„Ilekroć Putin  ubiegał się o prezydenturę, tylekroć wszczynał wojnę. Wygląda na to, że  będzie się ubiegał o ponowny wybór, więc czuję niepokój” – stwierdził 30 września 2010 prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili.
  
To  trafne spostrzeżenie przywódcy państwa otwarcie sprzeciwiającego się  ekspansji „putinowskiej demokracji” warte jest głębszej refleksji.  Spójrzmy zatem na fakty. 
  
W  sierpniu 1999 roku płk Putin, dzięki poparciu Anatolija Czubajsa i  Borysa Bieriezowskiego został powołany na stanowisko premiera Rosji. Już  wówczas upatrywano  w nim potencjalnego następcę Borysa  Jelcyna. Zaledwie 3 lata wcześniej zakończyła się tzw. I wojna  czeczeńska, w której zginęło 10 tys bojowników czeczeńskich i ponad 5  tys rosyjskich najeźdźców. 
  
Po  objęciu przez Putina stanowiska premiera niemal natychmiast nastąpiła  seria krwawych zamachów, o które oskarżono „terrorystów czeczeńskich”: 
  
-  4 września 1999 nastąpił wybuch samochodu pułapki pod blokiem dla  wojskowych i ich rodzin w Bujnaksku w Dagestanie, zginęły 64 osoby,
  
-  9 września 1999 wybuch zniszczył dziewięciopiętrowy blok w  południowo-wschodniej części Moskwy, zabijając co najmniej 93 osoby, 
  
- 13 września 1999  identyczna eksplozja zniszczyła dom w południowej części Moskwy. Zginęło kilkadziesiąt osób,
  
-  16 września 1999 wybuchła bomba podłożona po dziewięciokondygnacyjny  budynek mieszkalny w Wołgodońsku na południu Rosji, zabijając 18 osób i  raniąc kilkadziesiąt. 
  
Aleksander  Litwinienko w książce „ FSB blows up Russia” twierdził, że zamachy  terrorystyczne na budynki mieszkalne były przygotowane i przeprowadzone  przez agentów FSB w celu zrzucenia odpowiedzialności na Czeczenów i  uzyskania pretekstu do wznowienia wojny z Czeczenią oraz wzmocnienia  szans płk  Putina w wyborach prezydenckich 2000 roku. Te  same zarzuty pojawiły się w filmie dokumentalnym Andrieja Niekrasowa z  2007 „Bunt. Sprawa Litwinienki”. Natomiast w wyemitowanym przez  niezależną telewizję ORT filmie „Disbelief” znalazły się m.in. relacje  świadków, którzy w piwnicy domu mieszkalnego w Riazaniu znaleźli worki z  materiałem wybuchowym, podłożone przez trzech agentów FSB. Agenci  zostali schwytani, a następnie wypuszczeni po tym jak ogłoszono, że  worki zawierały rzekomo niegroźny materiał i były podkładane w ramach  ćwiczeń. 
  
Zamachy bombowe dały premierowi Putionowi pretekst do rozpoczęcia  we  wrześniu 1999 roku zmasowanych nalotów lotnictwa rosyjskiego na  Czeczenię, a 1 października oddziały armii rosyjskiej przekroczyły  granicę czeczeńską, rozpoczynając bezprzykładne w najnowszych dziejach  świata ludobójstwo, zakończone eksterminacją ponad 250 tysięcy  Czeczenów. Obwołany „obrońcą narodu rosyjskiego” Putin został w marcu  2000 roku wybrany na stanowisko głowy państwa. Wojna w Czeczenii i  ogłoszone w lutym 2000 roku wielkie „zwycięstwo Rosji” stanowiło  podstawowy element kampanii wyborczej Putina.  Tuż po jego  wyborze, w kwietniu 2000 r. zakończono regularne działania bojowe, a  wszystkie miasta i wsie czeczeńskie zostały obsadzone przez rosyjskich  okupantów. 
 
  
Sekwencję „zamachów  terrorystycznych” można ponownie dostrzec przed wyborami prezydenckimi w Rosji w roku 2004. 
  
 - 5 lipca 2003  dwie  samobójczynie wysadziły się u wejścia do kas sprzedających bilety na  koncert rockowy odbywający się na moskiewskim lotnisku Tuszyno. Oprócz  zamachowczyń śmierć poniosło 15 osób, a 59 zostały ranne,
  
- 9 grudnia 2003 w centrum Moskwy wysadziła się kobieta-zamachowiec powodując śmierć sześciu osób i raniąc kilkadziesiąt, 
  
-         6 lutego 2004 wybuch w pociągu moskiewskiego metra zabił 41 osób i ranił ponad sto. Również w tym przypadku  aktu terrorystycznego dokonał zamachowiec-samobójca. 
  
Charakterystyczną  cechą tych tragicznych zdarzeń był fakt, że stanowiły dzieła  terrorystów- samobójców, po których nie pozostał żaden ślad pozwalający  na ustalenie sprawców i inspiratorów.  
  
Podczas  kampanii wyborczej z roku 2004 Putin nawiązywał do zagrożenia  „terroryzmem czeczeńskim”, powołując się na w/w zamachy i zapowiadając  działania służb specjalnych w celu ochrony obywateli rosyjskich. 14  marca 2004 roku już w I turze został ponownie wybrany prezydentem,  osiągając poparcie ponad 71 % wyborców. 
  
Wielokrotnie  już zwracano uwagę, że dokonywany od 2000 roku rozrost ogromnych  uprawnień FSB odbywa się w Rosji pod hasłami „walki z terroryzmem”.  Każdy zamach stanowił dla rządzących Rosją „siłowników” doskonały  pretekst, by przyznać największej służbie specjalnej kolejne przywileje.  Zdarzenia te uzasadniały również centralizację służb, prowadząc do  stworzenia „koncepcji kułaka” – czyli zaciśnięcia wszystkich rodzajów  służb wokół jednej struktury wzorowanej na sowieckim KGB. 
 
  
Już  przed trzema laty rozpoczęto w Rosji tworzenie ogromnej megabazy  danych, nazywając ją "jednolitym systemem  informacyjno-telekomunikacyjnym" (EITKS). Celem miała być walka z  terroryzmem i zorganizowaną przestępczością. Program umożliwia  natychmiastowy dostęp do wszelkiego rodzaju informacji o osobie  (nagrania audio, video, zdjęcia, odciski palców, dane biometryczne,  próbki tekstu) w dowolnym miejscu w kraju i określenie tożsamości na  podstawie nawet cząstkowej informacji. Opozycja w Rosji alarmuje, że  system ten, podobnie jak monitoring miejsc publicznych jest  wykorzystywany do nadzoru nad społeczeństwem i walki z przeciwnikami  politycznymi. Kolejnym krokiem było uzyskanie przez FSB pełnego dostępu  do baz danych o klientach firm telekomunikacyjnych. Uchwalone w 2005  roku prawo zobowiązywało operatorów, aby na własny koszt zapewnili  służbom specjalnym "na odległość" i przez całą dobę pełny dostęp do baz  danych o klientach, bez potrzeby uzyskiwania sankcji sądowej. Pod lupą  FSB znaleźli już wówczas rosyjscy dostawcy Internetu, a praktyka  stosowania tej ustawy wskazuje, że służy ona do cenzurowania i  nadzorowania przepływu informacji w Internecie. W ten sam zakres „walki z  terroryzmem” wpisuje się jedno z najnowszych osiągnięć płk Putnia:  nowelizacja ustawy, na podstawie której FSB może dziś wezwać każdego obywatela, którego działania „stwarzają warunki lub tworzą przyczyny do popełnienia przestępstwa”.  Obywatele, którzy nie podporządkują się poleceniu lub ostrzeżeniu FSB,  będą podlegać karom grzywny lub aresztu do 15 dni. Zdaniem rządu FR,  nowa ustawa przyczyni się do „bardziej efektywnej pracy służb podczas operacji antyterrorystycznych”.  Przeciwnicy Putina uważają, że nowe uprawnienia pozwolą FSB zatrzymywać  działaczy opozycji i niezależnych dziennikarzy, udaremniać demonstracje  i protesty oraz przetrzymywać ludzi w areszcie bez wyroku sądu. Na  podstawie uchwalonych przez Dumę przepisów, FSB może przesłuchiwać  dziennikarzy i żądać od wydawców usunięcia wskazanych przez służbę  tekstów. Nieposłuszeństwo będzie karane grzywną, a nawet więzieniem. 
 
  
Prócz rozbudowy uprawnień FSB  „utonięcie”  generała –majora Jurija Iwanowa zastępcy szefa GRU, „samobójstwa” gen.  Czerwizowa - byłego szefa Federalnej Służby Ochrony, gen Nikołaja  Timoszenki - szefa Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, śmierć  głównego ekonomisty Gazpromu - Siergieja Kliuka, który miał zastrzelić  się we własnym samochodzie czy prowokację zakończoną aresztowaniem  pułkownika GRU Władimira Kwaczkowa.
  
Zdarzenia  te potwierdzają, że putinowskie FSB zdobywa kolejne obszary władzy i  umacnia wpływy, a sam pułkownik sowieckich służb chce wrócić do roli  prezydenta Federacji. Ich wspólnym mianownikiem – poza stałym już  konfliktem GRU-FSB-   jest również fakt, że dotyczą  oficerów biorących udział w wojnach czeczeńskich i operacjach GRU, w  czasie, gdy Putin był kolejno szefem FSB, premierem i prezydentem Rosji.  Można jedynie przypuszczać, że niektórzy z „samobójców” posiadali  rozległą wiedzę na temat tajnych operacji z okresu rządów Putina i  podobnie jak Litwinienko zapłacili najwyższą cenę milczenia. 
  
Prowokacja,  zamach bombowy czy mord polityczny – nadal stanowią w „demokracji  putinowskiej” uznane narzędzia sprawowania i zachowania władzy i są  wykorzystywane w interesie rządzących Rosją „siłowików”. Jeśli już dziś  można przypuszczać, że w roku 2012 Putin będzie chciał ponownie objąć  stanowisko głowy państwa, warto zwrócić uwagę na kolejną sekwencję  „zamachów terrorystycznych”: 
  
 -  29 marca 2010 r. dwie samobójczynie wysadziły się w moskiewskim metrze,  zabijając 39 i raniąc 102 osoby. Choć do zamachu przyznała się grupa  czeczeńskiego przywódcy Doku Umarowa, nie ma pewności, że to on stał za  zdarzeniem. 
  
-  31 marca 2010 - w dwóch wybuchach, do których doszło w mieście Kizlar w  Dagestanie na rosyjskim Kaukazie Północnym, zginęło 12 osób, a ponad 20  zostało rannych,
  
 -  9 września 2010 w samobójczym zamachu na największym targowisku  Władykaukazu, stolicy Północnej Osetii zginęło 15 osób, prawie 150  zostało rannych, 
  
 -  22 stycznia br. w centrum handlowym "Europa" w Ufie w  południowo-zachodniej Rosji doszło do potężnej eksplozji, w wyniku  której zginęły co najmniej 2 osoby, a kilkanaście zostało rannych.  Niewykluczone, że przyczyną był zamach terrorystyczny. 
 
  
O rosyjskiej metodzie „walki zamachami” niejedno mogą powiedzieć Gruzini. Na początku stycznia br.  wydany został przez Interpol międzynarodowy nakaz zatrzymania majora GRU  Jewgienija Borysowa, oskarżanego o przeprowadzenie kilku zamachów bombowych w Gruzji, od września do listopada 2010 roku.  Organy ścigania Gruzji oskarżają Borysowa o planowanie i przeprowadzenie ataków terrorystycznych. 
  
           Warto  podkreślić, że tłem wielu zdarzeń w dzisiejszej Rosji jest zaostrzający  się konflikt na linii Miedwiediew – Putin. Wskażę jeden z aspektów tego  konfliktu. Na początku 2010 roku Instytut Rozwoju Współczesnego  (INSOR), rosyjski think tank uważany za zaplecze Dmitrija Miedwiediewa,  stworzył w ramach raportu „Wizerunek Rosji XXI wieku. Obraz jutra, którego sobie życzymy"  mapę integracji Rosji z NATO, zawierającą listę możliwych wariantów:  wejście Rosji do NATO lub sojusz i oparcie współpracy na tzw. radzie  koordynacyjnej. Pierwszym krokiem na drodze do zbliżenia miałoby być  zreformowanie i rozbudowanie rady NATO – Rosja, która zdaniem ekspertów  INSOR utknęła w martwym punkcie, a także skupienie się na konkretnych  zagadnieniach, jak na przykład poszukiwanie sposobów uregulowania  sytuacji w rejonie granicy afgańsko-tadżyckiej czy walka z terroryzmem. 
  
Chociaż  INSOR jest przedstawiany jako „mózg Miedwiediewa”, jego koncepcje są  odbierane nie tyle jako stanowisko rosyjskiego prezydenta, ile jako  próba zaprezentowania nowego spojrzenia na współpracę z Zachodem, które  było nie do pomyślenia za prezydentury Władimira Putina. Raport INSOR  zawierał szczegółowy plan modernizacji Rosji w najbliższych stu latach.  Składały się na niego m.in. wolne wybory, rzeczywista konkurencja  pomiędzy partiami, całkowity brak cenzury, modernizacja technologiczna  gospodarki rosyjskiej, likwidacja MSW i FSB i budowa nowych, bardziej  efektywnych służb. Nietrudno zrozumieć, że podsuwane Miedwiediewowi  koncepcje, a szczególnie likwidacja FSB czy wstąpienie Rosji do NATO –  nie mogły podobać się płk Putinowi i moskiewskim decydentom –  „siłowikom”.
 
  
Trzeba  zatem zauważyć, że zamach na moskiewskim lotnisku poprzedziło ważne  politycznie zdarzenie. Podczas spotkania z przedstawicielem Federacji  Rosyjskiej przy NATO Dmitrijem Rogozinem Miedwiediew zaapelował do NATO o  "otwartą i jednoznaczną odpowiedź" w sprawie roli Rosji w systemie europejskiej tarczy antyrakietowej. 
  
Prezydent Rosji postawił ultimatum: „Albo  porozumiemy się z NATO na określonych zasadach i stworzymy wspólny  system w celu realizacji zadań obrony przeciwrakietowej albo się nie  porozumiemy i wtedy w przyszłości będziemy musieli podjąć cały szereg  nieprzyjemnych decyzji dotyczących rozmieszczenia uderzeniowej grupy  nuklearnych wojsk rakietowych”. Szantażowi towarzyszyło zapewnienie, że „Rosja tak czy owak albo wspólnie z NATO, albo osobno znajdzie należytą odpowiedź na istniejący obecnie problem".
 
  
Jak  już zwracałem uwagę, rosyjska koncepcja „tarczy antyrakietowej” nad  Europą sprowadza się do ustanowienia „sektorów odpowiedzialności” i  podziału państw europejskich na strefy wpływów w taki sposób, by państwa  Bloku Sowieckiego znalazły się ponownie w orbicie rosyjskiego  „parasola  antyrakietowego”. Rosyjski projekt prowadzi de facto do rozbicia  integralności sojuszu północnoatlantyckiego i powrotu do podziału Europy  na strefy wpływów politycznych i militarnych. 
  
Można się zastanawiać:  czy  ostra retoryka Miedwiediewa nie ma za cel wymuszenie na Sojuszu  Północnoatlantyckim podjęcia decyzji pozwalających na wzmocnienie  pozycji prezydenta Rosji w konfrontacji z zagrożeniem, jakie miałoby  wynikać z prezydentury Putina?  Tego rodzaju akcent można było odczytać już w niedawnym orędziu Miedwiediewa do Zgromadzenia Federalnego. Powiedział wówczas:
  
 „Chcę  powiedzieć wprost, że w najbliższym dziesięcioleciu czeka nas  następująca alternatywa: albo osiągniemy zgodę w kwestii obrony  przeciwrakietowej i uruchomimy pełnowartościowy mechanizm współpracy,  albo też dojdzie do kolejnego etapu wyścigu zbrojeń”.
 
  
Ważnym  skutkiem wczorajszego zamachu w Moskwie jest rezygnacja Miediwiewa z  uczestnictwa w szczycie międzynarodowego forum gospodarczego w Davos,  podczas którego miało dojść do spotkań z inwestorami i szefami spółek  działających na rynku rosyjskim. Miediwiediew miał również omówić plany  modernizacji gospodarki rosyjskiej, w tym najważniejszego projektu  „Skołkowo” – „miasteczka innowacyjnego pod Moskwą”, w który  wielomiliardowe inwestycje zapowiedziały już m.in. amerykańskie  korporacje Cisco i Boeing, fińska Nokia, holenderska Philips, banki  inwestycyjne Marill Lynch, Goldman & Sachs, czy niemiecki Deutsche  Bank 
  
Nie  można zatem wykluczyć, że prócz wywołania pożądanych zachowań  społecznych (gniew, lęk, brak poczucia bezpieczeństwa) w zamachu na  moskiewskim lotnisku należy dostrzegać akt skierowany przeciwko  Miedwiediewowi i jego polityce „modernizacji” Rosji i „współpracy” z  NATO. 
 
  
Nietrudno  zrozumieć, że destabilizacja obecnej sytuacji doprowadzi do  radykalizacji postaw społeczeństwa rosyjskiego i posłuży  usprawiedliwieniu postulatów definitywnej rozprawy z „czarnymi” -  „czeczeńskimi terrorystami”. To zaś wywoła potrzebę rządów silnej ręki i  wykreuje „męża opatrznościowego” Putina, który już niejednokrotnie  pokazał, że „w obronie bezpieczeństwa” nie cofnie się przed żadną wojną i  zbrodnią. W ten scenariusz wpisują się niedawne wydarzenia w Moskwie,  Petersburgu i Rostowie nad Donem, gdzie grupy nacjonalistów i  pseudokibiców wszczynały zamieszki, domagając się „Rosji - dla Rosjan”,  atakując przy tym „czarnych” – przybyszów z Kaukazu.
  
Tak  spektakularny akt terroru pozwoli również na przeforsowanie dalszych  działań legislacyjnych służących rozbudowie uprawnień FSB i przekona  Rosjan, że każde ograniczenie (i tak skromnych) praw obywatelskich ma  służyć „walce z terroryzmem”. 
 
  Niezależnie  – czy miałoby dojść do kolejnej eksterminacji Czeczenów, czy też płk  Putin zadowoli się tylko „dokręceniem śruby” opozycji i wszechwładzą  rządów „siłowików” – zamach na lotnisku  Domodiedowo jest zdarzeniem, którego skutki mogą się okazać korzystne dla obecnego  premiera i pomogą mu w drodze do prezydentury.