Czy aby na pewno polski PKB wyniósł 1412 mld zł. tak jak podaje GUS? Czy wielkość deficytu na rachunku obrotów bieżących za ubiegły rok na pewno wynosi obecnie tylko ok. 12 mld euro czyli ok. 48 mld zł., a może 14,3 mld euro, a może już ponad 15 mld euro. Jeszcze bardziej dwuznaczna wydaje się kwestia lekceważona od lat bardzo ważnej pozycji statystycznej jaką jest saldo błędów i opuszczeń, które było w 2010r. wysoce ujemne i podobno najpierw wyniosło 13,2 mld euro, a potem już 14,3 mld euro.
Czy to wszystko ma istotne znaczenie dla danych makroekonomicznych niezbędnych dla skonstruowania budżetu na przyszły rok, na wielkość naszego długu publicznego, a zwłaszcza na wielkość polskiego PKB, jak i na relację długu publicznego do PKB, co wiąże się nierozerwalnie z odpowiedzią na zasadnicze dziś pytanie. Czy przekroczyliśmy 55 proc. próg ostrożnościowy i to już w 2010r. Niestety wszystko to ma fundamentalne znaczenie i może być bardzo groźne w skutkach. Skala kreatywnej księgowości zaczyna przekraczać wszelkie granice, 50 mld zł. w tą czy w tamtą stronę, jak widać nikogo ze sfer rządowych nie zwala z nóg. Czy ktoś z ręką na sercu może nam dziś po I kw. 2011r. definitywnie podać skalę deficytu w naszym handlu zagranicznym za 2010r.
Wątpliwości bagatela dotyczą o ok. 50 mld zł. Dysproporcje w statystyce dotyczącej skali deficytu w handlu zagranicznym między danymi niemieckimi i polskimi sięgają gigantycznej kwoty od 10 – 15 mld euro. Różnice są porażające – chodzi przecież o blisko 4 proc. polskiego PKB w dół lub w górę. Jeśli okaże się, że to niemieckie statystyki są precyzyjne, co wydaje się bardzo prawdopodobne, wtedy mielibyśmy do czynienia z prawdziwą sensacją. Reperkusje mogą być dramatyczne. Trzeba by wówczas pomniejszyć cały polski PKB za 2010r. (1412mld zł.) o znaczącą kwotę, co definitywnie oznaczałoby, że już w końcu ub. roku przekroczyliśmy 55 proc. próg ostrożnościowy w relacji do PKB. A przecież MF oficjalnie już poinformowało opinię publiczną, KE i rynki finansowe o znaczącym sukcesie i wyniku ok.53proc. relacji polskiego długu do PKB za 2010r.
Czy polski PKB za 2010r. znacząco przeszacowano, błędnie policzono, czy tylko pominięto przez nieuwagę 50 – 60mld zł. myląc eksport z importem. Takie podejrzenia wydają się tym bardziej uzasadnione, że sztuczki księgowe w iście greckim stylu zastosowano zarówno w grudniu 2009r. jak i w grudniu 2010r. poprzez realizacje tzw. swapów walutowych. Ministerstwo Finansów interweniowało na rynku sprzedając rezerwy walutowe rzędu ok. 4mld euro czyli ok. 16 mld zł. Wzmocniło to na dzień 31 grudnia 2010r. polskiego złotego o kilka groszy co po przeliczeniu długu publicznego Sk. Państwa dało niższy statystycznie dług jak i próg relacji zadłużenia do PKB. Czy było warto manipulować kursem złotego, sporo wydając – wątpliwe.
M. in. dzięki tej operacji NBP może dziś w ramach zysku za ub. rok przelać na konto MF ok.6 mld zł. Tym bardziej zasadne wydaje się pytanie po co było podwyższać VAT na 2011r., który ma dać raptem 5,5 – 5 mld zł. do budżetu, wzmacniając inflację, z którą ten sam NBP będzie walczył podnosząc stopy procentowe, tym samym podnosząc koszty obsługi długu. Manipulacji statystycznych było i jest coraz więcej i to mających istotny wpływ na podstawowe wskaźniki makroekonomiczne, takie jak choćby wielkość deficytu sektora finansów publicznych. Prawdziwe cuda działy się pod koniec grudnia 2010r. w płatnościach kasowych budżetu jak i w wydatkach budżetu państwa. Z miesiąca na miesiąc GUS wprowadził poprawki o skali 10 mld zł. Czyli w grudniu 2010r. gdzieś się zapodziało skromne 10 mld zł., a już w marcu cudownie się odnalazło. Równie prawdopodobne może się okazać też ale dopiero gdzieś na przełomie maja i czerwca 2011r., że deficyt sektora finansów publicznych nie wyniósł 7,9 proc. PKB, tylko np. 8,5 proc., a może nawet 9,5 proc., zwłaszcza jak uczciwie i dokładnie policzy się wreszcie tajemnicze saldo błędów i opuszczeń za 2010r., czy wydatki drogowe. Być może stąd wynika ten szczególny, niczym innym nieuzasadniony pośpiech w konstruowaniu budżetu państwa na 2012r. już w I połowie tego roku.
Dziwne, że nikt przez ostatnie 20 lat nie wpadł na pomysł ekspresowego tempa konstruowania nowego budżetu nie mając ostatecznych danych. Może się więc okazać, że zarówno budżet na 2011r. jak i na 2012r. mogą być obarczone wielkimi błędami o fundamentalnym znaczeniu dla prawdziwego stanu polskich finansów publicznych. Ostateczny prawdziwy obraz całego polskiego sektora finansów publicznych stoi więc nadal pod wielkim znakiem zapytania. NBP, który chcąc nie chcąc został wplątany w te sztuczki magiczne ma zweryfikować GUS – owskie dane, ale dopiero w czerwcu tego roku, gdy prace nad budżetem na 2012r.będą praktycznie zakończone w MF. Czyli nie wiedząc jak wyglądają podstawowe, niesłychanie istotne dane makroekonomiczne za 2010r. – będziemy projektować budżet na 2012r. Skoro nie wiemy ile naprawdę wynosi PKB za 2010r. to jak mamy uwierzyć, że w 2011r. wyniesie o 1517 mld zł., a w 2012r. nawet 1619 mld zł.
Zamiatanie pod dywan, zaklinanie rzeczywistości to już nawet nie jest „strzyżenie po ciemku” jak twierdzi opozycja parlamentarna, to igranie z ogniem. Jak się to kończy przekonali się Irlandczycy, Grecy i Węgrzy. Trudno jednoznacznie dziś ocenić czy chodzi o brak profesjonalizmu, czy o coś znacznie groźniejszego. Przypomnijmy, że Polska od lat nie doszacowywała skali odpływu kapitału z naszego kraju. Skala transferu środków z Polski unikająca monitorowania, ukryta pod pozycją saldo błędów i opuszczeń w ramach bilansu obrotów płatniczych z zagranicą od lat była ogromna i lekceważona. Tylko w ostatnich kilku latach 2006 – 2010 odpływ kapitału z Polski wyniósł ok. 210 mld zł. czyli średnio licząc ponad 50 mld euro. Przypomnijmy, że od 2004r. netto w ramach środków unijnych napłynęło do Polski ok. 27 mld euro. Zanim więc MF przystąpi do konstrukcji budżetu na 2012r. sprawa dokładnego policzenia prawdziwej wielkości polskiego PKB jak i skali deficytu sektora finansów publicznych i prawdziwej relacji długu publicznego do polskiego PKB za 2010r. staje się dziś sprawą kluczową dla wiarygodności polskich finansów publicznych.
Nieprzypadkowo państwowy bank BGK zapowiada, że przygotowuje się do „wspierania ” na rynku polskich obligacji, gdyby pojawiły się na nim napięcia związane z ich wyceną. Oznacza to mniej więcej tyle, że BGK będzie podtrzymywał rentowność polskich obligacji, gdyby kapitał zagraniczny zaczął je wyprzedawać i wychodzić z Polski, a ma ich już na olbrzymią kwotę blisko 140 mld zł. Zapowiadają się ewidentnie całkiem spore perturbacje na rynku polskich skarbowych papierów wartościowych w połowie roku. Kapitał portfelowy ma pełną świadomość, że polskie potrzeby pożyczkowe wyniosą w tym roku ok. 160 mld zł. W razie wyraźnie gorszych wskaźników niż dotychczas deklarowane , będzie on żądał dużo wyższych rentowności – np. za 10 – latki ok. 7 proc. , albo wyjdzie z polskiego rynku i może to zrobić dość gwałtownie. Wtedy to właśnie BGK ma być ostatnią deską ratunku, ma zadbać o twarz naszego MF i złudzenie trwania „zielonej wyspy”.
Janusz Szewczak
główny ekonomista SKOK