Obecna sytuacja Polski - obawiamy się - jest dosyć podobna do sytuacji Królestwa Judy z czasów króla Jojakima (609-598 przed n. Chr.), który najpierw był narzucony przez egipskiego faraona Neko, a potem stał się wasalem Babilonii i prowadził kraj do ruiny gospodarczej, moralnej i religijnej, a w końcu doszło do pierwszej deportacji Żydów w niewolę babilońską. Prorok Jeremiasz przestrzegał króla, że królestwo czeka gwałt i ruina. Tak i Polska przechodzi dziś od wasalstwa sowieckiego do wasalstwa eurogermańskiego, a wewnątrz rozciągają się różne ruiny życia, zwłaszcza społeczno-politycznego i duchowego.
Jeszcze raz o sytuacji społeczno-politycznej
Dla myślącego i szlachetnego obywatela nad Polską unoszą się jakieś opary na obszarach życia politycznego, społecznego i duchowego: niepewność, tymczasowość, fałsze komunikacji społecznej, zakłamanie, walki o bogactwo lub przeżycie, brak przejrzystości, godności, idealizmu i światła. Przy bliższym przyjrzeniu się wyłaniają się ciągle te same ogromne problemy, które wystąpiły po roku 1989. Zamiast uspokojenia i rozjaśnień mamy ciągle mętność, zwłaszcza ideową i moralną. Trudno wszystkie te problemy omawiać w całości i od nowa, ale niektórych znowu pominąć nie można.
Dalej zwykli Polacy, zwłaszcza katolicy, mamieni hasłami fałszywej demokracji, nie mają właściwie nic do powiedzenia w najważniejszych sprawach, w ogóle w rządzeniu Ojczyzną. Przyzwyczajeni do bierności politycznej nie umieją się zorganizować, stworzyć wspólnego programu i zastosować zdecydowanej obrony. I tak ogół obywateli jest wyraźnie politycznie rozbity, zmęczony, zbałamucony i jakby czymś ciągle zastraszony, głównie przez niepolskie media i coraz liczniejszych paszkwilantów Polski, wewnętrznych i zagranicznych. Powstaje wrażenie, jakby sprzysięgły się jakieś siły nasze i światowe, żeby zgnieść Polskę i Kościół polski. Przy tym dodaje się jeszcze, że nasze bronienie się to nietolerancja i wstecznictwo. Jakby perfidia bolszewicka rozlała się na cały świat. Co gorsza, nie tylko nasze władze polityczne nie chcą nas bronić, bo są zaczadzone liberalistyczną ideologią, ale już nasza Konstytucja zapewnia bezkarność wielkim drapieżnikom naszej polskości (art. 52 ust. 4). Przy tym, na nieszczęście, ludzie naszej prawicy, czyli uwzględniający Boga w życiu publicznym, nie mają daru rozumu politycznego i tłuką się jak nastoletni chłopcy na podwórzu.
Tymczasem nie da się zrozumieć, dlaczego nasze warstwy wyższe, zwłaszcza polityczne i rządzące, nie chcą obywateli o silnych osobowościach, szlachetnych i wolnych, lecz wiodą wszystkich, szczególnie młodzież, bardzo ochoczo do niewoli w nowym Babilonie. Nawet decydenci mówią sobie spokojniutko o tym, że już 80 proc. ustaw i uchwał będziemy mieli z Brukseli, często od ludzi fanatycznych i bez prawości moralnej. Właściwie to jeszcze przed wejściem w życie traktatu lizbońskiego oddano unijnej kompetencji wszystkie organa władzy państwowej i samorządowej. Konstytucję polską już zmarginalizowano, a zwrot, że "naród jest suwerenem", uznaje się za wyświechtany frazes (Kazimierz Barłowski). Ciekawe, że najprostszy obywatel widzi w tym wielkie zło, a czołowi politycy tego nie rozumieją. Kogo oni reprezentują? Nie naród, lecz jakąś swoją grupę.
Ginie pojęcie klasycznej władzy, a jawią się jakieś dziwne postacie kompetencyjne, które wchodzą w układy środowiskowe, korporacyjne i polityczne, zastępujące władze państwowe (K. Barłowski).
Zresztą dziś różne korporacje rządzą już nieraz całymi państwami. Tak jest nawet z polityką amerykańską, o czym świadczą wynurzenia niektórych byłych agentów. Słowem, rządy państwami często nie są czyste i moralne. To za "zacofanych" czasów pogańskich i pod ciężką okupacją Rzymian św. Paweł Apostoł stwierdzał, że "rządzący nie są postrachem dla uczynku dobrego, ale dla złego" i że "władza jest narzędziem Boga ku dobremu" (Rz 13, 3-6). Tymczasem w arcypostępowym wieku XXI jest akurat odwrotnie. W Ameryce, Europie i u nas władza za dobro karze, np. za obronę życia poczętego lub za miłość ojczyzny, a za zło nagradza, np. za zabijanie dzieci poczętych czy za zdradę narodu na rzecz utopii. Takie odwrócenie funkcji władzy publicznej i politycznej to dla życia społecznego śmierć. Tak dłużej być nie może.
Ważnych decydentów polskich nie obchodzi, że konstytucja niemiecka nie akceptuje granicy na Odrze i Nysie. Ciągle brak nam należytej obrony przed materialnymi roszczeniami Niemców i Żydów. Nie ma mocnych starań o odzyskanie dóbr kultury, zrabowanych przez Niemców i Rosjan, porzucono też myśl o naszych żądaniach odszkodowania finansowego za olbrzymie straty spowodowane przez Niemców. Były tylko jakieś zapowiedzi takich roszczeń na wiwat. Może skończyło się na jakichś niepublicznych rozmowach. Marginalizuje się bezpieczeństwo i obronność Polski, rozkłada się kompletnie wszystkie formacje wojskowe, utrzymując jedynie jednostki misyjne służące obcym celom. Buduje się tylko bazy NATO w Polsce, niewątpliwie za nasze pieniądze (K. Barłowski). Pseudodemokracje, partyjne, nie narodowe, boją się mieć silną armię, bo ta może w pewnym momencie wystąpić w obronie narodu i jego suwerenności.
O polityce patologicznej dobrze świadczy fakt, że prawie wszyscy europosłowie PO i SLD głosowali za odrzuceniem wniosku o uhonorowanie 25 maja 2009 r. rotmistrza Witolda Pileckiego jako bohatera walki z totalitaryzmem niemieckim i sowieckim. I ci posłowie zechcą znowu być wybrani do PE, dla nich właściwie nie ma już Polski, jest tylko Babilon europejski. Niektórzy postkomuniści również nie potępiają mordu na gen. Auguście E. Fieldorfie "Nilu", bo chciał Polski "anachronicznej" i katolickiej.
Politycy ślepo zakochani w pani Brukseli wcale nie pamiętają, że Zachód w swej polityce nie jest ani altruistyczny, ani moralny. Zapomnieli, jak alianci sprzedali nasze Kresy Wschodnie i oddali całą Polskę pod władzę sowiecką. Jakże bolesne było to, że nikt z 2. Korpusu Polskiego na Zachodzie, tak strasznie wykrwawionego pod Monte Cassino i w innych bitwach, nie został dopuszczony w Londynie do defilady zwycięstwa, żeby nie urazić naszego okupanta sowieckiego i krwawego Stalina. A i dzisiaj film Komisji Europejskiej na 20-lecie upadku komunizmu nie wspomina żadnym znakiem ani "Solidarności", ani Wałęsy, ani Jana Pawła II, a pokazuje jedynie totalitarny stan wojenny. Niektórzy nasi mówią, że to z niewiedzy, i chcą douczać twórców filmu. Tymczasem nie są oni tacy ciemni, tylko są megalomanami i pogardzają Polską i Kościołem katolickim. Inicjatorami takich rzeczy są najczęściej koła filosemickie, które mszczą się za niezaspokojenie roszczeń majątkowych i za to, że - jak mówią - "Polacy nie obronili Żydów" przed Niemcami w czasie okupacji. W tym samym duchu działa nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które odmówiło poparcia dla rozpowszechniania wiedzy o Polsce w Niemczech, natomiast daje fundusze na cele żydowskie.
W ogóle w kraju nie możemy bronić się przed wielkimi złodziejami, malwersantami, warchołami, zdrajcami, przed drapieżnikami publicznymi atakującymi ducha polskiego i Kościół katolicki, a także przed złymi politykami i złą władzą. Właściwie to ludzie takich orientacji byli bardzo przewidujący i uchwalili sobie wprzód takie prawa, żeby byli bezkarni. Na przykład według Konstytucji nie można skazać na banicję żadnego, nawet największego szkodnika kraju. Trybunał Stanu też nie działa, a i sądy są nieraz upolitycznione, a raczej upartyjnione, i kierują się więcej swymi emocjami niż prawem (K. Barłowski). Ot, ogólna niemoc w polskim życiu publicznym. Nie ma czynnika normalizującego życie polskie.
I człowiek zadaje sobie pytanie, dlaczego tak wielu polityków i rządców nie ma zmysłu polskiego, wolnościowego i narodowego i tak beztrosko skazuje Polskę na niebyt lub przynajmniej do muzeum. A z pozorowanej dyskusji premiera z dwoma związkowcami w Gdańsku 18 maja 2009 r. wynika jasno, że rząd nie miał i nie ma zamiaru bronić stoczni w Polsce, a ponadto chce pomniejszyć prawa związków zawodowych na wzór statusu tych związków na Zachodzie, w czym kryje się myśl, że "Solidarność" polska musi się skończyć.
Ku ruinie gospodarczej
Trzeba jasno powiedzieć, że obecny rząd prowadzi gospodarkę krajową raczej nieudolnie. Nie ma swoich programów, inwencji, regulacji, odpowiednich działań. Przeszczepia tylko tak na oko neokapitalistyczne programy zachodnie, licząc na to, że wszystko rozwiąże "niewidzialna ręka wolnego rynku". Tymczasem przyszedł jeszcze wielki światowy kryzys gospodarczy i na ten ukochany kapitalizm, i do nas. Przy tym nasze zadłużenie zagraniczne wzrosło do ok. 170 mld euro. Do tego sprzedaje się bez rozgłosu medialnego dalsze firmy, zakłady i branże, jak energetyka, nie bacząc na niskie ceny w czasie kryzysu i na powiększające się gwałtownie bezrobocie. Rząd nie prowadzi zdecydowanej walki z kryzysem, kryje błędy w ustawie budżetowej i stara się ratować budżet przez nowe cięcia, nowe podatki i zrzucanie wielu problemów na samorządy. Tymczasem padają coraz to nowe zakłady i firmy, mamy już ok. 2 mln bezrobotnych, a deficyt budżetowy zaplanowany na rok 2009 na 18 mld zł jest już do kwietnia wyczerpany w sumie na blisko 16 miliardów. Ludzi broniących zakładów i miejsc pracy, jak w przypadku stoczniowców, rząd nazywa "zadymiarzami", "zdrajcami ideałów 'Solidarności'", "bandą wichrzycieli" i poleca policji ich bić i gazować. Ta brutalność płynie z wielkiej pychy, że rząd jest krytykowany.
Brakuje dotkliwie pieniędzy na inwestycje, a jednocześnie ministrowie zaplątali się we własną biurokrację i wykorzystują pomoc unijną w minimalnym stopniu. Nie chroni się dostatecznie własnej produkcji, a przez to miejsc pracy i zasobności. Już niemal wszystko się sprowadza, nie tylko wyższą technologię i większość leków i środków medycznych, ale także węgiel, mięso, cukier i inne produkty żywnościowe, również genetycznie zmodyfikowane (wbrew prawu), aż po takie drobiazgi, jak: napoje, pałeczki kosmetyczne, wykałaczki itd. - w nieskończoność. Przecież to tragedia dla gospodarki polskiej. Przyczyną tego jest nie tyle rynek wolny, ile zbójecki. Nasi decydenci widzą już Polskę jako podrzędną cząstkę Europy i ratunku dla naszej gospodarki szukają w ucieczce z Polski do Unii, i to mimo że tam cała produkcja spadła już o 19 proc., przy tym właśnie gospodarka niemiecka, na którą jesteśmy bardzo nastawieni, dziś ściąga nas bardzo w dół z powodu ich kryzysu neokapitalistycznego.
Trzeba jeszcze powiedzieć, że ciągle jest zaniedbane rolnictwo, może nawet coraz bardziej. Trudno sobie wytłumaczyć, dlaczego tak wielu naszych polityków i notabli ma niechęć do wsi, a nawet pogardę i złość. Tymczasem zła była umowa z Unią co do gospodarki rolnej, zawarta jeszcze w Kopenhadze. Przy tym ziemia polska jest zagrożona wykupem, rozkradany jest majątek publiczny wsi i coraz więcej ziemi ornej się "odrolnia". Front pracy rolniczej bardzo się skurczył. Nie ma takiego jak dawniej bogactwa roślin i upraw (Józefa Kusz). Straszą tylko wielkie monotonne obszary kukurydzy, sadzonek i innych. Spada bardzo hodowla bydła, owiec, trzody chlewnej. Niższa jest produkcja żywności niemal wszystkich asortymentów. Rolnicy są brutalnie wyzyskiwani przy skupie produktów rolnych i ogrodniczych przez niszczące ceny ze strony zmawiających się rekinów, głównie co do wiśni, porzeczek, malin, truskawek itd.
Nasze tereny wiejskie służą coraz częściej Europie za śmietniki i rząd nie reaguje. Mamy bardzo wiele ogromnych farm cudzoziemskich, którym nasze władze sprzyjają jako liberalne, a więc farm angielskich, irlandzkich, duńskich, szwedzkich, holenderskich, amerykańskich, nie mówiąc już o niemieckich. Unia ma obłędną ideę tworzenia ogromnych farm. W tym duchu Leszek Balcerowicz zapowiadał jeszcze w roku 1990 likwidację w Polsce ponad półtora miliona gospodarstw rodzinnych. Ideę Unii widać dziś dobrze na przykładzie dopłat zależnych od wielkości hektarów. Drobny rolnik otrzymuje kilkaset złotych na rok, co przy podatkach i wzroście cen środków produkcji wychodzi na minus. Tymczasem wielkie gospodarstwa otrzymują miliony. Na przykład spółka angielsko-irlandzka Top Farms Wielkopolska mająca 10 tys. ha otrzymuje 7,4 mln zł, a spółka duńska Prime Food w Przechlewie na 11 tys. ha - 7,3 mln zł (Ludwik Staszyński, Zmagania o przetrwanie, Warszawa 2009). Cel jest taki, żeby w Polsce padło owe półtora miliona gospodarstw, a ludzie przeszli na rentę, z nadzieją, że cały świat wiejski, katolicki, szybko zniknie i nie będzie już chłop szpecił krajobrazów ani przynosił wstydu przed nadludźmi Zachodu. I tak za zachodnią koncepcją gospodarki kryje się ideologiczna koncepcja tworzenia "nowego człowieka".
I tak długo by mówić o doli wsi. To tylko niektóre bolączki. Jest bolesne, że dalej chłop jest uważany za anachronicznego, zacofanego, a nawet za obciążającego Kościół, który bez niego byłby rzekomo bardziej postępowy. No i oszukuje się chłopa przy każdej okazji, i na forum państwowym, i prywatnie. Ubliża się mu, kiedy się broni. Trudno mi zrozumieć, dlaczego PSL poparło wyniosłych liberałów, wrogów wsi. Daj Boże, żeby to było z motywu ratowania ze wsi co się jeszcze da. Ale byłoby gorzej, gdyby chodziło tylko o synekury działaczy Stronnictwa.
Z dziedziny upartyjniania Polski
Niechybnie partia rządząca chce uczynić całą Polskę swoją, partyjną, bez całego bogactwa przeszłości, tradycji, życia społecznego pozapartyjnego, bez polskiej kultury i bez Kościoła. Cała Polska ma być przedłużeniem Platformy Obywatelskiej. W tym celu stosuje się specjalną politykę, ideologię, gospodarkę, kulturę, no i przeróżne sztuczki i gry. Ale nie można już znieść tych ciągłych, pieniackich ataków na opozycję. Można dostać zawału, gdy się słucha w dysputach telewizyjnych ludzi z PO, no i z SLD, którzy rozumują tylko emocjonalnie, samą oczywiście złośliwością i nienawiścią. Przy tym PO mówi, że TVP została opanowana przez PiS, a nawet LPR (Piotr Farfał), tymczasem PiS (i LPR) było i jest ciągle mocno krytykowane, natomiast bardzo jest wychwalana PO, trzymana jest jej linia, a liczni dziennikarze podlizują się jej na potęgę. W dysputach nierzadko prowadzący nie pozwala dokończyć zdania, jeśli wyczuje u kogoś nutę krytyczną pod adresem PO. Tworzy to bardzo stęchłą atmosferę medialną.
Rząd bardzo sprzyja Niemcom, mimo że ostatnio niemieckie firmy gazowe udaremniły bardzo istotną dla nas inwestycję, a mianowicie sprowadzanie przez nas gazu z Norwegii. Włączyły się bowiem do współpracy w budowie rosyjsko-niemieckiego rurociągu przez Bałtyk. Polityka polska nie ma ani siły, ani godności. Ale jeszcze gorsza jest polityka polonijna. Z jednej strony zamyka się wiele naszych placówek dyplomatycznych za granicą, ambasad, konsulatów i instytutów, a z drugiej strony dąży się do narzucenia Polonii ideologii PO. Polonusi winni się wtopić całkowicie w dany kraj. Jest to w duchu kosmopolityzmu i globalizmu. PO bardzo nie lubi patriotów polonijnych, np. Jana Kobylańskiego, i stara się dzielić emigrację na postępową i anachroniczną. Poza tym niektóre nasze ośrodki wysyłają z kraju jakichś agentów do Polonii, żeby najpierw zdobyć podstępnie jej zaufanie, a następnie uprawiać dywersję, przeważnie przez pisma w ośrodkach polonijnych, szczególnie wśród parafii katolickich. Tak się dzieje np. w Anglii, jak podają polscy księża.
Platforma Obywatelska zgodnie ze swą ideologią kosmopolityczną nie broni odpowiednio naszych interesów w świecie, no i ciągle bardzo słabo przeciwstawia się wrogiej propagandzie ateistycznej, masońskiej i żydowskiej. W ogóle jest za pokornym poddaństwem, nie tylko w dziedzinie gospodarczej i politycznej, ale także moralnej i duchowej. Ochoczo przyjmuje wszystkie, nawet nieprawne, ingerencje unijne zarówno w naszą gospodarkę, jak i życie moralne. I tak Bruksela rządzi nami jeszcze przed przyjęciem traktatu lizbońskiego. W efekcie Polska nie decyduje już suwerennie w wielu dziedzinach: w gospodarce, w ustroju społecznym, w kulturze, nauce, polityce, w życiu moralnym i w ogóle - jak już wspomniałem - w 80 proc. Unia zastępuje nasze prawodawstwo. Mimo wypierania się narzucana jest nam cała ideologia zachodnia, łącznie z sekularyzmem, ateizmem i degeneracją moralną. Na przykład komisarz ds. walutowych Joaquin Almunia zarzuca Polsce, że wprowadziła ulgę podatkową na dzieci, zniżkę VAT na rzeczy dziecięce, obniżkę składki rentowej i waloryzację świadczeń socjalnych, no i grozi karami, nawet finansowymi, za to, że deficyt finansów publicznych będzie wynosił w roku 2009 ok. 6,6 proc. PKB, tak jakby to była nasza wina. W podtekście chodzi o to, żeby państwo nie opiekowało się potrzebującymi, by nie miało dużo dzieci i by ubodzy szybko umierali, bo to "złom" w naszej kulturze. Populację trzeba za wszelką cenę zmniejszać.
Również wygraża się Polsce, jeśli nie da pełnej wolności gejom, "małżeństwom" homoseksualnym i aborcji na życzenie. Z kolei w Unii pojawiają się zakusy, by ograniczyć leczenie niekonwencjonalne, chyba i ziołowe, bo to magia i zabobon. Niepomni, że ziołolecznictwo jest stosowane od początków ludzkości z wielką skutecznością. W ogóle cały świat ma być nowy, nie przyrodniczy ani duchowy, lecz chemiczny i techniczny.
W omawianej polityce tkwi założenie, że Polska musi być pokorna wobec innych narodów, bo jest zacofana, słaba i ciemna, ciemna głównie przez żywy katolicyzm. Ktoś z "Gazety Wyborczej" (15.05.2009) cieszy się ogromnie, że na naszą prezydencję w UE od 1 lipca 2011 r. ściągamy już speców z Niemiec, z całej Europy i z Ameryki, którzy oczywiście będą sowicie opłacani, jakby nie było zdolnych Polaków. Przy tym nie chodzi bynajmniej tylko o fachowość, lecz mają oni uczyć myślenia europejskiego i globalistycznego i wpajać nam unijne ideały. Będą to więc apostołowie propagandy i demoralizacji zachodniej. I tak propagandyści zachodni chcą zabić duszę polską i znaczna część naszych polityków i rządzących im w tym pomaga. Właściwie to powinien być kiedyś za to Trybunał Stanu.
Takich i podobnych rzeczy antypolskich jest bardzo dużo. Tutaj podałem tylko parę dla charakterystyki. Doprawdy, nie można sobie wytłumaczyć, że niektórzy Polacy - chyba że nie są to Polacy - tak nie zajmują się ubogaceniem ciała i ducha Narodu, jego odrodzeniem i kulturą, a tylko prą do niewoli i do stanu niemoralności, z ruiną swej Ojczyzny, nie poprzestając na samej rodzinnej wspólnocie państw, narodów, gospodarek, kultur i ideałów ludzkich. Jak Polska może się dawać opanować przez taką ciasną i szkodliwą jednostronność? Jak może Naród się tak upodlić, wyrzekając się pełnej suwerenności społecznej, politycznej i duchowej? Trzeba się głęboko zastanowić nad zawołaniem kpt. Zbigniewa Sulatyckiego i prof. Rafała Brody: "Przestańcie szkodzić Polsce!".
W ogólności coraz więcej Polaków różnych ośrodków opowiada się za podjęciem politycznego i duchowego odrodzenia Polski, za jej pewnym wyzwoleniem i za organizowaniem się w tym celu oddolnie, ostatecznie przez ożywienie "Solidarności" bądź stworzenie nowej. A do tego trzeba czynu i nacisku na naszą nieszczęsną wierchuszkę. Wydaje się aktualna ulotka "Solidarności" z 19 sierpnia 1988 r.: "Tylko mądra presja społeczna może doprowadzić do przebudowy gospodarczej i społecznej". Jest to, oczywiście, trudne, bo nie ma jeszcze takiego ogólnego pędu, nie mamy oparcia instytucjonalnego ani prawnego, ani też finansowego i nie możemy stworzyć czegoś takiego jak irlandzki multimilioner Declan Ganley. Padają często głosy, żeby organizować nową politykę polską w oparciu o instytucje Kościoła hierarchicznego. Ale byłoby to niepoprawne. Kościół hierarchiczny po Soborze może jedynie służyć radą i nauką ewangeliczną, opiniować sytuację i głosić naukę moralną. Czyn zaś muszą podjąć katolicy świeccy i w oparciu o środki świeckie.
Można to zacząć już od sytuacji wyborów do europarlamentu 7 czerwca 2009 roku. Wybory te są traktowane przez ludzi bez zmysłu polskiego jako realizacja traktatu lizbońskiego, rzekomo już obowiązującego, choć nieratyfikowanego. Jest to, oczywiście, znowu fałsz. Jak na razie Parlament Europejski ma tylko głos inicjatywny, opiniujący i w pewnych sprawach wykonawczy, a faktycznie rządzi wszystkim Komisja Europejska, której skład notabene nie jest demokratyczny: "Akty ustawodawcze Unii mogą zostać przyjęte wyłącznie na wniosek Komisji" (Traktat, I, iv, art. I ust. 2); "Komisja jest całkowicie niezależna w wykonywaniu swoich zadań" (tamże, ust. 7). Jednakże trzeba pójść głosować i wybierać, bo PE w razie nieobecności mądrych Polaków może nam wyrządzić jeszcze więcej krzywd i dokonać różnych rzeczy pozaprawnych, co się faktycznie w Unii nieraz zdarza. Nie możemy wszakże popierać kandydatów z PO i z Lewicy, gdyż oni mają inną wizję Polski i gotowi są zrezygnować z wolności Polski, choć szerzą propagandę wyborczą, jakoby chodziło im o dobro całej Polski. Faktycznie chodzi im tylko o dobro cząstkowe, o dobro partyjne.
Chciałbym zakończyć te moje przestrogi Jeremiaszowymi słowami prof. Rafała Brody: "Prawie codziennie stajemy wobec faktów tworzonych przez ludzi władzy, które budzą niepokój, oburzenie, aż po gniew rodzący uporczywe pytanie: kim właściwie są ludzie, którzy nami rządzą?" ("Nasz Dziennik", 16-17.05.2009). Dodałbym, żeby to nie byli nasi współcześni Jojakimowie.