Czyli jesteśmy społeczeństwem lemingów.
Wynik I tury plebiscytu, zwłaszcza wysokie zwycięstwo Komorowskiego, jest dla wielu prawicowych obserwatorów kompletnym zaskoczeniem. Wydawać by się mogło, że Polacy są jednak nieco mądrzejsi. PO skompromitowała się jej kompletną indolencją praktycznie we wszystkim. Jedynie w aferach okazała się partią wiodącą i nie do przebicia. Przy czym, gdyby Polska była jako tako normalnym krajem, to już jesienią ub. roku po aferach "stoczniowej" i "hazardowej", partia aferzystów i sabotażystów gospodarczych powinna się rozpaść i zniknąć ze sceny politycznej. A jednak PO istnieje i ma się dobrze.
Wysokie zwycięstwo Komorowskiego jest kompletną i totalną porażką dla gazet i portali prawicowych i niezależnych. Spośród nich duża i wydawałoby się wpływowa część była po stronie Jarosława. Ich porażka jest także dotkliwa. Próby przedstawiania Kaczyńskiego jako patrioty, dbającego o dobro Polski nie przyniosły oczekiwanych efektów. Nawet widoczny po Smoleńsku amok patriotyzmu zwieńczony Wawelem był zjawiskiem krótkotrwałym. Doliczając sporą grupę głosującą na Kaczyńskiego jako na mniejsze niż Komorowski zło wydaje się, że PiS rozszyfrowane zostało jako partia dbająca głównie o interesy USA, Izraela i organizacji żydowskich w Polsce. Być może bandycki napad wojsk izraelskich na konwój humanitarny odstraszył wielu wyborców od kandydata PiS. Ludzie pamiętali, że Lech chciał uczynić z Polski strategicznego sojusznika Izraela.
Wydaje się, że i na Komorowskiego wielu wyborców głosowało tylko na zasadzie – byle nie "kaczyzm". Jednak tak dużo głosów oddanych na kolesia aferzystów i lodziarzy pokazuje, że Polacy lubią być okradani. A także, że aferzystów i sabotażystów boją się mniej niż menory. Albo też, że po prostu nie mają pojęcia, iż PO to zwykła szajka niszcząca gospodarkę i państwo.
Same wybory dla losów polskiej prowincji Unii są mało istotne z tego faktu, że tzw. "prezydent" praktycznie nie posiada rzeczywistych prerogatyw władzy. Nawet o samolot do Brukseli musiał Kaczyński toczyć boje z gauleiterem Tuskiem. Natomiast wybory pokazały "preferencje" społeczeństwa i te są przerażające. Najtrudniej jest ocenić motywacje tych, co do urn nie poszli. Nie wiadomo więc, czy to był ich protest przeciwko układowi PiS-PO okupującemu scenę polityczną, czy zwykła indyferencja i rezygnacja. A biorąc pod uwagę fakt, że wybory "prezydenckie" nigdy nie grzeszyły w Polsce wysoką frekwencją (która w 2005 roku była jeszcze niższa) można wysnuć wniosek, że nieobecni przy urnach to ludzie nieangażujący się w politykę po żadnej stronie. Jest więc ta grupa społeczna prawdopodobnie stracona także i dla polskiej racji stanu.
Tak więc wniosek jest taki, że blisko połowa Polaków ma w sumie w nosie, kto polski barak w Unii reprezentuje. Nie poszli nawet zagłosować na któregokolwiek z "wykluczonych" (Lepper, Morawiecki).
Natomiast z tych, którzy poszli do urn blisko 80% dało się wciągnąć w inscenizowaną przez media "walkę" bliźniaka podejrzanie koszernego "katolika" w jarmułce z przedstawicielem sabotażystów z bliźniaczo szkodliwego dla Polski PO. A to pokazuje, że ogłupiający wpływ mediów, od Rydzyka po wyborczą gadzinówkę nadal jest zatrważająco silny. Na tym polu polska racja stanu poniosła zdecydowaną klęskę. A ponad 90 % głosujących zagłosowało na kandydatów partii spotykających się w fundacji "filantropa" Sorosa, gdzie uzgadniają oni między sobą, jak "wykluczonych" nie dopuścić do głosu. To, że Lepper dostał 1,3%, a Morawiecki 0,13 jest przerażające. Choć być może na ich niskie wyniki wpłynął fakt, że nawet ich sympatycy woleli zagłosować na któregoś z "głównych" kandydatów. Ale i to oznacza, że dali się oni ogłupić propagandą "mniejszego zła" i że kierują się instynktem stadnym.
Mówiąc krótko – przegrała polska racja stanu. Prawie połowa Polaków biernych. Z drugiej, aktywnej połowy ponad 90% to ludzie w łapskach systemu i mediów.
Panie, zmiłuj się nad nami…
Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie
Andrzej Szubert
Za: http://fronda.pl/andrzej_szubert/blog/krajobraz_po_sztucznej_bitwie#print