Gazeta Wyborcza ujawniła, że dziennikarze od 2005 r. byli inwigilowani przez polskie służby specjalne. Zważywszy na medium, które zainicjowało temat możemy spodziewać się szturmu na etykę oraz praworządność Prawa i Sprawiedliwości, który kontrolował służby w najgorętszym dla afery okresie 2005-2007 r.
Obecnie to typowy samograj publicystyczny. Ale im temat będzie bardziej nagłaśniany tym możemy być pewniejsi, że coś jest bardzo starannie zagłuszane. Nie wydaje się zbiegiem okoliczności, że: obóz rządzący wystawia Janusza Palikota z całą furą tematów zastępczych, ni stąd ni zowąd Donald Tusk rozpoczyna krucjatę antydopalaczową, a równocześnie „rozpisywana” jest afera inwigilacyjna.
To przykrywane „coś” musi być wstrząsające. Uderzenie w PiS rykoszetuje bowiem również w rząd Donalda Tuska W odpowiedzi na zapytanie prowadzącej śledztwo Prokuratury w Zielonej Górze, ABW i CBA w 2009 r. zaprzeczyły stosowania kontroli rozmów konkretnych dziennikarzy. Zaprzeczenie obu służb okazało się kłamstwem. Zostało zdruzgotane na podstawie danych uzyskanych przez Prokuraturę bezpośrednio od operatora. Tymczasem obecny szef ABW Krzysztof Bondaryk kieruje tą instytucją z osobistego mianowania Premiera Donalda Tuska od końca 2007 r. A zatem to za jego kadencji Agencja szła w zaparte i poświadczała Prokuraturze nieprawdę. Służby specjalne uległy zwyrodnieniu bez względu na decydenta politycznego, czy to z PiS, czy z PO. Stanowi to kolejną przesłankę zwiększającą prawdopodobieństwo tezy o samoistnym kształtowaniu przez służby specjalne rzeczywistości politycznej w Polsce. Politycy jawią się jako pionki, które osłaniają cięższe figury dokonujące najważniejszych, ale skrytych ruchów na szachownicy.
Dzięki zaangażowaniu dziennikarzy opinia publiczna poznała nieco możliwości systemu „Finezja”, który w istocie jest prostym systemem przetwarzania danych dostępnych operatorom telekomunikacyjnym. Szczegóły połączeń telefonicznych w aspekcie czasu, sprzętu, osób, przestrzeni oraz treści są relatywnie łatwo dostępne dla służb specjalnych. Dzięki „Gazecie Wyborczej” informatorzy dziennikarzy właśnie dowiedzieli się, że zapewniana przez nich anonimowość jest fikcją. Tak jakby istniał jakiś wielki temat, który już może wyciec, a którego przetrzymanie w tajemnicy jest warte spalenia mostów pomiędzy dziennikarzami, a informatorami.
Odnotowując po raz kolejny niskie standardy Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej pamiętajmy, że w sprawie z wysokim prawdopodobieństwem istnieje drugie dno. Czy jest nim akceleracja załamania finansów publicznych w Polsce, a być może i systemu finansowego na świecie (decyzja o nagłej sprzedaży akcji PGE)? Czy sprzedanie Polski Rosji i Niemcom? Czy jakiś kataklizm?