Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

sellin_41.jpgOfensywa, którą w połowie maja rozpoczęli Ukraińcy przeciwko upamiętnieniu na szczeblu polskiego parlamentu ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego zakończyła się dla nich pomyślnie. Pokazała ona dwie rzeczy. Po pierwsze – świetną organizację strony ukraińskiej (banderowskiej) oraz jej rozległe wpływy, od polskich mediów i polityków poczynając, a na amerykańskim Departamencie Stanu kończąc.

Po drugie – obnażyła bezczelność, bezwzględność i zaprzaństwo lobby ukraińskiego w Polsce. To lobby obejmuje swoimi wpływami główne siły polityczne oraz media, ale jego najtwardszym jądrem jest dawna „lewica laicka” oraz opcja liberalna, czyli ogólnie salon warszawsko-krakowski. Stamtąd dobiegł w przededniu 73. rocznicy Krwawej Niedzieli głos najbardziej bezczelny i wręcz porażający swoim cynizmem [1].

 

Chodzi o list otwarty do Ukraińców, który podpisały następujące osoby: Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Bronisław Komorowski, Włodzimierz Cimoszewicz, Andrzej Olechowski, Adam Rotfeld, Radosław Sikorski, Paweł Kowal, Grzegorz Schetyna, Małgorzata Kidawa-Błońska, Róża Thun, Adam Szłapka, Mateusz Kijowski, Władysław Frasyniuk, Zbigniew Bujak, Zbigniew Janas, Bogdan Lis, Janusz Onyszkiewicz, Henryk Wujec, Grażyna Staniszewska, Andrzej Wielowieyski, Adam Michnik, Jerzy Baczyński, Bogusław Chrabota, Tomasz Lis, Leszek Jażdżewski, Jarosław Kuisz, Karolina Wigura, Sławomir Sierakowski, Seweryn Blumsztajn, Andrzej Seweryn, Grzegorz Gauden, ksiądz Kazimierz Sowa, ksiądz Tomasz Dostatni, ksiądz Ludwik Wiśniewski, ksiądz Stanisław Opiela, Andrzej Stasiuk, Monika Sznajderman, Paweł Smoleński, Marek Beylin, Wojciech Maziarski, Danuta Kuroń, Krzysztof Stanowski oraz Iza Chruślińska.

Sygnatariusze tego listu cytują na początku jednego z ojców nacjonalizmu ukraińskiego – Iwana Frankę (1856-1916), znanego m.in. ze skrajnie antypolskiego wystąpienia na łamach wiedeńskiej gazety „Die Zeit” w 1897 roku. Przytoczony przez nich cytat pochodzi z 1894 roku, kiedy to Franko ubolewał, że nie ma dwóch takich narodów, które by tak stroniły od siebie jak Polacy i Ukraińcy. Wychodząc z tej wyrwanej z kontekstu opinii Franki sygnatariusze listu piszą: „Z czasem (…) stronienie zastąpiła nienawiść i nacjonalizm oraz ich nieodrodna córa – zbrodnia – której doświadczyli pospołu Polacy i Ukraińcy (…). My również składamy hołd ofiarom bratobójczych konfliktów polsko-ukraińskich”.

Jest to wizja historii, którą od 70 lat głoszą banderowcy. Wedle niej nie było terrorystycznej działalności OUN przeciw II RP i ludobójstwa UPA na Polakach, ani kolaboracji nacjonalistów ukraińskich z Niemcami hitlerowskimi. Był jakiś „konflikt polsko-ukraiński” i wzajemne zbrodnie. O co był ten „konflikt”, tego naprawdę trudno jest się dowiedzieć np. z pisarstwa historycznego pana Ryszarda Torzeckiego, czy z publicystyki pana Pawła Smoleńskiego. Normalnie konflikty bywają pomiędzy państwami. Tutaj zaś „konfliktem” nazywa się akcję eksterminacyjną przeprowadzoną siłami konspiracyjnej organizacji, kolaborującej na różnych etapach z Niemcami hitlerowskimi.

Ci, którzy takie poglądy głoszą – a robi to m.in. salon warszawsko-krakowski od lat 80. XX wieku – świadomie uczestniczą w trzeciej fazie ludobójstwa dokonanego na Polakach w latach 1943-1944 przez OUN-B i UPA. Już kiedyś o tym pisałem, więc przypomnę, że każde ludobójstwo ma trzy fazy: pregenocydalną, genocydalną i pogenocydalną. Najważniejsza jest faza trzecia – pogenocydalna – która polega na zacieraniu śladów i zaprzeczaniu zbrodni. Faza ta zawsze zaczyna się równocześnie z fazą drugą – genocydalną – i trwa już po jej zakończeniu. Równocześnie z popełnianiem zbrodni ludobójstwa zaciera się po niej ślady (Niemcy palili zwłoki zagazowanych Żydów, a banderowcy palili do gołej ziemi wymordowane polskie wsie) i zaprzecza się jej poprzez używanie specjalnego języka (Niemcy mówili o „specjalnym traktowaniu” Żydów, banderowcy o „akcji antypolskiej”). Następnie tworzy się całą publicystykę oraz literaturę popularnonaukową i naukową, w której dowodzi się, że żadnego ludobójstwa nie było, ewentualnie był jakiś konflikt.

Nazywanie ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego „konfliktem polsko-ukraińskim”, w którym brutalność obu stron miała być sobie równa, stanowi negację tego ludobójstwa. Ci, którzy w ten sposób negują ludobójczy charakter zbrodni UPA uczestniczą w trzeciej – pogenocydalnej – fazie tej zbrodni. Sygnatariusze wspomnianego listu doskonale o tym wiedzą i biorą udział całkowicie świadomie w pogenocydalnej fazie Krwawej Niedzieli z 11 lipca 1943 roku. Są bowiem wypróbowanymi sojusznikami banderowców oraz darzą naród polski nienawiścią i pogardą nie mniejszą niż oni, czego dawali wielokrotnie wyraz podczas swoich rządów w latach 1989-2015.

Należy ich jednak w tym miejscu publicznie zapytać, skoro dla nich ludobójstwo OUN-UPA na Polakach jest „konfliktem polsko-ukraińskim”, to dlaczego niemieckie ludobójstwo na Żydach nazywają wzniośle Holokaustem lub Shoah i traktują jako niemal religijną świętość. Dlaczego nie nazwą Holokaustu konfliktem niemiecko-żydowskim i jak by się czuli, gdyby ktoś takiego określenia użył? Jakież wielkie byłoby oburzenie panów Michnika i Blumsztajna, gdyby ktoś zaczął dowodzić, że Żydzi też zabijali Niemców i w związku z tym był to konflikt. Co by Michnik i Blumsztajn powiedzieli, gdyby jakiś ignorant postawił na jednej płaszczyźnie miliony zamordowanych przez Niemców Żydów i kilkunastu esesmanów, których Żydzi zabili w akcie rozpaczy nazywanym szumnie powstaniem w getcie warszawskim.

Co by powiedzieli, gdyby inny ignorant poszedł jeszcze dalej i postawił na jednej płaszczyźnie prawie milion Żydów zamordowanych w KL Auschwitz i pełniącego służbę w tym obozie SS-Oberscharführera Josefa Schilingera, który zginął zabity przez polską Żydówkę 23 października 1943 roku w przedsionku komory gazowej przy krematorium II w Birkenau [2].

Jak więc można stawiać na jednej płaszczyźnie co najmniej 130 tys. Polaków zamordowanych z niezwykłym okrucieństwem przez OUN-UPA i 2-3 tys. Ukraińców zabitych przez Polaków w akcie samoobrony, a właściwie akcie rozpaczy. Albowiem obrona Przebraża, Kisielina, czy Rybczy była takim samym aktem rozpaczy jak powstanie w getcie warszawskim, czyn wspomnianej Żydówki oraz bunt Sonderkommando w Birkenau. Także operacja „Wisła” była niczym innym jak tylko aktem samoobrony. Nie nosiła jakichkolwiek cech czystki etnicznej i nie miała na celu zagłady Ukraińców jako narodu. Jak można uznawać akty samoobrony, będące niejednokrotnie aktami rozpaczy, za polskie zbrodnie na Ukraińcach? To mogą zrobić tylko ludzie hołdujący ideologii postmodernizmu, wedle której prawda nie istnieje, a prawdą jest to, co sobie wymyśli „elita intelektualna”.

Właśnie za te akty rozpaczliwej samoobrony w Przebrażach, Kisielinie, Rybczy, Hucie Stepańskiej, Pańskiej Dolinie i innych miejscach – podniesione do rangi polskich zbrodni na Ukraińcach – przeprasza elita intelektualna i polityczna, panująca nad ludnością tubylczą w Polsce w latach 1989-2015. Piszą oto bowiem autorzy listu otwartego do Ukraińców: „(…) prosimy o wybaczenie krzywd zadanych naszym braciom Ukraińcom polskimi rękoma. Przed nami podobne słowa wypowiedzieli przedstawiciele polskiego Kościoła katolickiego, do wzajemnego przebaczenia gorąco zachęcał nasze narody papież Jan Paweł II. Na rzecz pojednania niestrudzenie działali Jerzy Giedroyć i Jacek Kuroń (…)”.

No to jesteśmy już w domu, a właściwie na cmentarzu, bo trumny Giedroycia i Kuronia niewątpliwie rządzą tzw. polską polityką wschodnią. O nic więcej pytać nie trzeba. Chyba tylko o to, kto upoważnił sygnatariuszy listu do przebaczania czegokolwiek komukolwiek w imieniu narodu polskiego. Pewnie ten sam mocodawca, który wcześniej upoważnił ich do przekształcenia Polski w strefę zdeindustrializowaną i zdemilitaryzowaną oraz rezerwuar taniej siły roboczej dla Zachodu.

Ostatni akapit listu tak naprawdę wyjaśnia, o co jego sygnatariuszom chodzi. „Wina wymaga zadośćuczynienia – czytamy – którym w relacjach między naszymi narodami jest wykuwanie prawdziwego braterstwa. Na przekór polskiej i ukraińskiej małoduszności, w dobrych, ale też w złych czasach, które, być może, nadchodzą na naszą wspólną Europę, zagrożoną nacjonalizmami i rosyjskim imperializmem. Zagrożenia łatwiej przetrwać razem. Zachowujemy dla was podziw i solidarność w walce z agresorem, który od ponad dwóch lat okupuje część ukraińskiej ziemi, nie chcąc dopuścić do spełnienia się waszego marzenia o życiu w zjednoczonej Europie”.

Pominę brednie o zagrożeniu Europy rosyjskim imperializmem i rosyjskiej okupacji części Ukrainy oraz największą brednię o marzeniu pomajdanowej Ukrainy życia w „zjednoczonej Europie”. Zwrócę tylko uwagę, że fundamentem, na którym sygnatariusze listu zbudowali całą jego konstrukcję jest sojusz z pomajdanową Ukrainą przeciw Rosji. W związku z tym, że pomajdanowa Ukraina oparła się ideologicznie i politycznie na kulcie OUN-UPA, jest to sojusz ze współczesnymi banderowcami. Potępienie ludobójstwa banderowskiego w sytuacji, gdy jego sprawcy są kultywowani na pomajdanowej Ukrainie jako bohaterowie narodowi oznaczałoby zerwanie sojuszu z Kijowem, albo przynajmniej jego rozluźnienie. Na to zaś polityczni spadkobiercy Giedroycia i Kuronia nie mogą sobie pozwolić.

Spadkobiercami trumien Giedroycia i Kuronia są nie tylko sygnatariusze wspomnianego listu, ale także druga strona sceny politycznej – czyli obecny obóz rządzący. Nie tylko „Gazeta Wyborcza”, „Kultura Liberalna”, „Krytyka Polityczna” i Rzeczpospolita”, gdzie o UPA pisze się per „powstańcy”, ale też „Gazeta Polska”. Nie tylko Wałęsa, Kwaśniewski, Komorowski, Cimoszewicz, Schetyna i Michnik, ale też Kaczyński, Macierewicz, Kuchciński, Karczewski i Sakiewicz. W kwestii sojuszu z banderowcami obie skonfliktowane ze sobą strony sceny politycznej mówią tym samym głosem. Ten sam ton i ta sama frazeologia, które zostały zaprezentowane w liście salonu warszawsko-krakowskiego dominują w wypowiedziach Macierewicza, który ostatnio w alarmującym tonie kilkakrotnie ostrzegał ludzkość przed „imperializmem rosyjskim”.

Ta sama przyjazna postawa wobec epigonów OUN-UPA jest widoczna w działaniach marszałka Sejmu, który decyzję o odłożeniu sejmowej debaty nad upamiętnieniem ofiar ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego podjął po spotkaniu w Truskawcu z synem sprawcy tego ludobójstwa – Jurijem Szuchewyczem3. Postawę tę jeszcze dobitniej wyraził w swojej wypowiedzi Jarosław Sellin (obecnie wiceminister kultury), który stwierdził, iż „wiarygodność PiS polega też na tym, że niezależnie od Wołynia uważamy, że w dzisiejszej sytuacji trzeba państwu ukraińskiemu pomóc przetrwać jako niepodległemu państwu i obronić je przed agresją” [4].

Dominujące w Polsce siły polityczne – zarówno rządzące, jak i będące w opozycji – są w stanie bardzo wiele poświęcić na rzecz antyrosyjskiego sojuszu z neobanderowcami. Nie tylko pamięć o ofiarach ludobójstwa OUN-UPA, ale także bezpieczeństwo obywateli polskich. Świadczy o tym brak reakcji władz i mediów na kilkudniowe zamieszki na granicy polsko-ukraińskiej, kiedy w odpowiedzi na czasowe zawieszenie małego ruchu granicznego bandy ukraińskich przemytników atakowały przejścia graniczne i obywateli polskich wracających z Ukrainy. Wcześniej nie było też reakcji tychże władz na doroczny marsz banderowców w Przemyślu, podczas którego padły słowa „Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi”.

W przededniu 73. rocznicy Krwawej Niedzieli jest już pewne, że nie zostanie ona upamiętniona przez Sejm, ale w przededniu tej rocznicy stało się coś znacznie bardziej ważnego. Zarówno salon warszawsko-krakowski, jak i obóz rządzący powiedzieli szczerze i otwarcie, że zdanie, interesy i bezpieczeństwo Polaków się dla nich nie liczą. Liczy się Ukraina i zdanie Departamentu Stanu USA. Stąd można śmiało powiedzieć, że polityka wschodnia Warszawy jest kształtowana w myśl uchwały krajowego prowidu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów z 22 czerwca 1990 roku, czyli w imieniu Stepana Bandery.

Bohdan Piętka

[1] „Liberałowie przepraszają Ukraińców za wyrządzone im przez Polaków krzywdy”, www.kresy.pl, 4.07.2016.
[2] Był to jedyny znany akt oporu Żydów prowadzonych do komór gazowych w KL Auschwitz.
[3] A. Szycht, „Kuchciński negocjował z synem kata Polaków?”, www.prawy.pl, 28.06.2016.
[4] „Sellin: ważniejsze niż upamiętnienie Wołynia jest pomaganie Ukrainie”, www.kresy.pl, 6.07.2016.

Za: http://mysl-polska.pl/938