Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
W związku z niebezpiecznie wzrastającym deficytem budżetowym z powodu spadającego PKB nasi kochani politycy planują wprowadzić kolejne podatki lub podwyższyć istniejące: obciążające i tak już dyskryminowanych pod tym względem kierowców, zwiększające pozapłacowe koszty pracy oraz dodatkową dobrowolną składkę zdrowotną.

Rząd przygotowuje ustawę o nowym ekopodatku, który ma zastąpić akcyzę na samochody. Według tego projektu, im starszy samochód, tym większy podatek będzie musiał zapłacić jego właściciel. Zdaniem Bolesława Witczaka, prezesa Unii Polityki Realnej, podatki autorstwa Platformy Obywatelskiej uderzą w najbiedniejszych Polaków. Partia uważa, że uzasadnianie wprowadzenia podatku wymogami ekologicznymi jest tylko wybiegiem, który ma umożliwić ściąganie kolejnych danin ze społeczeństwa. „Tak jak za akcyzę na paliwa nie wybudowano autostrad, tak i dzięki temu podatkowi nie będziemy bardziej ekologiczni” - stwierdza prezes Witczak. Ma rację, bo akcyza nie została zmniejszona, a jak podaje „Rzeczpospolita”, Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad może grozić utrata płynności finansowej, czego efektem będzie zatrzymanie kluczowych inwestycji drogowych. Małe są szanse, że przed Euro 2012 zostanie wybudowana planowana sieć autostrad.

Ministerstwo Gospodarki chce wprowadzić od przyszłego roku kolejny podatek obciążający kierowców. Obok obowiązującej akcyzy, opłaty paliwowej i VAT-u cenę detaliczną paliwa obciążyłaby jeszcze tzw. opłata zapasowa. Oznaczałoby to podniesienie ceny paliw o co najmniej 2 gr na litrze. Za te pieniądze miałby zostać stworzony i utrzymywany system interwencyjnych zapasów paliwa, niezbędnych rzekomo dla bezpieczeństwa energetycznego Polski (Unia kazała?).

Po tylu latach implementacji unijnych przepisów do polskiego prawa, nasz system prawny nadal nie do końca jest spójny z unijnym. I to w kwestii właśnie podatków. Niezgodnie z prawem unijnym Polska pobiera podatek VAT od zagranicznych przewoźników autokarowych. Ponadto, wbrew unijnej dyrektywie, przedsiębiorstwo przewozowe nie ma możliwości uzyskania zwrotu VAT-u zapłaconego w Polsce. W związku z tym Komisja Europejska pozwała Polskę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. Kto zapłaci, jak Polska przegra sprawę? Nie politycy, tylko oczywiście – podatnicy.

Być może wkrótce wejdzie w życie chociaż jedno rozwiązanie korzystne dla biznesu. Mianowicie Ministerstwo Finansów pracuje nad przepisami, zgodnie z którymi przedsiębiorcy będą mogli odliczyć VAT za każdy samochód kupiony dla firmy. Nie trzeba będzie bez sensu tracić pieniędzy na montowanie kratek w cinquecento.

Tymczasem spadają wpływy ze składek do Narodowego Funduszu Zdrowia (w marcu br. na kontach Funduszu znalazło się o ponad 54 mln zł mniej, niż zakładano w planie finansowym) i Ministerstwo Zdrowia chce wyrwać z prywatnego sektora ochrony zdrowia choć część z około 28 mld zł, które funkcjonują obecnie poza systemem publicznym, gdzie z kolei jest około 48 mld zł. W tym celu od stycznia 2010 roku mają zostać wprowadzone dodatkowe dobrowolne ubezpieczenia na świadczenia medyczne. Dzięki temu dodatkowemu ubezpieczeniu pacjent uzyskiwałby prawo do pokrycia kosztów tych świadczeń medycznych, które nie są gwarantowane ze środków publicznych lub tylko częściowo są refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Oznacza to między innymi, że na przykład mógłby mieć wykonane świadczenie droższą metodą niż ta, która jest opłacana przez Fundusz, czy też mógłby liczyć na refundację leków, które nie znajdują się na liście leków refundowanych. Te wydatki na dodatkowe państwowe ubezpieczenia zdrowotne mają być odliczane od dochodu, płacąc dzięki temu niższy podatek, a pracodawcy, którzy dodatkowo ubezpieczą pracowników, będą mieli prawo wliczenia tego podatku w koszty prowadzonej działalności. Aby utrudnić rozwój prywatnej służby zdrowia, ulga podatkowa nie obejmie osób, które leczą się w prywatnej służbie zdrowia. A jak źle funkcjonuje Narodowy Fundusz Zdrowia wykazała ostatnio Najwyższa Izba Kontroli. Według raportu NIK, ponad 4,5 mld zł, czyli ponad 11,5 proc. kosztów Funduszu w 2007 roku zostało wydanych z naruszeniem prawa.

Po korzystnym zredukowaniu przez rządy Prawa i Sprawiedliwości pozapłacowych kosztów pracy, czyli tzw. klina podatkowego (niższe stopy w podatku od dochodów osób fizycznych oraz zmniejszenie składki rentowej), za co Polska została pochwalona w raporcie Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD),  rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego chce te koszty ponownie powiększyć. Mianowicie planuje wprowadzić dodatkową składkę - pielęgnacyjną, z której finansowana byłaby pomoc dla osób wymagających stałej opieki. Mieliby ją odprowadzać wszyscy podlegający ubezpieczeniu zdrowotnemu, łącznie z rolnikami. Składka, która miałaby się wahać między 1 a 1,5 proc. dochodu, byłaby w całości finansowana z dochodu ubezpieczonego, a więc zmniejszyłaby dochody pracujących. Przy średnim wynagrodzeniu brutto wynoszącym 3,1 tys. zł składka wyniosłaby 31-47 zł miesięcznie. W ten sposób powstałby nowy fundusz z 6-8 mld zł rocznie, którym zarządzałby niesprawny Narodowy Fundusz Zdrowia. Z kolei według nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych od 2010 roku także pracodawcy zatrudniający pracowników na podstawie umowy zlecenie będą musieli obowiązkowo odprowadzać składki na ubezpieczenie wypadkowe. Czyli mamy rozszerzanie klina podatkowego poza umowy o pracę.

Rząd ma jeszcze jeden problem związany z kryzysem, a tym samym mniejszymi wpływami podatkowymi. Zdaniem profesora Stanisława Gomułki, byłego wiceministra finansów, a teraz głównego ekonomisty Business Center Club, aby rządowy plan przyjęcia euro w 2012 roku był realny, muszą zostać podniesione podatki, bo w sytuacji spadającego wzrostu gospodarczego (Komisja Europejska przewiduje, że w tym roku PKB Polski spadnie o 1,4 proc.) i wzrastającego deficytu budżetowego (prognoza rządu zakłada, iż tegoroczny deficyt instytucji rządowych i samorządowych nie przekroczy 4,6 proc. PKB wobec 3,9 proc. PKB w 2008 roku) Polska nie będzie w stanie spełnić kryterium fiskalnego przystąpienia do strefy euro. W związku z tym Jacek Rostowski, minister finansów, przyznał, że rządowe plany wprowadzenia euro mogą opóźnić się o co najmniej rok. Czy rzeczywiście powinniśmy się pchać do strefy euro, skoro sytuacja gospodarcza jest tam tak fatalna? Mianowicie według szacunków Komisji Europejskiej, największa gospodarka strefy euro, czyli Niemiec w tym roku zanotuje spadek aż o 5,4 proc.! A gospodarki 16 krajów strefy euro zmniejszyły się w pierwszym kwartale 2009 roku o 2,5 proc.

Tymczasem z badań „Timedistance study”, opublikowanych przez Stowarzyszenie Europejskich Izb Handlowych i Przemysłowych Eurochambres, wynika, że dystans w rozwoju pomiędzy krajami Unii Europejskiej a Stanami Zjednoczonymi zamiast się zmniejszać, ciągle się powiększa. Aktualnie gospodarki krajów UE-27 dzieli od USA około 24-letnia przepaść w rozwoju. W ciągu ostatniego roku dystans ten zwiększył się o 2 lata! Najgorzej przedstawia się przepaść w przypadku inwestycji w badania i rozwój – obecny unijny poziom Amerykanie osiągnęli już 30 lat temu, a dystans poziomu PKB na osobę w UE-27 wobec poziomu w USA oceniany jest na 22 lata.

Mimo takich „wspaniałych” wyników polscy rządzący kurczowo trzymają się strefy euro i Unii Europejskiej i ogłaszają co chwilę, jakie to mamy sukcesy w wyciąganiu unijnej jałmużny w postaci dotacji do wszystkiego. Jak hurraoptymistycznie podała „Gazeta Prawna”, w ciągu pięciu lat członkowstwa w eurokołchozie do Polski trafiło ponad 29,5 mld euro, a w tym czasie nasze składki przekazane do Brukseli wyniosły 13,4 mld euro. Ma to rzekomo obrazować zysk na czysto w wysokości 16 mld euro. Czyżby? Skoro na czysto, to z uwzględnieniem kosztów. A jakie koszty podaje „Gazeta Prawna”? Żadne! Tymczasem według raportu "Poza kontrolą" brytyjskiego think tanku OpenEurope, same unijne regulacje kosztują Polskę 4839,4 mln euro rocznie, czyli w ciągu tych pięciu lat wyniosły 24,2 mld euro. To znacznie więcej niż podawany przez gazetę „zarobek na czysto”. A gdzie koszty biurokracji, przygotowywania wniosków o dotacje czy prefinansowania i współfinansowania projektów?

 
Tomasz Cukiernik


Niniejszy komentarz został opublikowany w 6 numerze miesięcznika "Opcja na Prawo" z 2009 r.

Za: http://www.tomaszcukiernik.pl/