Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Jaka szkoda, że nasi Umiłowani Przywódcy, nie mówiąc już o przezornych Siłach Wyższych, pogardzają literaturą, a zwłaszcza poezją. Siły Wyższe prawdopodobnie w ogóle poezją się nie interesują, bo „poezji nikt nie zji” – jak mawiał jeden z bohaterów „Towarzysza Szmaciaka”, niejaki Rurka. Bo gdyby się interesowali, to na pewno wzięliby sobie do serca uwagę Cypriana Kamila Norwida, że „nie jest światło, by pod korcem stało, ani sól ziemi do przypraw kuchennych”. Tymczasem najwyraźniej z jakichś zagadkowych przyczyn uznali, że trzeba światło nie tylko schować pod korzec, ale jeszcze przykryć zasłoną tajemnicy, żeby nawet promyczek nikogo nie daj Boże, nie oświecił.

Chodzi oczywiście o informacje, jakie na temat rodziny Pierwszej Damy III Rzeczypospolitej wyszperała w znienawidzonym IPN pani red. Dorota Kania i ogłosiła na łamach „Gazety Polskiej” . Wynika z nich, że pani Anna Komorowska legitymuje się pierwszorzędnymi korzeniami, jako córka Hany Rojer, która po stracie rodziców w czasie okupacji została przygarnięta przez dobrych ludzi, którzy wyrobili jej dokumenty na nazwisko Józefy Deptuły. Już pod tym nazwiskiem wywieziona następnie do Niemiec, wraca po wojnie do Białegostoku, gdzie wstępuje do pracy w Urzędzie Bezpieczeństwa. W UB poznaje przyszłego męża; 22 sierpnia 1952 roku por. Jan Dziadzia dostał pozwolenie na zawarcie małżeństwa z sierżant Józefą Deptułą, tzn. Haną Rojer córką Wolfa. Małżeństwo zostało służbowo przeniesione ze Szczecina do Warszawy, gdzie 11 maja 1953 roku rodzi się córka Anna, po zmianie przez całą rodzinę nazwiska – już Dembowska, obecna Pierwsza Dama. Kiedy w 1968 roku do MSW zaczęły napływać – jak pisze pani red. Kania – „ohydne, antysemickie donosy”, państwo Dembowscy zostali z MSW zwolnieni. Nawiasem mówiąc, skoro są „ohydne” donosy, to a contrario, muszą być też donosy urocze. „Ohydne” są te antysemickie, a urocze jakie? Filosemickie, czy też jakieś jeszcze inne? Esperons, że odważna, ale i dmuchająca na zimne pani red. Kania, również w tej kwestii nas oświeci.

Ale mniejsza o donosy, bo znacznie ważniejsze są przyczyny, dla których zarówno Pierwsza Para III Rzeczypospolitej, jak i protegujące ją Siły Wyższe tę fascynującą historię zdecydowały się nie tylko ukryć pod korcem, ale w dodatku przykryć korzec zasłoną tajemnicy, żeby nawet promyczek – i tak dalej. Tymczasem państwo nasze przecież desperacko walczy z konkurencyjnymi politykami historycznymi, według których Polacy antysemityzm wysysają z mlekiem matki i w związku z tym nie tylko masowo budowali podczas wojny „polskie obozy koncentracyjne”, ale w dodatku, gdzie mogli, to mordowali Żydów i pewnie wymordowaliby ich co do jednego, gdyby nie przeszkodzili im w tym dobrzy Niemcy, bohatersko walczący ze złymi nazistami. Gdyby Siły Wyższe zdecydowały się jeszcze przed prawyborami w PO ogłosić tę wzruszającą historię rodzinną, to wszyscy amatorzy „upokarzania Polski na arenie międzynarodowej”, nie mówiąc już nawet o „światowej sławy historyku”, musieliby ze swoimi rewelacjami schować się w jakąś najbliższą koszuli dziurę. Świat nie mógłby nawet pisnąć na temat „organicznego polskiego antysemityzmu”, czy nawet „wstecznictwa” - bo jakże tu popiskiwać, kiedy w Polsce sama Pierwsza Dama - z korzeniami i to w dodatku – podwójnymi?

Co więcej - „młodzi, wykształceni, z wielkich miast” mieliby jeszcze jeden powód, by całym sercem gorejącym poprzeć Platformę Obywatelską, wiedząc, że nawet prawybory prezydenckie między panem marszałkiem Bronisławem Komorowskim, a ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim urządziła u siebie według tego właśnie klucza. Oczywiście i tak poparli, ale czy nie byłoby ładniej, gdyby poparli z pełnym rozeznaniem? Demokracja by na tym tylko zyskała, no a tak, to - ani polityki historycznej, ani druzgocącego zwycięstwa demokracji… Czyżby dlatego, że zarówno Pierwsza Para III RP, jak i protegujące ją Siły Wyższe, uważają takie jedne, czy drugie korzenie za coś szalenie nieprzyzwoitego? Tymczasem niczego nieprzyzwoitego w tym przecież nie ma, no nie? No bo cóż nieprzyzwoitego może być w fakcie, że ktoś jest z pochodzenia Żydem, albo – dajmy na to – był ubekiem? Czyżby wobec tego chodziło jednak o przygotowania do roztoczenia nad narodem tubylczym odpowiedniego nadzoru, tyle, że na wszelki wypadek – dyskretnego? I ten korzec i zasłona tajemnicy to z ostrożności – żeby nikogo zawczasu nie spłoszyć? Ajajajajajajaj!

Felieton  •  „Nasz Dziennik”  •  11 grudnia 2010

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Ścieżka obok drogi” ukazuje się w „Naszym Dzienniku” w każdy piątek.

Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1861