Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
"Słowem dzieci drogie i wnuki. Jeśli nie chcecie mieć swego (być może gorszego) Jaruzelskiego to nie zapominajcie o tym naszym. I o tych wszystkich niegodziwościach, których się dopuścił".

Pytanie tytułowe z pozoru wydaje się głupie. Piszę wszak do ludzi myślących, czytających (skoro jakoś sobie radzą z przebrnięciem przez moje wypłody z tym u nich nie najgorzej) którzy gdzieś tam pewnie i nie raz słyszeli, że historia to nauczycielka życia. To prawda… Lekcja dość ciekawa bo nawet nie wymagająca tego, by ją w jakikolwiek sposób tłumaczyć. Oczywiście nie jest tak, że każdy ją w lot zrozumie gdy dzieje się jeszcze jako teraźniejszość. Ale prędzej czy później ta jej dydaktyka sama się ujawni w postaci czegoś, co przewrotnie można nazwać tak baśniowo morałem. O tyle jednak innym od tego wymyślanego przez bajkopisarzy że pokazanym tak bardziej poglądowo. Na naszej skórze i naszym życiu. 
Tekst ten zainspirował wolna Irlandia komentarzem, który zacytuję wyjaśniając, że dyskutował on z moim (emocjonalnym pewnie) stwierdzeniem, że trzeba naszym wnukom jeszcze przykazać, żeby nawet kościom Jaruzelskiego nie dali spokoju pamiętając. Napisał:

„a potem gdy okaże się że nasze wnuki mądrzejsze niż my tu i teraz dojdą do wniosku że byle patałachem przejmować się nie honor i czasu mu poświęcać Więc walcem po jego mogile przejadą lub każą przenieść-zakopać na ziemi zza której głowy wychylić nie winien”*

A ja się z tym nie zgodziłem. Nie zgodziłem się przede wszystkim z tego powodu, że całkiem inaczej pojmuję sens wracania co roku do tego co stało się 13 grudnia 1981 roku i po nim. To nawiązanie do historii wcale nie jest lekcją dla Wojciecha Jaruzelskiego. Ze swoich życiowych lekcji wyniósł on takie nauki i wnioski iż bez wątpienia w kwestii wrażliwości wobec ofiar jest bez dwóch zdań niewyuczalny. Nie jest ono też rytuałem adresowanym do tych wszystkich, którzy przez stan wojenny czy też komunizm w ogóle ucierpieli. Tak się składa, że oni wyedukowani są wyjątkowo gruntownie. I ani ja ani pewnie większość gardłujących na ten temat co roku nic już im ani nie musimy ani nie jesteśmy w stanie uświadomić. Nie im więc służyć ma nasze coroczne wypisywanie wciąż aktualnego tematu lekcji. Ani też tym nam współczesnym, którzy jakoś nie wzięli sobie do serca lekcji poprzednich i swym nieuctwem nie rokują już żadnych nadziei.

„okaże się że nasze wnuki mądrzejsze niż my tu i teraz dojdą do wniosku że byle patałachem przejmować się nie honor i czasu mu poświęcać…”

Okaże się. Ale czy będzie to oznaka mądrości to mam wątpliwość. Gdyż właśnie w tych wnukach hipotetycznych widzę najwłaściwszych adresatów lekcji, która co roku się odbywa i, jak mam nadzieję będzie się odbywać. Bez względu na stan zdrowia a później szczątków głównego dydaktycznego eksponatu.

W tej lekcji już nie chodzi o niego. On kogo już mógł i chciał, pozbawił życia, wolności, własnego kraju, radości życia. Zdolności cofania czasu nie ma nikt więc zresetować jego dorobku się nie da. Nie będą w stanie zrobić tego ani ci, którzy w ten sposób uniknęliby tego o czym napisałem dwa zdania wcześniej ani ci, którzy w ten sposób uniknęliby jałowego wysiłku wymazywania nam pamięci.

Adresatem tej lekcji jest to pokolenie, które kiedyś, głownie dzięki inwencji wymazywaczy, może mieć problem z tym co stało się w przeszłości. Nie, nie myślę o problemie z oceną, zrozumieniem. Myślę o problemie z wyciągnięciem z niej wniosków. Jeśli nie będą w niej uważnie uczestniczyć, wyrabiać sobie na jej podstawie poglądu i jeśli nie pojmą, że jest nie tylko lekcją historii ale i nauką na przyszłość.

Takie ciągłe wracanie do tego, co za sprawą Jaruzelskiego się stało jest koniecznością po to, żeby świadomość naszych dzieci nie zatrzymała się na tym poziomie ogólności, w którym ważyć będą ze sobą abstrakcyjne pojęcia w typie „mniejszego zła”, „dziejowej konieczności” ze „zbrodnią przeciw narodowi”. Przy takim spojrzeniu łatwo wybrać błędnie. Tym bardziej że szalenie atrakcyjna jest wizja załamanego generała, który honorowo smyrga sobie po skroni rewolwerem (wiem, że jeśli już to miał TT-tkę ale skoro ma być „holiłudzko”…) by mężnie go odrzucić ze słowami „Nie! Muszę kraj ratować i naród!” Wygra niewątpliwie „dziejowa konieczność” która pomniejszy albo unieważni „zbrodnię”.

Dlatego lekcja musi być poglądowa. Taki jest trend teraz w edukacji by nudny wykład zastępować metodą aktywizującą. I w tym pomocne będzie pokazanie tym wnukom hipotetycznym i trupa z 1970 czy z lat 80-tych i wizerunku rany wlotowej i wylotowej czy też pleców wyłomotanych pałką przez wprawnych funkcjonariuszy. I wyłożenie również elementów rachunku prawdopodobieństwa wyjaśniającego to choćby czemu tak trudno wyszukać w pamięci nazwiska tych pobitych i zabitych. Bo strzelano i bito na oślep. Nie pytając o personalia za bardzo. I dziś te nazwiska zatarły się nieco. Bo dla wielu nie był to nikt ważny...

Ale ciągle nie wyjaśniłem jaki praktyczny użytek z takich lekcji będą miały nasze hipotetyczne wnuki a i również ich hipotetyczne wnuki. To bardzo proste. Trzy z tego nauki da się łatwo wynieść.

Pierwszą, by dla swego dobra i bezpieczeństwa (widok tych ran wylotowych i pręg na plecach) nie nazywali niczego „mniejszym złem” gdy tak naprawdę jest to zło jedyne nie dające się porównać z jakimś „większym” co się przecież nigdy nie zdarzyło. By nazywali to po prostu zbrodnią.

Drugą by wiedzieli kim stanie się i co zrobi ktoś, kto im się i dla nich walenrodycznie zechce za to „mniejsze zło” znów zabrać. Nauczony, że to zbyt wiele nie kosztuje.

I trzecią by mieli świadomość, ze im się taki „Wallenrod” też może trafić ze swą ochotą wzięcia się za „mniejsze zło” . Bo do tego prowadzi bezkarność i chór „advocati diaboli” tłumaczących, że strzelanie do ludzi może być dobrodziejstwem. A przynajmniej złem mniejszym od tego, które się przecież nigdy nie zdarzyło.

Słowem dzieci drogie i wnuki. Jeśli nie chcecie mieć swego (być może gorszego) Jaruzelskiego to nie zapominajcie o tym naszym. I o tych wszystkich niegodziwościach, których się dopuścił. I wiedzę tę przekażcie swoim dzieciom i wnukom wraz z jasnym przykazem by nie ważyły się „rozumieć” go i usprawiedliwiać. Wtedy one też nie będą miały swojego Jaruzelskiego.

Na koniec wytłumaczenie się z tytułu. Może on zdawać się przejawem bezduszności. Ale nie jest. Bezduszne jest sprowadzanie bardzo konkretnych przypadków do ogólników przeciwstawianych hipotetycznej hekatombie.

 * http://rosemann.salon24.pl/258591,a-pocalujcie-lekcja-wrazliwosci-wg-maziarskiego#comment_3669845

  ps. Nie mogłem się oprzeć by nie wkleić tego, co niżej. Wlaściwie prędziej mi to przyszło do głowy niż ten tekst. Piosenka J.K. Kelusa do tekstu Jana Michała Zazuli (jako Jakub Broniec)

"Żona z "Wujka" ma czarną sukienkę

a poza tym jest wreszcie normalnie..."

Wciąż...

 

rosemann