobem było dokonanie bardzo szczegółowych badań genealogicznych przodków wszystkich żołnierzy! A więc przeanalizowanie ksiąg urodzeń i zgonów, uzyskanie dostępu do dokumentów religijnych oraz archiwów sądowych, sprawdzenie rejestrów cmentarnych. Skoro w armii służyło 17 mln żołnierzy, urzędnicy, aby wyśledzić te 150 tys. ludzi, musieliby sprawdzić pochodzenie ponad 150 mln ludzi! Rodziców, dziadków i pradziadków. Byłby to prawdziwy biurokratyczny horror. A przecież trwała wojna, więc urzędy i tak miały kupę roboty.
Jak więc próbowano zlokalizować żydowskich żołnierzy?
Na ogół zwoływano jednostki na apel i mówiono: "Baczność, pół-Żydzi wystąp!". Wielu ludzi pozostało więc w Wehrmachcie do końca wojny tylko dlatego, że wtedy, w 1940 r., stało w miejscu. Tyle wystarczyło. Zresztą oficerowie nawet jeżeli wiedzieli o tym, że mają w oddziale żołnierzy pochodzenia żydowskiego, na ogół o tym nie meldowali. Po prostu ignorowali rozkaz.
Dlaczego?
Uważali ich za dobrych żołnierzy. Więzi, jakie powstały na polu bitwy między tymi mężczyznami, były silniejsze niż ideologia. Ci ludzie przelewali razem krew. Ten, kto nie brał udziału w wojnie, tego nie zrozumie. Oficerowie wyrzucali więc rozkaz Hitlera do kosza. Modelowym przykładem był feldmarszałek Erwin Rommel. W Afrika Korps żydowskim pochodzeniem żołnierzy w ogóle się nie przejmowano. Dla Rommla liczyło się tylko to, czy ktoś jest dobrym żołnierzem. Było to dla niego o tyle ważne, że w Afryce u jego boku walczyli Włosi i jego doświadczenia z nimi były po prostu koszmarne.
Byli jednak żołnierze, których udało się wytropić i wyrzucić z Wehrmachtu. Jak na to reagowali?
Dla wielu z nich była to prawdziwa tragedia. W jednej ze swoich książek cytuję list napisany przez młodego oficera. Stwierdził w nim, że w momencie, gdy musiał zdjąć mundur, zawalił się cały jego świat. Wojsko było dla niego całym życiem. Kochał to, co robił, kochał Niemcy i po prostu nie mógł się pogodzić z tym, że jego ojczyzna potraktowała go tak tylko dlatego, że w jego żyłach płynęła "zła" krew. Dla takich żołnierzy był to wielki dramat.
Jednak bywało też chyba inaczej.
To prawda. Postawy były różne, szczególnie po rozpoczęciu wojny ze Związkiem Sowieckim i po pierwszych niemieckich porażkach. Wielu żołnierzy, którzy walczyli w tym piekle, widzieli śmierć swoich kolegów, głodowali i marzli na kość, marzyło o wydostaniu się z frontu. Wielu pół-Żydów uznało, że rozkaz o wyrzuceniu ich z wojska spadł im z nieba. Gdy tylko udowodnili, że są żydowskiego pochodzenia, natychmiast odsyłano ich do Rzeszy.
Jest zrozumiałym i oczywistym , iż owi Żydzi , również nie wymieniony tutaj feldmarszałek Walter Moritz Model służyli wyłącznie na stanowiskach oficerskich ( sztabowych) , nie na pierwszej linii frontu. To pewno również ci z dowódców którzy, pisząc i mówiąc o Wehrmachcie pomawiano o znęcanie się na ludnością cywilną - nie sądzę aby takie przypadki dotyczyły oficerów, rodowitych Niemców. Czekamy na dalsze ( niestety archiwa są w USA) sensacje o udziale żydów w formacjach SS, gestapo i policji( również wyłącznie na stanowiskach dowódczych). Niech w końcu też zostanie napisane …..czemu służyły tak naprawdę t.zw. ustawy norymberskie !!!!! , w sytuacji kiedy rodowitym Niemcom, nawet arystokracji niemieckiej (np. Bismarck i inni przedstawiciele książęcych rodów ) , przymusowym rekrutom z terenów Śląska, Pomorza, Mazur, Kaszub pochodzenia polskiego kazano służyć ...na pierwszej linii frontu, jako mięso armatnie !!!!. Niech w końcu powiedzą i napiszą...... co się tak naprawdę stało z Hitlerem, Bormanem, Himmlerem...których ciał dotąd nie znaleziono !!!!.
A dlaczego nikt nie poda ilości Żydów która trafiła z "Armią Czerwoną" na ziemie polskie i nikt też nie zbada ile polskich niewinnych dzieci kobiet i starców oraz Żydów obywateli polskich zostało zamordowanych przez Żydów niemieckich i sowieckich .
Na froncie wschodnim żydowscy żołnierze Hitlera mogli jednak zobaczyć działania Einsatzgruppen. Musiały do nich dochodzić jakieś pogłoski.
Zgoda, na froncie wschodnim widzieli masowe rozstrzeliwania. Większość z tych żołnierzy uważała jednak, że to straszne, ale jednak jednostkowe przypadki zbrodni wojennych. Nie mieściło im się w głowie, że gdy oni walczą na froncie, ich własne państwo eksterminuje miliony ludzi w fabrykach śmierci. Coś takiego było po prostu niewyobrażalne. Młodzi żydowscy chłopcy na froncie sami starali się przeżyć. Robili wszystko, aby nie zginąć od pocisków wroga, nie zamarznąć, nie umrzeć z głodu. Gdy mieli trochę spokoju, uganiali się zaś za dziewczętami. Informacje o obozach zagłady do nich nie docierały.
Co to byli za ludzie?
Używając terminologii niemieckiej: 60 tys. pół-Żydów, 90 tys. ćwierć-Żydów. Do tego od 5 do 10 tys. pełnych Żydów, czyli takich, których oboje rodziców było Żydami. Wśród nich było co najmniej 21 generałów, siedmiu admirałów i jeden feldmarszałek. Wielu spośród tych żołnierzy walczyło niezwykle dzielnie, wielu z nich poległo za Niemcy.
Część weteranów występujących w pańskiej książce mówi jednak, że "wojsko było jedynym miejscem, w którym mogli czuć się bezpiecznie". Inni uważali, że ich ofiarna służba w armii ochroni ich rodziny.
Zgoda. Jednak im chodziło o ochronę przed rozmaitymi dotkliwymi antysemickimi prześladowaniami i szykanami, a nie o fizyczną eksterminację. Wiedzieli, że członkowie ich rodzin są pomijani przy rozdzielaniu żywności, upokarzani, muszą nosić gwiazdę Dawida, wreszcie są deportowani do obozów pracy. Bali się o nich. Powtarzam - o fabrykach śmierci jednak nie wiedzieli. Dotarło to do nich dopiero po wojnie. Podczas moich rozmów z weteranami często słyszałem to samo: "Gdybym tylko wiedział, ukryłbym matkę", "Gdybym tylko wiedział, wysłałbym siostrę do Szwajcarii", "Gdybym tylko mógł cofnąć czas, ocaliłbym babcię"... To były tragiczne rozmowy i nie ma powodu, żeby tym ludziom nie wierzyć.
Większość żydowskich żołnierzy Hitlera służyła w Wehrmachcie. Trafiali jednak również do SS czy jednostek policyjnych. Czy zdarzało się, że brali udział w zbrodniach przeciwko innym Żydom?
Tak, niestety były takie przypadki. Był to jednak całkowity margines. Na ponad 2 tys. zbadanych przeze mnie przypadków około 20 żołnierzy żydowskiego pochodzenia było zaangażowanych w Holokaust. Na ogół działali na najniższych szczeblach, choć był również przypadek feldmarszałka Erharda Milcha, który po wojnie został skazany w Norymberdze za zbrodnie wojenne. Otóż był on pół-Żydem i fanatycznym narodowym socjalistą. Wiedział o eksterminacji Żydów, popierał ją. Był to straszny człowiek. W każdej społeczności znajdą się jednak jednostki zdemoralizowane, socjopaci i sadyści.
Mówi pan, że spotkał wielu żydowskich weteranów Wehrmachtu. Jak dzisiaj traktują swoją służbę?
Mają mieszane uczucia. Oczywiście nie są zachwyceni tym, że służyli w armii, na której czele stał Hitler. Nie są zachwyceni, że orzeł na ich piersiach trzymał w szponach swastykę. Do dziś jednak podkreślają, że nie bili się dla Führera, tylko dla ojczyzny. Czyli że robili dokładnie to samo, co ich żydowscy dziadkowie i ojcowie. Szczególnie służbę na froncie wschodnim uważają do dziś za coś szczytnego, bili się tam bowiem z bolszewikami. Weterani nie widzą więc w swojej służbie niczego zdrożnego. Co innego ich dzieci, którym trudno zrozumieć mentalność tamtych czasów. Raz jeden z żydowskich weteranów wziął mnie do knajpy na spotkanie ze swoimi kolegami z wojska. Siedział wśród tych Niemców, pił piwo i snuł z nimi nostalgiczne frontowe opowieści.
A jak traktują ich służbę inni Żydzi?
Reakcje były różne. Gdy po raz pierwszy - w wywiadzie prasowym dla "The Daily Telegraph" - poinformowałem o moich badaniach, podniósł się wielki krzyk. O mojej pracy, ale przede wszystkim o tych żołnierzach powiedziano wiele złego. Nazywano ich "nazistami" i zbrodniarzami. Gdy jednak książka pojawiła się na rynku i ludzie mogli się z nią zapozna, nastroje się uspokoiły. Od tego czasu przeprowadziłem kilkaset wykładów w rozmaitych żydowskich instytucjach. Większość zebranych okazywała sytuacji żydowskich żołnierzy Wehrmachtu wiele zrozumienia. Nie potępiali ich, starali się zrozumieć ich dramatyczne położenie.
Czy to prawda, że wielu żołnierzy Wehrmachtu po wojnie wyjechało do Izraela?
Tak. I wyjechali tam, aby walczyć w wojnie o niepodległość państwa żydowskiego, która miała miejsce w roku 1948. Doświadczenie zdobyte w Wehrmachcie na froncie wschodnim wykorzystali do walki z Arabami. Jeszcze osiem lat temu w Izraelu żyło 150 osób pobierających emerytury Wehrmachtu za służbę podczas II wojny światowej. Można więc tylko sobie wyobrazić, ilu takich ludzi musiało być w latach 40. Nie jest tajemnicą, że na odbywające się regularnie w Niemczech zjazdy weteranów z poszczególnych jednostek Wehrmachtu przyjeżdża sporo uczestników z Izraela.
Rozmawiał Piotr Zychowicz, "Do Rzeczy" HISTORIA
CMENTARZ ŻYDOWSKI W DREŹNIE
Spacerując po cmentarzu żydowskim w Dreźnie, założonym w XIX w., można sobie wyobrazić, jak bardzo zasymilowana była tutejsza społeczność: spoczywa tu konsul generalny, miejski radca sanitarny, królewsko-saksoński radca skarbu... Dla wielu z nich, z czasem dla większości, żydowskość sprowadzała się już tylko do wyznania, często zresztą traktowanego formalnie. Czuli się Niemcami i byli z tego dumni: centralne miejsce na tym cmentarzu zajmuje potężny, zdobiony obelisk. Na ścianach 60 nazwisk: tych, którzy podczas I wojny światowej oddali życie za ojczyznę. Obok, na cmentarnym domu modlitwy, wisiała jeszcze kiedyś (zanim przyszli naziści) równie zdobna tablica - z wieńcami laurowymi, datami "1914-1918" i napisem: "Pamięci poległych w wojnie światowej synów izraelskiej gminy religijnej Drezna. Ufundowane przez Związek Żydowskich Żołnierzy Frontowych III Rzeszy".
Na żydowskich cmentarzach w Niemczech niewiele jest za to grobów zmarłych z lat 1933-45 - obok nielicznych, którym dane było odejść śmiercią naturalną, leżą ci, którzy wybrali samobójstwo; bywają też groby symboliczne. Tym bardziej nie ma pomników - jeśli, to pomniki Zagłady. Ani nie ma też grobów tych niemieckich Żydów, którzy oddali życie podczas II wojny światowej za Niemcy, czyli za Hitlera. W szeregach Wehrmachtu walczyło bowiem 150 tysięcy... no właśnie, jak ich nazwać? Niemieckimi Żydami? Tak nazwalibyśmy ich dziś. Kłopot w tym, że oni sami często Żydami się nie czuli. Albo też: nawet jeśli byli świadomi swych żydowskich przodków, większość czuła się Niemcami, a wielu wręcz niemieckimi patriotami. Ale wedle ustaw III Rzeszy byli tylko Żydami albo pół-Żydami, ćwierć-Żydami etc.
Tymczasem kwestia, jak ich nazwać, jest istotna. Gdy bowiem w 2003 r. amerykański historyk Bryan Mark Rigg wydał książkę pt. "Żydowscy żołnierze Hitlera" (edycja polska 2009) - stawiając tezę, że w Wehrmachcie służyło nawet do 150 tys. ludzi o żydowskich korzeniach - w USA i Niemczech wywołało to wielkie emocje. Ustalenia Rigga (oparte nie tylko na archiwach, ale też na wywiadach z 430 żyjącymi jeszcze weteranami; byli wśród nich także politycy, jak ekskanclerz Helmut Schmidt) ktoś skomentował nawet kąśliwą uwagą, że "za Niemcy zginęło więcej osób pochodzenia żydowskiego, niż padło za Izrael we wszystkich wojnach z Arabami". Co byłoby konstatacją prawdziwą, gdyby na ludzi, o których pisał Rigg, patrzeć w kategoriach ustaw norymberskich rasistowskich, a nie z punktu widzenia ich własnej samoświadomości.
Odpowiadając na kontrowersje, które wywołała jego pierwsza książka, Rigg napisał drugą: będącą swego rodzaju rozwinięciem tej sprzed 7 lat i koncentrującą się na przedstawieniu losów konkretnych ludzi: zarówno generałów (Rigg doliczył się 21 generałów i admirałów Wehrmachtu o żydowskich korzeniach), jak też szeregowych. Pod tytułem "Losy żydowskich żołnierzy Hitlera. Nieznane historie ludzi żydowskiego pochodzenia, którzy walczyli za III Rzeszę" ukazała się w ubiegłym roku w Stanach, a niedawno w polskim tłumaczeniu. Zawiera opowieści często dramatyczne, np. żołnierza udekorowanego Żelaznym Krzyżem za męstwo na froncie wschodnim, który jedzie do domu na urlop i stwierdza, że jego ojciec był ścigany jako Żyd i został wywieziony do niemieckiego obozu zagłady i tam zamordowany w komorze gazowej.
Rigg stara się też zrekonstruować motywy tych ludzi, którzy, o ile nie ukryli swych korzeni, musieli mieć specjalną zgodę władz na służbę w Wehrmachcie. W przypadku generałów motywem była zwykle negacja swych korzeni połączona z niemieckim patriotyzmem lub, czasem, oportunizmem. U młodszych oficerów i żołnierzy sprawy okazywały się często bardziej komplikowane...
Dodajmy, że historyk Amerykanin Rigg (rocznik 1971) napisał obie książki bynajmniej nie z pozycji oskarżyciela. Stwierdziwszy pewne zjawisko, dotąd omijane przez badaczy, stara się je opisać i zrozumieć. Co więcej: gdy podczas studiów w Niemczech stwierdził, że wśród jego niemieckich przodków, którzy w XIX w. wyemigrowali do USA, byli niemieccy Żydzi, po służbie w US Marines (w stopniu oficerskim) zgłosił się też jako ochotnik do armii Izraela i przesłużył w niej jakiś czas. Fascynująca jest nie tylko książka, ale także jej autor.
BRYAN MARK RIGG "Losy żydowskich żołnierzy Hitlera. Nieznane historie ludzi żydowskiego pochodzenia, którzy walczyli za III Rzeszę", wyd. Rebis 2010.
IZRAEL DZISIAJ W 67 LAT OD ISTNIENIA PAŃSTWA
Izrael jest najbardziej agresywnym państwem regionu i źródłem terroryzmu na Bliskim Wschodzie. Ma natomiast doskonałą przewagę propagandową i dyplomatyczną, którą wykorzystuje, stwarzając pozory iż sam jest ofiarą. Jako pierwszy i na razie jedyny potwierdzony posiadacz broni nuklearnej na Bliskim Wschodzie robi wszystko, żeby opinią publiczna na świecie miała przekonanie, że to Iran stwarza zagrożenie programem rozwoju energii atomowej. Prawda jest zupełnie inna. Izrael chce monopolu na straszenie bombą atomową i utrzymanie takiego stanu rzeczy. Warto poznawać historię dawną i najnowszą i samemu wyciągać wnioski nie dając się uwieść propagandzie izraelskiej. Mało kto pamięta, że Izrael jest okupantem, żydowskie organizacje terrorystyczne odpowiadają za rozwój terroryzmu na Bliskim Wschodzie od początku XX wieku ( radykalne organizacje żydowskie Irgun, Likud).
Aleszumm
Źródła:
http://chodakiewicz.salon24.pl/80974,zydowscy-zolnierze-hitlera (link is external)
http://www.irekw.internetdsl.pl/zyd_zol_hitlera.html (link is external)
http://hotnews.pl/artpolska-1229.html (link is external)
http://tygodnik.onet.pl/0,82,57106,zydowscy_zolnierze_hitlera,artykul.html (link is external)
http://www.irekw.internetdsl.pl/zyd_zol_hitlera.html (link is external)
http://hotnews.pl/artpolska-1229.html (link is external)
http://tygodnik.onet.pl/0,82,57106,zydowscy_zolnierze_hitlera,artykul.html (link is external)
http://www.irekw.internetdsl.pl/zyd_zol_hitlera.html (link is external)
http://chodakiewicz.salon24.pl/80974,zydowscy-zolnierze-hitlera (link is external)
http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt11728.html (link is external)
http://tygodnik.onet.pl/0,82,57106,zydowscy_zolnierze_hitlera,artykul.html (link is external)
http://www.irekw.internetdsl.pl/zyd_zol_hitlera.html (link is external)
Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/zydowscy-zolnierze-hitlera