Tylko powszechnej manipulacji oraz tłumieniu przepływu rzetelnych informacji zawdzięczamy fakt, że większość Polaków wykazuje porażającą niewiedzę co do osoby Bronisława Komorowskiego, dostrzegając w nim cechy, których człowiek ten nigdy nie posiadał lub przypisując mu poglądy, jakich nigdy nie głosił. Z tego względu osoba obecnego prezydenta III RP stanowi wprost modelowy przykład postaci fikcyjnej – medialnej „matrioszki”, zbudowanej na podstawie fałszywych przekazów i błędnych ocen. Postaci, jakich wiele stworzono w polskim życiu politycznym po roku 1989. Brak podstawowych reguł demokracji sprawił, że okres wyborów prezydenckich wykorzystywany w systemie demokratycznym do gruntownego poznania osoby publicznej, został bezpowrotnie stracony i przeznaczony na budowanie kolejnych użytecznych mitów.
Większość z nich została zaczerpnięta z wystąpień samego kandydata lub podana przez ośrodki propagandy w formie definitywnych, irracjonalnych opinii. Niczym krótki zgrzyt w medialnym chórze fałszerzy zabrzmiały słowa tajnego współpracownika pereelowskiej bezpieki Andrzeja Olechowskiego, który 1 kwietnia w programie „Fakty po faktach” podzielił się intrygującą uwagą: „Kandydat Platformy Obywatelskiej nie ma kwalifikacji, żeby objąć urząd prezydenta państwa. Są rzeczy, których nie mogę powiedzieć, bo cały czas obowiązuje mnie tajemnica państwowa. Ale my wiemy niestety o nim rzeczy różne”. Osłona medialna nad Komorowskim sprawiła, że nikt z dziennikarzy nie odważył się zapytać o „rzeczy różne” i nie zadał choćby jednego z 50 pytań, skierowanych do kandydata Platformy.
A przecież, gdyby dokonać oceny postaci obecnego prezydenta nie kierując się przekazem mediów ani frazesami wygłaszanymi przez samego zainteresowanego, to na podstawie podejmowanych przez niego jednostkowych decyzji, wyborów, powiązań i zależności można bezbłędnie dostrzec, że mamy do czynienia z człowiekiem słabym, pasywnym i tchórzliwym, którego główne zadanie polegało na mumifikacji pereelowskiego układu w armii oraz wspieraniu każdej postkomunistycznej skamieliny.Obnoszoną - niczym moralną tarczę, tzw. „kartę opozycyjną Komorowskiego” należy zweryfikować o słowa wypowiedziane przez niego podczas „dialogu operacyjnego” w dniu 24 kwietnia 1982 r., gdy na pytanie esbeka : jak widzi siebie w nowej sytuacji, w której znalazła się Polska, Komorowski odpowiedział: „mam dość wszelkiej działalności. Nigdy nie byłem ideologiem, to wszystko przestało mieć sens”. W innej rozmowie z maja 1982 roku nazwał zasłużonego opozycjonistę Wojciecha Ziembińskiego „pajacem lubiącym się bawić w konspirację” i stwierdził: „mam dość wszelkiej działalności w opozycji, jestem zdekonspirowany wy wiecie o mnie wszystko. Jakakolwiek działalność opozycyjna moja czy innych jest po prostu zabawą w podchody.”
Postawę późniejszego dyrektora gabinetu, wiceministra i ministra obrony narodowej warto zweryfikować w oparciu o „grubą kreskę” w MON, fascynację generalicją ludowego wojska, czy awansami dla prześladowców opozycji: płk. Lucjana Jaworskiego, płk. Leszka Tobiasza , płk. Aleksandra Lichockiego. Trzeba ją widzieć w perspektywie szczególnego zaufania, jakim cieszył się nowy wiceminister ze strony komunistycznych służb wojskowych, gdy WSW powierzyło mu informację w sprawie zawartości „czarnej teczki” Stana Tymińskiego - czyli dokumentów potwierdzających współpracę Lecha Wałęsy z SB. Należy ją postrzegać poprzez krąg najbliższych znajomych i współpracowników, wśród których znajdziemy: gen. Adama Tylusa, gen. Bogusława Smólskiego, płk. Henryka Demiańczuka, mjr. Jerzego Smolińskiego, gen. Pawła Nowaka, gen. Józefa Buczyńskiego czy Krzysztofa Bucholskiego - byłego wiceprezesa Agencji Mienia Wojskowego aresztowanego w 2007 roku pod zarzutem korupcji.
Dziś, tylko ktoś o krótkiej pamięci mógłby poczuć się zaskoczony atencją okazywaną przez Komorowskiego sowieckiemu agentowi Wojciechowi Jaruzelskiemu.
Zapomina się, że gdy w 1998 roku Prokuratura Wojskowa wydała postanowienie o umorzeniu śledztwa w sprawie pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, ówczesny szef sejmowej Komisji ON - Bronisław Komorowski, na wniosek grupy posłów SLD wnioskował do ministra sprawiedliwości o udostępnienie utajnionego uzasadnienia tylko Wojciechowi Jaruzelskiemu i grupie generałów LWP. Dla społeczeństwa dokument pozostał do dziś tajny, ponieważ prokuratura tłumaczyła, iż zawiera on "informacje stanowiące nadal tajemnicę państwową". To Komorowski w 2005 roku usilnie sprzeciwiał się inicjatywie Jarosława Kaczyńskiego, gdy ten chciał pozbawić agenta „Wolskiego” przywilejów należnych byłemu prezydentowi oraz stopnia generalskiego. „To zły pomysł – perorował polityk PO - Trzeba umieć oddzielić regulacje ustawowe dotyczące wszystkich byłych prezydentów od oceny ich działalności, nie można karać kogoś za błędne decyzje lub niewłaściwe zachowanie, odbierając uprawnienia”. Rok później, w wywiadzie dla Moniki Olejnik Komorowski twierdził, że „zabranie Jaruzelskiemu stopnia generalskiego oznaczałoby, że przekreślamy całą drogę żołnierską generała, a ta nie cała przecież była zła”. Postać agenta zbrodniczej Informacji Wojskowej Komorowski nazwał „do pewnego stopnia tragiczną” argumentując, że Jaruzelski wziął udział w demontowaniu własnego systemu, za którym się opowiadał i którym żył przez całe życie. Ówczesny marszałek Sejmu podkreślał przy tym, że „niewątpliwie gdzieś miały swoje istotne znaczenie jego korzenie rodzinne, tradycja, dla myślenia w kategoriach patriotyzmu”.
Czy powoływanie się na „korzenie rodzinne i tradycje” nie stanowi zabiegu propagandowego wspólnego Jaruzelskiemu i Komorowskiemu? Tę wspólnotę łatwiej dostrzec, gdy zrozumiemy, że pod tarczą herbową i rodzinną mistyfikacją można ukryć ponure fakty z własnych życiorysów i poglądy nieprzystające do polskich wartości. Obrazem tej wspólnoty są również słowa z „Listu otwartego” jaki przed kilkoma dniami Jaruzelski wystosował do Komorowskiego. Sowiecki namiestnik napisał m.in.: „Rozumiem, iż cała ta wrzawa wokół posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego i mojego w nim udziału, stała się głównie okazją do realizacji głównego celu – podważenia prestiżu, zaufania, zdyskredytowania Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. [...] Przykro mi, iż naraziłem Pana Prezydenta na powstałą sytuację.”
Słowa Jaruzelskiego to nie tylko kazuistyczna retoryka. Od dziś wyznaczają autentyczną relację – sprzężenie, w której „wrzawa” wokół obecności sowieckiego namiestnika będzie urastać do rangi ataku na osobę prezydenta III RP i podważać jego „prestiż”.
Artykuł opublikowany w Gazecie Warszawskiej.