Wsparli ludzi spod znaku PiS, bo byli alternatywą dla antypolskiej hołoty pustoszącej kraj. Dali im pełną władzę. Co dostali w zamian? Nawoływanie do zgody z tymi, dla których wyklęci byli bandytami i antysemitami; wyciąganie ręki zgody do hołoty; próby budowania „III RP z ludzką twarzą”, czyli czegoś na kształt Frontu Jedności Narodu, pod hasłem „socjalizm tak, wypaczenia nie”. Polska i Polacy w nowej wiośnie ludów nie uczestniczą. Nad Wisłą kontrrewolucja została spacyfikowana. PiS nie ma żadnej oferty dla „radykałów”.To już koniec. Gorączka populizmu zawładnęła Ameryką. Wybór ksenofobicznego nacjonalisty Trumpa to niepokojąca wiadomość dla całego demokratycznego świata” - Elity są przerażone, nie tylko dlatego, że nie przywykły do przegrywania. Nie mogą zrozumieć, dlaczego populacja nie głosowała na kandydata, którego wskazali. Zastanawiająca i wymowna była konsternacja prawicowych mediów i ekspertów w Polsce. Clintonowa, ucieleśnienie skorumpowanej elity, za którą ciągnął się smród lewactwa i bolszewizmu kulturowego, która ostatnie lata spędziła na ordynarnym bieganiu po bankach na Wall Street i kasowaniu 250 tysięcy dolarów za półgodzinne wystąpienie, cieszyła się ich niezmienną sympatią.
Chociaż dla najmniej nawet rozgarniętego polityka rzeczą oczywistą było, że dla Polski lepszym prezydentem będzie ktokolwiek, byleby nie od lat skrajnie zaangażowana w popieranie żydowskich roszczeń Hillary, dla naszej prawicy (oczywiście tej laickiej) była bardziej godna zaufania niż Trump. Nawiasem mówiąc, Prezes za jedyny pozytywny aspekt zwycięstwa Trumpa uznał: „skończą się naciski ws. Trybunału Konstytucyjnego”. O takiej drobnostce jak naciski Clinton ws. 65 miliardów dolarów za mienie pożydowskie, nawet się nie zająknął. Wicepremier Morawiecki porównał Trumpa do dżumy i cholery, a pomagier z jego gabinetu politycznego współczuł prezydentowi Dudzie, że będzie musiał ściskać Trumpowi rękę. Dla Szczerby (i jego towarzyszy partyjnych wyglądających wówczas odsieczy Clinton zza oceanu) „miejsce Trumpa jest na śmietniku”. Jedynym, który zadziałał w dobrym interesie Polski był Kukiz - wysłał list gratulacyjny, który administracja Trumpa z pewnością zauważyła. Dlaczego upodobali sobie Clinton?
Musieli wiązać z jej prezydenturą jakieś interesy. Clintonowa gwarantowała status quo. A Trump? Zapowiedź prawdziwego trzęsienia ziemi. Czuli, że gdyby Trumpowi udała się konserwatywna kontrrewolucja, to stracą nie tylko władzę, ale i rację bytu. Ruch, który wyniósł Trumpa do władzy był rewoltą, przeciwko elitom, sitwie bankiersko-lichwiarskiej oraz wszechwładzy mediów z „New York Times” na czele. Był buntem przeciwko kulturowemu bolszewizmowi i tyranii politycznej poprawności. Także w Europie wrze, szykuje się antysystemowa kontrrewolucja, narody zrywają się elitom z łańcucha, a elity już wkrótce będą miały „problemy wyborcze”. Trump i jego diagnoza Ameryki to wielki znak czasów, to nie tylko zapowiedź końca dominacji lewackiego Waszyngtonu, ale i lewackich sojuszników Europy w Białym Domu.
No i stało się, człowiek spoza układu ograł układ. Na nic nie zdały się sondaże, media, 2 miliardy dolarów. Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy mówiono o szansach Trumpa na zwycięstwo, parskali śmiechem. Dziś ostał się im jeno skowyt i lizanie ran. I należy mieć nadzieję, że Trump wytrwa, że zrealizuje wszystkie zapowiedzi, że nie da się wmanewrować w sytuację, w której będzie musiał zwrócić się o pomoc do swych wrogów. Okrzyki grozy słychać także w Polsce. Nasza elita udaje, że się cieszy, chociaż drży ze strachu. Stawiali na Clinton. Gdy zwyciężył Trump mówili, że to amerykańska „dobra zmiana”, i że Kaczyński (oraz kluby „Gazety Polskiej”) to inspirator tej zmiany. Zbłaźnił się Ryszard Czarnecki mówiąc, że antyestablishmentowy wybór Amerykanów wpisuje się w wybór PiS przez Polaków. Wypowiedź prezesa PiS na antenie Radia Katowice, że „my też jesteśmy formacją, która ma bardzo krytyczny stosunek do establishmentu, i polskiego, i europejskiego” - zostawiamy ocenie czytelników. Zwycięstwo Trumpa to dobra wiadomość dla Polski. Najbardziej cieszy, że głośno powiedział - „własny kraj przede wszystkim”, i że „dla prezydenta najważniejszy powinien być interes własnego narodu”. Rysuje się dobra koniunktura dla wprowadzenia gruntownych zmian w odziedziczonym po PRL-bis systemie. Czy jednak nasze elity będą chciały z tej koniunktury skorzystać? Czy hasło zwycięskiej kampanii Trumpa „osuszyć waszyngtońskie bagno” zachęci je do osuszenia bagna warszawskiego?
Z Trumpem, czy z nowojorskim Żydem?
America First to od końca stycznia nowy paradygmat polityki zagranicznej, początek ery wielkich zmian, w której obowiązywać będą nowe reguły gry. I jest rzeczą zdumiewającą, że rząd nie myśli, jak tym zmianom wyjść naprzeciw. A jest o czym myśleć. Trump wykaże bankructwo bezrozumnej polityki wobec Ukrainy, sprowadzenia geopolityki do ukraińskiego grajdołka. Wykaże, że stosunki z Ameryką muszą być stosunkami z prezydentem USA, a nie z nowojorskimi Żydami. Świat trzeszczy w posadach; Judajczykowie zachodzą nas od tyłu; nasila się zmowa przeciw Polsce kolaborujących z Niemcami i napędzanych srebrnikami Sorosa środowisk żydowskich w kraju i za granicą; wrogowie świętują rocznicę 500 lat Reformacji, 300 lat masonerii i 100 lat rewolucji bolszewickiej, a „nasze elity” zajmują się... Szczerbą i pogromcami budek z kebabem.
Polacy mieli dość rządów pasożytniczej sitwy, pedagogiki wstydu, przepraszania za antysemityzm „wyssany z mlekiem matki”. Głosowali na PiS, bo wydawało im się, że głosują na rząd, który wstanie z kolan, który sprawi godny pochówek żołnierzom wyklętym. Wsparli ludzi spod znaku PiS, bo byli alternatywą dla antypolskiej hołoty pustoszącej kraj. Dali im pełną władzę. Co dostali w zamian? Nawoływanie do zgody z tymi, dla których wyklęci byli bandytami i antysemitami; wyciąganie ręki zgody do hołoty; próby budowania „III RP z ludzką twarzą”, czyli czegoś na kształt Frontu Jedności Narodu, pod hasłem „socjalizm tak, wypaczenia nie”. Polska i Polacy w nowej wiośnie ludów nie uczestniczą. Nad Wisłą kontrrewolucja została spacyfikowana. PiS nie ma żadnej oferty dla „radykałów”. Dla PiS autorzy projektu ustawy o ochronie życia to niebezpieczni prowokatorzy, a ci, który jesienią 2014 protestowali wobec fałszerstw w wyborach samorządowych, a w maju 2015 poparli Kukiza to politycznie nieodpowiedzialny element antysystemowy, przed którym trzeba „ten kraj” bronić.
Dobra zmiana nie taka straszna
Amerykanom można tylko pozazdrościć prezydenta, jego odwagi i determinacji, że pracuje 24 godziny na dobę, i że wywiązuje się z obietnic wyborczych. Miał być mur, więc będzie. Miał odebrać aborcjonistom pieniądze, więc odebrał. PiS ma pełnię władzy, poważna opozycja nie istnieje, Prezes osiem lat był w opozycji i miał osiem lat, by przygotować się do rządzenia i rozbrajania szatańskich pułapek zastawionych przez PO, a ciągle raczy nas cymesami - „żeby realnie zmienić państwo, musimy rządzić co najmniej dwie kadencje”. Lista zaniechań PiS w sprawach, które do niedawna niosło na sztandarach, wydłuża się: nie rozliczono rządów PO i Komorowskiego (poza kradzieżą sokowirówki); w ministerstwach i spółkach skarbu państwa od dwóch, a nawet trzech pokoleń pasożytują resortowe dynastie i złodzieje, którzy wyprzedali za bezcen polski majątek; inscenizowane są propagandowe spektakle dla gawiedzi, w których tropi się trzeciorzędne afery. Doszło do sytuacji niewyobrażalnej - Sławomir Nowak, wskazywany przez PiS jako symbol korupcji i nepotyzmu, buduje na Ukrainie drogi za pieniądze od PiS. Na 2,5 roku więzienia skazano inicjatora nagrań kelnerów, które - przypomnijmy - pokazały gangsterskie oblicze państwa rządzonego przez PO, i pomogły PiS wygrać wybory. Państwo, zamiast wydać drukiem pełną treść nagrań, i to w dużym nakładzie, autora nagrań ukarało. A kto z nagranych siedzi w więzieniu? „Dobra zmiana” jest szczególnie dobra dla beneficjentów poprzedniego reżimu. Dla przykładu - Eugeniusz Smolar, prezes Fundacji Batorego (z rodu od trzeciego już pokolenie zaangażowanego w upiorny antypolski sabat) na oczach wszystkich tajnych służb jawnie rozdziela jurgielt. Dzieli między antyrządowe stowarzyszenia 150 milionów pochodzących z tzw. funduszu norweskiego, to jest ze środków pomocowych dla Polski. Nadmieńmy, że fundusz ten służyć miał, z założenia, rozwojowi gospodarki Polski. Przy pomocy mało wyrafinowanej inżynierii finansowej szczodrze korzysta też z pieniędzy Rządu Rzeczypospolitej. Jest dotowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej, która sama finansowana jest w 100 procentach przez MSZ.
Pucz bez puczystów
W PiS i w rządzie panuje nastrój euforii, narracja o wielkiej wiktorii w stłumieniu puczu. Posłowie (i obsługujący ich żurnaliści) pasjonują się heroicznymi potyczkami Kuchcińskiego ze Szczerbą i równie bohaterskimi zmaganiami prezesa ze sprzysiężeniem przeciwko „dobrej zmianie”. Drobiazgowo analizują epokowe, genialne i surowe riposty rządu wobec „antyrządowego zamachu”. Prezes Kaczyński sytuację określił mianem puczu, ale nie postawił policji żadnego zadania. Bo jeśli był pucz, to byli puczyści, a jeśli są puczyści to jest paragraf Kodeksu Karnego. Złożył za to głównemu puczyście (jakby przepraszając, że rok temu odebrał mu władzę) propozycję objęcia coś na kształt stanowiska wicepremiera i namaścił na szefa opozycji. Zwolennicy PiS przecierali oczy ze zdumienia - po publicznej deklaracji o „nielegalnej próbie przejęcia władzy”, szef MSW nie przystąpił do wyłapywania puczystów, ale wyciągnął do nich rękę i „apelował o spokój”. Zaś jego tajne służby zabrały się nie za nadymanych arogancją i poczuciem bezkarności puczystów, lecz za pogromców budek z kebabem, malkontentów od Kukiza i „gazety warszawskie”.
Mezalians z puczystami
Kończąc publicystyczną „przygodę” z „Warszawską Gazetą”, nie mogę odmówić sobie kilku refleksji. Zwycięstwo PiS dawało nadzieję na długo oczekiwane zmiany. Wiele zmian jest dobrych, ale nie można zapomnieć o dyletanctwie Waszczykowskiego i tchórzostwie Glińskiego, o tym że w podstawie programowej nauczania w szkołach nie ma słowa o Romanie Dmowskim, o blokadzie kolportażu naszych gazet, i że to nie ruscy hakerzy szperają w naszych serwerach. Polacy dali władzę ludziom spod znaku PiS, bo uwierzyli, że zbudują państwo z prawdziwego zdarzenia, stworzą dyplomację godną dużego kraju, poprowadzą suwerenną politykę zagraniczną. W zamian dostali działania na granicy zdrady stanu, ministra i cudzoziemskiego wiceministra o dziurawym życiorysie, i jasny sygnał - Polska nie prowadzi samodzielnej polityki zagranicznej. Dla nich PiS nie walczy z Układem, ale się z nim układa, a swych zwolenników obdarza propagandowym bełkotem i spektaklem dla gawiedzi z Trybunałem Konstytucyjnym w tle oraz cyrkową maskaradą ze Szczerbą w tytule. Dla nich dziwnie wygląda partia, która, tak jak Kuchciński przed Szczerbą, ucieka przed Marszem Niepodległości do Krakowa. Oni z utęsknieniem wyglądają „polskiego Trumpa”, bo wyłania się nowy świat, do którego nasze elity nie pasują, i do którego się nie nadają. Polska wymaga radykalnych zmian niemal w każdej dziedzinie, ieśli rządzący chcą ją zmienić, muszą zrobić w Warszawie to co Trump w Waszyngtonie. Muszą dokonać wyboru, kierując się tylko słowami – Polska przede wszystkim.
Krzysztof Baliński
(Artykuł ukazał się w „Warszawskiej Gazecie” 17 lutego 2017 r.)