Nie ma takiego okrucieństwa, ani takiej niesprawiedliwości, jakiej nie dopuściłby się nawet łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy – zauważył Aleksander de Tocqueville. A ponieważ rządowi pani premier Beaty Szydło pieniędzy brakuje, między innymi w związku z uruchomieniem i zamierzoną rozbudową programów rozdawniczych, które mają przynieść PiS-owi wyborcze zwycięstwo, to na naszych oczach zaczynają wyłaniać się groźne kontury odwrotnej strony medalu tej rządowej szczodrobliwości. Na tę zależność zwrócił uwagę Mikołaj Machiavelli pisząc, że nie ma rzeczy, która by w większym stopniu siebie sama pożerała, jak właśnie hojność. Uprawiając hojność sam niweczysz jej źródła i albo popadając w nędze stajesz się obiektem pogardy, albo uciekając się do zdzierstwa, stajesz się przedmiotem nienawiści. Rząd Prawa i Sprawiedliwości najwyraźniej obrał tę drugą drogę, więc tylko patrzeć, jak stanie się znienawidzony jeszcze bardziej, niż dotychczas.
Oto od 1 marca wchodzi w życie legislacja, zgodnie z którą, rozbudowywane fiskalne gestapo będzie mogło wchodzić bez uprzedzenia do domów podatników w nadziei przyłapania ich na jakimś gorącym uczynku. Nad tą regulacją unosi się fatalistyczne, ruskie przeświadczenie, że „nikt nie jest bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara”, więc jak się go dobrze przyciśnie, zwłaszcza o trzeciej nad ranem, to na pewno się do jakiegoś grzechu przyzna, no a wtedy możemy go wyszlamować do cna i w ten sposób zmniejszyć finansowe deficyty. Jakby tego było mało, Sejm właśnie uchwalił ustawę, nie tylko dopuszczającą konfiskatę przedsiębiorstw w przypadku przestępstw w których przedsiębiorstwo było tak zwanym instrumentum sceleris, czyli narzędziem zbrodni, ale również zasadę, by to właściciel przedsiębiorstwa musiał dowodzić swojej niewinności. Szkoda, ze resztki przyzwoitości nie pozwoliły autorom ustawy na umieszczenie w niej zapisu, że skonfiskowane przedsiębiorstwa mogą być przyznawane w trybie bezprzetargowym osobom wskazanym przez wojewodów. Ale i bez ustawy może wytworzyć się taka świecka tradycja, a skoro może, to na pewno się wytworzy.
Rząd oczywiście uzasadnia tę regulację koniecznością walki z przestępczością gospodarczą oraz tak zwanym „uszczelnianiem” systemu podatkowego. Ale z przestępczością gospodarczą, podobnie jak z korupcją, można walczyć na dwa sposoby; albo przez likwidowanie okazji do korupcji lub przestępstwa, albo – w sposób drugi – przez nasilanie represyjności systemu prawnego i rozbudowywanie aparatu terroru. Oto przykłady: obrót paliwami płynnymi uchodzi za intratny i jest koncesjonowany. Koncesja w tych warunkach jest rodzajem prezentu milionowej wartości, który urzędnik daruje jakiemuś wybrańcowi losu. Ponieważ urzędnik, bez względu na to, czy ten prezent przekaże temu, czy tamtemu, pensję ma cały czas taka samą, to nic dziwnego, że od obdarowanego takim wartościowym prezydentem oczekuje jakiegoś rewanżu. I tak rozrasta się korupcja. Gdyby zlikwidować koncesje na obrót paliwami, nie byłoby powodu, by wręczać łapówki, a poza tym – nie byłoby komu wręczać, bo nie byłoby urzędów przyznających koncesje. Tymczasem PiS wolał utworzyć Centralne Biuro Antykorupcyjne, którego agenci podglądają, podsłuchują i prowokują obywateli pod pretekstem walki z korupcją. Ale już na pierwszy rzut oka widać nieusuwalną sprzeczność interesu społecznego z interesem CBA. W interesie społecznym leży, by korupcja jak najszybciej zniknęła z życia publicznego.
Biuro ma interes inny; zostało powołane, by z korupcją „walczyć” i będzie istniało dopóty, dopóki korupcja będzie. Zatem w jego interesie jest wprawdzie „walka z korupcją”, ale ostrożna, to znaczy taka, by korupcji nie stała się żadna krzywda. Podobnie z przestępczością gospodarczą. Jak wiadomo, głównym czynnikiem kryminogennym jest ustawa. Nie tylko dlatego, że nullum crimen sine lege, co się wykłada, że nie ma przestępstwa bez ustawy, ale również, a może przede wszystkim dlatego, że niektóre regulacje prawne nie tylko sprzyjają, ale wprost zachęcają obywateli do ich omijania, czy łamania, czyli – do popełnienia przestępstw. Na przykład w czasach stalinowskich przestępstwem było samo posiadanie złota, czy obcych walut i kiedy UB dowiedział się, że ktoś coś takiego ma, to dopóty go bił, aż tamten przyznał się, gdzie schował. Potem albo był mordowany, bo po co zostawiać przy życiu świadka, albo wypuszczany, bo po takiej lekcji odechciewało mu się posiadania czegokolwiek. Później posiadanie złota czy walut przestępstwem być przestało i okazało się że w niebie nie zrobiła się od tego żadna dziura.
Ale nasi Umiłowani Przywódcy dlaczegoś wolą najpierw komplikować system prawny aż do granic paranoi, a potem ścigać „przestępstwa”, które w tych warunkach muszą mnożyć się jak króliki, bo ludzie w poczuciu odpowiedzialności za swoje rodziny, za swoje przedsiębiorstwa, a nawet – za gospodarkę narodową – z dużym ryzykiem osobistym omijają idiotyczne prawa. Na tym właśnie polega „szara strefa”, której nasi Umiłowani Przywódcy tak nienawidzą. Bo „szara strefa” nie polega na okradaniu bliźniego swego, tylko – na omijaniu idiotycznych praw, których najczęstszym celem jest stworzenie żerowiska dla rozmaitych politycznych, czy biurokratycznych darmozjadów. Teraz polityczni pełnomocnicy i rzecznicy darmozjadów (bo pan prezes Jarosław Kaczyński jest – podobnie zresztą, jak pan Schetyna – zakładnikiem swego zaplecza politycznego i niech no tylko przestanie je karmić, to natychmiast zostanie zdradzony i pozbawiony armii. Bywał zdradzany nawet gdy karmił, a cóż dopiero, gdyby przestał?) wysilają całą pomysłowość na wymyślanie i prezentowanie opinii publicznej patetycznych pretekstów do podporządkowania wszystkich i całego życia publicznego swojej samowoli.
Pycha podpowiada im, że to jest sposób na zapewnienie sobie trwałej przewagi. Ale pycha to tylko inna, elegancka nazwa głupoty. Stanisław Lem w opowiadaniu o królu Globaresie i mędrcach pisze, jak to król wezwał trzech największych mędrców i rozkazał im, by każdy z nich opowiedział mu historię, w której obraza majestatu sąsiadowałaby z pochlebstwem. Jeśli opowieść króla nie zadowoli, mędrcowi utną głowę. Przerażeni mędrcy komponowali na poczekaniu jakieś historie, ale najpierw jednego, a potem drugiego król kazał ściąć. Trzeci długo się namyślał i kiedy zniecierpliwiony Globares przynaglał go do rozpoczęcia opowieści, zaczął od skrytykowania króla, że gwoli zadośćuczynienia swojemu kaprysowi, gotów zlikwidować mądrość w państwie.
Król go ostrzegł, że na razie zbliżył się do granicy obrazy majestatu, a nigdzie nie widać pochlebstwa. Jak mędrzec z tego wybrnął i w jaki sposób nie tylko zadowolił króla, ale nawet wprawił go w stan zadumy – o tym warto przeczytać u Lema. Przypomniałem to opowiadanie, by pokazać, jak różne poczynania mogą prowadzić do skutków niezamierzonych. Oto rząd nie znający granic swojej chciwości może doprowadzić do całkowitego wyplenienia przedsiębiorczości w naszym i tak już przecież nieszczęśliwym kraju. Kapitał zachowuje się podobnie jak człowiek. Stamtąd, gdzie go biją – ucieka i ucieka tam, gdzie go karesują. Bardzo zatem możliwe, że regulacja, jaka właśnie uchwalił Sejm będzie dodatkowym impulsem dla wszystkich energicznych i przedsiębiorczych obywateli, by z naszego nieszczęśliwego kraju wyjechać tam, gdzie Umiłowani Przywódcy są przynajmniej trochę mądrzejsi – chociaż na tyle, by wiedzieć, ze zanim się zacznie kogoś okradać, to najpierw trzeba dać mu szansę, by się dorobił.
Stanisław Michalkiewicz
Komentarz • tygodnik „Najwyższy Czas!” • 8 marca 2017
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3881