Gazeta Wyborcza zwana nie bez kozery „GWno prawda” przeszła samą siebie. Najpierw na każdym kroku szkalowała prezydenta Lecha Kaczyńskiego, każde jego najmniejsze potknięcie rozdmuchiwała do niebotycznych rozmiarów, by podczas żałoby zamienić się w naczelną płaczkę prasową nad trumną prezydenta. Zachwytom, ochom i achom nad jego osobistym urokiem, oraz wspaniałością pary prezydenckiej końca nie było. Obserwatorzy tego nagłego nawrócenia zastanawiali się, czy jest to autentyczny żal za swoje postępki, czy po prostu kolejna socjotechniczna zagrywka i pójście „z prądem” oczekiwań społecznych pogrążonego w żałobie narodu.
Na odpowiedź długo nie musieliśmy czekać. Ledwo skończyła się żałoba narodowa, na łamach GW odtrąbiono kolejną falę ataków na nieżyjącego Lecha Kaczyńskiego. Aż dwie strony w jednym z wydań tego dziennika poświęcono na insynuację, że nieżyjący prezydent naciskał na pilota podczas lotu do Gruzji. Nikt dziennikarzom nie zabrania dochodzenia prawdy, ale dlaczego aż dwie strony poświęcono temu? Odpowiedź wydaje się być oczywista: trzeba zniszczyć wizerunek nieżyjącego prezydenta, który w pozytywnym świetle został pokazany w ciągu tygodnia żałoby.
W tym wszystkim nie chodzi o to, czy piszą dobrze, czy źle o prezydencie Kaczyńskim. Chodzi o ich hipokryzję i skłonność do manipulacji. GW wróciła na swoje stare tory tuby propagandowej i gadzinówki. Po tym co zrobiła GW podczas tygodnia żałoby i tym, co teraz wypisuje na temat Lecha Kaczyńskiego nikt normalnie i logicznie myślący nie ma złudzeń, że kwestie opisywane na łamach tego dziennika mają tyle samo wspólnego z prawdą, co sowiecka „Prawda” z prawdą.
Po tym, co w ciągu ostatnich dni zrobiła GW jej wiarygodność jest jak w piosence zespołu „Lady Pank”: „mniej niż zero…”. Po raz kolejny organ Michnika strzelił sobie samobója, bo teraz najbardziej fanatyczni zwolennicy Salonu nie mają żadnych, ale to żadnych argumentów na obronę postawy GW.
Na dodatek nagłośniono sprawę wygnania z łamów tygodnika „Wprost” publicystyki Marka Króla za to, że pojechał po Michniku i GW w swoim artykule „Nie polezie orzeł w GWna”. Warto przytoczyć fragment tego tekstu: „(…) Mimo że wcześniej sam Donald Tusk zdegradował prezydenturę do żyrandola i czerwonego dywanu, powtarzając, że prezydent nie jest mu do niczego potrzebny, mimo nieustannego poniżania prezydenta przez Komorowskiego, Niesiołowskiego i Palikota, mimo tego wszystkiego Lech Kaczyński doczekał się wdzięczności i szacunku Polaków. Był z nich dumny i jako pierwszy obywatel kochał, szanował i wierzył w wielkość swoich rodaków. I dlatego, choć poniżany i niedoceniany za życia, po tragicznej śmierci stał się wielkim symbolem dumnej Polski. A symbole w Polsce są bardzo niebezpieczne, bo mogą zniszczyć wieloletni dorobek postępowych polskich Europejczyków, ukrywających brzydką pannę w kątach salonów Brukseli, Paryża czy Berlina. Nie dość, że wbrew zaleceniom Polacy zaczęli się narodowo bałamucić, to jeszcze ten pochówek pary prezydenckiej na Wawelu. To był kolejny policzek dla postępowego salonu i zagrożenie, że prawicowo-romantyczna hydra, demony, jak je nazwał Kazimierz Kutz, urosną w siłę. Bezideowe palikmioty nie mogły na coś takiego pozwolić. Redaktor Adam chwycił zdenerwowany za telefon i zadzwonił do Andrzeja do Krakowa. „A… a… Aaandrzej naa... na… napisz list. Zde… zde… zdewaweluj Kaczora. Ty ma… ma… masz sukces z ty… tym >Katyniem<, to… tobie wolno. A my w… w… w >Gazecie< cię po… po… poprzemy”. Trudno odmówić racjonalności działaniu redaktora, który pokochał jak nikt inny organizacyjną funkcję prasy. Niestety, poparcie było niewielkie, bo Polacy nie dorośli do poziomu wajdalizmu historii. Niezależnie od opinii i ocen prezydenta Kaczyńskiego, Polacy pożegnali swojego prezydenta, podkreślam: swojego prezydenta, po królewsku. Jestem z tego dumny, bo moi rodacy jeszcze raz potwierdzili to, o czym w „Weselu” tak dobitnie pisał Stanisław Wyspiański: „Ptok ptokowi nie jednaki. Człek człekowi nie dorówna, dusa dusy zajrzy w oczy, nie polezie orzeł w gówna”. A dzisiaj już wiemy: nie polezie orzeł w GWna, drodzy redaktorzy”.
Mocne i jakże prawdziwe nieprawdaż? Dla Salonu ten artykuł był pójściem o jeden most za daleko przez Króla i już zdążyli go ogłosić heretykiem. Wygnano publicystykę Króla z „Wprost”. Jednakże jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy, który bez wątpienia wzbudza zakłopotanie w tym przypadku nie Salonu, ale zwolenników PiS. Otóż Marek Król to były członek PZPR. A przecież żaden z pupilów styropianu nie odważył się tak mocno strzelić w Michnika i GW jak Król. Wszak przy tym co napisane w tekście „Nie polezie orzeł w GWna” cała publicystyka Ziemkiewicza, Wildsteina i Pospieszalskiego to betka. W ten sposób ex-PZPRowiec pokazał styropianowym publicystom co to znaczy mieć jaja.
Zła passa GW jeśli chodzi o wiarygodność zaczęła się już znacznie wcześniej. Organ Michnika popełnił śmiertelny błąd, bowiem od dobrych kilku miesięcy systematycznie szkalował kibiców Lecha Poznań robiąc z nich bandytów. Dziennikarze GW napisali takie głupoty, że ręce opadają. Dosłownie. Np. napisali, że kibice Lecha aby być bardziej agresywnymi jedzą kilka tatarów na raz. Kibice Lecha zachowali się bardzo dobrze, bowiem potraktowali sprawę z przymrużeniem oka, wykpili redakcję GW i na meczu rozwiesili potężny transparent z napisem: „Chcesz być wielki chuliganie jedz tatara na śniadanie. GW- nie czytam, TVN- nie oglądam”.
Nie jest żadną tajemnicą, że Lech jest najlepiej zorganizowanym klubem piłkarskim w Polsce, że na trybunach stadionu w Poznaniu jest bezpiecznie i na mecze przychodzą całe rodziny z dziećmi. To efekt znakomitej współpracy zarządu poznańskiego klubu z kibicami. Dowodem na to jest fakt, że Lech przed każdym sezonem sprzedaje największą ilość karnetów w Polsce, czego Wielkopolanom zazdroszczą wszystkie kluby w kraju.
Za kibicami ujął się zarząd Lecha Poznań i wypowiedział umowę partnerską GW. W ten sposób loga GW nie widać już na stadionie przy ulicy Bułgarskiej w Poznaniu. Cała Wielkopolska pokazała wała Michnikowi i jego ludziom, bowiem w całym województwie wielkopolskim trwa bojkot tej gazety zorganizowany przez kibiców i zarząd Lecha Poznań. Jeszcze przed smoleńską tragedią, w całej Wielkopolsce rozwieszono kilkaset banerów o treści: „GWno prawda- nie kupujemy, nie ogłaszamy się”. Po Wielkopolsce czas na bojkot tej gazety w całej Polsce. Zdecydowanie za długo pluje nam w twarz Michnik i spółka. Czas najwyższy powiedzieć: temu panu oraz jego gazecie dziękujemy i bez żalu żegnamy.
Amator