Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

[ależ go gonią... nie wiem, skąd ściągnąłem...md]

 

Fiatowiec rozmawia z Łażącym Łazarzem, blogerem, a zarazem prawnikiem, który uruchamia nowy portal społecznościowy pod roboczą nazwą „EKRAN”, bo polskie media rezygnują z wypełniania kontrolnej i demaskatorskiej roli w stosunku do rządzących.

Pragnę na wstępie zapytać, czemu akurat wybrał Pan blogerski pseudonim Łażący Łazarz?

To był taki mój żart z administracji Salonu24, na którym rozpocząłem pisanie trzy lata temu. Zacząłem od komentowania pod innym Nickiem, a potem popełniłem tekst o możliwych związkach śmierci Ks. Jerzego Popiełuszki ze sprawą „Bolka”. To były czasy jeszcze przed Cenckiewiczem, Gontarczykiem i Zyzakiem, kiedy mało, kto w blogosferze pisał o Wałęsie kawa na ławę. Pewnie, dlatego kilka dni po ukazaniu się notki blog mój został w całości wycięty, jako rażąco niepoprawny. Zmartwychwstałem jednak niczym Łazarz i zacząłem znów Łazić po Salonie.

Proszę nam coś powiedzieć o sobie, czym się pan zajmuje zawodowo, jakie ma Pan zainteresowania i skąd się u Pan wzięła ta pasja do pisania?

Jestem z zawodu prawnikiem zajmującym się negocjacjami w biznesie, logistyką i prawem budowlanym. Wprawdzie wychowałem się na fantastyce naukowej i grach fabularnych, które 20 lat temu były domeną garstki pasjonatów, ale dziś moją pasją jest historia, polityka i fizyka teoretyczna. Niewątpliwie jednak to fantastyka i gry nauczyły mnie korzystać z wyobraźni oraz sztuki myślenia lateralnego. To się niesłychanie przydaje podczas obserwacji bieżących wydarzeń. Gdy jeszcze ma się podstawową wiedzę historyczną typu przyczyny – przebieg – skutki, a nie daty i nazwiska, to człowiek zaczyna się orientować, że źródła i konsekwencje bieżących wydarzeń są odmienne niż się większości wydaje. Większość, bowiem stanowi w epoce massmediów tłum opisywany przez Le Bona, który jest adresatem wszelkich manipulacji. Jako zawodowy negocjator zdaję też sobie sprawę ile wysiłku wkładane jest w każde merytoryczne przedsięwzięcie by wywołać odpowiednia reakcję partnerów, odbiorców i przeciwników, stworzyć odpowiednią legendę, sztuczne wrażenie by ukryć pewną sferę działania, odwrócić uwagę od istoty rzeczy lub odpowiednio je sprzedać. To teatr, który działa tak samo w biznesie jak i w wielkiej polityce. Sztuka dezinformacji. W pewnym momencie uznałem, że warto podzielić się moimi przemyśleniami publicznie by zainspirować ludzi do samodzielnego kombinowania i szukania drugiego dna. Widzi Pan, największą mistyfikacją jest samo używanie zwrotu „spiskowa teoria dziejów”, bowiem historia wskazuje, że istotą polityki są właśnie spiski i wszystko to, co jest ustalane poza obiektywem kamery. I to jest normalne, bo jeśli spotka się przy wódce bankier z przywódcą jakiegoś państwa i nikt ich nie słucha, to raczej tam zapadną decyzje, a nie na oficjalnym bankiecie. Wikileaks pokazało ostatnio, choć na płytkim wciąż poziomie, jak wiele rzeczy dzieje się podskórnie i bez mediów. Stalin i Hitler wszak nie opowiadali na prawo i lewo o tajnym pakcie Ribbentrop – Mołotow, a to ten spisek ustawił przebieg dziejów na kolejne 50 lat. Dlatego tak ważne jest dziennikarstwo śledcze. By ktoś docierał do sedna i je ujawniał opinii publicznej. Gorzej, gdy – tak jak się dzieje dziś w Polsce – media rezygnują z wypełniania tej kontrolnej i demaskatorskiej roli w stosunku do rządzących. W tą niszę muszą wejść wtedy blogerzy tacy jak Rolex, Kataryna, FYM czy ja, którzy maja wprawdzie mniejsze możliwości w pozyskiwaniu informacji niż dziennikarze, ale przynajmniej naszego intelektu i naszego słowa jeszcze nikt nie wziął na smycz.

Był Pan jednym z bardziej rozpoznawanych Blogerów w sieci, co było powodem tego, że zlikwidowano Panu bloga na Salonie24?

Faktycznie, po niemal trzech latach pisania nagle bez ostrzeżenia Igor Janke zniszczył ponad 320 moich tekstów wraz z tysiącami komentarzy. To przykre, bo nie miałem okazji zarchiwizować dyskusji, które nieraz – przyznaję – były nawet ciekawsze od tego, co napisałem. Uważam, że to poważne nadużycie, bezczelność w stosunku do autora, ale i poważny błąd wizerunkowy właścicieli Salonu24. Oficjalnie zarzucono mi, że na platformie hostingowej Igora Jankego reklamowałem powstanie Ekranu, czyli konkurencyjnego serwisu informacyjnego Blogerów. Serwis taki wprawdzie rzeczywiście powstaje – i tu rozumiem strach Igora przed konkurencją – ale nigdy o tym nie pisałem na Salonie24, nawet w komentarzach. Postąpiono kuriozalnie, gdyż o Ekranie napisał Bloger Delfin, publikując na S24 kopię mojego listu opublikowanego przez Wirtulną Polonię (w którym bynajmniej nie atakowałem Salonu24), a „za karę” zlikwidowano mój blog. W ten oto sposób Igor Janke nagłośnił powstanie „Ekranu” tak skutecznie, że mogłem zrezygnować przejściowo z planowanej kampanii reklamowej (śmiech). Tylko, tych notek z komentarzami szkoda. Poza tym sprawa ma głębsze dno.

Czy, aby na pewno nie poszło o jakieś Pana prywatne animozje z Igorem Janke, szefem Salonu24?

Absolutnie nie. Nie znam Igora osobiście, widziałem go raz przelotnie rok temu na urodzinach salonu24 i może ze 3 razy rozmawiałem przez telefon, gdy zadzwonił do mnie postraszony przez Palikota, że musi usunąć moją notke na jego temat. Notkę zresztą opartą na zweryfikowanej później przez Igora dokumentacji. Sprawa ma raczej inne niż osobiste dno. Salon24 ma, bowiem naprawdę się, czego bać gdyż jego dzisiejsza propozycja jest krańcowo nieprzyjazna dla osób piszących i czytających, które przecież pojawiły się w Internecie w poszukiwaniu wolności słowa.

A najlepsze przy tym jest to, że Salon24 sam przyczynił się do powstania projektu „Ekran”. Trudno było nie reagować obserwując jak Igor Janke i Radosław Krawczyk od kilkunastu miesięcy zwijają wolność słowa w blogosferze. Skandalem już było wycinanie przez tą platformę hostingową treści niepoprawnych politycznie. To przecież nie żadna redakcja, ale zwykły dostarczyciel miejsca dla blogerów jak blogspot czy worpress, tyle, że ubrany w polityczny szafarz i czytelną nawigację. Tak naprawdę, nie powinno ich interesować, co publikuje autor póki nie łamie prawa karnego. Tymczasem na przestrzeni 3 lat wykasowywano mi niektóre notki (przeważnie bez ostrzeżenia i słowa wytłumaczenia). Policzyłem, że w ten sposób poszło w kosmos około 20 tekstów, przy czym jeden miał ponad 600 komentarzy. Potem jednak zaczął się jeszcze większy cyrk. Salon24 zaczął uzależniać widoczność nowych tekstów na Stronie Głównej od ich poziomu poprawności politycznej, korzystać, z brandu znanych blogerów wkręcając ich w projekt tzw. „lubczasopism”, czyli agregacji ich treści bez zwiększania oglądalności samych blogów. W końcu pojawiła się praktyka ukrywania przez administrację S24, przed czytelnikami i blogerami, nie tylko treści, ale i istnienia samych autorów. Działanie całkowicie woluntarystyczne i bezczelne, gdyż jednocześnie informowano osoby szukające danego autora i jego tekstu, że został on ukryty z powodu zamieszczenia treści wulgarnych, czy coś w tym stylu. Działania te były tak masowe i jednocześnie tak sprytne, że wielu czytelników nawet nie zorientowało się, że na Salonie24 pojawiła się cenzura polityczna. I to cenzura wykorzystująca narzędzia stworzone za unijne pieniądze, w ramach projektu „wspierania mediów obywatelskich i wolności słowa”. Absurd jak z filmów Barei, znakomicie „odczytany” przez blogerów. Efekt finalny był taki, że pojawiła się konieczność stworzenia nowego miejsca dla najlepszych autorów, którzy nie zgadzają się na pisanie pod dyktando, pozbawionego cojones, dziennikarza Rzeczpospolitej.

I tak zaczęła się moja przygoda z Ekranem. U nas nikt nigdy nie wyleci za poglądy polityczne. Najwyżej sobie nie poradzi w walce na argumenty i czmychnie. Jest różnica w podejściu, prawda? I nawet jak ktoś w Ekranie będzie krytykował Ekran, to proszę bardzo, jego zbójeckie prawo, byle rzeczowo i bez łaciny podwórkowej. Nie chcemy ścieku, niech zostanie tam gdzie jest, w telewizyjnych wywiadach z Palikotem czy Niesiołowskim.

W takiej sytuacji należy mówić, że Łażący Łazarz jest na cenzurowanym, bo postanowił stworzyć nowy portal blogerski, który jak się mówi w środowisku będzie konkurencją dla Salonu24?

Można tak powiedzieć. Wpisanie słów „Łażący Łazarz” w treść blogu na S24 powoduje zwrócenie na siebie uwagi jego adminów i wysokie ryzyko „ukrycia” blogu. Sprawa była wielokrotnie testowana. Nie mogę tego nazwać inaczej niż głupotą. Bo to jak noga-dupa-brama dla autorów i zachęcenie ich do zmiany środowiska. W tej sytuacji faktycznie tak poważne przedsięwzięcie jak Ekran, gdzie cenzury nie przewidujemy, staje się głównym konkurentem dla ugrzecznionej blogosferki Salonu24. Pragnę przy tym zaznaczyć, że z innymi blogosferami rzecz rozegrała się inaczej, będziemy współpracować, wymieniać się treścią, pozyskiwać wspólnie czytelników i szukać razem nowych, niezależnych źródeł informacji, tak by blogosfera niezależna stała się nie tylko miejscem na publicystykę, ale i głównym dostarczycielem informacji mogącym konkurować z takimi potęgami jak Onet.pl czy Gazeta.pl. Skończmy zresztą z tym Salonem24, mieli swoją szansę i zaprzepaścili, a teraz będą mieli swoją niszę.

W naszej rozmowie pojawia się stwierdzenie, że pracuje Pan nad stworzeniem nowoczesnej platformy blogerskiej pod roboczą nazwą "Ekran". Proszę powiedzieć, o co chodzi w tej informacji?

Ekran to bez wątpienia projekt mojego życia. To pierwsza blogosfera, w której Blogerzy nie będą wyłącznie zajmować się publicystyką i komentowaniem istniejących newsów, ale także będą dzielić się informacjami pozyskanymi z niezależnych od mainstreamu źródeł. Misją Ekranu jest pełnienie funkcji kontrolnej względem rządzących, a więc tej roli, z której zrezygnowały media głównego nurtu. Nie chcemy kanalizować blogosfery, ale ją upodmiotowić. Udostępnić tygiel, w którym opinie będą się ścierać na argumenty, informacje będą konfrontowane z faktami, a czyny osób publicznych z ich słowami.

Obecnie mamy kuriozalną sytuację, że media głównego nurtu nie konkurują ze sobą w dostarczaniu niezależnych informacji, ale wspólnie dostarczają jej jeden, obowiązujący model polegający na podlizywaniu się politykom partii rządzącej i klepaniu ich po pupci. Jesteśmy chyba jedynym demokratycznym krajem, w którym największe telewizje, radia i gazety zajmują się kontrolowaniem opozycji. To chore. Opozycji oczywiście należy się przyglądać, bo kiedyś może wygrać wybory, ale póki jest opozycją jej politycy powinni być naturalnymi sprzymierzeńcami mediów w dostarczaniu informacji o poczynaniu koalicji rządowej, ministrów, Premiera i Prezydenta. A to, dlatego, że kontrolować należy głównie tych, od których decyzji zależy nasz poziom życia, nasza kieszeń, przyszłość, samopoczucie i bezpieczeństwo. Tak by nie czuli się zbyt pewni siebie, bezkarni i dopieszczani. Zarządzanie państwem to służba i oni muszą się czuć jak na służbie. Nie wiem, dlaczego największe media tego nie robią, mogę się tylko domyślać, ale w Ekranie zawsze będzie miejsce dla polityków opozycyjnych od lewa do prawa i zawsze będziemy słuchać, co mają do powiedzenia, a potem informacje pozyskane od nich drążyć i weryfikować. Blogerzy w takiej robocie sprawdzają się wspaniale. Polska nie jest niczyim folwarkiem, choćby nawet paradował w najbardziej twarzowych bryczesach i elegancką fuzją. Polacy zasługują by być traktowani z szacunkiem nawet przez szefa rządu o twarzy Stana Laurela, gdyż to na nasz koszt podróżuje po Andach i to za jego administracji straciliśmy Prezydenta. I Ekran będzie uczył prominentów zarówno szacunku jak i odpowiedzialności.

Nie boi się Pan, że będzie to kolejna platforma i ludzie zgubią się w sieci? Przecież jest Salon24, Niepoprawni, Blogmedia24, Blogpress, Redakcja.Newsweek.pl, netFORMATOR.pl, Wordpres, a Pan tworzy Ekran. Po co ten nowy portal powstaje?

Z pewnością nie będzie łatwo, ale jest i czas i miejsce na publiczną dyskusję o istotach rzeczy, a niewtłaczanej fasadzie. Mamy także w rękawie kilka asów, które nas wyróżnią i pozwalają mieć nadzieję na sukces. O roli informacyjnej już wspomniałem. Ekran to prawdziwy festiwal informacji pozyskiwanych z innych, niż typowe źródła. Nie zamierzamy po raz kolejny kopiować doniesień agencyjnych. A jeśli już takie doniesienie się pojawi, to w dziale Media Watch Blogerzy zweryfikują tzw. „fakty prasowe” i odniosą je do tego, co tak naprawdę się wydarzyło. Poza tym będziemy korzystać z najlepszych amerykańskich wzorców odnośnie layautu, funkcjonalności serwisu czy sposobów prezentacji informacji i promocji najlepszych autorów. Nie ukrywam, że wzorem jest tu www.huffingtonpost.com, który jest obecnie kanonem właściwego podejścia do dziennikarstwa obywatelskiego, komentatorów oraz czytelników. I dlatego dziś jest bardziej wpływowym medium internetowym niż Forbes.

Mamy także kilka własnych pomysłów i nie o wszystkich chciałbym dziś mówić. Jednym z nich jest na pewno zamiar dzielenia się z blogerami wpływami z reklam. Ekran to, bowiem z jednej strony serwis misyjny, ale z drugiej musi się samofinansować, a więc funkcjonować na rynku reklamowym. Jednak zarówno oglądalność jak i przychody będą przede wszystkim funkcją jakości treści, jaką Internauta będzie mógł u nas znaleźć. Dlatego też przewidujemy mechanizm, dzięki któremu autor będzie mógł partycypować w dochodzie z reklam w stopniu, w jakim ten dochód wypracuje. Czym lepszy autor, częściej czytany i komentowany tym bardziej zostanie doceniony finansowo. Oczywiście, ten aspekt współpracy z Ekranem nie pojawi się wraz z otwarciem serwisu. Najpierw, bowiem będziemy musieli uzyskać interesującą reklamodawców oglądalność i rozpoznawalność w sieci, potem pojawić się w ich planach finansowych i w końcu poczekać na wpływ pieniążków – potrwa to pewnie od 9 do 12 miesięcy. Jedno jest pewne, osoba, która wypracuje sobie markę w Ekranie, będzie mogła na niej zarabiać. To absolutna nowość w polskim Internecie. Sam jestem blogerem i zawsze zadawałem sobie pytanie, w czym świetny autor o rozpoznawalnej marce jest gorszy od dziennikarza, że nikt nie chce mu płacić za teksty. Bo co, bo ma fiszkę bloger nie redaktor? Kompletna głupota. Spójrzmy na dyskusje o ostatnich aferach i katastrofie smoleńskiej, to porażka dziennikarzy zależnych od swoich naczelnych i ich uwarunkowań, a triumf blogosfery. Ja uważam, że dobry bloger robi dziś więcej niż środowisko dziennikarzy, którzy niestety w większości zapomnieli, jaki zawód wykonują (na szczęście nie wszyscy) i jaki jest ich obowiązek względem społeczeństwa. Poczytny bloger to nikt inny tylko nowoczesny obywatelski dziennikarz, tym bardziej warty szacunku, że to, co robił do tej pory wykonywał za free i przy pogardzie tzw. środowiska. Moim zdaniem czas pokazał, że czas z tym skończyć. Jakość musi być doceniana, czy nazywasz się Rafał Ziemkiewicz, Teresa Bochwic czy Coryllus lub T-rex. Ekran będzie rozróżniał tylko teksty złe i dobre, bez łatek i stereotypów. Poza tym decyzją inwestorów udział w zyskach z reklam nie będzie jedyną formą wynagradzania najlepszych. Co mnie zarówno, jako szefa projektu, ale też i blogera bardzo cieszy. W ogóle to projekt medialny z niewidzianymi w Polsce od lat ambicjami i potencjałem. Także finansowym.

Skąd pozyskał Pan środki na jego stworzenie?

Pojawiła się potrzeba, potem zalążek pomysłu, a potem, jako Łażący Łazarz zacząłem spotykać się z różnymi grupami osób i szukać możliwości finansowych. Tak się zdarzyło, że dzięki rozsyłającymi wici blogerom na jednym ze spotkań pojawili się przedstawiciele Polonii Australijskiej, którym mój, jeszcze wtedy zalążek pomysłu, trafił do serca. Okazało się, że ich także (emigracja ’80) boli, że w obecnie w Polsce zamiata się wiele tematów pod dywan, że nie ma swobody dyskusji i wpływowych mediów gdzie toczona byłaby dyskusja merytoryczna. Usiedliśmy za stołem, ja-bloger z pomysłami i nienajgorszą reputacją w środowisku i oni - patrioci polscy, którym się udało za oceanami i którzy postanowili zainwestować w poprawę klimatu dyskusji w starym kraju. Ustaliliśmy, co chcemy, zrobiliśmy badanie oczekiwań, wynajęliśmy najlepszą chyba dziś w Polsce firmę zajmującą się tworzeniem blogosfer, przygotowaliśmy pełną dokumentację i zleciliśmy działania. Niezależnie, wziąłem się za rozmawianie z mediami zainteresowanymi współdziałaniem z Ekranem, oraz oczywiście z potencjalnymi autorami. A znam to środowisko jak mało, kto.

Jak będzie formuła i idea EKRAN-u?

Ekran, to platforma hostingowa Ekran nie przewiduje cenzury (poza rzecz jasna eliminacją trolli), gdyż pragnie być miejscem merytorycznej dyskusji dla wszystkich tych, którzy pomimo ofensywy propagandowej nie wyłączyli jeszcze myślenia i którzy cenią docieranie do istoty rzeczy oraz informacji ważnych. Za treść umieszczoną w Ekranie będzie odpowiadał jej autor, zbierając laury bądź cięgi.

Zresztą, przecież serwis Web 2.0 to dopiero początek. Nie zamierzamy się samoograniczać. Kolejnymi krokami rozwoju Ekranu będzie czynne uczestniczenie w społecznościach wirtualnych, powołanie internetowej TV, e-Radia, stworzenie innowacyjnego wydawnictwa oraz animowanie oddolnych ruchów społecznych, opartych na demokracji bezpośredniej. Ja to nazywam oddziaływaniem fraktalnym. A tu przecież dużo się dzieje, tylko żadne media tych inicjatyw nie nagłaśniają. Wie Pan, co to Las Smoleński, OB CIACH, Legion albo Dzieło? Nasi czytelnicy będą się dowiadywać o wszystkim, co się dzieje naprawdę.

Ekran będzie dystrybutorem prawdy, bo tylko prawda zmienia rzeczywistość na lepsze. A nam w Polsce brak jest rzeczowej, nieskanalizowanej dyskusji o najważniejszych sprawach dotyczących zarówno polityki wewnętrznej naszego Kraju, miejsca Polski i Polaków na świecie, ale i spraw codziennych, lokalnych, tych dokuczających osobiście i z najbliższego otoczenia.

Kto już zdeklarował, że będzie na niej pisał i prowadził bloga?

O tego nie mogę powiedzieć. Nie chcę falstartów i nie zostałem upoważniony. Ale czytelników mogę zapewnić, że towarzystwo jest tak zacne, że chodzę dumny i blady, że ci autorzy zgodzili się tak w ciemno z nami współpracować. Na pewno nie zawiedziemy tego zaufania, a że wiem jak nowoczesny i wspaniały zaprezentujemy produkt to jestem przekonany, że wielu z tych, z którymi jeszcze nie zdążyłem porozmawiać, lub którzy czekają na otwarcie, też przyjdzie do nas pisać. Ekran to będzie niesamowite miejsce. Przyciągające jak magnes. Zarówno blogerzy jak i inni partnerzy medialni szybko się zorientują, że działając wspólnie z nami można tylko zyskać.

Nie boi się Pan konkurencji w sieci?

Przede wszystkim bardzo namawiamy niezależne blogosfery i redakcje do współpracy. Oczywiście nie dotyczy to mainstreamu i tych, co już nam wypowiedzieli wojnę. Ale to niech oni się boją. My startujemy od zera i nie mamy żadnych kompleksów. Zresztą, tak jak mówiłem część z nich już ma stracha. I bardzo słusznie. Grzechy pyszałków szybko zostają policzone, gdy znajdzie się taki, co umie liczyć.

Mam wrażenie, że będziemy jak ze złego snu wszystkich dotychczasowych pewniaków skłonnych do używania gumki myszki w Internecie. Dotychczas dzielili i rządzili, kanalizując blogosferę, pieszcząc pieszczochów i zapiwniczając niepokornych. Autorzy coraz częściej słyszeli od nich: „Nie podoba się? To idź! Ciekawe gdzie pójdziesz”. I tak postawieni pod ścianą autorzy często kładli uszy po sobie i zostawali, cedząc słowa (lub grafiki) coraz ostrożniej, z włączoną lampką autocenzury i niepokojem czy nie wytną. Niemal jak za PRL-u. Cóż, nie każdy może sobie pozwolić na samodzielność jak Kataryna, Toyah czy Maryla. Budowanie marki to długotrwały i niepewny proces. Teraz jednak nadchodzą nowe czasy. Autor niechciany, sekowany i obrażany, któremu wciąż jeden i drugi admin robił łaskę, że się nie przyczepi, że nie ukryje lub nie zbanuje, teraz będzie mógł wziąć swoje zabawki i przyjść do Ekranu. A Ekran go przyjmie z otwartymi ramionami. Liczę, że w ten sposób przyciągniemy do siebie najlepszych autorów, którzy ustanowią ten standard przekazu, do którego będą równać w górę kolejni. Bo nowa, jakość powstaje tylko, jako wytwór myśli swobodnej. I odwrotnie, Ci z nadmuchanymi nazwiskami, ale potrafiący tylko powtarzać utarte banialuki i sączyć wytarte stereotypy zaliczą w Ekranie gorycz porażki. Ale o nich akurat się nie martwię, w telewizji i popularnych gazetach z pewnością znajdą swoje miejsce. Tam niemyślenie w cenie, ale utwierdzanie.

Czemu uważa Pan, że blogerzy, powinni zaufać Panu? Czy ma Pan zamiar dokonywać jakichś spektakularnych przejęć Blogerów z innych platform?

Częściowo już odpowiedziałem na to pytanie. Nie muszą mi ufać w ciemno, wystarczy, że poczekają na start Ekranu, a szybko się przekonają, że zarówno autorów jak i czytelników traktujemy poważnie i ofiarowujemy im najlepszy produkt na polskim rynku blogerskim. Zarówno, jeśli chodzi o wizerunek, narzędzie, promocję jak i towarzystwo, w którym się znajdą. Oczywiście z niezmierną radością przyjmuję przed startem Ekranu wszystkie oferty współpracy - bo przecież serwis już na starcie musi posiadać treść - odbierając to jednocześnie, jako wyraz zaufania do Łażącego Łazarza. To niesamowita nagroda dla blogera i jednocześnie dług, który chętnie spłacę z nawiązką. W ogóle, muszę powiedzieć, że mi się, w blogosferze udało niesamowicie. Bo, to nie, jako manager i prawnik, lecz jako bloger i w efekcie swojego blogowania, otrzymałem szansę realizacji wspaniałego i innowacyjnego projektu medialnego. Przy tym wespół z najlepszymi polskimi autorami, artystami i naukowcami mam okazję zrobić coś pozytywnego dla naszego umęczonego kraju, oraz pokazać wała tym wszystkim cwaniakom, którym się wydaje, że Polaków można sobie rozsegregować do szufladek, a z Polski można zrobić bezmyślny Bantustan. To naprawdę wspaniałe. Bloger Kominek niech się chowa z tą swoją sponsorowaną wycieczką po hamburgerach Ameryki.

Kończy się rok 2010, czego możemy Panu życzyć w tym nowym 2011 roku?

Spektakularnego startu w terminie i miliona unikalnych użytkowników w trzecim miesiącu działania serwisu. To by był niespotykany sukces i dobra wróżba na przyszłość. To by także znaczyło, że wielu rodaków znalazło dla siebie nowe miejsce w Internecie. Zaczynamy na początku lutego, wiec już w maju się okaże, czy życzenia się spełniły.

Dziękuję za rozmowę

Za: http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2804&Itemid=138438434240