Sytuacja geopolityczna panująca u każdego sąsiada danego państwa, jest – z punktu widzenia interesu danego państwa – zawsze istotna. Równie istotne jest podejście do spraw związanych z historią, bo to one determinują zachowania zwykłych ludzi. W oparciu o powyższe wydawać by się mogło, iż wiele z tego, co dzieje się obecnie na Ukrainie, powinno niepokoić tak rządzących jak i przeciętnego Polaka. Niestety – nie niepokoi to, co powinno nawet budzić grozę, angażuje natomiast to, co nie zawsze jest zbieżne z interesami Państwa Polskiego.
Ukraina, pogrąża się w chaosie, chyląc się jednocześnie ku upadkowi. Dodać do tego należy, iż jest totalnym bankrutem, bo jak skomentować sytuację w której pracownicy naukowi jednego z instytutów Ukraińskiej Akademii Nauk, zarabiając 2800 hr miesięcznie (ok. 460 zł), zmuszeni zostali przez przełożonych, aby złożyć się po 1000 hrn (ok. 166 zł), w celu uiszczenia opłaty z tytułu zakontraktowanego już wydruku kolejnego numeru ich czasopisma naukowego? Nie wspominam już w ogóle, że jest to numer zaległy jeszcze z 2015 roku, a do tego część z wymienionych pracowników powinna dostać dodatkowe wynagrodzenie z tytułu prac wykonanych poza zakresem swoich obowiązków służbowych. Władze ukraińskie nie zdają się żadnego problemu nie widzieć, wobec czego nie próbują nawet choćby częściowo rewidować prowadzonej przez siebie polityki zagranicznej, wewnętrznej czy też historycznej, która choć powinna należeć do niezależnych historyków, stała się jedną z domen działalności polityków.
W warunkach ukraińskich szafowanie kartą historyczną wydaje się być jedynym sposobem do utrzymania się obecnie rządzących u steru państwa. Poirytowanie czy nawet klasyczna agresja zwykłych obywateli ze względu na ich niedolę, jest dzięki temu przekierowywana na osoby czy nawet narody bądź kraje trzecie. Taka sytuacja powoduje, że władze centralne z Kijowa oraz obwodowe wielu miast zachodniej Ukrainy celowo rozniecają nastroje nacjonalistyczne, które stanowią parasol ochronny dla ich działań. Działania te z kolei skupiają się na jednym – ukraść ile się da i gdzie się da. Choć zastanowić się można, czy jest tam jeszcze kogo okraść? Przeciętny obywatel w wieku produkcyjnym zarabia miesięcznie średnio 1500-2000 hrn (250-330 zł). Sytuacja emerytów i rencistów jest wprost katastrofalna, bo ci miesięcznie otrzymują ok. 500-1000 hrn (80-160 zł). Do tego dodać należy, iż już dziś państwo ma olbrzymie zaległości w wypłatach powyższych należności, bowiem wiele osób otrzymuje wypłaty raty bądź co gorsza oczekuje na nie po kilka miesięcy.
Powyższa sytuacja prędzej czy później musi doprowadzić do otwartego konfliktu zwykłych ludzi z władzą. Należy mieć jednak świadomość, że gdy do owej konfrontacji dojdzie, to nie będzie to opłacany przez kapitał zachodni kolejny Majdan, ale prawdziwa, krwawa i niczym nieograniczona rewolucja – taka sama, jak ta francuska czy bolszewicka. I to wówczas dopiero śmierć zbierze olbrzymie żniwo. Zalążek tej rewolucji obserwujemy już dziś, choć wmawia się nam wszystkim, że mamy do czynienia ze klasyczną wojną ukraińsko-rosyjską. Samym mieszkańcom zachodniej Ukrainy również wmawia się, że to wyłącznie agresor wkroczył na obszar ich kraju i niezbędna jest walka i poświecenie wszystkich obywateli do ostatniej kropli krwi w celu ratowania ojczyzny. Szkoda. że nikt nie dodał, iż większość obywateli zamieszkujących wschodnie regiony Ukrainy już dawno przestała być zainteresowana życiem w państwie na wskroś skorumpowanym, w którym nikt się z nimi nie liczy! O tak drobnym fakcie jak ten, że większość z obecnie rządzących ma minimum 2 obywatelstwa i w razie realnego zagrożenia kraju pierwsi stamtąd uciekną, już nawet nie wspominam.
Podział Ukrainy na zachodnią i wschodnią istniał od zawsze – widać go było w polityce, mentalności, priorytetach oraz, a może przede wszystkim, podejściu do szeregu faktów historycznych. Taka sytuacja musiała kiedyś doprowadzić do obecnego konfliktu, który w rzeczywistości jest niczym innym, jak głównie wojną ukraińsko-ukraińska – wojną gloryfikatorów zbrodniarzy (których o dziwo poparł Zachód), przeciw ludziom, którzy ośmielili się powiedzieć, że nie chcą żyć w kraju, w którym mordercy staną się nowymi wzorami do naśladowania (których o ironio poparła Rosja).
Dziś rozpad tytułowej „walizki” jest już niemal pewien, i nie chodzi tu o to, czy jakieś ziemie należące do państwa ukraińskiego zabiorą Rosjanie, względnie czy powstaną tam jakieś republiki. Rzecz w tym, że to przede wszystkim sama ludność tych ziem, nie chce już obecnie mieszkać ani w granicach Ukrainy ani być obywatelami Ukrainy. Rak, który zżera Ukrainę nosi miano nacjonalizmu opartego na zasadach nazizmu i faszyzmu.
Czy istnieje możliwość zapobieżenia całkowitej katastrofy Ukrainy? Wydaje się, że tak. Do tego jednak potrzebna jest pełna i całkowita odnowa moralna w tym kraju. W tym kontekście z pewnością nie może być mowy o sytuacji, w której przynajmniej część Ukraińców gloryfikować będzie jednych z największych w dziejach ludzkości morderców zaprzeczając zbrodniom, jakich dopuścili się ich przodkowie, oczekując równolegle pomocy od potomków ofiar tych zbrodni. Niezbędna jest także zmiana postsowieckiej mentalności i nawyków, które wpasowano z powodzeniem z ustroju komunistycznego, do obecnego – podobno demokratycznego.
Ukraina i Ukraińcy muszą także zrozumieć, że jako tytułowa „rozpadająca się walizka bez uchwytu”, mogą zostać w końcu pozostawieni samymi sobie. Już dziś Świat ma większe zmartwienia niż to, co się dzieje na Ukrainie a gloryfikacja nazizmu połączona z czczeniem zbrodniarzy wojennych z pewnością w perspektywie czasu państwu ukraińskiemu nie pomogą. Chłodniejsze i mniej emocjonalne podejście państw zachodnich do Ukrainy jest zresztą od pewnego czasu coraz bardziej widoczne. Jednym z wyjątków w tej materii jest Polska, choć pytaniem otwartym jest, czy Ukraina i Ukraińcy swoim zachowaniem i podejściem do Państwa Polskiego i Polaków, na tak daleko idące wsparcie w ogóle zasługują. To jednak wynika z naszego niezrozumienia spraw ukraińskich tak w sensie politycznym jak i ludzkim, co jest pokłosiem tego, co szumnie określa się u nas od przeszło 25 lat mianem „polskiej polityki wschodniej”. Owa „polityka” jest bowiem w rzeczywistości wyłącznie zbiorem dobrych życzeń i efektem brania góry przez antyrosyjskość, nad chłodną kalkulacją polityczną. To one przecież legły u podstaw przewrotnej doktryny giedroyciowskiej, nakazującej Polsce popieranie państw leżących za jej wschodnią granicą we wszystkich kwestiach i za wszelką cenę. Idąca w parzę z tą doktryną poprawność polityczna spowodowała, że od lat o Ukrainie mówi się oficjalnie tak, jak niegdyś o Leninie – albo dobrze, albo w ogóle. Powyższe czynniki z kolei powodują, że czasem chyba nieco nadgorliwie i niepotrzebnie wyrywamy się przed szereg, aby próbować nieść tytułową walizkę, zamiast poczekać, co uczynią inni. Pewnym jest jedno – jeśli jednak z jakichś względów, to my mielibyśmy ostatecznie nieść tę rozpadającą się walizkę do końca, tak mimo braku uchwytu, jak i próbując co chwila łatać nowo powstałe dziury, to niech chociaż będą to względy wynikające z naszych własnych interesów politycznych, a nie tylko próbą charytatywnego uprawiania sztuki – dla sztuki…Adamos1939
Od Admina blogosfery:
Dziękuję za ten wpis – przedstawia wiele ważnych aspektów, które celowo są pomijane w wątku polityki wschodniej – stosunków polsko-ukraińsko-rosyjskich.
Jako ilustracja do materiału dołączam:
Pomnik Bandery we Lwowie (teraz wygląda jeszcze bardziej okazale):
(foto: Piotr Szelągowski 2009r)