Przez pierwsze trzy dni po tragedii, do 13 kwietnia, polska i rosyjska strona procedowały według porozumienia z 1993 roku. Po konferencji Putina
w Moskwie to się zmieniło
Z mecenasem Stefanem Hamburą, pełnomocnikiem Janusza Walentynowicza, syna tragicznie zmarłej w katastrofie prezydenckiego tupolewa na lotnisku w Smoleńsku Anny Walentynowicz, rozmawia Paweł TuniaMiał Pan już okazję zapoznać się z dokumentacją zgromadzoną przez polską prokuraturę w sprawie katastrofy?
- Jeszcze nie miałem takiej możliwości. Jestem umówiony na wizytę w prokuraturze w tym celu na 23 czerwca. Dotychczas udało mi się przeanalizować protokół z 6 maja 2010 r. z posiedzenia podkomisji stałej do spraw transportu lotniczego i gospodarki morskiej Komisji Infrastruktury, na której przesłuchano płk. Edmunda Klicha [szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych]. Moim zdaniem, dokument ten jest bardzo ciekawy. Wynika z niego, że przez pierwsze trzy dni po tragedii, do 13 kwietnia, polska i rosyjska strona procedowały według porozumienia z 1993 r., zgodnie z którym powinny działać wspólnie organa polskie i rosyjskie, i dlatego jest pytanie, co nastąpiło 13 kwietnia, kiedy odbyła się w Moskwie konferencja z udziałem premiera Władimira Putina, a do której podłączony został metodą telekonferencji Edmund Klich, który - jak wynika z dokumentu - poczuł się zaskoczony, że Putin wymienia go z nazwiska. Klich twierdził też, że miały miejsce chyba jakieś ustalenia międzynarodowe, bo zmieniono podstawę prawną do dalszego procedowania w celu wyjaśnienia tragedii.
O jakie ustalenia chodzi?
- Z dokumentu wynika m.in., że prokurator Parulski [płk Krzysztof Parulski, naczelny prokurator wojskowy] mówi do Klicha, iż działa on na szkodę Polski i że to on przyjął do procedowania załącznik 13 konwencji chicagowskiej, mniej korzystny dla Polski. Według mnie, trzeba to wyjaśnić. Trzeba ustalić, czy zmiana podstawy prawnej z porozumienia na konwencję nie odbyła się ze szkodą dla Polski i czy osoby, które do tego doprowadziły, nie działały ze szkodą dla Polski.
Jest także ciekawy wątek, kiedy Klich mówi, że Morozow [Aleksy Morozow, członek rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK)] ma bardzo duże doświadczenie w badaniu katastrof lotniczych, bo badał ok. 30 z nich, a Klich nigdy nie brał udziału w badaniu takiej katastrofy w lotnictwie cywilnym.
Jakie podejmie Pan kroki prawne w związku z tymi wnioskami?
- Będę składał wniosek do prokuratury wojskowej, żeby przesłuchać premiera Donalda Tuska jako świadka i dowiedzieć się, czy to on ustalił z premierem Putinem, aby dochodzenie w sprawie katastrofy prowadzić jednak według konwencji chicagowskiej, a nie według wspomnianego porozumienia. Dodatkowo zapoznam się 23 czerwca z materiałami w prokuraturze i potem podejmę dalsze kroki.
Jak przebieg śledztwa ocenia prawnik patrzący na nie z zewnątrz, z Berlina?
- Gdy obserwuję toczącą się sprawę z Berlina, na pewno dziwi mnie, że działania władz polskich są tak mało konkretne i tak mało aktywności jest po ich stronie. Bulwersuje kwestia kradzieży kart kredytowych jednej z ofiar. Oczywiście za to nie odpowiadają władze polskie, ale moim zdaniem zdarzenie to wpisuje się jednak w podejście władz polskich do śledztwa i brak zaangażowania, a przynajmniej doprowadzenia do tego, że strona rosyjska powinna zdać sobie sprawę, iż tu należało podjąć jak największe środki ostrożności od samego początku w zabezpieczeniu dowodów i wszelkich materiałów. Z zewnątrz to tak wygląda, jakby do żadnych rozmów obu stron na temat wagi śledztwa i jego szczególnego charakteru w ogóle nie doszło. Rzeczy, które nie są potrzebne już w dochodzeniu jako dowody, jak najszybciej powinny trafić do rodzin osób zmarłych. Ale problem jest w tym, że błędy popełniano już od początku, kiedy miejsce katastrofy nie zostało właściwie zabezpieczone i ogrodzone.
Z czego wynika ten niedosyt, jeśli chodzi o postępowanie polskiej prokuratury?
- Patrząc na dotychczasowe działania, uważam, że jeśli giną obywatele danego państwa, to według zasady, że każde państwo powinno dbać o swoich obywateli, władze polskie na pewno skuteczniej powinny starać się o większy udział w śledztwie. Różnie to bywa w różnych sytuacjach, kiedy np. obywatele danego kraju są uprowadzani w innym kraju, to wtedy państwo ich pochodzenia robi wszystko, aby pomóc swoim obywatelom i brać udział w wyciągnięciu ich z rąk porywaczy. Dziwi mnie obecne podejście do sprawy władz polskich, gdyż zginęli obywatele Polski, ale zginął też pierwszy obywatel kraju, czyli prezydent. W przypadku zwykłych obywateli jest normalne, że wykonuje się wszelkie możliwe czynności, by wyjaśnić sprawę, a w przypadku prezydenta jest to dodatkowe zobowiązanie. Dlatego w sprawie obecnie jest pewien niedosyt wynikający nie tylko z braku faktycznego, ale też politycznego zaangażowania polskich władz. Przecież Polska należy do UE, jest krajem europejskim, i też powinna zdawać sobie sprawę ze swego znaczenia i roli i nie rezygnować z możliwości, które według mnie wciąż istnieją, a dotyczą przejęcia postępowania i utworzenia na przykład międzynarodowej komisji.
Dziękuję za rozmowę.
Za: Nasz Dziennik, Piątek, 18 czerwca 2010, Nr 140 (3766)
Nadesłał: "Jacek"