Po rozlicznych perturbacjach i przeszkodach ze strony szarogęszącej się Unii Europejskiej, udało się wreszcie podpisać tzw. umowę gazową pomiędzy Polską a Rosją. Porozumienie zakłada dostawy gazu do Polski do 2022 r., a tranzyt - do 2019 r. W umowie znalazł się też zapis o tym, że Polska i Rosja będą dążyć do nowego kontraktu na tranzyt - od 2020 do 2045 r. Jakie są jej zasadnicze plusy?
Po pierwsze - zapewniamy sobie dostawę gazu i jego i tranzyt rurociągiem jamalskim. Nie staje się on przez to, przynajmniej na czas obowiązywania umowy, bezużyteczny, niepotrzebny, wobec budowanego gazociągu północnego.
Po drugie - w interesie Polski, z tych samych powodów, leży przedłużenie umowy tranzytowej do 2045 r., a umowa daje taką możliwość. Jeżeli premier Putin wyraził, z całą pewnością nie na skutek przejęzyczenia, opinię, że w istocie kontrakt na tranzyt został przedłużony do 2045 r., to znaczy, że taka jest również wola Rosji.
Należy podkreślić wyraźnie - bardzo dobrze się stało. Jest to sukces nie tylko wicepremiera Waldemara Pawlaka, osobiście zaangażowanego w negocjacje, ale i, w ogóle, polityki zagranicznej rządu Donalda Tuska, która na kierunku rosyjskim wykazuje zdecydowanie więcej pozytywów niż negatywów i jako taka zasługuje na pochwałę. Umowa jest elementem szeroko zakrojonej, w pewnym sensie, nowej polityki wobec Rosji. Przyniosła ona, również szeroki i pozytywny, odzew ze strony Moskwy. W interesie Polski leży jak najszerzej zarysowana współpraca z Rosją na polu gospodarczym. Dotychczasowy bilans handlowy, pomimo stałego wzrostu, jest nadal zdecydowanie niewystarczający i nie odpowiadający możliwościom obu stron. Aby zintensyfikować współpracę obu krajów konieczne są poważne, spektakularne kontrakty. Takim jest umowa gazowa, ale to nie wszystko.
Miejmy nadzieję, że rząd nie cofnie się i zgłosi akces Polski do proponowanej przez Rosję potężnej inwestycji w postaci wspólnej budowy elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim. Obawa istnieje, gdyż ludzie rozumiejący konieczność normalnego, a co za tym idzie, także ekonomicznie korzystnego współistnienia z Rosją, muszą się borykać nie tylko z prometejskim szaleństwem opozycji, ale i z wyznawcami mrzonek we własnym obozie politycznym.
W tym miejscu trzeba odnieść się do negatywnych komentarzy płynących ze strony polskiego obozu rusofobicznego, czyli PiS i prasy tzw. prawicowo-katolickiej z Gazetą Polską, Naszym Dziennikiem itd. Reakcja tego obozu świadczy, to fakt, że nie po raz pierwszy, za to wyjątkowo dobitnie, że ludzie go stanowiący nie tylko nie mają najmniejszego pojęcia o polskiej racji stanu, ale nie posiadają nawet elementarnej umiejętności rozumienia na czym polega polityka międzynarodowa, i co się w niej konkretnie wokół Polski dzieje. Ślepa nienawiść do Rosji przesłania im wszystko. Gotowi wyrazić najgłupszy pogląd, byle tylko programowo stanąć przeciwko Moskwie. Generalnie można zauważyć, że ich zdaniem, Polska powinna być równocześnie przeciwko gazociągowi północnemu oraz przeciwko długoletniej Jamalskiej umowie gazowej! Kilka przykładów tej istnej aberracji umysłowej obozu rusofobicznego.
- prezes PiS, J. Kaczyński stwierdził, że gdyby jego rząd dalej sprawował władzę w Polsce, gazociąg północny by nie powstał. Niestety, J. Kaczyński nie podzielił się z nami tajemnicą metod prowadzących do podobnego efektu politycznego, ale być może należą one do tego rodzaju tajemnic, których tępy tłum znać nie musi. Ale pozgadujmy sobie - może jakiś gest rejtanowski? Może zbrojna koalicja z Ameryką McCaina, który niechybnie wygrałby wybory w USA, gdyby nie Tusk i Putin? W zasadzie, trudno komentować podobną wypowiedź, przypomnę tylko całkowitą obojętność administracji USA w tej sprawie oraz kolejne zgody krajów skandynawskich na gazociąg i udział w jego budowie firm włoskich i francuskich.
- wypowiedź p. Witolda Szirina Michałowskiego (znany zwolennik rozbicia Rosji, sojuszu Polski z Ukrainą, Izraelem i ludami kaukaskimi, i syberyjskimi) na antenie Radia Maryja. Odrobina rozsądku, gdy twierdzi,że Polska przegrała sprawę gazociągu północnego nie włączając się w tą inicjatywę (to prawda, tyle,że przecież Polska najpierw odrzuciła pomysł budowy drugiej nitki Jamalu z troski o Ukrainę, a później, z tych samych powodów, odrzuciła propozycję współpracy przy samym Nordstreamie). Później było już tylko gorzej - o umowie gazowej nie powinniśmy rozmawiać z "bandytami Putinem i Miedwiediewem, którzy powinni najpierw wytłumaczyć się ze zbrodni w Czeczenii". Nawoływał też do strajków i niepłacenia za gaz przez odbiorców. Na zakończenie zaś wezwał - "bądźmy realistami!". Nie rozumiejąc ostatniego wezwania, mogę tylko zadać pytanie, czy należy utrzymywać stosunki np. z USA, które, jak ujawniono na Wikileaks, odpowiadają za śmierć ok. 66 tysięcy Irakijczyków - cywili? Jest to pytanie retoryczne. Polityka międzynarodowa to nie przedszkole dla Don Kichotów, ale niezwykle trudny teren, na którym trzeba szczególnie uważać, zwłaszcza, kiedy nie jest się światowym mocarstwem, czy chociażby lokalnym rozgrywającym. W tej niebezpiecznej rozgrywce należy przede wszystkim myśleć o zapewnieniu minimum (a maksimum w danych okolicznościach) suwerennej egzystencji własnemu państwu, a nie rzucać się z motyką na słońce. W tej samej kategorii aberracji leżą ataki na rząd Tuska, który w w czasie swoich wizyt zagranicznych nie wypowiedział Chinom wojny za Tybet, a Indiom za prześladowanie chrześcijan.
- wreszcie ostatnie komentarze - wielu "prawicowych" polityków, dziennikarzy i publicystów doszło do wstrząsającego wniosku, że jednak ta cała Unia Europejska to jest dobra dla Polski. A czemuż to, gołąbeczki? Ano temu, że dzielnie chroniła nas przed Rosją , i przed tą "wasalizującą" nas umową. Wywalczyła skrócenie terminów. P. Kaczyński stwierdził: "ze względu na swoją długotrwałość i jednostronność, to znaczy pełne ustępstwa wobec Gazpromu, negocjowana umowa gazowa oznacza pewien akt polityczny" i "zbliża nas do Wschodu, a powinniśmy iść na Zachód". Tak - więc choćby i z diabłem, byle przeciw Ruchom. Ręce opadają. Ale odrzućmy sarkazm. Obóz rusofobiczny bowiem, na naszych oczach, działania Unii Europejskiej, będące bez konieczności przeprowadzania dowodu, wyrazem praktycznego ograniczania suwerenności państwa narodowego, jakim jest Polska, uznał za słuszne i nadto - służące dobrze naszemu krajowi! Powtórzę po raz n-ty - nienawiść do Rosji odbiera resztki zdrowego rozsądku, "czerwoną mgłą zasnuwa oczy". Co więcej, nikt nie zauważył, w tym porywie wdzięczności dla UE, że w istocie chodzi tu o realizację interesów przede wszystkim Niemiec w ramach UE. To Niemcom zależy na uczynieniu gazociągu jamalskiego bezużytecznym jak najszybciej, a co za tym idzie, na uczynieniu z Polski przedmiotu układów z Rosją, czemu, czy to się rusofobom podoba, czy nie, przeciwdziałają dwustronne układy polsko-rosyjskie. Jestem nawet skłonny uwierzyć, że nie czynią tego z powodu jakiegoś założonego programu antypolskiego, ale po prostu z prozaicznego powodu jakim jest zapewnienie sukcesu interesom ekonomicznych Niemiec. Ci, którzy chwalą dzisiaj Unię zachowują się więc jak ludzie niepoczytalni, zadowoleni z podcinania gałęzi na której siedzą. Można tez postawić spore pieniądze bez ryzyka straty, że jeżeli dojdzie do "wyłączenia" Jamalu, ci sami polityczni analfabeci ogłoszą sojusz rosyjsko-niemiecki przeciw Polsce, tradycyjnie odrzucając refleksję o własnym przyczynieniu się do tegoż. A co ze stwierdzeniami p. J. Kaczyńskiego? Czyżby to był wyraz jakiś kompleksów? Przecież jesteśmy "na Zachodzie", jesteśmy w UE, w NATO. A gdzie tradycja polityki polskiej promieniowania na Wschód? Zamiast tego, p. Kaczyński proponuje odgrodzić się murem? Fakt, że wtedy ZACHODNIM krajom i firmom łatwiej będzie dogadywać się z Rosją i robić z nią interesy, tylko czy aby na pewno o to chodzi?!
Podsumowując, należy stwierdzić po raz kolejny, że obóz rusofobiczny, czyli obóz zaciekłych wrogów umowy gazowej i w ogóle wrogów normalnych stosunków z Rosją, nie jest zdolny do prowadzenia polityki państwa polskiego. Gdyby przypadkiem znalazł się ponownie u władzy, stanowić to będzie dla Polski ogromne niebezpieczeństwo. Receptą zaś na istniejące niebezpieczeństwa związane z polityką niemiecką, czy polityką UE, jak również polityką niechętnych nam kręgów w Rosji (a takie były, są i będą), jest utrzymywanie jak najbardziej zdrowych, normalnych stosunków z Rosją, możliwie szeroko zakrojonych, których podwaliną będą poważne, dotyczące wielkich inwestycji, umowy-kontrakty dwustronne. Jest rzeczą naturalną i logiczną, że podjęcie takiego wyzwania musi iść w parze z porzuceniem mrzonek polityki prometejskiej/mesjanistycznej, w której Rosja jest permanentnym wrogiem, do którego zniszczenia należy dążyć bez względu na okoliczności. Nie będzie to droga łatwa.
Za: http://www.jednodniowka.pl/news.php?readmore=325