Ponary - miejsce kaźni Polaków
W lesie koło Ponar pod Wilnem, w ogromnych dołach leżą szczątki ok. stu tysięcy osób - w większości mieszkańców Wileńszczyzny, obywateli RP, wymordowanych podczas okupacji hitlerowskiej w latach 1941-1944. Wśród nich - wiele tysięcy Polaków, którzy dobrowolnie podjęli konspiracyjną walkę o godność człowieka i wolność ziemi ojczystej.
Okres okupacji hitlerowskiej w Wilnie podczas II wojny światowej trwał od 1941 do 1944 r. Jako miejsce zagłady tysięcy obywateli Rzeczypospolitej Niemcy obrali ogromne doły w lesie koło osiedla Górne Ponary. W ramach holokaustu wymordowano tam ok. 70 tysięcy Żydów przyprowadzanych lub przywożonych z Wilna i okolicznych miasteczek. Zginęło również wiele tysięcy Polaków. Poza tym w Ponarach poniosła śmierć grupa Cyganów oraz litewscy działacze komunistyczni poprzedniego reżimu, jak również pewna liczba jeńców sowieckich, których na ogół grzebano w przypadkowych miejscach.
Doły śmierci
Ponary są szczególnym miejscem kaźni, bowiem rozgrywały się tu istne orgie bestialstwa. Dokonywały ich ochotnicze litewskie oddziały specjalne zwane Ypatingu Buriai, rekrutujące się głównie z paramilitarnej nacjonalistycznej organizacji Lietuvos Szauliu Sajunga - Związek Litewskich Strzelców (założony w 1918 r.) - stąd przyjęło się określanie ich szaulisami. Zasłynęli oni z wyjątkowego okrucieństwa. Byli wykorzystywani przez Niemców również w innych miejscach masowej zagłady, np. w Mińsku, w obozie na Majdanku. W dniach masowej eksterminacji, kiedy jednego dnia doprowadzano do Ponar nawet osiem tysięcy osób, wspomagały ich oddziały policyjne oraz Niemcy.
Skazańcy po przekroczeniu bramy byli zmuszani do rozbierania się do naga, a ich ubrania były przeszukiwane przez oprawców; Żydzi zabierali z sobą najcenniejsze rzeczy, ponieważ byli kłamliwie informowani o rzekomym kierowaniu ich na przymusowe roboty. Polacy zaś, przywożeni z piwnic gestapo i z przepełnionych cel więzienia na Łukiszkach, byli maltretowani jeszcze nad dołem w celu wymuszenia zeznań po bezskutecznych obietnicach darowania życia.
Kiedy doły wypełniły się już ponad wszelką miarę, a fetor rozkładających się ciał stał się niemożliwy do zniesienia, zarządzono ich palenie. W tym celu wyodrębniono 80-osobową grupę Żydów i Rosjan, umieszczając ją w głębokim dole, do którego schodziło się po drabinie wciąganej od góry przez wartowników. Od grudnia 1943 r. do kwietnia 1944 r. spalono ok. 60 tysięcy zwłok. Trzynaście osób z tej grupy uszło z życiem podczas ucieczki przez zrobiony w tajemnicy podkop. One to po wojnie składały zeznania przed komisją do badania zbrodni ponarskiej.
Miejsce kaźni w Ponarach do 1985 r. pozostawało w całkowitym zaniedbaniu. Następnie teren ten został uporządkowany przez władze, z tym, że napis na tablicy informacyjnej głosił, jakoby pomordowani byli obywatelami sowieckimi. W centralnym miejscu zagłady Żydzi w 1990 r. postawili pomnik w kształcie Gwiazdy Dawida. W pobliżu toru kolejowego Polacy ustawili dębowy krzyż i pamiątkową tablicę; miejsce to stanowi cel pielgrzymek Polaków mieszkających nad Wilią i rozproszonych po całym świecie. 22 października 2000 r. w Ponarach odsłonięto i poświęcono nowy krzyż oraz tablice upamiętniające męczeńską śmierć Polaków.
"Baza"
Z Wilna w kierunku zachodnim prowadziła ulica Wielka Pohulanka, na końcu której znajdowały się dwa murowane "białe słupy" bramy i rogatki miejskiej. Przedłużenie tej ulicy przebiegało przez Dolne Ponary i brukowaną serpentyną wspinało się na tzw. Góry Ponarskie. Za kapliczką ponarską były kolejne rozgałęzienia: na lewo to tzw. trakt grodzieński, a następnie drogi do Kowna, Waki i Landwarowa. Trakt grodzieński biegł prosto przez las sosnowy w kierunku południowo-zachodnim. W odległości dwu kilometrów od kapliczki przecinał on tor kolejowy Wilno - Landwarów. Za przejazdem po lewej stronie drogi stał mały budynek dróżnika kolejowego, tzw. koszarka, a nieco dalej odchodziła leśna droga, która z czasem stała się wjazdem na teren "bazy". Tę właśnie 10-kilometrową trasę w latach 1941-1944 przemierzały pod eskortą tysiące obywateli polskich skazanych na zagładę.
Termin "baza" pojawił się pod koniec 1940 roku, kiedy władze sowieckie rozpoczęły wykonywanie wykopów na zbiorniki paliwa płynnego. Większość ogromnych dołów (3 lub 4 o średnicy 32 m i głębokości ok. 4 m oraz 4 o średnicy 12 m i głębokości ok. 3 m) została wykonana, lecz nowy okupant wykorzystał je jako miejsce masowej zagłady.
Wacław Dziewulski,
Nasz Dziennik, 2004-05-13
Za:http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_1062.html
Skazani na zapomnienie w imię "dobrych stosunków z sąsiadami"?
Od kilku lat Rodzina Ponarska stara się o to, by w świadomości ogółu Polaków 12 maja stał się Dniem Ponarskim. Tego dnia, w roku 1942, litewscy oprawcy z Ponar dokonali największej egzekucji polskiej młodzieży. Zginęli wtedy m.in. 19-letni Józef Jaroszewicz oraz równie jak on młodzi: Janusz Grudski, Ryszard Wilczewski, Czesław Horodecki, Mirosław Kowalczyk, Mieczysław Lenard, Kazimierz Michniewicz, Walenty Sewruk, Andrzej Korwin-Piotrowski, Władysław Stakun, Ryszard Charchan, Władysław Redyk, Józef Stefanides, Hubert Bujko, Władysław Guściewicz, Bronisław Oleszkiewicz, Stefan Czarnecki i Włodzimierz Tarnowski. Niewiele dziś o nich wiemy, zachowały się tylko nazwiska. Najważniejsze, że - jak pisał poeta - można ich "zawołać po imieniu"...
Jakiś czas temu ukazała się w Polsce książka - curiosum. Socjolog Sergiusz Kowalski oraz pisarka Małgorzata Tulli pisali o "mowie nienawiści" w polskich gazetach. Do swej pseudonaukowej "analizy" wybrali wyłącznie gazety o orientacji narodowej, prawicowej, zwalczane przez ich środowisko. Wśród negatywnych bohaterów książki znalazła się także Helena Pasierbska z Gdańska - w młodości sanitariuszka wileńskiej Armii Krajowej (podczas operacji "Ostra Brama" w lipcu 1944 r.), po wojnie nauczycielka, od wielu lat strażniczka pamięci o Polakach oraz innych obywatelach II Rzeczypospolitej zamordowanych w latach 1941-1944 w podwileńskich Ponarach.
Zarzuty poprawnych politycznie autorów wobec Heleny Pasierbskiej dotyczyły "siania nienawiści" wobec najbliższego nam sąsiada - Litwinów. Chodzi bowiem o to, że pani Pasierbska zgodnie z prawdą podkreśla, iż w zbrodniach popełnionych w Ponarach na Polakach uczestniczyli nader chętnie Litwini kolaborujący z Niemcami. Mówi o tym zresztą nie tylko pani Pasierbska. Grzegorz Górny pisał kiedyś na łamach "Rzeczpospolitej" (19 X 2002 r.): "Na terenie Komisariatu Rzeszy Ostland, w skład którego wchodziła Litwa, Niemcy mieli najmniej żołnierzy ze wszystkich okupowanych przez siebie terytoriów. Wynikało to głównie z tego, że wyręczali ich funkcjonariusze wywodzący się spośród miejscowej ludności. Ludobójstwa w Ponarach dokonywał podległy niemieckiemu gestapo litewski Ochotniczy Oddział Strzelców Ponarskich, zwany Ypatingas Burys. Rekrutował się on głównie z członków paramilitarnej organizacji nacjonalistycznej Lietuvos Szauliu Sajunga (Związek Strzelców Litewskich), której liczebność w 1940 r. osiągnęła 62 tysiące. Polacy nazywali ich w skrócie szaulisami - od litewskiego słowa "äulis" - strzelec. Podczas najbardziej 'pracowitych' dni potrafili oni mordować nawet do czterech tysięcy osób!".
Wacław Dziewulski, wilnianin, emerytowany profesor Politechniki Gdańskiej, pisze w swoim niepublikowanym opracowaniu "Casus Ponary": "Ponary są szczególnym miejscem kaźni, bowiem rozgrywały się tu istne orgie bestialstwa. Dokonywały ich ochotnicze litewskie oddziały (...). Szaulisi zasłynęli z wyjątkowego okrucieństwa. Byli wykorzystywani przez Niemców również w innych miejscach masowej zagłady, np. w Mińsku, w obozie w Majdanku".
Książka Kowalskiego i Tulli została wydana na koszt ambasady Holandii, pod przykrywką jakiejś fundacji stawiającej sobie za cel zwalczanie "nacjonalizmu i ksenofobii". Przez wiele miesięcy była intensywnie promowana w "Gazecie Wyborczej" i w "Tygodniku Powszechnym" oraz w internecie. Kowalski i Tulli nie wyjaśniają swojego stanowiska w kwestii "nienawiści" przypisywanej pani Pasierbskiej: czy autorka licznych publikacji poświęconych zbrodniom w Ponarach powinna w ogóle nie pisać na ten temat, czy pisać inaczej? A jeśli inaczej, to jak?
" Obok kłamstwa katyńskiego istniało też kłamstwo Ponar. To trudna sprawa między narodami Polski i Litwy. Nie możemy udawać, że zbrodni tej dokonali 'nieznani sprawcy'. Większość z nich jest znana, i to z nazwiska" - powiedział premier Jerzy Buzek. Było to w październiku 2000 r., gdy po długich staraniach odsłonięto i poświęcono na terenie Ponar nowy krzyż oraz tablice upamiętniające męczeńską śmierć Polaków.
Doły ponarskie
Porównanie milczenia w sprawie Ponar do kłamstwa katyńskiego stawia sprawę na właściwym miejscu. Przecież doły ponarskie są jeszcze bardziej przerażające niż te katyńskie! Umierali w nich nie tylko mężczyźni, lecz także kobiety, młodzież i dzieci. W 1940 r. Sowieci zaczęli w Ponarach budowę bazy paliw płynnych dla samolotów. Zrobili pięć wielkich wykopów. Nad te doły Litwini i Niemcy spędzali swoje ofiary - Polaków i Żydów - i rozstrzeliwali je z broni maszynowej. Ciała spadały kilka metrów w dół. Od lipca 1941 r. do lipca 1944 r. zamordowano w ten sposób ponad 100 tysięcy ludzi!
Mordy dokonywane na Żydach odbywały się w ramach niemieckiego planu "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej", obejmującego wszystkie okupowane przez nich terytoria. Mordy na Polakach miały inny charakter. Wpisują się one w niemiecko-sowiecki plan wyniszczenia "polskich elementów przywódczych", głównie inteligencji. Dotyczyły najwartościowszych przedstawicieli społeczności polskiej; ludzi, którzy odważyli się w warunkach okupacji stawić opór totalitarnym, zbrodniczym systemom - w imię wartości chrześcijańskich i polskiego interesu narodowego. Byli to oficerowie i żołnierze AK, członkowie innych organizacji niepodległościowych, głównie młodzież.
Szczególna gorliwość części Litwinów w ponarskiej zbrodni do dziś nie znajduje racjonalnego wytłumaczenia i nie znajdzie, jeśli temat będzie dalej traktowany, nawet przez niektórych Polaków, jako niewygodny i niepożądany. Społeczność litewska w przedwojennym Wilnie stanowiła drobny ułamek, niewiele ponad 2 proc. ogółu mieszkańców miasta (dla porównania: na terenie Wolnego Miasta Gdańska Polacy stanowili około 10 proc. ludności). Czyżby w zbrodniczych umysłach zrodził się plan litwinizacji Wilna drogą zbrodni? Delegatura Rządu RP na Kraj alarmowała w maju 1942 r. w raporcie z Wilna: "Litwini zawiedzeni w swych nadziejach przez Niemców jeszcze bardziej pragną zemsty nad pokonanymi Polakami. Stale grożą, że po wymordowaniu Żydów przyjdzie kolej na Polaków". W raporcie sierpniowym napisano: "Wileńszczyzna w dalszym ciągu jest terenem najcięższego na obszarze ziem wschodnich Rzeczypospolitej terroru politycznego, w którym Litwini prześcigają się z Niemcami".
Wacław Dziewulski stawia dziś następujące pytania:
Jak to się stało, że kolejno zmieniające się władze okupacyjne potrafiły rozbudzić w Litwinach nienawiść do Polaków? Dlaczego udało się skłonić Litwinów do tak nikczemnych działań?
Dlaczego ogół Litwinów, poza nielicznymi przypadkami, tolerował zbrodniczą działalność swoich "ochotników" wobec Polaków i Żydów?
Dlaczego naród litewski, mimo dramatycznych doświadczeń wojennych, nie uporał się z problemem zbrodni ponarskiej - zarówno w okresie sowieckim, co można by ostatecznie zrozumieć, ale także obecnie, już po upadku komunizmu?
Za Polskę
W Ponarach zginęło około 70 tysięcy Żydów, mieszkańców Wilna i okolic, obywateli RP. Przywożono ich tu wprost z domów. Byli oszukiwani, mówiono im, że jadą do obozu. Zabierali najcenniejsze przedmioty, które oprawcy wydzierali im przed śmiercią. Ginęli mężczyźni, kobiety i dzieci.
Polacy - zanim stanęli nad dołami - uczestniczyli w prawdziwej golgocie. Ponieważ należeli do konspiracji niepodległościowej (lub byli o to podejrzani), przechodzili w śledztwie bicie i tortury mające ich zmusić do wyjawienia tajemnic tej konspiracji. Działo się to najczęściej w złowrogim więzieniu na Łukiszkach lub w areszcie gestapo przy ul. Ofiarnej w Wilnie. Dopiero stamtąd przewożono naszych rodaków na miejsce zbrodni. Wieziono ich ciężarówkami drogą, która kojarzyła się im ze szczęśliwymi obrazami przeszłości. Przecież Ponary były przed wojną znaną miejscowością letniskową. Z Wilna na zachód prowadziła ulica Wielka Pohulanka, dalej droga na Góry Ponarskie i trakt grodzieński przez las. Za torami kolejowymi biegła droga leśna, która od roku 1941 stała się drogą śmierci wiodącą na teren dawnej sowieckiej bazy. Liczbę zamordowanych tu Polaków szacuje się na mniej więcej 20 tysięcy.
Casus Pelczara
Jako przykład szczególnego zapamiętania się zbrodniarzy w nienawiści do Polaków podaje się śmierć w Ponarach dr. Kazimierza Pelczara. Był to wybitny lekarz zajmujący się m.in. nowotworami złośliwymi. Znany w całej Europie, doktoryzował się na UJ w Krakowie, w Berlinie i w Paryżu. Utworzył w Wilnie Zakład Leczniczo-Badawczy dla Chorych na Nowotwory, "który był jakby jego darem dla najbiedniejszych z biednych, chorych na różne postacie nowotworów, skazanych w owym czasie na zagładę, okrutnie cierpiących" (L.J. Kłoniecki). Znany był także w świecie medycznym z licznych publikacji poświęconych gruźlicy, gośćcowi, dusznicy bolesnej i cukrzycy. Po wybuchu wojny otrzymał propozycje przeniesienia się m.in. do Londynu. Odmówił. Zorganizował znaczącą pomoc dla poszkodowanych, zwłaszcza dzieci, w ramach Komitetu Polskiego Pomocy Ofiarom Wojny oraz Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Współpracował ze służbami sanitarnymi okręgu wileńskiego AK. Pośpiech, z jakim go zamordowano, kilka godzin po aresztowaniu, jest zupełnie niezrozumiały. Przecież umiejętności i wiedza dr. Pelczara mogły być przydatne także wileńskim Litwinom. Przeważyła jednak nienawiść do doktora jako Polaka. W chwili śmierci miał 49 lat. Nawet Niemcy byli niezadowoleni z gorliwości swych pomocników. Doktor Pelczar był im znany, w Niemczech sprzedawano bowiem preparat medyczny z informacją "Nach Dr. Pelczar".
Doktor Pelczar zginął jako zakładnik - w odwecie za śmierć litewskiego konfidenta gestapo zlikwidowanego przez AK. Aresztowano wtedy 100 Polaków jako zakładników. Już dwa dni po aresztowaniu dziesięciu z nich Litwini zamordowali w Ponarach. Byli to: Mieczysław Engiel (adwokat), Eugeniusz Biłgorajski (kapitan WP), Kazimierz Iwanowski (porucznik WP), Kazimierz Antuszewicz (inżynier), Włodzimierz Manrik (urzędnik), Mieczysław Gutkowski (profesor USB), Stanisław Grynkiewicz (urzędnik skarbowy), Tadeusz Lothe (urzędnik) i Aleksander Orłowski.
Dzielny kapłan
Ksiądz Romuald Świrkowski był proboszczem parafii Świętego Ducha w Wilnie, przedstawicielem Kurii Arcybiskupiej w okręgu wileńskim ZWZ-AK. Przed wojną był sekretarzem Akcji Katolickiej w archidiecezji wileńskiej. Znany był jako człowiek wielkiego serca, niestrudzony w swej misji kapłańskiej. Poza obowiązkami duszpasterskimi rozpowszechniał prasę katolicką, zakładał biblioteki parafialne, organizował teatrzyki amatorskie, prowadził kursy, wycieczki, imprezy sportowe, prowadził akcje charytatywne.
Tuż przed wkroczeniem Niemców do Wilna został proboszczem parafii Świętego Ducha obejmującej centrum miasta. Dalej brał udział w działalności konspiracyjnej i pomagał Żydom z pobliskiego getta. Za to został aresztowany 15 stycznia 1942 r. W więzieniu na Łukiszkach siedział w jednej celi z ks. Stanisławem Bielawskim, który wspominał później: "Kilka dni po aresztowaniu wzięto go na badanie, po którym wrócił skatowany. Oskarżono go o przynależność do kierownictwa wileńskiego AK". Został rozstrzelany razem z dużą grupą młodzieży. Na miejscu kaźni ukląkł i modląc się, zwrócony twarzą ku przywiezionym razem z nim chłopcom, uczynił znak krzyż. W takiej pozycji dosięgnęły go kule litewskich szaulisów.
Kilka dni później na plebanię kościoła Świętego Ducha przyniesiono portmonetkę, a w niej kartkę z napisem "Wiozą nas na Ponary - ks. Świrkowski". Wyrzucił ją w czasie drogi na stracenie, by dać znak. Wkrótce dostarczono przyjaciołom jego skrwawioną i przestrzeloną stułę, znalezioną w Ponarach.
Dziękuję ci, Mamo...
Helena Pasierbska w swych publicznych wystąpieniach najwięcej mówi jednak o zamordowanej wileńskiej młodzieży, o swoich rówieśnikach. Mówi tak, jakby czas się zatrzymał. Przywołuje z pamięci "filomatów" czasu wojny, absolwentów renomowanych wileńskich gimnazjów, znanych z patriotycznej edukacji młodzieży: im. Adama Mickiewicza, Króla Zygmunta Augusta, Braci Śniadeckich, Ojców Jezuitów i innych.
Janek Mackiewicz "Konrad" był poetą, przywódcą wileńskiej organizacji młodzieżowej Związek Wolnych Polaków. W pożegnalnym grypsie zapisał swą ostatnią strofę: "Trzy znam ja prawdy, oto one - Ojczyzna, Naród, Chrystus Król. Choć umęczone ciało skona, sam duch zwycięży poświst kul...".
Zbyszek Kuligowski był synem oficera Wojska Polskiego. Nie chciał być gorszy od ojca w służbie dla kraju. Może marzył o powojennym spotkaniu z nim, o tym, jak dumny będzie ojciec...
Józek Michałowski zaangażował się w działalność konspiracyjną, mimo iż posiadał już własną rodzinę - młodą żonę i córeczkę. Nie chciał, by jego najbliżsi żyli w okupowanym kraju.
Egon Żaba pochodził z rodziny uczestników powstań narodowych o wielopokoleniowej tradycji patriotycznej. Rozumiał to jako zobowiązanie. Pewnie znał słowa Mickiewicza: "Walka o wolność, gdy się raz zaczyna, z ojca krwią spada dziedzictwem na syna"...
Halina Kopciówna była córką znanego wileńskiego lekarza, dr. Witolda Kopcia. Piękna, pełna radości życia.
Czesław Mietkowski należał do najmłodszych konspiratorów, miał ledwie 17 lat. Był tak straszliwie bity podczas śledztwa na Łukiszkach, że wyjazd na miejsce kaźni przyjął z ulgą, o czym wiemy z zachowanej relacji.
Jurek Cebrowski "Cezar" był synem oficera przebywającego w oflagu. Tak jak Zbyszek Kuligowski chciał, by ojciec był z niego dumny po wojnie.
Osiemnastoletni Heniek Pilść był zdolnym uczniem. W zachowanym więziennym grypsie napisał: "Wiem, że jeśli spotka nas los tragiczny, to tylko dlatego, że byliśmy Polakami"...
Dziewiętnastoletni Józek Jaroszewicz także miał ojca w oflagu. Torturowany podczas śledztwa na Łukiszkach, napisał w grypsie: "Dziękuję ci, Mamo, że nauczyłaś mnie modlić się. Inaczej nie wytrzymałbym tego...".
Jego rówieśnik Tadeusz Chudyba również był synem uwięzionego oficera. Pod nieobecność ojca opiekował się matką i młodszą siostrą, jednocześnie wykonywał niebezpieczne zadania w konspiracji. Po egzekucji Tadeusza jego ojca przeniesiono karnie do innego obozu za "złe wychowanie syna"!
Jurek Szysz już jako 16-latek wyruszył we wrześniu 1939 r. do Warszawy, by bronić stolicy. Trafił do sowieckiego obozu, skąd wypuszczono go jako małoletniego. Niezniechęcony tymi doświadczeniami trafił do konspiracyjnego Związku Wolnych Polaków.
Jurek Wójcik miał dopiero 17 lat. Z grupą rówieśników zbierał i ukrywał broń porzuconą przez uciekających przed Niemcami żołnierzy sowieckich, by stała się orężem w przyszłej walce o Polskę.
Rodzina Ponarska
W Polsce działa stowarzyszenie Rodzina Ponarska, powołane na wzór Rodzin Katyńskich. Jej prezesem jest Helena Pasierbska, która tak wyjaśniła kiedyś pasję, z jaką dochodzi do prawdy o Ponarach: "Żyję myślami o tych, którzy umierali nad dołami ponarskimi. Wiele z tych osób znałam osobiście - przede wszystkim ludzi, tak jak ja wówczas, bardzo młodych. Nie mogę się pogodzić z myślą, że mogliby zostać kiedyś zapomniani. Aż się prosi, by zacytować w tym miejscu Adama Mickiewicza: 'zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie...'. Przecież te słowa też odnosiły się do młodzieży wileńskiej, tyle tylko, że z początków XIX wieku! Mam przed oczyma twarze, gesty, strzępy słów. Słyszę ciągle kazanie ks. Hlebowicza 3 maja 1940 r. i słyszę nasz wspólny śpiew: 'Ojczyznę wolną, racz nam wrócić, Panie...'. Tak bardzo chciałabym, by obecni młodzi Polacy poznali uczucia swoich rówieśników sprzed lat, by choć przez chwilę byli z nami. Przede wszystkim jednak chciałabym, by zbrodnia ponarska była postawiona w pełnym świetle prawdy".
By tak się stało, trzeba pani Helenie Pasierbskiej pomóc. Trzeba, by o Ponary pamiętał cały Naród, a nie tylko rodziny pomordowanych. Trzeba, byśmy wszyscy stali się duchowymi członkami tej Rodziny i jej rzecznikami w dążeniu do prawdy.
I inne miejsca...
Helena Pasierbska jest autorką dwóch znanych już zainteresowanym Czytelnikom monografii poświęconych zbrodni ponarskiej oraz więzieniu na Łukiszkach. Występowała też w Telewizji Trwam, w Radiu Maryja w audycji Rozmowy niedokończone, co miało ogromne znaczenie dla upowszechniania wśród Polaków prawdy o Ponarach. Obecnie wydała nową książkę "Ponary i inne miejsca męczeństwa Polaków z Wileńszczyzny w latach 1941-1944". Dotyczy ona nie tylko Ponar i nie tylko Wilna. Mowa tu także o więzieniu na Łukiszkach, o areszcie przy Ofiarnej, o prześladowaniu polskiego duchowieństwa, o obozach pracy w Proweniszkach i Rokiszkach, o zbrodniach popełnionych na Polakach w Święcianach i Łyntupach, o głośnej sprawie wymordowania przez litewskich policjantów 30 mieszkańców polskiej wsi Glinciszki, o przesiedlaniu polskich rodzin i pozbawianiu ich gospodarstw rolnych.
12 maja o godz. 17.00 Biuro Edukacji Publicznej gdańskiego IPN (Gdańsk Oliwa, ul. Polanki 124b) organizuje promocję tej książki. Będzie okazja do wysłuchania wykładu autorki i zabrania głosu w dyskusji. Wstęp wolny.
Piotr Szubarczyk
Za: http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=370