Nauka
Potem było już lepiej. Ledwie skończył szkołę w której wyróżniał się pilnością i bystrością, a już został znaleziony i powołany. Mając 15 lat został przyjęty do Niższego Seminarium Misyjnego Misjonarzy Werbistów w Nysie. Nauka jednak zostaje przerwana. Trwa wszak I Wojna Światowa. W 1917 zostaje artylerzystą i walczy we Francji. Dwaj jego bracia giną, a jeden wraca jako inwalida. Alojzy ma więcej szczęścia, wraca z wojny cało. Po zdaniu matury w Nysie, już w roku 1920 rozpoczyna nowicjat u Werbistów w St. Gabriel w Mödling pod Wiedniem. W tym czasie wybucha Powstanie Śląskie. Z listów dowiaduje się o prześladowaniach jego ojca za opowiedzenie się za Polską. Przeżywa to bardzo mocno. Po nowicjacie skierowany zostaje do Pieniężna gdzie w Niższym Seminarium przez jakiś czas uczy łaciny i matematyki, by potem powrócić do St. Gabriel na dalsze studia. Tam jesienią 1926 składa śluby wieczyste, a 26 maja 1927 r otrzymuje święcenia kapłańskie i odprawia pierwszą mszę. Marzeniem jego, jest teraz wyjazd na misje do Chin lub na Nową Gwineę. Jednak skierowanie do Polski też przyjmuje z radością i jesienią 1928 przybywa do Domu Prowincjalnego Werbistów w Górnej Grupie.
Praca
Pracuje tu jako katecheta, pełni posługę kapelana i równocześnie studiuje filologię polską na Uniwersytecie w Poznaniu, gdzie w 1934 uzyskuje dyplom magistra. Pisze kilka książek z których "Chleb i sól", zawierająca czytania homiletyczne na każdą niedzielę roku zachowała aktualność aż do dziś. Gdy w 1933 roku, w Niemczech do władzy dochodzi Adolf Hitler i jego narodowisocjaliści, ks. Liguda składa wniosek o przyznanie polskiego obywatelstwa. Otrzymuje je w marcu 1933. W czerwcu 1939 zostaje rektorem Domu Prowincjalnego, podlega mu odtąd 80 zakonników i 200 uczniów.
Zbliża się wojna. W końcu sierpnia ratuje przed linczem niemieckiego pastora:
31 sierpnia 1939 roku tłumek Polaków przychodzi pod plebanię o. Boecklera z kamieniami w rękach. Ktoś krzyczy: - Vater! Wychodź!
Ale ktoś inny biegnie po o. Ligudę: - Chcą zabić pastora! - krzyczy.
Werbista wybiega z klasztoru, od ewangelickiej plebanii dzieli go kilometr. Biegnie szybko - potężny artylerzysta zachował dobrą kondycję. Dobiega, przepycha się przez tłum, staje w zamkniętych ciągle drzwiach plebanii i krzyczy: - Mnie ukamienujcie pierwszego!
Ktoś w tłumie woła: - Niemce wyjeżdżają, to niech Vater się też zabiera! A nie, że będzie tu na Hitlera czekał...
Ktoś inny krzyczy do Ligudy: - Niech się ojciec odsunie!
Liguda stoi na schodkach niewzruszony, patrzy na ludzi, których co niedziela widział w kościele, nie spuszcza wzroku. Tłum powoli się rozchodzi.
Droga krzyżowa
Wkrótce jednak Alojzy Liguda sam staje się potencjalną ofiarą, a Pastor kilkakrotnie ratuje go od śmierci. W drugim miesiącu okupacji Dom Misyjny werbistów w Grupie jest już obozem, a jego gospodarze - więźniami. Prócz werbistów i zwiezionych z Pomorza inteligentów siedzi tu 80 księży z kilku diecezji. Niemcy wprowadzili regulamin: zakaz modlitw, zakaz rozmów. Za złamanie reguł - rozstrzelanie. Mimo to o. Liguda i inni księża organizują potajemnie msze, rozdają sakramenty.
15 listopada żołnierze wyprowadzają na dziedziniec kilkunastu kapłanów. Wszyscy wiedzą, że na rozstrzelanie. Wśród nich jest o. Liguda. I znowu pojawia się pastor. Apel jeszcze trwa, gdy wbiega na plac. Niemcy już wpychają księży na ciężarówkę, kiedy Boeckler prosi na bok niemieckiego komendanta. Znikają na chwilę za rogiem jednego z budynków. Oficer wraca i wydaje rozkaz: - Liguda aussteigen! Niestety pozostali księża zostają rozstrzelani na poligonie.
W lutym 1940 obóz w Górnej Grupie zostaje zlikwidowany, a wszyscy internowani tam duchowni zostali wywiezieni do obozu przejściowego Neufahrwasser. Liguda trafia stamtąd do niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof, potem do Sachsenhausen, a 14 grudnia 1940 został zarejestrowany w Dachau, jako numer 22 604. Przez cały okres niewoli stanowi przykład i wielkie wsparcie dla współwięźniów. W miarę możliwości spełnia obowiązki kapłańskie. Ci, którzy doczekali wyzwolenia zachowali pamięć o nim, jako o człowieku wybitnej dzielności i odwagi. Nie przyjmie propozycji podpisania volkslisty, nie pójdzie na żadną formę kolaboracji z władzami obozu, do końca będzie chronić słabszych i niezależnie od potworniejących z każdym tygodniem warunków życia, będzie spełniać swoją posługę.
Święty człowiek
W pamięci towarzyszy męczeńskich lat, o. Alojzy Liguda pozostał jako człowiek opatrznościowy. To jest święty człowiek! Po prostu był on dla mnie symbolem bezpieczeństwa, twierdzą, zawsze spokojny, zawsze równy, zawsze pogodny, zawsze cicho uśmiechnięty, zawsze prawy człowiek... Zamiast nas, Niemcy tłukli go za to, że był klechą, ale i szanowali. Bo on mówił do nich rzeczowo, a nas nigdy nie zaniedbywał dla własnej korzyści. Kiedy stał się porządkowym naszej izby i dzielił chleb, nasze zgłodniałe oczy widziały, że jest to człowiek prawy, uczciwy, kapłan według Bożego Serca.
Dużo dobrego robił dla księży, bo był przeznaczony do obsługi izbowej, szczególnie dla najbardziej potrzebujących, starych, chorych... upominał się za nami... to jest święty człowiek... Był prawdziwym apostołem humoru i optymizmu. Kiedyś napisał: Spełniamy swoje obowiązki jako obywatele teraźniejszości. W warunkach obozowych starał się te obowiązki kapłańskie spełniać także względem tych, którzy go prześladowali. Nie usuwał się od prowokacyjnych nagabywań ateistów, komunistów, kapo, nawet komendanta, ale podejmował ich "dysputy biblijne" wyśmiewające religię i stan kapłański. Całą swoją postawą nienaganną, wyższością duchową i intelektualną zamykał usta niejednemu ateiście.
Koniec drogi
Odważnie wspierając innych patrzył na świat realnie i wiedział na co może liczyć. W ostatnim liście do swojej matki napisał: "Najdroższa Mamo! Piszę dziś tylko wyłącznie do Ciebie. Nie wiem, co mnie do tego zmusza. Myślę tak często o Tobie i mam obawę, że my się już w tym życiu nie zobaczymy. (...) teraz jednak nie wiem, jakie Opatrzność ma względem mnie plany. Przyszłość moja leży całkiem w rękach Bożych. Jego świętej woli poddaję się całkowicie! Ty jednak, Najukochańsza Mamulko nie przestań się modlić (....) W każdym bądź razie będę to uważał za największą łaskę i najoczywistszy cud, gdy spotkamy się jeszcze w ojczystym Winowie. Aż do tej chwili żyję spokojnie, najdroższa Mamulko! Alojzy!".
W marcu 1942 roku rozpoczęto doświadczenia na więźniach obozu w Dachau. Badano zachowanie skóry ludzkiej w lodowatej wodzie. W czasie okrutnych eksperymentów, często zdzierano skórę z jeszcze żyjących ofiar. W takich okolicznościach, w nocy z 8 na 9 grudnia, zginął ojciec Alojzy Liguda.
Zwłoki spalono w krematorium w Dachau 12 grudnia 1942. Kilka dni później prochy – glinianą urnę z numerem 22604 - przesłano do Winowa. O. Alojzego Ligudę pochowano w grobie jego ojca na winowskim cmentarzu.
Ojciec Alojzy Liguda został beatyfikowany przez Jana Pawła II 13 czerwca 1999 roku jako jeden ze 108 polskich męczenników II wojny światowej.
Jacek Bezeg - Ojciec Alojzy Liguda - Polak niezłomny z Winowa
Za: http://www.ospn.opole.pl/?p=art&id=296
http://wirtualni.winow.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=127&Itemid=138438434224
http://svdgg.republika.pl/nowa/dom_gg/historiadomu.html
http://www.werbisci.pl/index.php?view=article&catid=52%3Awersja-polska&id=104%3Abogosawiony-ojciec-alojzy-liguda-svd&format=pdf&option=com_content&Itemid=138438434260
http://winow.webd.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=75&Itemid=138438434262
http://bydgoszcz.gazeta.pl/bydgoszcz/1,35608,3233601.html