Pamiętamy jak w czasach „Rzeczypospolitej Szlacheckiej" (IRP) elity dobrowolnie wyniszczały się finansowo na kosztownych i trwających latami procesach. Ogromne fortuny były tracone dla próżnego „postawienia na swoim". Zamiast rozstrzygnąć spór o przysłowiową „gruszkę na miedzy" samemu, jak na uczciwych ludzi przystało, dwaj głupcy woleli latami rozwiązywać go drogą sądową. Tracili przy tym majątki umożliwiające im kupno całych sadów. Zapalczywość i chęć dogodzenia własnej pysze w konsekwencji prowadziła wielu do bankructwa. Osłabiało to nasz kraj od środka, i było jednym z czynników upadku IRP. Podobna głupota ma miejsce także dziś. Niszczy ona państwo od wewnątrz, sprzyjając podziałom w narodzie, oraz zajmując cenny czas wymiarowi sprawiedliwości, który mógłby być przeznaczony go na rozwiązanie wielu afer. Tendencja ta, jeśli nie zostanie zatrzymana, może w przyszłości doprowadzić nasz kraj do upadku, podobnie jak I Rzeczpospolitą...
Ostatnio mamy do czynienia z falą rozpraw sądowych z powodu przezwania kogoś od „debila" czy „agenta". Normalny człowiek, przy zdrowych zmysłach, w takim wypadku rozwiązałby sprawę samemu. Nazwany „debilem", odpłaciłby się tym samym. I koniec sprawy. Tyle jest to warte! Gdyby mnie nazwano „agentem", wyjaśniłbym publicznie, że jest to kłamstwo. Zwołał bym konferencję, albo opublikował stosowną literaturę na ten temat. Koniec. Tyle jest to warte! Osobiście z powodu różnorakich wyzwisk, jakie wobec mnie użyto, musiałbym wytoczyć co najmniej 50 procesów. Jednak nigdy tego nie zrobię, bo jestem człowiekiem myślącym, i nie będę zakrzątać głowy wymiarowi sprawiedliwości takimi głupotami. Nie kieruje się też chęcią zaistnienia przez to w mediach, bo nie mam potrzeby się dowartościowywać. Współcześni „gruszkomiedzowcy" jednak takową potrzebę najwyraźniej odczuwają. Biegają do sądu, jak rozpieszczone bachory, chcące poskarżyć się mamusi, że zostali przezwani. Tym samym uwłaczają powadze instytucji, bowiem przerabiają ją ze strażnicy prawa na „mamusię" (do której można się poskarżyć z byle powodu). Jakiś czas temu Wojciech Cejrowski* słusznie nazwał rządzące środowisko polityczne „chłoptasiami". „Gruszkomiedzowcy" są typowym przykładem „rozpieszczonych chłoptasiów", którzy w przeciwieństwie do dojrzałych mężczyzn, nie potrafią rozwiązać problemów przez potrzeby skarżenia się „mamusi". Po części wina za zaistniałą sytuację leży po stronie systemu prawnego, który sprzyja traktowaniu sądu jak przysłowiowej „mamusi". Potrzebna jest jego gruntowna reforma, która zabroni rozstrzygania sporów o byle bzdury drogą sądową. W jej świetle sądy rozstrzygałyby tylko poważne przestępstwa. Błahostki, których rozwiązanie może zajmować najwyżej godzinę, byłyby rozwiązywane w Trybunałach Terytorialnych kierowanych przez lokalne organy porządkowe. Taka reforma jest potrzebna państwu. Pozwoli organom prawnym bardziej skoncentrować się na walce z ulicznymi gangami i wszelakimi grupami prowadzącymi działalność przestępczą. Aktualnie liczne procesy groźnych przestępców, szkodzących porządkowi wewnętrznemu kraju, są często blokowane przez zalew rozpraw dotyczących przysłowiowych „gruszek na miedzy". Po reformie prawa przestanie tryumfować przestępczość w majestacie prawa, a wymiar sprawiedliwości będzie odciążony od procesów niewartych rozwiązywania drogą sądową. Stop „sądowi-mamusi"!
Potrzebny jest też ogólnonarodowy sprzeciw wobec procesów politycznych, opartych o kłamliwe zarzuty, ze strony wpływowych środowisk takich jak lobby homoseksualne czy żydowskie. Opierają się często o fałszywe oskarżenia o rzekome „szerzenie nienawiści", z racji samej krytyki poczynań owych środowisk. Sąd przez to traci swoją powagę i wiarygodność, i staje się instytucją przyzwalającą na szkalowanie ludzi, których wsparcie faktycznie leży w interesie państwa. Wyrażenie negatywnej opinii, w oparciu o dowody, na temat homoseksualistów, czy działalności żydowskiej, jest z mety traktowanie jako „mowa nienawiści", mimo, że nie ma tam ani słowa o stosowaniu jakiejkolwiek przemocy wobec tychże grup. Mechanizm ten jest wybiórczy. Rzeczywiście nasycone nienawiścią wystąpienia wobec przeciwników homoseksualizmu, czy takich narodów jak Polacy, Niemcy, Francuzi czy Rosjanie przechodzą bez echa, przy braku jakichkolwiek konsekwencji. Czego jedni mają być traktowani ulgowo, a inni nie? W świetle takich praktyk procesy sądowe powinni mieć wszyscy historycy! W każdej książce czy podręczniku do historii są przecież opisane zbrodnie popełnione podczas wojen i podbojów. W świetle stosowanych praktyk także można odczytać je jako „mowę nienawiści". Takie tendencje z czasem doprowadziłyby do całkowitego zakazu nauczania historii, gdyż jako przedmiot byłaby wylęgarnią „mowy nienawiści". Wtedy mogłoby dojść do tego, że nie znalibyśmy własnych dziejów. Byłoby to duchowym zabiciem każdego człowieka. Lepszym rozwiązaniem jest propagowanie historycyzmu wolnego od nacisków wszelkich lobbystów. Krytyka winna dotyczyć każdego, bo nikt z ludzi nie jest Bogiem. Ten paradoks demoliberalnego państwa winien być jak najszybciej zakończony. Doprowadził dzisiaj do absurdalnego przyzwolenia na opluwanie rządów i głów państw, przy jednoczesnym traktowaniu pewnych grup społecznych jak „świętych krów". Stop dla robienia z sądu narzędzia „politycznej poprawności"! Stop dla sądownego niszczenia ludzi w oparciu o bezpodstawne zarzuty! To także uwłacza powadze tej instytucji.
Do kompetencji sądu winny należeć sprawy związane z najcięższymi przestępstwami jak: morderstwa, zdrady, afery, kradzieże, prostytucja, handel zakazanym towarem, szkalowanie Polskości, niszczenie Polskiej Tradycji. Przestępstwa takie z natury swojej byłyby notowane w kartotekach, gdzie byłyby dla ścisłości rozgraniczane. Z kręgu działalności sądowej muszą być wyłączone drobnostki nie wymagające nawet rozprawy jak: wyzwiska, przebicie opony, spór o gruszkę na miedzy, złe wyrażenie się o kimś. Takie błahostki winny być rozwiązywane indywidualnie. Gdy spór staje się zmorą lokalnej społeczności, wtedy wprowadzany byłby mediator, wyłoniony z terytorialnych organów porządkowych, jak miejscowa policja czy przedstawiciele tamtejszych władz. Sprawa taka rozstrzygana byłaby w czasie nie dłuższym niż godzina. Miejscem jej rozwiązania winien być nie sąd, lecz Trybunał Terytorialny (TT). Kary byłyby w zasadzie dyscyplinarne, obejmujące zwrot mienia skradzionego, pokrycie kosztów bądź odkupienie mienia zniszczonego, przeproszenie, czy prace społeczne. Sprawy takie nie byłyby notowane w kartotece głównej. Notowane byłyby w jedynie w archiwach TT. Zaśmiecanie kartoteki groteskowymi pozycjami typu: „nazwał kogoś debilem", czy „przebił na złość sąsiadowi oponę" byłoby komiczne. Taka reforma systemu sądowniczego jest konieczna dla prawidłowego i sprawnego funkcjonowania państwa. Wymiar sprawiedliwości będzie skuteczniej walczyć z realnymi zagrożeniami dla porządku wewnętrznego kraju, gdyż będzie odciążony od ogromu rozpraw o rzeczy mało istotne.
Z tradycjonalistycznego punktu widzenia powinno być przyzwolenie na rozwiązanie indywidualnych waśni na drodze „pojedynku". Trwająca dziś walka z honorowymi pojedynkami, poprzez ściganie sądowne stron w nich uczestniczących, jest wypaczeniem naszych tradycyjnych zwyczajów. Mowa tu oczywiście o tzw. „przylaniu w gębę". Walki takie są tradycyjną i najlepszą metodą rozwiązania spraw związanych z naruszeniem czyjejś godności czy świętości. Ściganie sądowne osób prowadzących walkę w imię obrony swojej godności nie powinno mieć miejsca. Walki natomiast winny być prowadzone między stroną krzywdzącą a pokrzywdzoną, bez zagrożenia zdrowia i życia uczestników pojedynku, i bez wplątywania w nie odgórnie osób trzecich. W momencie naruszenia tych zasad, powinna być dopiero uruchamiana procedura mająca na celu ukaranie osób łamiących zasady. Przegrany w pojedynku byłby pokonany nie tylko fizycznie, ale i moralnie.
Reforma systemu sądowego pozwoli wyeliminować wiele prawnych patologii. Dla przykładu słyszałem jak w pewnym sądzie za kradzież 8 złotych skazano człowieka na 8 lat więzienia, podczas gdy zamieszani w słynną „Aferę Starachowicką" za potężne malwersacje finansowe dostali drobne wyroki od 1,5 do 2,5 lat więzienia! To absurd i brak sprawiedliwości w instytucji mającej być jej strażnicą! Kary za kradzieże drobnych sum winny obejmować ich zwrot, a w przypadku niemożliwości spłacenia ich przez oskarżonego, winny być odpracowywane. Wielkie afery gospodarcze dopiero winny być rozstrzygane drogą sądowną. Prywatnie uważam, że kary więzienia za przestępstwa finansowe to głupota. Przestępcy dopuszczający się kradzieży winni odpracować co skradli, bez obciążania podatników dodatkowymi dotacjami na utrzymanie złodziei.
Sądzenie ludzi dokonujących lustracji jest niedopuszczalne. Szczególnie gdy wykonują ją w ramach pracy zawodowej. Orzekanie o „agenturalności" osób leży w kompetencji ekspertów w tej dziedzinie, czyli: historyków, dziennikarzy polityczno-historycznych, oraz polityków. Im tu należy się „palma pierwszeństwa". Praca ich musi opierać się o źródła, gdyż w przeciwnym wypadku, szkalowaliby bezpodstawnie innych, a sami traciliby wiarygodność. Jeżeli pewna osoba uzna nazwanie jej „agentem" za bezpodstawnie, wtedy winna sprawę sprostować publicznie, bądź w formie pisemnej, bądź konferencyjnej. Oczywiście w tym wypadku także musi przedstawić dowody swojej „czystości". Gdy ktoś jednak nie będzie w stanie udowodnić swojej „niewinności", potwierdzi tezę o „agenturalności", a tym samym nie ma prawa pozywać osób walczących o prawdę. Nikt nie ma prawa utrudniać ludziom w rzetelnym wykonywaniu własnego zawodu. Szczególnie godne potępienia są przypadki, kiedy sądzi się historyka orzekającego publicznie o „agenturalności" pewnej osoby, przy jednoczesnym przyzwoleniu taką samą postawę, nie mającemu autorytetu w tej dziedzinie, artyście. To jest sytuacja paradoksalna. Raz, jest zamachem na prawidłowe wykonywanie pracy przez historyka. Dwa, przyzwala osobie nieupoważnionej na pewną bezkarność i wyjęcie spod prawa. Patologie te muszą być zwalczane dla prawidłowego funkcjonowania państwa.
Nie mam dostatecznie dużej wiedzy aby „jako autorytet w tej dziedzinie" orzekać o „agenturalności" bądź „nie-agenturalności" osób publicznych. Jednak jestem zwolennikiem lustracji, pod warunkiem, że będzie prowadzona przez osoby do tego upoważnione. Nie będę uznawał za wiarygodną lustrację prowadzoną na estradach, festiwalach czy koncertach. Lustracja jest konieczna dla prawidłowego funkcjonowania Państwa Polskiego. Musi być ona jednak przeprowadzona rzetelnie i merytorycznie. Stąd nie może być zawłaszczona w prywatnym interesie pewnej partii, która poprzez przypinanie łatki „agenta", uczyni sobie z lustracji pretekst do eliminowania osób niewygodnych. Lustracja powinna dotyczyć współpracy ze wszelkimi tajnymi służbami, szkodzącymi Państwu Polskiemu. Stąd nie tylko winniśmy ścigać tajnych współpracowników SB, KGB, GRU czy BND, ale także agentów CIA, Mossadu, czy innych służb związanych z państwami zachodnimi.
*Wojciech Cejrowski użył określenia „chłoptasie" w odniesieniu do ekipy PO. Było to w jednym z programów publicystycznych TVP. Nie pamiętam w którym. Zazwyczaj zgadzam się jego tezami. Nie podzielam jednak jego zachwytu USA oraz tamtejszym systemem gospodarczym, do którego stosunek nie raz przedstawiałem.
Z Narodowym Pozdrowieniem,