Felieton • tygodnik „Nasza Polska” • 19 lipca 2011
Wygląda na to, że na naszych oczach zaczyna kształtować się nowa świecka tradycja w postaci dwóch konkurencyjnych kultów. Jak wiadomo, dziesiąty dzień każdego miesiąca obchodzony jest przez część obywateli naszego nieszczęśliwego kraju jako tak zwana „miesięcznica” katastrofy smoleńskiej. Tymczasem pozostała część obywateli naszego nieszczęśliwego kraju żadnego takiego symetrycznego dnia nie miała, co na dłuższą metę mogło wpędzić ją we frustrację i poczucie wykluczenia, z którego musiałby ją potem wydobywać minister Arłukowicz. I kiedy już wydawało się, że sytuacja jest beznadziejna, bo mimo wysiłków wdzięcznego posła Ryszarda Kalisza nie da się chyba zrobić święta z okazji udanego samobójstwa Barbary Blidy - jeszcze raz sprawdziła się trafność spostrzeżenia naszego ostatniego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który, kiedy tylko udało mu się chwilowo zażegnać najbardziej przykre objawy permanentnej finansowej depresji, powtarzał uwagę świętego Pawła Apostoła, że „zbawienie przychodzi od Żydów”.
W przygotowaniach do tej operacji ogromną rolę odgrywa tzw. polityka historyczna, to znaczy - wersje wydarzeń historycznych spreparowane pod kątem aktualnych potrzeb. Jednym z ważnych elementów tej polityki historycznej jest właśnie Jedwabne - bo od rozdmuchania na cały świat incydentu w tej miejscowości rozpoczęła się eskalacja zarzutów wysuwanych przez żydowskie organizacje przemysłu holokaustu pod adresem naszego, mniej wartościowego narodu. Wtedy właśnie organizacje te, a za nimi również „prasa międzynarodowa”, od zarzutu „bierności” Polaków wobec holokaustu, przeszły do zarzutu „współudziału”.
Obecnie - za sprawą „światowej sławy historyka” oraz jego zagranicznych i krajowych kolaborantów - w ramach operacji delikatnego zdejmowania odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej z Niemiec i przerzucania ich na winowajcę zastępczego oraz tworzenia atmosfery sprzyjającej wyszlamowaniu Polski na 65 miliardów dolarów przez bezcenny Izrael i organizacje wiadomego przemysłu - od zarzutu „współudziału” przechodzi się do oskarżeń o sprawstwo samodzielne. I właśnie podczas wspomnianych uroczystości w 70 rocznicę incydentu, do pierwszego szeregu oskarżycieli jednym susem wskoczył aktualny prezydent naszego nieszczęśliwego kraju, Bronisław Komorowski, oskarżając naród polski, że bywał też „sprawcą”.
Jestem pewien, że sam tego nie wymyślił, tylko ci, których ręka umieściła jego zad na prezydenckim stołku, w ten sposób przygotowują się do roli kompradorskich nadzorców mniej wartościowego narodu tubylczego w Żydolandzie, jaki prawdopodobnie zostanie zainstalowany na „polskim terytorium etnograficznym”, pozostałym po szczęśliwym odzyskaniu przez Niemcy „ziem utraconych”. Te haniebne słowa: „naród musi zrozumieć, że był także sprawcą” odczytał obywatel Mazowiecki Tadeusz, który nie tylko za komuny, ale i teraz, po staremu uprawia sławną „postawę służebną”.
W tej sytuacji zbojkotowanie tego zjazdu kolaborantów przez mieszkańców i samorządowe władze Jedwabnego pokazuje, że przepaść między kolaborantami, a narodem najwyraźniej się pogłębia. Tym bardziej nieprzyjemnym zgrzytem stała się obecność wśród kolabów JE biskupa Mieczysława Cisło. Wprawdzie w Episkopacie zajmuje się on „dialogiem z judaizmem”, niemniej jednak nietrudno nie zauważyć, że chociaż ten nieszczęsny „dialog z judaizmem” prowadzony był i za czasów prymasa Józefa Glempa, to jednak 10 lat temu żaden biskup w Jedwabnem się nie pojawił. No, ale teraz prymasem Polski jest JE abp Józef Kowalczyk, co to w swoim czasie „bez swojej wiedzy i zgody” - więc skorupka niestety oddaje to, czym wcześniej nasiąknęła. „Róbta tak dalej!”
Więc skoro „naród musi zrozumieć” to nie ma rady. Widać, że będzie teraz coraz intensywniej pedagogizowany przez „współgospodarzy”, którzy po „odzyskaniu mienia” będą tworzyli szlachtę jerozolimską - oczywiście za pośrednictwem tubylczych tajniaków, którym przecież wszystko jedno, czy wysługują się Breżniewowi, czy Beniaminowi Netanjahu. Dlatego przewielebny ksiądz Boniecki mija się z prawdą sugerując, że mieszkańcy Jedwabnego zbojkotowali nową świecką tradycję z poczucia bezradności. Nie ma mowy o żadnej bezradności, ani braku zrozumienia. „My wszystko verstehen”, przewielebny ojczyku. To przewielebny chyba zapomina, jeśli nawet nie to, skąd wyrastają mu nogi, to najwyraźniej - skąd bierze forsę na bułeczkę i masełko. Próba siedzenia na dwóch stołkach w sytuacji konfliktu interesów zawsze musi zakończyć się kontuzją odwrotnej strony medalu - ale może rzeczywiście - gwoli odzyskania poczucia rzeczywistości trochę tak zwanego męczeństwa by się przydało?
Nie tylko zresztą z tego powodu. Oto konkurencyjne wobec kultu smoleńskiego uroczystości kolaborantów zorganizowane zostały w przeddzień 11 lipca, który w myśl projektu sejmowej uchwały, schowanego pod sukno przez marszałka Grzegorza Schetynę, miał zostać ustanowiony dniem pamięci Polaków zamordowanych przez UPA na Kresach Wschodnich. Ta okoliczność nadaje postępowaniu konstytucyjnych władz III Rzeczypospolitej charakter zdrady podwójnej.
Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.
Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2127