Izrael to „strategiczny sojusznik” i „bliski przyjaciel”, a stosunki z nim, pomimo nieporozumień „znakomite i cywilizacyjnie bliskie”. Tymczasem sojusznik kuma się z Putinem i państwo, w którego interesie leży słaba Polska. To twór marksistowski (z domieszką narodowego socjalizmu), stworzony przez przybyłych z ZSRR animatorów rewolucji bolszewickiej, a pochodną owych bolszewików jest także dzisiejsza pozycja lobby żydowskie w Ameryce. Mówiąc o Rosji, warto uwzględnić i ten aspekt rzeczywistości. Warto też uświadomić sobie, że doskonałe relacje izraelsko-rosyjskie są zagrożeniem dla Polski, że w sporze z polską narracją historyczną Izrael stał się sojusznikiem Rosji, że „bliscy przyjaciele” mają swoje wspólne gierki z Putinem, i że w walce z „polskimi faszystami” współdziałają z żydokomuną w Polsce. Wszystko to przekłada się na bardzo skuteczną współpracę rosyjsko-izraelską w sferze bezpieczeństwa. Elementem tych gierek jest półtora miliona sowieckich Żydów żyjących w Izraelu, w tym kilkadziesiąt tysięcy zatrudnionych w izraelskich resortach siłowych. I tu ciekawostka – nie byle kto, bo izraelski noblista Amos Oz, w wywiadzie dla „Wprost” ujawnił, że Izrael stał się schronieniem dla co najmniej 20 tysięcy byłych oficerów KGB. Sowieccy Żydzi działają też w dyplomacji. Dziadek b. ambasador Izraela w Polsce, Michał Edelstein był członkiem WKP(b) i sekretarzem Komitetu Dzielnicowego partii w Moskwie, a do Izraela wyemigrował z rodziną w 1972 r. Także nowy wysłannik Izraela, Jakow Liwne to czystej krwi Sowiet. Ten urodzony w Moskwie syn oficera Armii Czerwonej deklarował niedawno: „Izrael i Rosja mamy głęboko wspólne rozumienie II wojny światowej”, dzieląc tym samym narrację Moskwy (i najbardziej wrogich Polsce środowisk żydowskich) o tym, że Polska była sojusznikiem Hitlera. Po kompromitacji z włamaniem na konto ministra Dworczyka, rząd zastosował ulubioną propagandową zagrywkę - przedstawił siebie jako ofiarę ruskich hakerów, a opinię publiczną domagającą się wyjaśnień oskarżył o udział w idącej z Moskwy akcji dezinformacyjnej. Przy okazji pojawiła się informacja - służby Izraela ostrzegały przed atakami ruskich hakerów. „Ostrzegały” zatem służby ściśle współpracujące ze służbami rosyjskimi, które jakoby atak przeprowadziły? I chyba mamy prawo zadać pytanie: Jak bezpieczna jest Polska w rękach takiego sojusznika, i czy to nie Izrael stanowi większe zagrożenie dla Polski niż rakiety Putina?
30 procent mieszkańców Izraela mówi po rosyjsku, zachowuje rosyjskie obywatelstwo, głosuje na Putina, i fatalnie wpływa na stosunek do Polaków, którzy kojarzą się z wrogami ZSRR, i tym samym wrogami Żydów z lat wojny. Izraelscy Sowieci zsowietyzowali myślenie wszystkich polityków, którzy uważają, że skoro w komunizm zaangażowało się tylu Żydów, to ktoś, kto zrównuje komunizm z nazizmem neguje holokaust i jest antysemitą. Przekłada się to na politykę historyczną Rosji i Izraela wobec Polski. Przykład z ostatnich dni - rzeczniczka MSZ Rosji, w oświadczeniu nawiązującym do polsko-izraelskiego sporu wokół Kpa, nie tylko nowelizację kodeksu określiła mianem „ustawy o restytucji Żydów poszkodowanych w czasie II wojny światowej”, ale powiedziała: „Niestety Warszawa nie zachowuje pamięci ani o ofiarach, ani wyzwolicielach, o czym mówimy od dawna”. Przytaczając słowa Andrzej Duda, że Warszawa nie pozwoli na instrumentalizację zagłady dla bieżących celów politycznych, podsumowała: „Nie mogłam uwierzyć, że to było prawdziwe oświadczenie, a nie fake news. Szczególnie w kontekście silnego sporu, który pojawił się w Polsce wokół pomników wyzwolicieli od niemieckich wojsk faszystowskich”. Przypomniała także o sprawie muzeum w Sobiborze: „Od 2014 roku strona rosyjska negocjuje włączenie się do projektu aktualizacji ekspozycji muzealnej w dawnym niemieckim nazistowskim obozie zagłady”. Negocjacje w tej sprawie określiła mianem „piekła, które zinstrumentalizowano dla celów politycznych”. A na czym to „piekło” polega? Podczas jednej z licznych wizyt Netanjahu w Moskwie Putin demonstracyjnie zwiedził z gościem wystawę na temat buntu w Sobiborze, któremu przewodził sowiecki oficer pochodzenia żydowskiego Aleksander Pieczerski. Losy uciekinierów z obozu opowiedziano w muzeum jako tragedię, w której część zbiegów wymordowali w okolicznych lasach Polacy. Z tej okazji obaj politycy opowiedzieli się za „walką z fałszowaniem historii”. Rosyjskie ambasady na całym świecie promują film „Sobibór”. Pomysłodawcą filmu jest minister kultury, a premierę zaszczycił swą obecnością szef Służby Wywiadu Zagranicznego, wygłaszając krótki manifest polityczny: „dużą część uciekinierów złapali polscy chłopi i wydali Niemcom”. Trudno zatem udawać, że nie mamy do czynienia ze świadomym działaniem Rosji i Izraela, zmierzającym do zohydzania wizerunku i zniszczenia reputacji Polski w świecie.
Pytany, czy Polska jest w stanie wesprzeć białoruskie dążenia do wolności i demokracji, Radek Sikorski rzekł: A może Putin zgodziłby się na prorosyjskiego przedstawiciela opozycji, który by wygrał w nowych wyborach. Wypada się o to modlić. Dodajmy, że to Radek, całą nędzą swej dyplomacji, przyczynił się do tego, że polityka wobec Białorusi wygląda tak, jakby w Moskwie była pisana. Zamiast trzymać się z daleka od konfliktów, które nas nie dotyczą, wsadzamy palce między drzwi i futrynę, próbujemy „cywilizować” sąsiada i wciągać do „europejskiej wspólnoty”. „Polityka” taka skutkuje tym, że Łukaszenko, nie mając wyboru, poddaje się kontroli Kremla, Polska traci biznesy, tamtejsi Polacy cierpią, a Merkel i Putin kładą kolejną rurę z gazem. Przypomnieć trzeba, że jeszcze do niedawna Łukaszenko utrzymywał względną polityczną niezależność. Nie dopuścił do ograbienia kraju, ani przez globalistyczny zachód, ani przez oligarchiczny wschód. Nie poddał się również „covidowym” dyktatom. Występując rzekomo w obronie „Polaków prześladowanych przez reżim Łukaszenki”, premier Morawiecki poszedł ścieżką wydeptaną przez Sikorskiego, i tak, jak on wyszedł na durnia.
Ocena Putina nie jest trudna. Kłopot w tym, że w PiS dominuje dogmat: kto przeciw Putinowi, to „przyjaciel Polski”, a kto nieśmiało napomina, by nie angażować się w grę, których zasad nie znamy, „bierze ruble z Moskwy”. I czy nie dlatego wszystko, co było do spartaczenia w polityce wschodniej, spartaczono? Taki prosty (żeby nie powiedzieć prostacki) pogląd na świat widać w próbach obarczenia Rosjan winą za wołyńskie ludobójstwo. Kropkę nad „i” postawił A. Macierewicz: „Wrogiem, który rozpoczął, i który użył ukraińskich sił nacjonalistycznych do tej straszliwej zbrodni była Rosja”. A może zadanie „bij Moskala” na Ukrainie postawił inny wywiad lub wywiady? Pytanie tym bardziej zasadne, że geostratedzy PiS już wielokrotnie wykazali, że są niezwykle podatne na machinacje obcych służb.
Mają tylko jedną, podniesioną do rangi dogmatu, formułę: Bij Moskala! Putin przesłania wszystko. Gdzie nie spojrzeć wszędzie on. Gdy „Gazeta Wyborcza” obwieszcza „skrajna prawica to rusofile i agentura Putina”, propagandyści PiS dołączają do niej z oskarżeniem „ruska onuca” tych wszystkich, którzy stawiają na pierwszym miejscu interesy mniejszości polskich w krajach ościennych oraz pytają, jakie wspólne interesy mamy z potomkami banderowców. W kwietniu 2016 r. w „Gazecie Polskiej” ukazał się artykuł „Nacjonaliści, główny towar eksportowy Putina”. Jego autorowi (zresztą autentycznemu potomkowi towaru eksportowego Stalina) nie przeszkadzały banderowskie flagi i emblematy SS Galizien w Kijowie. Jeśli dodamy do tego, w jaki sposób „Gazeta Polska” pożegnała się z „Rosjaninem mówiącym po polsku”, czyli ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim, to mamy pełną wykładnię paktu Putin-Netanjahu (i Kominternu) na gruncie polskim.
Obowiązująca nad Wisłą narracja wskazuje na Rosję jako państwo, które nie ma moralnych oporów przed posługiwaniem się kłamstwem. Tymczasem, gdy w trakcie procedowania w Sejmie ustawy o IPN, Polska padła ofiarą propagandowego Blitzkriegu, okazało się, że sprawcami nie byli Rosjanie, ale „bratni Izrael”. Tomasz Sakiewicz najpierw bronił ustawy jak Ordon reduty. Rzucił płomienny apel: „Stań w obronie Polski […] To walka o naszą pozycję w Europie i na świecie, o prawo do samodzielnego decydowania o własnym państwie. To nawet kwestia naszego narodowego bezpieczeństwa. Staliśmy się ofiarą wojny informacyjnej. I na tę wojnę musimy odpowiedzieć pełną mobilizacją”. Po rozegraniu Polski, a właściwie rozegraniu jej dyplomatów przez Mosad i izraelskich speców od dezinformacji, Sakiewicz nie dał się zbić z tropu. Czytelnikom swej gazety rejteradę objaśnił w następujący sposób: „Chcieliśmy bronić swojego dobrego imienia, ale Rosjanie byli bliscy ogrania nas w tej sprawie i skłócenia nas z głównym sojusznikiem, czyli USA. W tej chwili ogromny hałas propagandowy organizują wokół tego rosyjskie służby, które są największymi przegranymi porozumienia między Polską a Izraelem, a de facto też i USA”. Innymi słowy - premierem Rosji, który nas ograł, był Netanjahu. Myśl redaktora naczelnego wzbogacił inny publicysta gazety: „Celem Rosji jest budowa w Polsce partii antysemickiej, prorosyjskiej partii narodowej, która spowoduje zerwanie stosunków z USA. I przedstawienie Polaków na zachodzie, jako dziczy antysemickiej i żeby Zachód oddał Polskę pod ich kuratelę”. W sposób równie oryginalny do sprawy podeszła Joanna Lichocka: „Zniszczenie wizerunku Polski i Polaków, do którego doszło pod rządami postkomuny, trzeba żmudnie naprawiać. A to – tak jak zniweczenie próby zniszczenia naszych relacji z USA i z Izraelem – jest bardzo nie w smak Kremlowi. Ruskie trolle szaleją w sieci, banujmy je”.
Za rządów Radka Sikorskiego w MSZ, częstym gościem, circa 6-7 razy w roku, był Siergiej Ławrow. Żartowano, że ma już rezydencję w Warszawie i własny gabinet w gmachu MSZ. Ale nie w tym rzecz – jego wizyty nic nie dały, bo Rosja nie chciała, mimo umizgów Radka, ułożenia stosunków z Polską, i to nawet na własnych warunkach. „Jeśli chodzi o kolejne wystąpienia prezesa Jarosława Kaczyńskiego to, wybaczą państwo, ale ja zadaję sobie zawsze pytanie, czy tym razem pan prezes jest na proszkach, czy nie” – w ten sposób zareagował na list, jaki Kaczyński wystosował do Parlamentu Europejskiego, ostrzegając przed odbudową rosyjskiej strefy wpływów i przekonując o konieczności wspierania przez Zachód państw niegdyś zależnych od Kremla. Dodajmy, że orzeł polskiej dyplomacji zrobił to w Kiszyniowie, w kraju częściowo okupowanym przez Rosję, 20 kilometrów od rosyjskiego garnizonu w Naddniestrzu. Sikorskiego tłumaczy to, że jest wiecznie „na proszkach”, ale w tym samym czasie Tomasz Lis przeprowadzał uniżony wywiad z Dmitrijem Miedwiediewem, Sławomir Nowak latał do Moskwy ws. współpracy energetycznej, „Gazeta Wyborcza” pisała o pojednaniu z Rosją, Andrzej Wajda zapalał świeczki żołnierzom Armii Czerwonej, a Donald Tusk udawał, że nie widzi Nord Streamu. À propos Radka - nie od rzeczy będzie przypomnieć, że promotorem jego kariery w Londynie (na równi z wujkiem, majorem KBW) był agent NKWD mjr Zygmunt Bauman. Nie od rzeczy będzie też zapytać: Jakim sposobem szczerze antyruski Kaczyński zrobił Radka ministrem obrony, a później ministrem spraw zagranicznych?
On chce zlikwidować niezależne media z tych samych powodów, przez które niezależne media zlikwidował Władimir Putin. To jest podobna logika, tutaj tajemnicy nie ma – obwieścił Adam Michnik. Dlaczego syn sowieckiego agenta i stalinowskiej propagandystki lubuje się w takich oskarżeniach? Dlaczego przoduje w insynuowaniu proputinowski ciągot, a wcześniej stał na czele apologetów Putina? Dlaczego jego gazeta miota wyzwiskiem „homo sovieticus” i wyszukuje agentów Putina, chociaż na poprzednim etapie często bywał w Moskwie, spotykał się z Putinem, w „Komsomolskiej Prawdzie” wychwalał rosyjską „wolność słowa” i piętnował polską „rusofobię”?
Gdy w Waszyngtonie miotano wobec Trumpa zarzutami o kolaborację z Rosją (a nawet bycie agentem Putina), w oskarżeniach tych prawdziwą zapamiętliwość przejawiała Anne Applebaum. W tym samym czasie Tomasz Piątek z „Wyborczej” demaskował Antoniego Macierewicza, jako „zakamuflowanego putinowca”. Wcześniej gazeta utrzymywała, że Macierewicz wyznaje teorie spiskowe: bo uważa, że sześciu polskich ministrów sprawa zagranicznych, w tym dwóch Żydów i polski bohater II wojny światowej, to sowieccy agenci. Proputinowską przypadłość Macierewicza miało też potwierdzać to, że jest znany „z czyszczenia wojskowych służb specjalnych z komunistycznych i rosyjskich złogów”. Pamiętamy też „noc teczek” i obrzucanie rządu Jana Olszewskiego epitetem „bolszewicy”. To była modelowa operacja dezinformacyjna - oskarżyli antykomunistów o bycie komunistami. Satysfakcję mieli przy tym podwójną. Bo nie chodziło tylko o tryumf ich narracji, ale o zwalenie odium za własną zdradę na innych. No bo nikt inny, jak ojciec Michnika był sowieckim agentem i skazanym przez II RP za szpiegowsko-terrorystyczną działalność.
Polska jest umiejętnie rozgrywana przez Rosję – państwo kierowane przez funkcjonariusza KGB i służby szkolone do manipulowania przeciwnikiem. Rosja korzysta przy tym nie z klasycznej agentury, ale z potomków agentów skierowanych tu przez Stalina. Przypomnieć trzeba, że w latach 50. kilkunastu tysiącom obywateli ZSRR (obywateli, nie Rosjan!), służącym w wojsku i MSW wydano polskie dowody osobiste, a wiedzę o tym zamknięto w sejfach na Łubiance. Przysłani przez Stalina agenci mieli dusze obce. W ich nawykach było donoszenie do ambasady ZSRR. Tradycje te kultywują do dziś. Przypomnijmy jak to Palikot polazł do ambasadora Rosji z petycją o „grupie bandytów inspirowanych przez środowisko związane z Radiem Maryja”. Niewiele od tych donosów różniła się napaść Mariusza Kamińskiego na organizatorów Marszu Niepodległości. Rozczulając się nad podpaloną przed ambasadą Rosji budką, przepraszając i solidaryzując się z ambasadorem Rosji, marsz określił, jako: „manifestację elementów skrajnych i faszystowskich”. À propos, dlaczego Kamiński nie widzi potrzeby wyjaśnienia, kto zadaniował Bartłomieja Sienkiewicza do zmontowania prowokacji z podpaleniem budki, i kto kazał Tuskowi mówić z sejmowej trybuny, że „scenariusz afery podsłuchowej pisany jest cyrylicą”? Nie od rzeczy będzie też przypomnieć, że „Gazeta Polska” razem z „Gazetą Wyborczą” utrzymywały, że Radio Maryja ma anteny na wschodzie, zamartwiały się, że zakłóca to systemy łączności samolotów Luftwaffe i że dziś wyżywają się razem w epitetach „ruskie onuce”.
Moskwa sięga do nowych kadr zwerbowanych w Magdalence. Przed '89 przygotowała grupę wybrańców do pełnienia ról politycznych w Polsce po zaplanowanym rozpadzie systemu. Po '89 ludzie ci stali się elitą po wszystkich stronach sceny politycznej i, po przeniesieniu się do gazety Michnika, nadal – jak sami twierdzą – „strzegą polskich interesów”. W wykuwaniu tych autorytetów udział służb specjalnych Rosji był nie do przecenienia. Równocześnie Niemcy sięgali do akt kontrolowanej przez Moskwę STASI. I czy nie stąd katastrofa z Nord Stream i kontraktem gazowym? Dezinformacja była jedną z ulubionych broni w arsenale Jakuba Bermana. Exemplum: oskarżanie AK i NSZ o kolaborację z nazistami. Celem nie było tylko zohydzenie przeciwnika, ale ukrycie własnej kolaboracji z Sowietami. Dziś stosują podobne metody. Bez żenady oskarżają katowanych i ich potomków, żądają delegalizacji partii (jeśli nie mają w niej swego prezesa) i zamknięcia gazety (jeśli nie mają w niej swego redaktora naczelnego). I im głośniej krzyczą, tym bardziej ukrywają swoje zaprzaństwo.
Gdy 13 grudnia 2017 r. do Sejmu wpłynęła nowelizacja ustawy o służbie zagranicznej, oświadczenie piętnujące zamiar poddania „naszej dyplomacji czystce, tj. sławnemu sowieckiemu narzędziu do usuwania osób uznanych za niepewnych”, wydali zarejestrowani przez SB Cimoszewicz, Olechowski, Rotfeld, Rosati; zarejestrowany przez WSI Sikorski; zarejestrowany przez STASI Schetyna i zarejestrowany przez B'nai B'rith Schnepf, tj. czterech potomków funkcjonariuszy NKWD i dwóch potomków funkcjonariuszy KPP. Najbardziej zabolała ich „kłamliwa teza o niedostatecznie silnych więzach łączących polskich dyplomatów z Państwem Polskim”. Tymczasem dużo wcześniej, nie kto inny jak „Wyborcza” pisała, że bez względu na to, kto formalnie stoi na czele MSZ, jest ono kierowane „przez zespół skompletowany przez profesora Bronisława Geremka” (też zarejestrowanego przez SB). Wszyscy podpisani pod listem przejawiali dużą słabość do ludzi Moskwy. Sekret zdradził Bartoszewski, gdy na stanowisko ambasadora rekomendował Tomasza Turowskiego: Był wysoko oceniany przez naszych rosyjskich partnerów, o czym wiem drogą nieoficjalną. Sekret zdradził także gen. Maciej Hunia, który przywrócił agenta do pracy w AW i Radek Sikorski, który przywrócił agenta do pracy w MSZ. Jakby tego było mało, sam Turowski wygadał się, że proponowano mu stanowisko zastępcy Sikorskiego, i że Sikorski rozważał jego kandydaturę na stanowisko ambasadora w Moskwie.
„Polak odmawiający szczepienia jest sowiecką kurwą. A won za Don sowiecka bladź” - to Piotr Lisiewicz z gazety mającej w tytule „polska”. Nie mniejszy idiotyzm palnął Kaczyński w wywiadzie dla radia Rzeszów: Chciałbym wszystkim, którzy nie chcą się szczepić, którzy wierzą w te rozpoczętą w latach 80. Przez KGB (…) operacje, żeby się zastanowili, bo szczepienia są konieczne. Tłumacząc z polskiego na nasze: Jeśli nie chcesz się szczepić jesteś pomagierem KGB, „ruską onucą”, tudzież pożytecznym idiotą Putina. I tak, Kaczyński doszlusował do Zony Wolnego Słowa, której wódz lansuje geopolityczne tezy: „Tu wróci nie tylko wrak, ale też będzie tu Putin w kajdankach”, czyli hajda na koń, szable w dłoń, bolszewika goń.
Rosjanie muszą być bardzo zadowoleni z reklamy, jaką robi im rzecznik koordynatora służb specjalnych. Gdyby nie on, nikt w Polsce nie słyszałby o „Sputniku”. Stanisław Żaryn robi mu wspaniałą reklamę, o jakiej inne portale mogą tylko pomarzyć. Swoimi wypowiedziami schlebia Putinowi, który czerpie wielką przyjemność z tego, że zagranica czuje przed nim strach. Przez jego wypowiedzi Polska wygląda na słabe, zastraszone, pogubione państewko, którego elita polityczna, zamiast walczyć na argumenty, zamiast wzmacniać służby specjalne, zamiast rozbudowywać armię, zachowuje się jak wystraszony kundelek obszczekujący większego psa i równocześnie chowający się w kąt. Straszenie jest w istocie celowym zabiegiem Rosji, która w ten sposób wymusza na Zachodzie dalsze ustępstwa. Co do kundelka, który z polecenia Merkel oszczekiwał Trumpa - Trump to po angielsku „chwat” i „zuch”, a Tusk to po kaszubsku „kundelek”. Główną bronią Putina jest sianie zamętu, a filar jego siły to bluff. Wysyłając zdezelowany lotniskowiec na M. Śródziemne i zapowiadają instalację mitycznych Iskanderów w Kaliningradzie, chodzi mu o to, by inni żyli w strachu. Problem także w tym, że pomagają mu nasi politycy – zachowują się jak małpy w klatce, w którą Putin wali kijem. Wielce też zabawnie z perspektywy Putina wyglądać musi władza i opozycja w Polsce na wyścigi licytująca się, kto jest bardziej antyrosyjski. I czy właśnie nie to jest największym sukcesem Putina?
Dla Tuska i jego ferajny ruskim agentem był Trump. Choć nikt tak nie powstrzymywał Moskwy od czasów Reagana jak Trump. W oskarżeniach tych, wraz z sympatyzujących z Moskwą nowojorskimi neobolszewikami, brylowała Anne Applebaum (której rodzina pochodzi z Rosji, budowała komunizm i nosiła czysto rosyjskie nazwisko Apfjelbaum). I chciałby się zobaczyć jej minę i tych wszystkich, którzy trzymali kciuki za zwycięstwo Bidena, gdy nie wiedzący gdzie się znajduje i jak się nazywa Joe Biden, waląc dziobem w mikrofon ogłosił, że odstępuje od sankcji na inwestora Nord Stream.
Scenki rodzajowe ze złodziejami krzyczącymi „łapaj złodzieja” są szczególnie zabawne w przypadku PO, KO, opozycji totalnej i jak ich tam jeszcze zwał. Czy protestowali wobec rusko-niemieckiej rury gazowej? Dlaczego podpisali niekorzystny kontrakt gazowy z Gazpromem (a byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie interwencja KE, bo umowa zagrażała bezpieczeństwu UE). Tusk straszył nieobliczalnym Kaczyńskim, który miał wepchnąć Polskę w wojnę z Rosją. Sikorski zapraszał Rosję do NATO i bredził o wspólnej strefie bezpieczeństwa od Lizbony do Władywostoku. Rosyjskie media o Tusku mówiły „nasz człowiek w Warszawie”, a on odwdzięczał się Putinowi, że to „nasz człowiek w Moskwie”. Przy czym pies obronny Putina, nie robił tego z miłości, lecz gorliwie wypełniał niemieckie oczekiwania, by jakiekolwiek kwestie sporne nie stanęły na drodze niemiecko-rosyjskiego zbliżenia przypieczętowanego bałtycką rurą. „Rosja mobilizuje siły wokół Ukrainy. USA ogłaszają stan zagrożenia. Morawiecki w Budapeszcie organizuje z Orbanem i Salvinim proputinowski blok polityczny. To jest nie prima aprilis” – zawył z oburzenia Donald Tusk (a Marek Belka dorzucił: Na Kremlu na pewno są zadowoleni). Taką retorykę służy rosyjskim interesom. Nie dla tego, że jest ruskim agenta (choć agentami jest, ale nie ruskimi) i nie o Putina mu chodzi. Chodzi o powrót do władzy. A czy kosztem Polski, to już zdradzieckiej mordy nie interesuje. Chce znów być gauleiterem zarządzającym polskim kondominium, a czy z nadania Merkel, czy Putina – to wsio rawno.
Sytuacja Polski jest coraz trudniejsza, a jedyną siłą, która może jej zapewnić ochronę jest Kaczyński (no i Mosad, któremu powierzył bezpieczeństwo Polskich Sieci Energetycznych). Według b. prezydenta Bronka jest nim współpraca z FSB, a według Tuska sojusz z Berlinem. Wydarzenia ostatnich lat pokazują jednak, że wszystkie te opcje nie mają związku z polskimi interesami, a nawet są z nimi sprzeczne. Czy nie czas zatem uświadomić sobie, że misją polityków nie jest realizacja obcych interesów, ale interesów państwa? Czy nie czas przestać być zakładnikiem relacji Merkel-Putin (i paktu Netanjahu-Putin na gruncie polskim)? I tu słowa Romana Dmowskiego wygłoszone na zjeździe Młodzieży Wszechpolskiej w Poznaniu: Wystrzegajcie się talmudyzmu, trzymania się tego, co kiedyś zostało napisane. Tenże Dmowski w liście do hr. Skarbka pisał: Pokolenie obecne dochodzi do posiadania wielkiego Państwa, ale psychologii dziedzica wielkiego państwa nie posiada. Jeszcze trwa psychologia niewolników. Pan, gdy ma dwóch wrogich sąsiadów szuka zbliżenia ze słabszym, bo celem jego jest silniejszego położyć. Niewolnik szukający dla siebie Pana, wybiera silniejszego licząc, że w służbie u większego pana będzie lepiej. Ta psychologia niewolnicza jest właściwą zwłaszcza ludziom, którzy życie w służbie obcych państw spędzili, a tacy ludzie dziś są duszą MSZ [...] Ci durnie w MSZ wyobrażają sobie, że mogą wybierać między Rosją a Niemcami, że Niemcy z Polską pójdą przeciw Rosji. Nic dodać, nic ująć, tylko obok „Niemcy” i „USA”, dopisać jeszcze „lobby żydowskie”.
Do kogo należy ręka pociągająca za sznurki? Gdzie jest instancja wyższa, która tym steruje? Czy nie jest ona pod kontrolą jakiegoś wywiadu? Kto sponsoruje agentów Kominternu, i kto ich do Polski przysłał? Na świecie króluje metoda reductio ad Hitlerum w poniżaniu Polaków oskarżeniami o kolaborację z Hitlerem. W Polsce modna stała się metoda reductio ad Putinum, czyli prostacki szantaż emocjonalny wymierzony we wszystkich, którym nie podoba się rząd, zielony ład, sanitaryzm i brukselskie elity. Słowem Putin jest dobry na wszystko. A gdyby nie istniał, trzeba było by go wymyślić.
Krzysztof Baliński