Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

"A dzieje się to w sytuacji, gdy Kościół polski potrzebuje  nie utrwalania urzędniczych schematów, ale jak ryba wody nowego, ożywczego spojrzenia na wiele trudnych spraw. Od tego bowiem zależy jego przyszłość."
Od ponad roku spodziewałem się, że arcybiskup Józef Kowalczyk zostanie arcybiskupem gnieźnieńskim i Prymasem Polski. Pisałem o tym np. w grudniu 2009 r., w "Gazecie Polskiej", w felietonie "Wilki i pasterze". Cytuję:

"Abp. Kowalczykowi, który tak wytrwale zabiega, i to bez żadnej kozery, o prymasowski urząd."

W tym samym miesiącu portal "Fronda", omawiając mój wywiad, napisała:

Ks. Isakowicz-Zaleski wskazuje, że abp Muszyński będzie prymasem tylko przez 3 miesiące. Pytanie o to, kto będzie jego następcą? - Widać dobrze, że o tę godność stara się obecny nuncjusz apostolski w Polsce, abp Józef Kowalczyk.

Warto też przypomnieć, że w ubiegłym roku nuncjusz rozesłał do wszystkich biskupów polskich pytanie, kogo oni widzą na stanowisku Prymasa, sugerując przy tym niedwuznacznie swoją osobę. Prawie 100 arcybiskupów i biskupów w mniejszym lub większym stopniu zawdzięcza mu swoje nominacje, dlatego też owe kuriozalne "prawybory" mogła więc wygrac tylko jedna osoba.


Kariera abp. Kowalczyka jest ewenementem w najnowszej historii Kościoła katolickiego. Nigdy bowiem dotąd nuncjusz papieski nie sprawował swego urzędu przez ponad 20 lat, będąc na dodatek obywatelem tego samego kraju. Nigdy też dotąd nuncjusz nie został urzędującym arcybiskupem w kraju, w którym posługę tę sprawował. Jest to odstępstwo od wszystkich norm, które obowiązują w dyplomacji watykańskiej.

Co do obsadzenia urzędu metropolity gnieźnieńskiego, to spodziewałem się, że ta najważniejsza archidiecezja polska otrzyma nowego ordynariusza w sile wieku, mającego duże doświadczenie duszpasterskie, czyli kogoś podobnego do np. arcybiskupa Kazimierza Nycza w Warszawie, biskupa Stepana Regmunta w Zielonej Górze czy Piotra Libery w Płocku.

Otrzymała jednak urzędnika watykańskiego, który nie ma absolutnie żadnego doświadczenia duszpasterskiego, gdyż nigdy w życiu nie kierował nie tylko diecezją, ale i zwykłą parafią. Problemy Kościoła zna więc wyłącznie zza biurka.

Co więcej, nowy ordynariusz ma już 72 lata, czyli już za trzy lata będzie zmuszony złożyć rezygnację. Będzie to więc metropolita, a zarazem i Prymas, przejściowy, bardziej piastujący swój urząd niz rozwiązujący bieżące problemy.

Nie negując wielu zalet nuncjusza, trzeba przypomniec, że popełnil on kilka powaznych błędów natury personalnej. Po pierwsze, do końca faworyzował swojego przyjaciela z Watykanu arcybiskupa Juliusza Paetza, który ze względu na powszechnie znane problemy osobiste nigdy biskupem nie powinien zostać. Co więcej, nie reagował na sygnały ostrzegawcze, które docierały najpierw z Łomży, a póżniej z Poznania. O sprawie tej Jan Paweł II dowiedział się więc nie od swego nuncjusza, ale poprzez list wręczony na prywatnym spotkaniu przez Wandę Półtawską.

Po drugie, nunciusz faworyzował także arcybiskupa Stanisława Wielgusa, bagatelizując sygnały ostrzegawcze napływające z Instytutu Pamięci Narodowej, co skończyło się ogronym kryzysem w archidiecezji warszawskiej.

Po trzecie, w swym działaniu był zwolennikiem "sojuszu ołtarza z tronem", zaprzyjaźniając się bardzo łatwo z wieloma dygnitarzami państwowymi. Dla obecnego obozu rządzącego ta nominacja jest więc dobrą wiadomością.

Nominacja ta utrwala także w Episkopacie Polski wpływy byłych urzędników watykańskich, którzy tworzą zgraną grupę, a którzy starając się o poszczególne urzędy w Polsce obsadzili najwazniejsze archidiecezje. Dla przykładu można wymienić tutaj Gdańsk i Kraków oraz kilka innych diecezji.  

A dzieje się to w sytuacji, gdy Kościół polski potrzebuje  nie utrwalania urzędniczych schematów, ale jak ryba wody nowego, ożywczego spojrzenia na wiele trudnych spraw. Od tego bowiem zależy jego przyszłość.

Za: Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski