Na początku sierpnia Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej opublikowało dane, które budzą trwogę i powinny dać dużo do myślenia rządzącym. Ukazują one rosnącą skalę biedy w Polsce. Otóż okazało się, że coraz większa część dzieci rodzi się w rodzinach cierpiących biedę i niedostatek. Według szacunków bezradnego ministerstwa, tych dzieci jest aż 36% ogółu małoletnich w Polsce!
W 2013 r. 36% dzieci urodziło się w rodzinach, w których miesięczny dochód netto na osobę nie przekroczył kwoty 539 zł, przyjętej za tzw. minimum egzystencji – czyli, mówiąc wprost, ponad 322 tys. dzieci urodziło się w rodzinach żyjących „na krawędzi”. Jakby tego było mało, według danych ministerstwa, ze świadczeń rodzinnych korzysta 1,06 mln rodzin. Ale aż 735 tys. z nich, czyli 69%, posiada dochód netto na osobę w wysokości nie większej niż 400 zł miesięcznie!
Bezradny minister, wywodzący się spośród „ludowców“ Władysław Kosiniak-Kamysz, na taki stan rzeczy bąknął, że dotychczasowy „pozytywny“ trend minimalnych dodatków rodzinnych wypłacanych z budżetu się załamał. I nie wie co z tym fantem zrobić. W 2014 r. radykalnie wzrósł poziom nędzy wśród najmłodszych Polaków, a stan ten jakoś udawało się rządzącym Polską od 2005 r. hamować. W roku ubiegłym na 372 tys. urodzonych dzieci, aż 133,2 tys. ich rodzicom wypłacono świadczenie rodzinne w wysokości 1 tys. zł, czyli tzw. becikowe. A warto wiedzieć, że jest on wypłacany tylko osobom o bardzo niskich dochodach. Według informacji zebranych od instytucji zajmujących się pomocą rodzinom w gminach, coraz większą rzeszę najbiedniejszych trzeba wspierać przy zakupie podstawowych produktów, takich jak: odzież, podręczniki szkolne, opał, itp.
Ale właściwie te przerażające dane nie powinny tak dziwić, gdyż w lutym 2014 r., firma MillwardBrownHeathcare przeprowadziła wśród ciężarnych Polek badania, z których okazało się, że aż 38% badanych kobiet obawiało się, że po urodzeniu dziecka ich rodzina popadnie w finansowe tarapaty. Niestety prawda jest brutalna, kiedy w polskiej rodzinie pojawi się dziecko, to najczęściej taka rodzina automatycznie ubożeje. Zresztą dane GUS-u opublikowane w lutym 2014 r., też były zatrważające. Wynikało z nich, że ponad pół miliona dzieci nie dojada, gdyż ich rodziców nie stać, aby zapewnić im, przynajmniej w co drugi dzień posiłku z mięsa, drobiu, ryby lub odpowiednika wegetariańskiego oraz aby przynajmniej kilka razy w tygodniu kupić im świeże owoce lub warzywa. Blisko 450 tys. uczniów nie ma wszystkich podręczników, bo rodziców nie stać na ich zakup. Rodzice ponad 1,4 mln dzieci przyznaje również, że z powodu braku pieniędzy zrezygnowało z dodatkowych zajęć, tj. korepetycji, kursów przygotowujących do egzaminów, zajęć sportowych, muzycznych czy plastycznych. Dramatycznie też wygląda sytuacja z ochroną zdrowia naszych pociech. Ponad 530 tys. dzieci nie chodzi do lekarzy specjalistów, a ponad 600 tys. do dentysty. Nie dziwi więc, że blisko 90% małoletnich w wieku od 5 do 15 lat ma próchnicę. Co trzecia rodzina ma problem z wysłaniem dzieci raz w roku na tygodniowy wypoczynek, co jedenastej nie stać na organizację imprezy urodzinowej, a co ósmej na wyjście z podopiecznymi do kina lub teatru. Dlatego też, ponad 35% polskich dzieci zmuszonych jest korzystać ze skromnej pomocy państwa.
Sama pomoc państwa dla rodzin także pozostawia wiele do życzenia. Na pomoc dla nich wydatkowane jest z budżetu rocznie ok. 26 mld zł, co stanowi około 1,6% PKB. Dla porównania, na renty i emerytury wydatkowane jest blisko 210 mld rocznie, a warto nadmienić, że jesteśmy zaliczani do tzw. narodów młodych, czyli takich, gdzie więcej jest ludzi z młodego pokolenia niż emerytów i rencistów. Od 2003 r. praktycznie nie zmieniła się wysokość świadczeń dla rodzin. Jak wyliczyli eksperci na tę kwotę składają się: świadczenia rodzinne – 7,7 mld, ulgi podatkowe – 5,7 mld i kwoty przeznaczone na przedszkola – 8,1 mld zł. Statystyki międzynarodowe plasują nas na bardzo odległym miejscu w Europie. W 30-tu najlepiej rozwiniętych krajach świata, na politykę rodzinną wydaje się ponad 2,6 PKB rocznie. Europejskimi liderami są Irlandia, Wielka Brytania i Francja, gdzie wydatki takie wynoszą około 4%. Również Węgrzy po objęciu rządów przez Victora Orbana zintensyfikowali nakłady na politykę prorodzinną, a wydatki na ten cel osiagają tam już 4% PKB. I jak pokazuje rzeczywistość, prorodzinne zachęty i udogodnienia są skuteczne, gdyż np. Polki mieszkające w Wielkiej Brytanii mają średnio 2,13 dziecka, natomiast w Polsce tylko 1,3 i tendencja ta stale maleje. Nie ma więc regionu Polski, w którym nie spadałaby liczba urodzeń, a winne temu jest bezrobocie, bieda i emigracja. Wyludniają się wszystkie województwa, natomiast Eurostat szacuje, że przy takich fatalnych tendencjach, w 2060 r. liczba Polaków zmniejszy się z 38 do 33 milionów.
Aby nie dochodziło do wyludnienia, każda Polka powinna urodzić przynajmniej dwójkę dzieci, a nie 1,3. Jednak priorytety rządu są inne, bo jak skomentować fakt, że najniższa stawka VAT dotyczy trumien, a najwyższa wózków dziecięcych i ubranek. Według danych GUS-u, poniżej tzw. minimum egzystencji żyje blisko 10% rodzin wychowujących troje dzieci i aż 26,6% mających czworo lub więcej. Dlatego warto poprawić sposób rozdziału pieniędzy dla potrzebujących rodzin. Należy zmniejszyć nadmierny fiskalizm państwa i stosować słuszną zasadę, że finansuje się rodziny, a nie instytucje udzielające im pomocy. Lepiej przecież rozsądnie dawać ludziom pieniądze, niż utrzymywać rzeszę urzędników je rozdzielających.
Po przytoczeniu powyższych danych, w kontraście zostaną zaprezentowane kwoty publicznych pieniędzy wydawane przez urzędników na spełnianie swoich zachcianek, które ujawniono przy okazji ostatniej tzw. afery podsłuchowej. Otóż na początek spotkania w pewnej stołecznej restauracji, panowie Belka i Sienkiewicz poprosili o przystawki: rzodkiewki piklowane, grillowany kozi ser ze szparagami i carpaccio z mlecznej jagnięciny z prażonymi kaparami, oliwkami, kawiorem anchois, oliwą truflową i 36-miesięcznym parmezanem. Zamówili też łososia wędzonego dymem z drzew owocowych z zielonym ogórkiem, kremem z kalafiora i wasabi, po ok. 40 zł porcja. To wszystko zjedli w oczekiwaniu na coś konkretniejszego. Następnie na stół wniesiono przekąski gorące. Wolno gotowane policzki wołowe z sosem porto, musem z pieczonego buraka, z karmelizowanymi figami, w cenie 40 zł za porcję. Były też ogony wołowe i gotowana ośmiornica z przegrzebkiem, wędzoną czerwoną papryką i najdroższą przyprawą świata – szafranem. Dla zainteresowanych – ośmiornica kosztowała 75 zł za porcję! Do picia wódeczka, po dwa kieliszki na głowę i na koniec wino, ale z tych wykwintniejszych. I wszystko to kosztowało polskiego podatnika 1455 zł, za dwie godziny dobijania „geszeftów“. Za taką kwotę blisko 735 tys. polskich rodzin jest zmuszonych przeżyć przez trzy miesiące! A przecież takich wykwintnych spotkań dla osób wywodzących się z elity PO-PSL, które opłaca polski podatnik, było i jest mnóstwo. Wiadomo, bohema dobrze bawi się, ale niech to robi za swoje pieniądze, których i tak zarabia niemało. Pozostaje żywić nadzieję, że rządy tych cynicznych brakorobów, mających w głębokiej pogardzie resztę narodu, już wkrótce przejdą do historii, a nowy patriotyczny rząd zacznie intensywnie pracować na rzecz poprawy fatalnej sytuacji materialnej ogromnych rzesz Polaków.
Robert Kownacki