"Gdy już stratedzy PiS doszli do odkrywczej diagnozy - „układ nie broni demokracji ale stanu posiadania”, a żurnaliści ze „strefy wolnego słowa” bohatersko odparli wszystkie oskarżenia o naruszanie demokracji, nasuwa się pytanie – dlaczego rząd nie przystępuje do kontrataku i nie ujawnia choćby jednego draństwa ludzi poprzedniego reżimu? Dlaczego nie nagłaśnia przestępstw z udziałem „demokratów” i nie pokazuje Polakom, z kim mają do czynienia? Dlaczego przyjmuje narrację oponentów? Zwłaszcza że w podobnych okolicznościach PiS oddał władzę w 2007 r., i to tej samej antypolskiej zbieraninie.)."Mówienie o śmiertelnym zagrożeniu rządów PiS ze strony lewaków z Europarlamentu to gruba przesada. Trzeba jednak mówić o grożącej Polsce kolorowej rewolucji. O planach zorganizowania „polskiego Majdanu” wiemy z taśm, które wyciekły do mediów. Nie wiemy nic o reakcji rządu. Wiemy natomiast, że we wszystkich przypadkach kolorowych rewolucji posługiwano się hasłem „obrona demokracji” i że zawsze podstawową rolę odgrywała pomoc finansowa z zewnątrz. Dlaczego taka kolorowa rewolucja nie udała się w Rosji? Ano dlatego, że Rosjanie odcięli finansowanie z zagranicy. U nas nikt nie pyta, skąd organizacje pozarządowe, nawet te skrajnie wrogie w stosunku do Polski i do rządu, biorą dolary. Weźmy na ten przykład Komitety Obrony Demokracji. Lista płac jest długa i znana, nie tylko służbom. Przypomnijmy, że kolorowa rewolucja nie zawsze ma na celu obalenie władzy. Często chodzi o zwiększenie kontroli nad rządem już spolegliwym, wymuszenie na nim kolejnych ustępstw lub o osłabienie jego narodowego komponentu.
Polityków pozbawia się władzy nie dlatego, że nie podobają się globalistom, ale dlatego że nie są im wystarczająco ulegli. Przykładem może być Grecja, gdzie kilkakrotnie zmieniono rząd, aby w końcu na jego czele umieścić człowieka George’a Sorosa. Przy okazji zdemolowano kraj tzw. uchodźcami. Dodajmy - kraj kolebkę cywilizacji europejskiej. Przypomnijmy, że zbyt samodzielnych sojuszników nie lubią Amerykanie, uwielbiają za to u władzy przewerbowanych agentów, a w Polsce też mają „naszych skurwysynów”.
Jak z tym walczyć? Przede wszystkim stworzyć odpowiednie prawo demaskujące powiązania osób tkwiących po uszy w sieciach organizatorów kolorowych rewolucji. PiS, mający tak potężny mandat społecznego zaufania i komfortową większość w Sejmie, nie powinien mieć problemu z przegłosowaniem stosownej ustawy. Dlaczego nie przystępuje do kontrataku lub dlaczego robi to tak niemrawo? Dlaczego nie nagłaśnia przestępczych, ocierających się o zdradę stanu wyczynów Petru i Schetyny? Jedną z odpowiedzi jest przekonanie, że stosunki z USA, Niemcami, z UE są wzorcowe, i potrzebny jest w nich jedynie - używając słów Waszczykowskiego - „mały remanent”.
W Rosji, jedynym kraju, gdzie kolorowa rewolucja nie wypaliła, kontrolowane są wszystkich transfery finansowe organizacji pozarządowych. Status „organizacji niepożądanych” otrzymały ”Fundacja Społeczeństwa Otwartego i Instytut Społeczeństwa Otwartego. Obie należą do sieci fundacji założonych przez Sorosa. W maju 2015 r. Prokuratura Generalna Rosji uznała, że „ich działalność stwarza zagrożenie dla obronności i bezpieczeństwa państwa”. Za krok ten Putin został w Polsce niezwykle solidarnie potępiony, i nie tylko przez organizatorów kolorowej rewolucji w Polsce (co nie dziwi), ale i jej ofiarę (co już dziwić musi).
18 grudnia 2015: Nagradzamy dziś Panie za niezłomność i humanitaryzm - mówił minister Witold Waszczykowski wręczając nagrodę Pro Dignitate Humana Swietlanie Gannuszkinie i Laili Rogozinie z organizacji „Wsparcie Obywatelskie”. Minister zwrócił uwagę na trudną sytuację organizacji pozarządowych w Rosji, zwłaszcza tych, które korzystają ze wsparcia zagranicznego i muszą rejestrować się, jako „zagraniczni agenci”.
To tym bardziej podnosi charakter waszej pracy. Przeciwstawić się dziś władzom rosyjskim i pomagać ludziom wymagającym pomocy świadczy o niezłomności i bohaterstwie. Za tę niezłomność dzisiaj organizację i Panie nagradzamy – podkreślił. Gannuszkina wręczyła też szefowi MSZ raport organizacji. Jest tam napisane, czym zajmują się rosyjscy agenci – dodała. Na razie nie wydaje się, aby nowa władza w Polsce podpadła w szczególny sposób Sorosowi.
Jej filosemityzm jest bez zarzutu. Z powodzeniem licytuje się w tym ze Schetyną i Petru. Wydaje się też być na liście „naszych sukinsynów” sojusznika zza Wielkiej Wody. Problem w tym, że oczekuje od Sojusznika podtrzymywania pozorów partnerstwa, marudzi też i ociąga ze sprzedażą państwowych lasów, podczas gdy wobec ludzi KOD żadnych pozorów utrzymywać nie trzeba. Wystarczy dać im od czasu do czasu karton z 15 milionami dolarów, a ci w podskokach robią wszystko, co im się każe.
Towarzystwo z KOD strasznie oburzyło się na Pawła Kukiza. Bo powołał się na informację z jakiegoś portalu, iż „obrona demokracji” w naszym kraju jest finansowana przez Sorosa. Wobec tak niecnych oskarżeń zaprotestowały wszystkie autorytety moralne, i to nie tylko te finansowane przez Sorosa. Solidarnie odcięły się od nich media związane z PiS. Tymczasem Soros przyznaje się do organizowania przewrotów w wielu państwach (a w wielu innych jest ścigany za malwersacje i oszustwa). Szczyci się, że jego pieniądze pomogły „pomarańczowej rewolucji na Ukrainie w 2004 r. i Euromajdanowi w 2013 r. W latach 90. szykował majdan Łukaszence.
Dniówka rewolucjonisty miała wynosić 50, a ustawienie namiotu 100 dolarów. Płacono jednak mniej, co wywołało konflikt między polskimi pośrednikami i „opzycjonistami”, a Łukaszenko wyemitował w telewizji podsłuchaną kłótnię na ten temat i majdan „zdechł”. Soros stanął na wysokości zadania w Jugosławii. Przekazał 100 mln tubylczej organizacji OTPOR, Slobodan Miloszević upadł i został osądzony przed trybunałem w Hadze. Schemat powtórzył w Gruzji, gdzie sfinansował tzw. „rewolucję róż” (w tym szkolenie gruzińskich działaczy przez OTPOR), obalił Szewardnadze i na prezydenta powołał Saakaszwili.
Soros działa aktywnie w Polsce. Założył Fundację im. Stefana Batorego (w maju 1988 r., tj. jeszcze w czasach PRL, co było ewenementem, bo Jaruzelski nie zgodził się na zarejestrowanie utworzonej pod auspicjami Episkopatu Polski Fundacji Rolniczej). Członkami władz Fundacji zostali Aleksander Smolar, Bronisław Geremek i Jan Gross. W czasach PRL pomagał także lewicy laickiej - zakupił komputery dla „Tygodnika Mazowsze”, którego redaktorzy (i komputery) po Okrągłym Stole przepoczwarzyli się w „Gazetę Wyborczą”. Był też autorem terapii szokowej Balcerowicza. Dziś finansowany przez niego program Obywatele dla Demokracji dysponuje budżetem 150 milionów złotych, i utrzymuje organizacje pozarządowe walczące z nacjonalizmem, ksenofobią oraz PiS. Finansuje też Helsińską Fundację Praw Człowieka, której sekretarzem był niegdyś sam prof. Rzepliński. Przy nazwisku Petru na myśl przychodzi założona przez żonę Balcerowicza fundacja CASE, której jest członkiem i która dostaje pieniądze od Sorosa.
Zresztą w otoczeniu Balcerowicza zawsze czai się Soros. Członkiem rady naukowej CASE jest Jeffrey Sachs, który wykombinował dla Polski program transformacji wdrażany przy pomocy Fundacji Batorego. Ale to nie wszystko. Petru pracował także w Forum Obywatelskiego Rozwoju, fundacji założonej przez Balcerowicza i finansowanej przez Fundację Batorego oraz Sorosa.
David Harris, dyrektor wykonawczy Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego, tuż przed spotkaniem z Waszczykowskim wyraził zaniepokojenie stanem demokracji w Polsce. Przywołał przy tym partnerstwo z Forum Dialogu, polską organizacją pozarządową zajmującą się stosunkami polsko-żydowskimi. Jeśli Forum będzie dalej kwitło to będzie to pozytywny znak. Jeśli nie, wszyscy będziemy zaniepokojeni i będzie to dobry papierek lakmusowy intencji rządzących. Forum jest finansowane przez Fundację Batorego i Sorosa (a także MSZ, Kancelarię Premiera, Teatr Wielki i... Jewish Claims Conference). Harrisowi wtórował Dawid Warszawski, przez „Forward” przedstawiany jako weteran podziemnej walki z komunizmem: Jeśli demokracja w Polsce będzie ograniczana, życie żydowskie zamrze, nasza przyszłość stanie pod znakiem zapytania. Dawid to członek Rady Fundacji Batorego. 10 lutego 2016 r. trzech senatorów amerykańskich skierowało do Beaty Szydło list pełen obaw przed zagrożeniami dla demokracji w Polsce. Podpis pod nim złożył przewodniczący Komisji Sił Zbrojnych i „legenda amerykańskiej prawicy” John McCain (ten sam, który nazwał Orbána „neofaszystowskim dyktatorem”!).
A wiedzieć trzeba, że McCain to guru amerykańskich neokonserwatystów, do którego pielgrzymowali politycy PiS, gdy byli w opozycji. Neokonserwatyści, zwani też neotrockistami, to grupa skrajnie proizraelskich polityków amerykańskich, którzy przy Bushu przy pomocy marines szerzyli na świecie idee demokracji. Pozostali dwaj to Ben Cardin i Dick Durbin, zupełnie przypadkowo przedstawiciele lobby żydowskiego w Senacie. A propos listu, w MSZ mówią że Waszczykowski, gdy dostał wiadomość, kto list podpisał miał minę ortodoksyjnego rabina, któremu w szabas podano wieprzowego kotleta. Kto inspirował list senatorów? Wg Waszczykowskiego „ludzie, którzy źle życzą Polsce”. A my pytamy - jaką ma pewność, że nie Harris i utrzymywany na stanowisku ambasadora w Waszyngtonie Ryszard Schnepf? I czy McCaine nie będzie chciał i u nas wprowadzić demokrację, tak jak w Iraku, Syrii, Libii czy na Ukrainie?
Freedom House amerykańska organizacja obrony praw człowieka w swsoim dorocznym raporcie uznała, że Polska w 2016 r. powinna być obserwowana, gdyż pierwsze działania rządu PiS budzą poważne obawy. Jest finansowana przez Sorosa (i Departament Stanu USA). Jej prezesem jest Peter Ackerman, a wiceprezesem Stuart Eizenstat. Ten ostatni to były reprezentant Prezydenta USA ds. restytucji mienia żydowskiego. Reprezentował też Jewish Claims Conference w negocjacjach z Polską o odszkodowania za mienie pożydowskie.
Dziś jest specjalnym doradcą Johna Kerry'ego. Przypomnijmy - w marcu 2011 r. to Eizenstat wezwał rząd Polski do wypłaty odszkodowań: „Rząd amerykański jest rozczarowany wstrzymaniem restytucji mienia ofiar Holocaustu, których prywatne majątki zostały skonfiskowane w latach 1939-1989” - grzmiał. CEPA (Center for European Policy Analysis) to organizacja zajmująca się Europą wschodnią, sponsorowana przez koncerny zbrojeniowe oraz amerykańskie ministerstwo obrony. Pracuje w niej Anne Applebaum. Niedawno na konferencji CEPA niewybrednie pokpiwała sobie z Antoniego Macierewicza.
Gdy okazało się, że w Polsce pojawiło się straszliwe zagrożenie dla demokracji i że kres temu położyć powinien Parlament Europejski, wtórowały temu publikacje w żydowskich mediach w USA. Laskę nowym sponsorom robić zaczął b. minister spraw zagranicznych i jego żona, którzy uwijali się jak w ukropie, aby dostarczyć tym mediom wsparcia. Wszystko to powoduje, iż podejrzenia: „walka o demokrację” to dywersja lobby żydowskiego obejmującego V kolumnę w kraju i organizacje w USA, której celem jest przywrócenie do władzy w Polsce ludzi, którzy wypłacą tym organizacjom 65 miliardów, nie są takie fantazyjne.
Czy w takiej sytuacji nie wydaje się koniecznym przypomnienie sojusznikowi, że nam chodzi o stosunki polsko-amerykańskie, a nie polsko-żydowskie, i że amerykańscy producenci broni wciskający nam za miliardy przestarzałe rakiety i finansujący zaciekłych antypolskich propagandystów działają przeciwko tym stosunkom? A może w ogóle warto zastanowić się, czy nie lepiej za pieniądze przeznaczone na rakiety wzmocnić ABW, aby chroniła przed tymi, którym organizacje amerykańskie płacą za uliczne burdy, i prześledziła transfery finansowe dla dywersantów. Bo wygląda na to, że żydokomuna stanowi większe zagrożenie dla Polski niż rakiety Putina.
Gdy już stratedzy PiS doszli do odkrywczej diagnozy - „układ nie broni demokracji ale stanu posiadania”, a żurnaliści ze „strefy wolnego słowa” bohatersko odparli wszystkie oskarżenia o naruszanie demokracji, nasuwa się pytanie – dlaczego rząd nie przystępuje do kontrataku i nie ujawnia choćby jednego draństwa ludzi poprzedniego reżimu? Dlaczego nie nagłaśnia przestępstw z udziałem „demokratów” i nie pokazuje Polakom, z kim mają do czynienia? Dlaczego przyjmuje narrację oponentów? Zwłaszcza że w podobnych okolicznościach PiS oddał władzę w 2007 r., i to tej samej antypolskiej zbieraninie.
Dlaczego w miejsce płaczliwych narzekań o krzykaczach z KOD grających na podgrzewanie konfliktu na arenie międzynarodowej, rząd bredzi o zgodzie narodowej? Dlaczego nie przystępuje do demontażu kosmopolitycznej nomenklatury i V kolumny? Dlaczego nie mówi, że Rzepliński był na liście płac Sorosa? Dlaczego nie dokona finansowej lustracji Fundacji Batorego oraz powiązanych z nią organizacji żerujących na publicznym groszu? Bo wiedzieć trzeba, że organizacje te (których liczbę w Polsce „Wyborcza” ocenia na 50 tysięcy) są pozarządowe, bo wykonują polecenia płynące spoza rządu, ale środki na utrzymanie mają od rządu. I wreszcie na koniec: dlaczego prezydent zrobił członkiem Narodowej Rady Rozwoju działacza Fundacji Batorego, a w swym Biurze Prasowym, mającym z założenia walczyć z oszczercami, zatrudnił byłych dziennikarzy „Wyborczej”?
Ciekawe, że w awangardzie „obrońców demokracji” sta¬nęli „komandosi Marca '68, że lewackie pokolenie tzw. rewolucji studenckiej '68 piastuje wysokie stanowiska w brukselskiej centrali i we władzach państw członkowskich. Rodzi to poważne wyzwanie dla polskiego interesu narodowe¬go. Niegdyś eurolewica kontestowała NATO, kokietowa¬ła ZSRR, protestowała przeciw obecności USA w Europie, a nawet rzucała hasła rozwiązania Sojuszu. Niegdyś Jarosław Kaczyński w Radiu Maryja trafnie wskazał jako zaplecze PO siły wywodzące się z KPP, ludzi nie mających poczucia ojczyzny i polskości. Poszedł nawet dalej, wyjaśniając, że ludzie ci byli w przeważającej mierze pochodzenia żydowskiego. Dodajmy, że rządzący dziś w MSZ ludzie „Wujka Bronka” to bliźniacza formacja polityczna, która przeszła podobne lewackie fascynacje i zauroczenia. Czy odwrócą zmiany w Polsce?
Czy pójdziemy śladem Grecji. Czy będziemy kolejnymi Węgrami? Warto kopiować węgierskie doświadczenia. Tym bardziej, że nasi oponenci już to robią. KOD jest wzorowany na inicjatywie węgierskiej żydokomuny z lat 90., gdy przy pomocy węgierskiej diaspory w Waszyngtonie Soros powołał w Budapeszcie koalicję rządową postkomunistów Gyuli Horna z tamtejszymi Michnikami.
Autorzy kombinacji z „obroną demokracji”, uderzają celnie. Wiedzą co jest piętą achillesową PiS i ministra spraw zagranicznych. Wiedzą, że z oburzeniem zareagują na zarzut antysemityzmu, że prędzej potępią antysystemowców w swych szeregach (i Kukiza), niż demokratów z KOD. Wystarczy rzucić hasło – „PiS ma w swych szeregach ksenofobów”, by natychmiast przywołać do porządku buńczucznych do niedawna krytyków III RP, wymusić na nich publiczne kajanie się, przywrócić karnie do szeregów obrońców demokracji i sprawić że punktem honoru każdego z nich będzie stanąć przed frontem „Wyborczej” i wygłosić wiernopoddańcze zapewnienie o dozgonnej wierności zasadzie poszanowania praw opozycji. Cel kombinacji KOD jest perfidny.
Jeśli rząd zapewnia wszem i wobec, że jest miłośnikiem, a Polska to kraj kwitnącego społeczeństwa obywatelskiego, to jak może rozprawiać się lub stawiać przed sądem polityków opozycji za ich dawne łajdactwa? Od dziś każdy złodziej, poleci ze skargą do Eizenstata, że stał się ofiarą „mowy nienawiści”, a każda próba rozliczenia Sikorskiego zostanie okrzyknięta „polityczną zemstą”, a nawet „antysemickim pogromem”. Wykluczyć też nie należy, że poprosi o azyl polityczny w Londynie i powoła MSZ na uchodźstwie.
Krzysztof Baliński
(tekst ukazał się w „Warszawskiej Gazecie” 4 marca 2016 r.)