Siłą rzeczy musi to rzutować również na terytoria śródziemnomorskie zwłaszcza, że w Paryżu rezydowali sobie od lat przywódcy różnych opozycyjnych wobec tamtejszego tyrana partii opozycyjnych, którzy w zamian za gościnę musieli chyba poczynić jakieś koncesje francuskiej razwiedce? A skoro tak, to czyż nie mógł się o tym dowiedzieć złowrogi Hamas, czy inny Dżihad, które od lat okupują słodką Francję, za pośrednictwem „młodych niewykształconych z przedmieść” pobierając od niej stały haracz w zamian za odstępowanie od podpalania samochodów? A skoro mógł, to na pewno się dowiedział i przygotował, by – jak to malowniczo ongiś sformułował ludowy poeta Józef Ozga-Michalski – „w dymach bijących z wojny izraelsko-arabskiej uwędzić swoje półgęski ideowe”.
Przyszło mu to tym łatwiej, że zarówno Tunezję, jak i Egipt, tamtejsi tyranowie wyjałowili politycznie aż do sterylności, więc Hamasy i Dżihady, pod postacią Bractwa Muzułmańskiego pozostały jedyną zorganizowaną siłą polityczną, opierającą się na istniejącej islamskiej infrastrukturze. Nie możemy też wykluczyć tego, iż w odpowiednim momencie do akcji włączyli się Moskalikowie, z których prezydentem Francuzi wymowni, rozmawiali niedawno na nieformalnym szczycie w Deauville, w którym wzięła udział również Nasza Złota Pani Aniela. Wprawdzie szczyt był nieformalny, więc nie zapadły tam żadne decyzje, ale po co tu jakieś „decyzje”, kiedy my i bez decyzji wszystko verstehen? „Targ na rynku, w rynku szynk. A w tym szynku – ciosek dzyng. A w tym szynku dymno, piwno; nic nie mówił, tylko kiwnął. Znaczy – śpyrt. Szklanka, dwie – tylko kiwnąć – Żyd już wie. Na czterdziestkę to by mrugnął, ale co czterdziestka? G...no! Dzisiaj – śpyrt!”
A więc skoro „Żyd już wie”, to nic dziwnego, że musiał jakimści sposobem zaszczepić mniej wartościowym narodom arabskim pociąg do jaśminu, niczym kotom do waleriany tak, że ludzie wyszli na ulicę i tunezyjskiego tyrana nawet przegnali. Kto wie, czy swoimi kanałami nie pomogli im Moskalikowie, którym przecież wypieranie Amerykanów skądkolwiek nie może być niemiłe? Kiedy jednak w podobny sposób mniej wartościowy naród egipski zabrał się za przeganianie swojego tyrana, który za amerykańską forsę własną piersią gotów był zasłaniać bezcenny Izrael przez Hamasami i Dżihadami, Amerykanie i Żydzi postanowili dać odpór rozszalałej demokracji. Tubylcza armia, widząc zapewne ostrza potężnych szermierzy, przyjęła postawę wyczekującą oświadczając, że przeciwko ludowi nie wystąpi, o ile ten nie będzie atakował wojska. Słowem – róbta co chceta, tylko nas nie ruszajta. W odpowiedzi natychmiast się pojawili jakowyś cywili, którzy zza portretów tyrana Hosni Mubaraka nie tylko zaczęli atakować szczerych demokratów, ale podobno nawet „strzelają strzałami”. W rezultacie wytworzyła się sytuacja patowa, której egipski tyran najwyraźniej ma już dosyć, ale gra swoją rolę do końca, bo pewnie jeszcze nie zapomniał, co spotkało straszliwego Saddama Husajna.
Tymczasem w żydowskiej gazecie, wydawanej dla tubylczych Polaków w Warszawie, pan red. Stefanicki odsłania przed nami dylematy izraelskie: albo okopać się w oczekiwaniu na kolejny fundamentalistyczny Iran, tym razem jednak – tuż za miedzą – albo jak najszybciej zawrzeć pokój z Palestyńczykami. Okopać się...Hmm... Ale ileż można trwać w stanie takiego oblężenia, zwłaszcza w sytuacji, gdy w dzisiejszych czasach wojen, ma się rozumieć, już nie ma, tylko operacje pokojowe? W ramach operacji pokojowych Hamasy i Dżihady mogą w Izraelu co i rusz urządzać prawdziwe nieszpory sycylijskie, których tłumienie prędzej czy później zwróci przeciwko Izraelowi opinię całego świata, pozbawiając go wymarzonego statusu ofiary. Więc pokój z Paelstyńczykami? Ba! W tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz – a czy Palestyńczykowie widząc co się dzieje zadowolą się jakimś makagigi? Nie ma co na to liczyć, zwłaszcza, że nienawistny Wikileaks właśnie zdemaskował Umiłowanego Przywódcę Autonomii Palestyńskiej jako kogoś w rodzaju izraelskiego agenta, więc każdy następny będzie przynajmniej dla oka, się radykalizował. W tej sytuacji wypada przypomnieć rozmowy, jakie 18 sierpnia 2009 roku w Soczi przeprowadził izraelski prezydent Peres z rosyjskim prezydentem Miedwiediewem – no i oczywiście – niedawną pielgrzymką połowy rządu niemieckiego do Izraela. Gazety pisały, że Peres zobowiązał się nakłonić Amerykanów do rezygnacji z tarczy antyrakietowej i obiecał, że Izrael nie zaatakuje Iranu. Przypomina to trochę opisy wzorowej współpracy polsko-radzieckiej, że Polska wysyła do Związku Radzieckiego węgiel, a Związek Radziecki w zamian bierze od Polski żywność.
Tymczasem przecież i prezydent Szymon Peres coś tam musiał wytargować od prezydenta Miedwiediewa, nieprawdaż? Ale co? Nikt się nawet na ten temat nie zająknie, więc wynika z tego, że na razie nie trzeba o tym głośno mówić. Przypomnijmy tedy artykuł pewnego niemieckiego malarza, żeby przenieść Izrael do spokojniejszej Europy – albo do Turyngii, albo do Polski. Pomijając już fakt, że w Niemczech malarze dochodzą niekiedy do dużego znaczenia, wydaje się, że sytuacja powoli dojrzewa do ostatecznego rozwiązania również sprawy polskiej. Przybrałoby ono postać scenariusza rozbiorowego z jednoczesnym utworzeniem Żydolandu na tak zwanym „polskim terytorium etnograficznym”. No bo cóż innego można będzie uczynić, jeśli na Bliskim Wschodzie cos jednak pójdzie nie tak? Jeśli nie da się wytrwać w „okopach”, a nadzieje na pokój z Palestyńczykami spełzną na niczym? Trzeba będzie powrócić do punktu wyjścia z tym tylko, że nie na jałową ziemię, tylko Obiecaną, wyścieloną materacem z 65 miliardów dolarów wyszlamowanych od tubylczych antysemitów, których – jak przekonuje „światowej sławy historyk” – nie można zostawić samopas, bo ZNOWU zrobią coś okropnego.
Felieton • tygodnik „Najwyższy Czas!” • 11 lutego 2011Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.