Komentarz • serwis „Nowy Ekran” (www.nowyekran.pl) • 6 czerwca 2011
„Wnet się posypią piękne wyroki” - entuzjazmował się Towarzysz Szmaciak komentując taktykę generała Jaruzelskiego w roku 1981: „Nie płoszmy ptaszka, niech mu się zdaje, że naszej partii siły nie staje (...) aż o poranku za oknem dojrzy kontury tanku, potem na schodach usłyszy kroki...” No i stało się. Właśnie Platforma Obywatelska ustami pana Tyszkiewicza ogłosiła, że pozwie przed niezawisły sąd byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, który w wywiadzie dla „Uważam Rze” powiedział, iż według zeznań złożonych przez świadka koronnego „Brodę” czyli Piotra K., Platforma Obywatelska u zarania swoich dziejów była finansowana przez gangsterów, wykorzystujących w tym celu pośrednictwo pana Mirosława Drzewieckiego, obecnie znanego bardziej jako „Miro” - i że będzie pozywać przed niezawisły sąd każdego, kto podobne „insynuacje” będzie powtarzał. Najwyraźniej ma do niezawisłych sądów pełne zaufanie, czemu skądinąd trudno się dziwić po wyroku wydanym w Gdańsku przeciwko Krzyszfowi Wyszkowskiemu, w Warszawie przeciwko Jerzemu Jachowiczowi no i oczywiście - w sprawie żołnierzy oskarżonych o zbrodnię wojenną w Nangar Khel. Niezawisłe sądy, które wcześniej nawet popadały w sprośne błędy Niebu obrzydłe, teraz zaczynają reagować prawidłowo, więc groźba pana Tyszkiewicza brzmi poważnie. „Wnet się posypią piękne wyroki!”
Takie prawdopodobieństwo jest tym większe, że pan Mariusz Kamiński „insynuacje” swoje powtórzył na konferencji prasowej w Sejmie, mimo, że pan prokurator Seremet, niezwłocznie na tę okoliczność przesłuchany przez Monikę Olejnik, poszedł w zaparte, stwierdzając, że „Broda” niczego takiego nie powiedział. Najwyraźniej zatem sprawdzają się po raz kolejny spiżowe słowa Ojca Narodów, że w miarę postępów socjalizmu walka klasowa się zaostrza. Czy aż do tego stopnia, by zagrozić fundamentom ustrojowym III Rzeczypospolitej, położonym w Magdalence przez generała Kiszczaka wraz ze swymi konfidentami i pożytecznymi idiotami?
Nawiasem mówiąc, właśnie prezydent Komorowski wręczył odznaczenia niektórym osobistościom, którym przypisywane jest ojcostwo III RP. Zwraca uwagę nieobecność w gronie odznaczonych generałów Kiszczaka i Jaruzelskiego, co podważa fundamentalną i do niedawna podawaną do wierzenia tezę polityki historycznej, że do powstania III RP w równym stopniu przyczynili się reformatorzy z PZPR i SB, jak i reformatorskie skrzydło opozycji demokratycznej.
Podobnie jak wszelkie inne tezy produkowane dla potrzeb polityki historycznej, tak i ta jest oczywiście nieprawdziwa, bo przecież taki, dajmy na to, pan Tadeusz Mazowiecki prezentował tylko sławną „postawę służebną”, która ex definitione wyklucza przecież samodzielność. Oczywiście można dzisiaj mówić, że chodziło o służbę naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu - ale i to nieprawda, bo żyją jeszcze ludzie pamiętający, jak to w trakcie kontraktowych wyborów w roku 1989, po wycięciu przez wyborców, którzy naiwnie myśleli, że to wszystko naprawdę, partyjnej listy krajowej, generał Kiszczak zagroził, że zaraz te całe wybory unieważni. Pan Tadeusz Mazowiecki oświadczył tedy, że „umów należy dotrzymywać” i przy aprobacie „strony społecznej” Rada Państwa w trakcie wyborów dokonała zmiany ordynacji. Pan Tadeusz Mazowiecki nie miał oczywiście na myśli dotrzymania umowy z wyborcami, bo też z nimi się o nic konkretnego nie umawiał - tylko z generałem Kiszczakiem.
Potwierdzenie tych wszystkich przypuszczeń uzyskaliśmy 4 czerwca 1992 roku, kiedy to nie tylko pan Tadeusz Mazowiecki, ale niemal cała „strona społeczna” rozmów okrągłego stołu stanęła ramię w ramię ze stroną partyjno-rządową przeciwko lustracji. Te przykłady pokazują, że ustrojowe fundamenty III RP są całkiem solidne, a ich kamieniem węgielnym była i pozostaje niepisana zasada, że „my nie ruszamy waszych - wy nie ruszacie naszych”. Tymczasem wystąpienie pana Mariusza Kamińskiego sprawia wrażenie skierowanego na podważenie tych fundamentów, zważywszy, że dotyczy newralgicznej w każdej sytuacji kwestii finansowej.
Takie wrażenie - owszem - sprawia - ale pozory bywają niekiedy mylne zwłaszcza w sytuacji, kiedy strzał pana Mariusza Kamińskiego może okazać się bez prochu. Powiadają bowiem, że on sam zeznań „Brody” nie czytał, a sprawę zna z opowiadań pewnego prokuratora, który onegoż „Brodę” miał przesłuchiwać. Jeśli tak jest rzeczywiście, to o pomyłkę nietrudno, bo wiadomo - czegóż to ludzie nie gadają.
Inna sprawa to pytanie, skąd Platforma Obywatelska mogła mieć pieniądze, by z takim rozmachem działać już od samego zarania, skoro powstała na skutek rozłamu w Unii Wolności w 2001 roku? PiS zamierza złożyć wniosek o powołanie w tej sprawie komisji śledczej, ale nie sądzę, by Platforma się na to zgodziła. Sprawy finansowe wyglądają bowiem na najbardziej jak to się mówi „wrażliwe” - o czym świadczą choćby losy ustawy o ujawnieniu dokumentów z lat 1944-1990, przeforsowanej przez PiS, zgodnie z zapowiedziami w kampanii wyborczej w roku 2005. Ustawa ta została uchwalona z długim okresem vacatio legis i wkrótce potem w Senacie trójka senatorów: Kutz, Piesiewicz i Romaszewski, podnieśli przeciwko niej zastrzeżenia, że może doprowadzić do ujawnienia „danych wrażliwych” - że to niby ktoś tam się kiedyś upijał, ktoś inny obracał panienki - i tak dalej.
Nie trafiało mi to do przekonania, bo przecież każde dziecko w Polsce wiedziało, że taki np. Jacek Kuroń ma do wódki już nie tam, że skłonność, ale prawdziwą zapamiętałość - jednak wcale nie wpływało to na zmniejszenie jego popularności. Podobnie panienki; po 30 latach i dla panienek i dla obracających nimi panów mogły to być wyłącznie miłe, nostalgiczne wspomnienia.
Natomiast pieniądze - aaa, to całkiem inna sprawa. Jak tedy pamiętamy, podziemna Solidarność finansowana była z zagranicy co najmniej dwoma kanałami; jednym, watykańskim, który wtedy uważany był za bardziej dyskretny - a przez który przeszło ponoć ok. 200 mln dolarów i drugi - Międzynarodowe Biuro S w Brukseli, którym kierował tajny współpracownik SB Jerzy Milewski, późniejszy minister w Kancelarii prezydenta Wałęsy. Ten drugi kanał, przez który przeszło co najmniej dwa razy tyle forsy niż przez pierwszy, był przez SB monitorowany, dzięki czemu wiedziała ona, kto ile sobie stamtąd wziął i gdzie ten szmal schował.. Miało to być rozliczone dopiero w „wolnej Polsce” - ale wbrew buńczucznym zapewnieniom Kukuńka, że „wolna Polska” już jest - nikt nigdy tego nie rozliczył i za całe rozliczenie musiało wystarczyć złożone zjazdowi Solidarności kapłańskie słowo honoru ks. prałata Henryka Jankowskiego, iż wszystko było w jak najlepszym porządku.
Otóż do tych senatorskich zastrzeżeń przyłączył się prezydent Lech Kaczyński i sporządził nowelizację wspomnianej ustawy, przywracając procedury służące w przeszłości blokowaniu, a przynajmniej hamowaniu lustracji. Wystarczy przypomnieć, że Rzecznik Interesu Publicznego sędzia Nizieński nabrał wątpliwości w prawie tysiącu oświadczeń lustracyjnych, ale przez sześć lat kadencji udało mu się doprowadzić do drogi sądowej około 60 przypadków, a zaledwie w 12 przypadkach uzyskać nieprawomocny wyrok niezawisłego sądu.
Więc nowelizacja sporządzona przez pana prezydenta Kaczyńskiego weszła w życie przed upływem vacatio legis ustawy pierwotnej, po czym Trybunał Konstytucyjny tak tę znowelizowaną ustawę zmasakrował, że po lustracji pozostało już tylko wspomnienie. Mamy tedy dwie możliwości; albo pan prezydent nie umiał pisać ustaw - co w przypadku profesora prawa byłoby przypuszczeniem niegrzecznym - albo był bardziej przebiegły niż wyglądał.
Tymczasem gdyby owa niepisana zasada konstytucyjna miała być złamana naprawdę, to uwaga opinii publicznej zostałaby ponownie skierowana na Szwajcarię, do której przez całe lata 70-te i 80-te Polska Zjednoczone Partia Robotnicza kierowała transfery w walutach obcych kradzionych z Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego Pewex, założonego w tym właśnie celu w roku 1972.
Informacja na ten temat ukazała się w początkach roku 1996 w tygodniu „Wrost” w ramach walki buldogów pod dywanem na tle afery Oleksego, oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Rosji. Nietrudno było się domyślić, że informatorem autorów artykułu był pan Zacharski, Marian Zacharski, w latach 1988-1989 dyrektor Pewexu - bo z tego okresu autorzy mieli informacje ścisłe, a z poprzednich lat - szacunkowe. Więc w latach 1988-1989 PZPR wykorzystała 800 zezwoleń dewizowych, a więc realizowała więcej, niż jedno dziennie. Przykładowy transfer z jednego dnia opiewał na 22 mln franków szwajcarskich i 750 tys. dolarów. I tak dzień w dzień - przez co najmniej 18 lat!
Kiedy ta informacja się ukazała, prezydent Kwaśniewski, bardzo zdenerwowany oświadczył, że jeśli jeszcze ktoś piśnie słówko na ten temat, to on zarządzi „lustrację totalną”. Groźba musiała poskutkować, bo następnego dnia Jacek Kuroń i Karol Modzelewski napisali do niego pojednawczy list, że już się nie kłóćmy - niech tylko Oleksy poda się do dymisji. I tak się stało. W rezultacie do dzisiaj nie wiadomo, jaki Ali Baba tym skarbem Sezamu zawiaduje, jaki robi z tych walorów użytek i jak się to przekłada na polską scenę polityczną. I nikogo wydaje się to nie interesować, a przecież gdyby tak powołać sejmową komisję śledczą w tej sprawie...? Jakoś jednak nikomu taki pomysł nie chce przyjść do głowy, być może z roztargnienia, ale może również z powodu tamtych, nierozliczonych nigdy pieniędzy Solidarności, że o groźbie „lustracji totalnej” już nawet nie wspomnę. Ta niechęć pokazuje, że mimo pozorów nieprzejednanej wrogości i wojny, w której co i rusz padają salwy bez prochu, ustanowiona przez Ojców Założycieli III Rzeczypospolitej fundamentalna zasada ustrojowa: „my nie ruszamy waszych - wy nie ruszacie naszych” - nadal bezwzględnie obowiązuje.
Stanisław Michalkiewicz