Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Ostatnie dywagacje mojego wielce szanownego kolegi Free Your Mind  i jego nie mniej szanownych współdyskutantów na temat prawdopodobieństwa insceniazcji katastrofy w pobliżu lotniska Sieviernyj napełniły mnie otuchą, że może nasz Sherlock Holmes i towarzyszący mu Doktorzy Watsony obojga płci zbliżą się do Prawdy o Katastrofie na wyciągnięcie ręki. Z utęsknieniem czekają na to dusze naszych Zmarłych.

  Przypuszczenie to pojawiło się za sprawą pewnego anonimowego blogera, przedstawiającego się jako emeryt US Navy już w kilka dni po katastrofie, ale większości wyjaśnienia te wydawały się zbyt szalone. FYM wrócił do tego w maju (tutaj) po to, aby hipotezę tę odrzucić. Tymczasem ceniony specjalista od terroryzmu, dziennikarz śledczy i krytyczny pisarz-dokumentalista z Monachium o polsko brzmiącym nazwisku Gerhard Wiśnewski, który jako JEDYNY w NIEMCZECH nie dał się omamić lejącą się z mediów rosyjską propagandą na temat katastrofy, w czerwcu ogłosił na swojej tłumnie odwiedzanej stronie arytkuł sugerujący zastosowanie w Smoleńsku scenariusza znanego pod tytułem: „Operacja Northwoods” (link do Wikipedii z angielskim opisem tutaj). Gerhard Wiśnewski w lipcu dał wywiad do „Nowego Państwa”, a niedawno można go było przeczytać w „Naszym Dzienniku”. Nie jest to więc osoba w Polsce nieznana.  

Po przeczytaniu intensywnej dyskusji u FYMA postanowiłam po części przetłumaczyć artykuł Wiśnewskiego, po części omówić, dodając fakty, o których w czerwcu nie mógł on wiedzieć. Artykuł ten bowiem wspiera w logiczny sposób tezę o dwóch samolotach choćby na zasadzie uniwersalnego prawa: „Wszystko już było”. Służby bowiem, to organizacje mało kreatywne i podobnie, jak progarmy „Mam talent” czy „Taniec z gwiazdami” chętnie korzystają ze starych sprawdzonych wzorów. A wiele wskazuje na to, że tak było i w tym wypadku. Ale oddajmy głos Gerhardowi Wiśnewskiemu:


 „Jakichżeż to już wyjaśnień nam nie obiecywano: że będą „pełne” albo „bezwzglądne”, a Roland Koch ( polityk niemiecki) wymyślił nawet „najbrutalniejsze z możliwych” I nawet rosysjki premier WłodzimierzPutin przyrzekł po „upadku samolotu” w Smoleńsku10 kwietnia wyjaśnienie. W tym wypadku „pośpieszne”. Lecz jak zawsze to bywa, tego rodzaju zapowiedzi nijak się nie mają do późniejszych wyników....


Przyrzeczenie „szybkiego i pełnego” śledztwa w tego rodzaju katastrofie spełnia rolę pigułki na uspokojenie dla opinii publicznej. Wszelkie pytania i wątpliwości, także te dotyczące podejrzanych wypadków już po „upadku samolotu” zostaną w ten sposób psychologicznie skanalizowane i publiczność będzie w ten sposób otumaniona. Kolejna korzyść dla rządzących negatwnych elit wynika z uzyskania odpowiedniej porcji czasu. Jak każdemu wiadomo, publiczne zainteresowanie opada dość gwałtownie i w ciągu kilku tygodni znajduje się poniżej poziomu reakcji, tzn. takiego poziomu, ponad którym politycy i elity rzeczywiście musieliby coś przedsięwziąć. Nacisk społeczny oraz uwaga dla tematu załamują się bardzo szybko, gdy „pełne wyjaśnienie” kurczy się od powszechnego społecznego oczekiwania do sprawy zajmującej marginalną grupę ludzi.

Jak Wam się wydaje? Ile takichśmiertelnie pełnych wyjaśnień” porasta pleśnią w szafach z aktami?


Wszystkie niewyjaśnione zamachy mają ten wspólny mianownik, że – po pierwsze -powiodły się mimo wszelkiego prawdopodobieństwa, i po drugie – że, jakżeby inaczej – muszą zostać w pełni wyjaśnione. Albo bezwzględnie lub najbrutalniej. Albo właśnie „pośpiesznie”. I tym samym znowu wylądowaliśmy przy Włodzimierzu Putinie.”

Fakty! Fakty!

 

Ale zacznijmy od faktów, które znamy: 10 kwietnia o bliżej niesprecyzowanej porannej godzinie państwowy samolot Tu-154 z wojskową załogą i cywilnym z Prezydentem RP z liczną delegacją podobno runął z niewielkiej, bo kilkumetrowej wysokości w odległości 80 metrów w lewo od ścieżki schodzenia na lotnisku Północnym (Sewiernyj) w Smoleńsku. Na pokładzie znajdowało się oprócz Prezydenta 95 lub 96 osób, w tym elita polskiej, krytycznej wobec Rosji prawicy oraz prawie wszyscy szefowie polskich władz wojskowych. Delegacja była w drodze do Katynia, gdzie planowane były uroczyste obchody 70 rocznicy wymordowania przez sowietów 22 tysięcy polskich oficerów. Nie wiemy, jak wyglądał sam moment katastrofy. Nikt, absolutnie nikt jej nie widział, ani nie słyszał. Panująca nagle mgła mogła osłabić ostrość widzenia, ale nie mogła przeszkodzić słyszalności.


Chociaż – jak wskazuje dotyczczasowe doświadczenie -po rzekomym upadku większość pasażerów powinna ocaleć (podobno płaski nalot w lesie) wszyscy byli w sekundzie zabici na śmierć. W teorii militarnej taki wypadek można nazwać „decapitation strike”.Chyba nie ma polskiego terminu. Można by powiedzieć: uderzenie  na ośrodki dowodzenia i kierowania panstwem. Oznacza to wyjściową sytuację w teorii uderzenia nuklearnego, kiedy cała ławica bomb atomowych wysyłana jest jednocześnie i równolegle na siedziby rządu oraz kwatery główne przywództwa wojskowego. Chodzi o to, aby w pierwszej kolejności unieszkodliwić ośrodki dowodzenia (stąd – decapitation – pozbawienie głowy).


Operacja Northwoods


Od początku słychać było wśród anonimowych analityków uwagi, że „upadek” był zorganizowany i to przy pomocy dwóch samolotów. Podobnie uważał od początku Gerhard Wiśnewski - specjalista od terroryzmu z Monachium. Jest on zdania, że przebieg tej „katastrofy” oparty został na sprawdzonym scenariuszu, który powstał prawdopodbnie w sztabie generalnym USA już w latach 60-tych. Ten precyzyjnie obliczony plan stał się wkrótce prawdziwym dobrem eksportowymUSA i nazywa się: Operation Northwoods (polski opis tutaj). Wiśnewski opisał jego zastosowanie w swojej znanej książceOperation 9/11“.


„ Podczas scenariusza według Operacji Northwoods zastosowany zostaje mniej lub bardziej zabawny manewr podmiany pomiędzy oryginalnym samolotem, a jakimś podobnym wrakiem czy złomem na „miejscu upadku”. Krótko mówiąc: oryginalny samolot startuje z punktu A. Zamiast jednak lecieć bezpośrednio do planowanego punktu B, zostaje przekierowany do punktu C, gdzie ląduje i zostaje razem z pasażerami „zniknięty”. Natomiast w punkcie B zostaje zainscenizowana katastrofa. „


W przypadku samego Northwoods dokonano eksplozji oraz ustylizowano części podobnego wraku. Podobnie zrobiono w okolicy małej miejscowości Shanksville 11 września 2001. Bombą wyżłobiono krater i wrzucono do niego sporo złomu. Miejsce zostało ogrodzone i pilnowane lepiej niż Ford Knox, a politycy, wojskowi oraz przede wszystkim usłużne media przedstawiły całą tę niewybredną scenografię jako „miejsce katastrofy” .Dla lepszej wiarygodności i na pohybel samozwańczym śledczym 1,5 roku temu postawiono tam uroczyście pomnik. Pułkownik Putin był lepszy - on kazał przytaszczyć pamiątkowy głaz już kilka godzin po ogłoszeniu katastrofy, żeby było gdzie złożyć wspślnie z Tuskiem bukiet biało-czerwonych goździków.

Tak, czy inaczej, jest to dziś najlepszy sposób, aby albo przypisać konkretnym osobom zamach (11 września przypisano zamach „islamistom”), albo wyeliminować sporą grupę ludzi w ściśle kontrolowany sposób i do tego „kompletny” lub „możliwie najbardziej brutalny”- twierdzi Wiśnewski.


Słabe strony


Nie ma jednak morderstwa doskonałego, dlatego i w tym scenariuszu pojawiają się w punkcie B, czyli na scenie (tzw. oficjalnym miejscu katastrofy) zawsze dwa główne problemy:


 

         1.  problem pozostałości technicznych (wrak)

          2. problem pozostałości ludzkich (zwłoki)


Jest to logiczne – twierdzi Gerhard Wiśnewski, ponieważ „właściwi” pasażerowie oraz „właściwy” samolot znajdują się gdzie indziej. Problemy w jednym z tych punktów wskazują jasno na zastosowanie Operacji Northwoods. Problemy w obu wymienionych punktach (czyli brakujące zwłoki i części samolotu) i to szczególnie tam, gdzie braki te nie dają się niczym (np. silnym pożarem) wyjaśnić, dają nieomal pewność, że zastosowano ów atrakcyjny scenariusz. Dlatego obejrzałem sobie bardzo dokładnie zdjęcia z „miejsca upadku” w Smoleńsku i stwierdziłem dość znaczące fakty:


niepełny wrak

części wraku są zbyt małe


części wraku są za stare


Wszystko razem typowe, ale jeszcze nie są to wszystkie cechy OperacjiNorthwoods. Szczególnie na jednej części wraku (patrz zdjęcie) łatwo stwierdzić, że część ta musiała leżeć miesiącami pod gołym niebem, a nawet wśród krzewów i pod drzewami. Widać na niej liszaje zielonej pleśni. Również na karoseriach aut widoczne są takie zmiany na lakierze, gdy miesiącami stoją porzucone pod drzewami.



 

Niezależnie od części samolotu kluczową rolę odgrywają ludzkie zwłoki – twierdzi Wiśnewski. Tak jest w przypadku Smoleńska:

  1. świadkowie nie widzieli na miejscu katastrofy ani ciał, ani żadnych akcesoriów należących do pasażerów tj. bagaże, ubrania, papiery, dopiero po jakimś czasie na jakimś krzaku wisiał nieomal demonstracyjnie charakterystyczny (właśnie dlatego?) żakiet Grażyny Gęsickiej.

  2. Krewnym, którzy przybyli do Moskwy pokazywano zdjącia poszczególnych części ciał. W niewielu wypadkach mogli zobaczyć całe zwłoki. »Większość krewnych była pytana o znaki szczcególne i potem otrzymywali numer zwłok X lub Y. Gdy nie było znaków szczególnych, wówczas pokazywano zdjęcia poszczególnych części ciała. „



Do kogo należały ręce i nogi? Do moskwiczan? 


Ale do kogo należały owe części ciała? Czy rzeczywiście należały one do członków polskiej delegacji, czy pochodziły może z ciał 38 moskwiczan, którzy 11 dni wcześniej zginęli w zamachu na moskiewskie metro? Przypomnijmy: 29 marca w godzinach porannego szczytu wybuchły dwie bomby w moskwiewskim metrze. Rzeczpospolita  w dn.30 marca 2010 pisała:„...Służba FSB błyskawicznie ustaliła, że bomby zdetonowały dwie kobiety pochodzenia kaukaskiego. Ujawniła też, że do skonstruowania ładunków użyto heksagenu – niezwykle silnego materiału wybuchowego.

W Rosji tempo śledztwa i szybka akcja ratunkowa budzą jednak podejrzenia. Niewykluczone, że atak może się stać pretekstem do zaostrzenia represji w kaukaskich republikach. Chociaż Kreml stłumił rebelię w Czeczenii, separatyści przenieśli się do Inguszetii i Dagestanu, gdzie tylko w 2009 roku zabili kilkaset osób.

Terroryści zostaną zlikwidowani – zapowiedział premier Władimir Putin, który zawrócił z podróży do Krasnojarska. Patriarcha Cyryl potępił zamachowców i wezwał naród do jedności. Do Moskwy płyną kondolencje z całego świata. Wysłali je m.in. prezydent Lech Kaczyński i premier Donald Tusk. ”A we wcześniejszej korespondencji  czytamy: Natalię zastanowił jeden szczegół. Gdy wyszła na powierzchnię, pierwszą rzeczą, którą zobaczyła, był sztab ratowników. –Rozumie pani? Tak jakby wiedzieli, że coś się wydarzy– komentuje emerytka.


Ale wróćmy do pytań, jakie stawia Gerhard Wiśnewski. „ Najważniejsze z nich brzmi : kto zmarł w jaki sposób? Szczególnie, gdy w powietrzu wisi podejrzenie zamachu lub uprowadzenia, a cóż dopiero w tak wrażliwym obszarze, jakim są wobc zaszłości historycznych stosunki polsko-rosyjskie. W takim przypadku detaliczna odpowiedź na te pytanie jest koniecznością. Czy śmiertelne obrażenia zostały spowodowane wskutek pożaru, uszkodzenia mechanicznego częściami samolotu lub gałćziami drzew, albo czy są obrażenia wskutek materiału wybuchowego lub broni palnej? Odpowiedzi na te pytania były niezbędnie potrzebne , aby natychmiast wyjaśnić zrozumiałe wątpliwości. Zamiast tego – i to jest sygnał alarmowy najwyższego rzędu - Moskwa zataiła dokładne przyczyny śmierci.” Dołączone do zalutowanych trumien świadectwa autopsji zawierały w większości jedynie ogólne stwierdzenia („różnorodne obrażenia”) oraz date i godzinę (nota bene – ta godzina bardzo mnie ciekawi). Pani Gosiewska stwierdziła wręcz, że otrzymane od Rosjan świadectwo autopsji jej męża dotyczyło zupełnie innego człowieka (inne wymiary, waga, inne choroby). Znaczy to, że Moskwa nie chce z sobie znanych powodów przyznać się do właściwych diagnoz.

Jakby tego było mało, także tożsamość przywiezionych zwłok jest wątpliwa. Swiadczy o tym chociażby wspomniane wyżej świadectwo autopsji Przemysława Gosiewskiego, czy wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o tym, że w Polsce nie rozpoznał już w trumnie swojego Brata.


Ekshumacje natychmiast!


Logiczne – pisze Gerhard Wiśnewski – Jeżeli nie można zidentyfikować zwłok, to nie można wystawić świadectwa zgonu. Co znaczy, że ofiary Katastrofy Smoleńskiej nie można uznać za zmarłe, lecz tylko za zaginione. Fakt, że niektóre rodziny dostały od Rosjan cuchnące kerozyną resztki ubrań może być dowodem tylko na udaną kolejną cyrkową sztuczkę, i to z tych najłatwiejszych.

Pomimo, że obecnie istnieją bardzo dokładne metody identyfikacji zwłok za pomocą DNA, to nawet tutaj minister Kopacz nie dotrzymała słowa. No, ale niby jak miała je dotrzymać? Chyba, że i ona należałaby do trupy teatralnej spektaklu pod tytułem „Operacja Northwoods”.

Brakuje nam dowodów, ale jednocześnie te najważniejsze mamy u siebie w zalutowanych trumnach. Czy starczy nam odwagi, uporu i konsekwencji, aby doprowadzić do ich otwarcia i wyjaśnienia zagadki? Nasi Zmarli patrzą na nas z Nieba z ufnością.

 Joanna Mieszko-Wiórkiewicz

Za: Blog - Komorowski - prezydent niekonstytucyjny