Gdy się buduje bezpieczeństwo narodowe na bardzo wątłych podstawach to można popełnić błąd który potomność uzna za niewybaczalny. Prezydent Polski tak właśnie buduje nasze bezpieczeństwo. Buduje je na konflikcie z Rosją i niechęci wobec Niemców – czyli na waśniach z naszymi najsilniejszymi sąsiadami. Czym innym jest dbanie o własny interes narodowy nawet wbrew sąsiadom a czym innym – prowokowanie konfliktów.
Gdy wojska gruzińskie zaczęły wojnę z Rosją Lech Kaczyński kategorycznie opowiedział się po stronie Gruzji. Przy okazji zapewnił, że chce walczyć i wypomniał Rosjanom „twarz, którą znamy od stuleci”. Na konflikcie dyplomatycznym (bo na militarny nas nie stać a i w gospodarczym odnieślibyśmy porażkę) próbował zbudować wokół Polski wianuszek krajów sprzymierzonych. Zdecydowanie po stronie Kaczyńskiego opowiedziały się istne europejskie potęgi – Litwa, Łotwa i Estonia.
W tym czasie jedynie Stany Zjednoczone zdecydowanie potępiły Moskwę, choć w znacznie łagodniejszy sposób niż uczynił to Prezydent Rzeczypospolitej. Stany Zjednoczone są krajem najsilniejszym na świecie i znajdującym się daleko od Rosji, więc Prezydent Busch na odchodnym mógł sobie na to pozwolić. Zresztą Prezydent ten pozwala sobie na bardzo wiele i jest raczej „ulubieńcem” satyryków zza oceanu. Polityka Lecha Kaczyskiego miałaby cień szansy na powodzenie gdyby kraje zachodnie w większości opowiedziały się po stronie Gruzji i gdyby Ukraina dołączyła do nas jako sojusznik.
Zanim wybuchła wojna było wiadomo, że na Ukrainie sytuacja polityczna jest niestabilna. Jako Głowa Państwa Lech Kaczyński musiał wziąć to pod uwagę. Dziś widać fiasko polityki brata Jarosława. Na Ukrainie rozpadła się prozachodnia koalicja i tylko jeszcze Prezydent jest prozachodni. Z tym, że parlament w którym większość ma prorosyjska koalicja chce zmniejszyć kompetencje Prezydenta. Stąd jako pewni sojusznicy pozostały nam byłe republiki bałtyckie które w sumie nie stanowią żadnej realnej siły. Na dodatek kraje zachodnie są w kwestii gruzińskiej podzielone. Wszyscy się, co prawda zgadzają, że należy zachować integralność terytorialną tego kraju, lecz Moskwy drażnić nie mają zamiaru.
Na dodatek, jak ujawnia Der Spiegel, eksperci NATO mają już pewność, że to Gruzja rozpoczęła wojnę. Dalsze poparcie NATO dla Gruzji stoi pod wielkim znakiem zapytania. Na konflikcie kaukaskim „zarobił” nawet Prezydent Białorusi - Aleksander Łukaszenko. Nie śpieszył się z poparciem którejkolwiek ze stron i nie mieszał się w tą sprawę, o wykrzykiwaniu o „imperialnej twarzy Rosji” nawet mowy nie było. W efekcie zachód zaczyna znosić sankcje nakładana na Białoruś a Łukaszenko traktowany jest jako pełnoprawny gracz polityki międzynarodowej. Widać więc, że na tej sprawie można było zyskać.
Trzeba było mieć przynajmniej minimum rozwagi i logiki. W przyszłym roku kończą nam się kontrakty z Rosją na dostawy gazu. Czy przyjdzie nam gotować obiady nad płomieniami zapalniczek? Zobaczymy. Na pewno negocjacje w sprawie nowych kontraktów będą dużo trudniejsze. Oczywiście winnego nie będzie.
Krzysztof Kocur