Ocena użytkowników: 1 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Jednym z charakterystycznych zjawisk w naszej polskiej rzeczywistości są tzw. „autorytety”. Pierwszym „autorytetem” wykreowanym zaraz po 1989 r. został Adam Michnik. Cokolwiek Michnik nie powiedział, albo nie napisał było niczym święta księga. Ktokolwiek próbował kwestionować, tudzież polemizować z tezami i stwierdzeniami szefa „Gazety Wyborczej” ten był wyklinany przez największe media, które całe lata 90-te tańczyły pod melodię graną przez Michnika.

Wówczas dało się zauważyć, że wykreowana przez media osoba na „autorytet” przez dużą część społeczeństwa będącą pod wpływem „Gazety Wyborczej” i większości mediów cieszyła się czymś, co śmiem nazwać kultem. Taki „autorytet” przez tych biednych, zmanipulowanych ludzi traktowany jest jak guru, a oni sami mają mentalność ludzi zmanipulowanych przez sektę. Kto ośmieli się zakwestionować „autorytet” ten wyklinany jest jako odstępca, wręcz heretyk. Piętnuje się takiego osobnika przykładając mu bejzbolem epitetów z arsenału socjotechniki propagandy: „oszołom”, „ciemnogród”, „nienawistnik” itp. itd. Wystarczy posłuchać posła Niesiołowskiego- ten hurtowo obrzuca niepokornych, samodzielnie myślących, kwestionujących „autorytety” stereotypami socjotechniki propagandy.

„Autorytet” może publicznie chlapnąć nawet największą głupotę, a jego „wyznawcy” rekrutujący się z dziennikarskiej braci, polityków oraz części odbiorców mass mediów będą temu z zachwytem przyklaskiwać. Właśnie to charakteryzuje mentalność sekciarską. Bezkrytyczna wiara w prawdomówność i nieomylność guru.

Na początku ubiegłej dekady nimb guru Michnika zaczął blednąć. Co więcej, część mediów masowych zaczęła wyłamywać się spod kurateli „autorytetu” z GW. I choć GW i jej środowisko nadal jest wpływowe, to o dawnym wpływie na debatę publiczną w kraju może już tylko powspominać.

Jednym z obecnych, chyba najpopularniejszym „autorytetem” jest profesor Bartoszewski. Przepraszam, Władysław Bartoszewski. To tak gwoli ścisłości i przypomnienia, bowiem wielu Polaków nawet nie wie, że ten dziarski i krzykliwy człowiek tak naprawdę ma na imię Władysław. Wszak w mediach prawie nikt nie używa jego imienia, bowiem zawsze z namaszczeniem w telewizorze mówią „pan profesor Bartoszewski”. „Profesor” to takie jego quasi- imię. Szkopuł w tym, że nie jest to tytuł naukowy, gdyż- jak powszechnie wiadomo- zanim zostanie się profesorem trzeba troszkę czasu poświęcić się pracy naukowej, a Władysław Bartoszewski poprzestał na maturze.

No ale według swoich wyznawców- sekciarzy jest profesorem. W sumie nie mam nic przeciwko, bo mnie to ani ziębi, ani grzeje, czy Bartoszewski skończył pięć klas podstawówki, czy najbardziej renomowane uczelnie. A poza tym jego obecność na Olimpie „autorytetów”- bożków wykreowanych przez media na potrzeby doraźnej polityki mnie nie dziwi, bo jeśli do funkcji unijnego mędrca został namaszczony Lech Wałęsa, to dlaczego Bartoszewski ma nie być profesorem?

W sumie postać Bartoszewskiego byłaby zabawna, by nie rzec groteskowa, gdyby nie fakt, że ten człowiek potrafi narobić niezłego szamba w debacie publicznej w naszym kraju. Każdy kto czyta mój blog wie, że mój stosunek do PiS jest bardzo negatywny, ale uważam, że Bartoszewski poszedł o jeden most za daleko, gdy publicznie nazwał całą opcję PiS-owską „dewiantami psychicznymi”, a środowiska prawicowe „bydłem”. Na PiS głosowało kilka milionów Polaków i te słowa świadczą o podejściu tego „autorytetu” do inaczej niż on myślących. A przypomnę, że Bartoszewski uwielbia z mentorskim tonem pouczać nas co to jest tolerancja…

Tym niemniej zapatrzonym w swego guru dziennikarzom, publicystom i zmanipulowanym odbiorcom mediów nie przeszkadza to. Wszak „autorytet”, to taki chodzący święty. Tylko patrzeć jak w mass mediach ogłoszą: Bartoszewski santo subito już za życia!

Popularny komentator i publicysta sportowy Paweł Zarzeczny swego czasu tak skwitował zachowanie tego „autorytetu”: „Należałoby odpowiedzieć panu Bartoszewskiemu, używającemu tytułu profesora, że jak się wygłasza płomienne oracje, nie wypada równocześnie pluć śliną raz po raz- po to wymyślono chusteczki”. Cóż, chusteczki służą do wycierania brudu, ale brud polityczny i szambo jakie wylewa w debacie publicznej Bartoszewski trudno wytrzeć chusteczką. Jednej ze swoich książek tenże „autorytet” dał tytuł „Warto być przyzwoitym”. Święte słowa. Może mu się kiedyś uda. Może jeszcze zdąży. Życzę mu tego.

Amator

Za: http://amator.blog.onet.pl/