Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
„Wspomnienia z Kazachstanu” Sługi Bożego księdza Władysława Bukowińskiego nie są lekturą jakich pełno w katolickich księgarniach po Soborze Watykańskim II. Jest to książka choć skromna objętościowo, to nietuzinkowa, by nie rzec wyjątkowa. Jednakże zanim przejdę do omówienia książki przytoczę najistotniejsze fakty z życia ks. Bukowińskiego. Ks. Bukowiński urodził 22 grudnia 1904 r. w Berdyczowie. Przyjął obywatelstwo radzieckie, aby móc pełnić posługę kapłańską na terytorium Związku Radzieckiego wśród Polaków i Niemców. Terenem jego apostolatu był przede wszystkim Kazachstan. Za swoją pracę duszpasterską był skazywany na kilkuletnią pracę w Gułagu. Zmarł w Karagandzie 3 grudnia 1974 roku. 19 czerwca 2006 r. odbyło się uroczyste rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożego ks. Władysława Bukowińskiego. 8 marca 2008 r. w Krakowie zamknięto proces beatyfikacyjny, a akta przesłano do Rzymu.

„Wspomnienia z Kazachstanu” dzięki wydaniom podziemnym w PRL były jednym z niewielu źródeł wiedzy w Polsce na temat apostolatu na terenie ZSRR oraz kondycji katolicyzmu w tym kraju. Autor uwypuklił w niej ciężki los Polaków z obwodów kamienieckiego, żytomierskiego i winnickiego na Ukrainie, którzy znaleźli się w Kazachstanie w wyniku wywózki w 1936 roku.
ednakże w błędzie są ci, którzy myślą, że jest to książka dotykająca tylko zagadnień duchowych i roli Polaków w Kazachstanie. Nic bardziej mylnego! Oczywiście autor wiele miejsca poświęca zagadnieniom duchowym, ale także nie stroni od analiz systemu politycznego ZSRR, mentalności narodów wchodzących w skład Związku Radzieckiego i relacji na linii Polacy- Rosjanie.

Warto przytoczyć fragment refleksji ks. Bukowińskiego na temat stosunków polsko- rosyjskich: „(…) Byłoby błędem stuprocentowym utożsamiać Związek Radziecki z Rosją, ale byłoby jeszcze o wiele większym błędem dopuszczać do pochłonięcia Rosji przez Związek Radziecki, nie dostrzegać specyfiki rosyjskiej poprzez pryzmat Związku Radzieckiego. Pierwsza zasadnicza uwaga: nic nie ma bardziej zabójczego dla stosunków polsko- rosyjskich jak niewola, a nawet daleko idąca zależność Polski od Rosji. No tak, ale jakże się odnosi współczesny Rosjanin do Polski, do Polaków? Nie może tu być jednoznacznej odpowiedzi. Trzeba najpierw odróżnić wśród Rosjan pokolenie stare, już odchodzące, od pokoleń młodszych. Wśród starych Rosjan są jeszcze widoczne reminiscencje długoletniego antagonizmu polsko- rosyjskiego, nieuleczalnego, z czasów carskich.

(…) W młodszym pokoleniu współczesnych Rosjan dominującą postawą jest obojętność. Sprzyja jej bardzo słaba znajomość historii i jednostronny techniczno- matematyczny kierunek radzieckiego szkolnictwa. (…) Ale wśród młodych Rosjan są i tacy, a wcale nie nieliczni, którzy są do Polski, Polaków usposobieni przyjaźnie, a nawet bardzo przyjaźnie. Pociąga ich do nas przede wszystkim kultura towarzyska. Uważają, że Polacy to ludzie kulturalni i dobrze wychowani, z którymi warto się zaznajomić, a nawet zaprzyjaźnić. Konsekwentnie ci nasi współcześni „przyjaciele Moskale” bardzo się interesują Polską, a zwłaszcza polską kulturą, a nieraz długie lata marzą o tym, by pojechać do Polski.

Byłoby z naszej strony niewybaczalną głupotą, gdybyśmy tych „przyjaciół Moskali” nie dostrzegli, lub lekceważyli lub, co gorsza, zrażali do siebie. Powinniśmy w stosunkach z Rosjanami jak ognia wystrzegać się dwóch skrajności: 1. Uniżoności i służalczości, która może wywołać tylko całkiem zasłużoną pogardę; 2. wywyższania się zwłaszcza pod względem kulturalnym. Takie zdania jak np. „My Polacy reprezentujemy najwyższą zachodnioeuropejską kulturę, do poziomu której Rosji i Rosjanom daleko” doprowadzają każdego Rosjanina, zwłaszcza inteligenta, zależnie od jego temperamentu do rozgoryczenia lub wściekłości. Powie on lub pomyśli: „To my, Rosjanie, według was jesteśmy barbarzyńcami? A więc Puszkin, Tołstoj, Mendelejew czy Pawłow to barbarzyńcy?”

Przepiękny wzór taktu okazał w tej sprawie Prezydent Italii Jan Gronchi podczas wizyty w Moskwie. Mimochodem nadmienię, że prezydent Gronchi, poprzednio długoletni działacz katolickich związków zawodowych, reprezentował w pewnym znaczeniu także i katolicyzm, a wraz ze swą małżonką był na Mszy św. w kościele katolickim w Moskwie. Otóż prezydent Gronchi w mądrym i głęboko przemyślanym przemówieniu podkreślił, że przybywa z Rzymu- tego powszechnie uznanego ośrodka kultury europejskiej. Przybywa do Moskwy, którą można uznać za spadkobierczynię drugiego ośrodka europejskiej kultury, jakim w swoim czasie było Bizancjum. Ta bliskość kulturowa (lecz dodam od siebie: nie tożsamość) niech- mówił dalej- opromieni wizytę prezydenta Italii w stolicy Rosji- a obecnie Związku Radzieckiego. Byłoby rzeczą bardzo pożądaną, żebyśmy i my, Polacy, umieli tak mądrze i taktownie rozmawiać z Rosjanami, a zwłaszcza z tymi, którzy naprawdę szczerze uważają się za naszych przyjaciół”.

Kolejnym ciekawym wątkiem jest opis socjotechniki propagandy stosowanej przez aparat propagandowy ZSRR wobec religii katolickiej. Ks. Bukowiński podkreśla, że ośmieszanie było głównym instrumentem z arsenału socjotechniki propagandy używanym do walki z Wiarą. „(…)Wiele zamieszania sieje stawianie na równi nawet najwyższych form i przejawów religii z najgrubszymi zabobonami, nieraz nie mającymi nic wspólnego z religią. Rezultaty tej propagandy ateistycznej, antyreligijnej, są zarazem i wielkie, i małe. Wielkie, bo dzieci, a zwłaszcza młodzież boją się ośmieszenia, które się okazuje bronią skuteczną przede wszystkim przeciw modlitwie, a nieraz nawet przeciw samej wierze. Małe są rezultaty, a nieraz i żadne tam, gdzie rodzice i wychowawcy są naprawdę wierzący i działający własnym, dobrym przykładem”.

Bardzo ciekawa jest niezwykle precyzyjna analiza stosunku władzy radzieckiej do różnego rodzaju wyznań działających na terenie ZSRR. Ks. Bukowiński tę kwestię przedstawił w sposób szczegółowy i zniuansowany. Odnośnie kwestii pobożności samych Rosjan autor swoje spostrzeżenie podsumował w następujący sposób: „(…) Psychice rosyjskiej nie odpowiada tomizm, a o wiele jej bliższy jest egzystencjalizm”.

Czytając tę książkę mocno rzuca się w oczy fakt, że ks. Bukowiński napisał ją bez zbędnego patosu i kreowania siebie jako męczennika za Wiarę. Jest szczery i obiektywny aż do bólu. Otóż w jednym z fragmentów opisuje jak podczas pobytu w obozie, złamał przepisy i w trakcie ciszy nocnej, gdy nie można było opuszczać baraków wyszedł na zewnątrz wyspowiadać jednego ze współwięźniów. Na gorącym uczynku złapali go strażnicy. Za takie przewinienie każdego więźnia czekał karcer, który kończył się tak, że ukarany lądował w szpitalu obozowym, a bywało, że i zejściem z tego świata. Jednakże strażnik w obecności kolegi uderzył księdza w twarz i kazał mu wracać do baraku.

Oddajmy głos samemu autorowi: „(…) Właściwie to patrol miał obowiązek natychmiast wpakować mnie do karceru. Tymczasem obaj podoficerowie poprzestali na wymierzeniu mi doraźnej kary. Z ich strony był to swego rodzaju humanitaryzm, złośliwie mówiąc „radziecki humanitaryzm”- lecz niewątpliwy. Oczywiście ten incydent można by wykorzystać dla antyradzieckiej propagandy. Można by mówić o tym, jak to bohaterski kapłan katolicki z nadludzkim poświęceniem spełniał swe obowiązki- jak został pojmany, rozpoznany i spoliczkowany przez brutalnego żołdaka, jak nawet nie miał możności poskarżyć się, dochodzić sprawiedliwości. Tak, ale czy owa propaganda byłaby z mojej strony uczciwa? Czy nie doznałem wówczas pewnego rodzaju miłosierdzia i sympatii? Czy ten policzek nie tylko, że nie był zniewagą zamierzoną, a raczej w owych warunkach czymś w rodzaju „protekcjonalnego poklepania po ramieniu”? Czy byłoby uczciwym przedstawiać jako katów ludzi, którzy- mimo wszystko- okazali mi dobre serce?”.

W innym miejscu ks. Bukowiński pisze „(…) No, ale jakże traktowano księży? Na ogół biorąc jednak nieco lepiej niż przeciętnych więźniów. Nie bito ich wcale, a wymyślano im mniej niż innym: tylko pod jednym względem było księżom gorzej niż niektórym współwięźniom. Nie używano księży do lżejszych i czystszych robót np. biurowych. Musieli oni pracować tak jak wszyscy ludzie, z wyjątkiem nielicznych uprzywilejowanych, do których nie dopuszczano księży przez dłuższy czas. Dopiero po śmierci Stalina i pod tym względem nastąpiła dla księży zmiana na lepsze, w niewielkim stopniu”.

I to jest uderzające w tej książce. Nie ma zbędnego patosu, martyrologii, ani naciągania faktów pod określoną ideologię. Jak wcześniej wspomniałem ks. Bukowiński nie kreował się na bohatera, tudzież ofiarę reżimu. Wręcz przeciwnie- ze swojej niedoli potrafił ironizować jak chociażby w tym fragmencie: „(…) Ksiądz, obecnie już prałat, dr Józef Kuczyński godnie dzierży rekord światowy wśród księży katolickich. Jest to rekord uwięzienia. Wynosi on 17 lat. Ksiądz, obecnie już także prałat dr Bronisław Drzepecki jest wicemistrzem światowym. Ma za sobą 15 lat więzienia. Ja znajduję się na dalszym miejscu. Mimo trzykrotnego uwięzienia zdołałem nazbierać „zaledwie” 13 lat, 5 miesięcy i 10 dni”.

Momentami ks. Bukowiński opisuje groteskowe historie, takie jak ta z udziałem jego przyjaciela księdza, gdy przyjechał do jednej z miejscowości w Kazachstanie i chciał udzielić tamtejszym katolikom sakramentów. Przed Mszą św. i nabożeństwami w miejscowej świetlicy odbywał się komunistyczny miting. Gdy frekwencja była słaba, to miejscowe władze zabraniały księżom pobytu na ich terenie pod pretekstem, że odciągają „obywateli radzieckich” od wiecowania. Tak więc ksiądz chcąc, aby miejscowi katolicy mieli dostęp do sakramentów (na co dzień nie mieli kapłana do dyspozycji) powiedział, aby poszli na wiec, „odpękali” swoje, żeby miejscowi towarzysze sekretarze ich zobaczyli, a później przyszli do kościoła i przystąpili do spowiedzi i Komunii świętej. Ks. Bukowiński z ironią stwierdza, że w ten sposób nawet pobożne babcie, które nigdy na wiece nie chodziły poszły poprawiając tym samym frekwencję. To pokazuje, że wielu ludzi, którzy żyli w ówczesnych realiach ZSRR z przymrużeniem oka i swoistym tumiwisizmem podchodziło do swoich obowiązków „obywatela radzieckiego”. W tym miejscu należy podkreślić, że ks. Bukowiński wyraźnie zaznaczył, iż zdecydowanie odradzał wiernym wstępowanie do partii komunistycznej czy Komsomołu.

Interesujące są także fragmenty, gdy autor snuje refleksje na temat zmian wewnętrznych w ZSRR i liberalizacji systemu. Podejrzewam, że w tym miejscu mocno zaskoczeni będą wielbiciele twórczości Józefa Mackiewicza czy Anatolija Golicyna. Oddajmy więc głos ks. Bukowińskiemu: „(…) Zresztą, czy można żądać, by państwo komunistyczne okazywało księżom jakieś szczególne względy, tak podczas uwięzienia jak i na wolności? Nie należy żądać zbyt wiele! W Związku Radzieckim głosi się ideał państwa ateistycznego, którego obywatele wszyscy bez wyjątku będą przekonanymi ateistami, całkowicie oswobodzonymi od tzw. „religijnych zabobonów”. Ja sam jestem obywatelem radzieckim. Całkiem dobrowolnie przyjąłem obywatelstwo radzieckie (…). Dobrze zdawałem sobie sprawę i z tego, że moja praca duszpasterska może być w najlepszym razie tolerowana, lecz w żadnym razie popierana przez władze państwowe. Oczywiście, wszyscy ludzie wierzący, a jest ich w Związku Radzieckim bardzo wielu, są zainteresowani tym, aby polityka władz państwowych była tolerancyjna. Otóż właśnie pod tym względem wywiera szkodliwy wpływ jednostronna propaganda antyradziecka, zwłaszcza na tematy prześladowania religii, wiary, Kościoła i duchowieństwa. Trzeba sobie zdać sprawę z dwóch rzeczy: po śmierci Stalina w Związku Radzieckim dokonano bardzo wielkiej, choć oczywiście względnej liberalizacji całego systemu; w społeczeństwie rosyjskim zawsze były i są silne tradycje i tendencje absolutystyczne. Rosja to nie Polska.

(…) Tak czy inaczej, w Rosji wszelka liberalizacja może się bardzo łatwo zakończyć odwrotem nawet od bardzo względnego liberalizmu do absolutyzmu władzy państwowej lub- jak teraz- partyjnej. I jeszcze jedno trzeba uwzględnić. W Związku Radzieckim istnieje wielka- ryzykowałbym nawet twierdzenie, że przesadna- wrażliwość na opinię zagranicy. Pod tym względem w Rosji zdaje się, że niewiele zmieniło się od czasów Mikołaja I. (…) Obecny rząd ma w ZSRR opinię względnie liberalnego. Przesadna krytyka osłabia taką opinię i wzmacnia tendencję absolutystyczne. Nie chodzi o to, by chwalić. To mogłoby nieraz zakrawać na ironię. Umiarkowana krytyka nie pozbawiona pewnej nuty życzliwości bodaj najlepiej służy utrwaleniu tendencji liberalnych, a w związku z tym i wzmocnieniu tolerancyjności w sprawach religijnych”.

Piękne i wzruszające są momenty, gdy ks. Bukowiński opisuje jak polskie rodziny w Kazachstanie pielęgnowały Wiarę rzymskokatolicką i w jaki sposób z pokolenia na pokolenia pielęgnowano polskie tradycje narodowe. Jak przechowywano w prywatnych domach polskich księży i jak pod czujnym okiem KGB organizowano życie religijne wśród Polaków. W jaki sposób kupowano prywatne domy i przerabiano je na kościoły. Uderza nieprawdopodobny szacunek do Najświętszego Sakramentu ze strony autora, co zresztą nie powinno dziwić. Wszak odprawiał Mszę św. w rycie trydenckim i w książce praktycznie nie ma nawet śladu jakiegokolwiek modernizmu. Być może dlatego tę książkę tak dobrze się czyta, bowiem nie ma w niej posoborowej nowomowy.

Kolejną dużą wartością tej książki jest to, że nie ma w niej tak charakterystycznego dla „antykomunistycznej”, mieniącej się katolicką prasy retoryki pojękującej jaki to ZSRR był zły i jak prześladował. Owszem, ks. Bukowiński ukazuje męczeństwo (zarówno fizyczne jak i duchowe) katolików na Wschodzie, ale nie wpadł w szał wrzucania wszystkich i wszystkiego w ZSRR do jednego worka. W przeciwieństwie do współczesnych nam „antykomunistycznych” mediów ukazał system polityczny ZSRR w sposób szczegółowy, obiektywny i zniuansowany. Wolny od stereotypów. Czytając „Wspomnienia z Kazachstanu” ma się do czynienia z chrześcijańską nadzieją i duchem misyjnym. Bez skrajności wpadania w ślepe zacietrzewienie przeciwko wszystkiemu co rosyjskie z jednej strony, a z drugiej bez ekumenizowania i płaszczenia się przed systemem.

Chociaż książka napisana przez Sługę Bożego księdza Władysława Bukowińskiego nie jest literacką wirtuozerią, to jestem pod wrażeniem dominujących motywacji poznawczych u autora- tak charakterystycznych dla człowieka Cywilizacji Łacińskiej. Precyzja z jaką ukazał czytelnikowi niuanse systemu radzieckiego na wielu płaszczyznach musi budzić szacunek. Tym bardziej, że w dzisiejszych czasach, gdy tylu dziennikarzy, publicystów, historyków i niestety także wielu księży zaraziło się „chorobą na Moskala” widząc w obecnej Rosji przedłużenie ZSRR, książka ks. Bukowińskiego może być wzorem obiektywizmu i łacińskiego dążenia do prawdy. Z czystym sumieniem mogę napisać, że to najlepsza i chyba najbardziej szczegółowo, a zarazem zwięźle i w prosty sposób napisana książka o realiach życia katolików w ZSRR jaką miałem okazję przeczytać. Gorąco polecam. 
 
Ks. Władysław Bukowiński- „Wspomnienia z Kazachstanu”, o. Serafin Alojzy Kaszuba OFMCap.- „Zapiski z Kazachstanu”, ss. 134, Wydawnictwo „Wołanie z Wołynia”, Biały Dunajec- Ostróg 2006.

(L)eon

Za: http://leon1916.blog.onet.pl/Lacinnik-o-ZSRR-czyli-wspomnie,2,ID420047849,n