Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Proponuję przyjrzeć się ponownie sprawie zabezpieczenia własności Polaków na Ziemiach Odzyskanych po 1945 r.

Sprawa pani Trawny jest dość głośna (w mediach), nieprzyjemna dla eksmitowanych rodzin w Nartach (Narthen) i - jak zwykle w przypadku, gdy chodzi o relacje polsko-niemieckie - bardzo trudna i powikłana. Tylko gwoli przypomnienia: Agnes Trawny, Warmianka o panieńskim nazwisku Rogalla, wyjechała z Nart w 1977 r. do Niemiec, jej ziemię i majątek przejął skarb państwa. Od władz niemieckich dostała odszkodowanie za jego utratę, około 14 tys. marek. Obecnie Agnes Trawny domaga się zwrotu tego mienia w związku z żądaniem, jakie wystosował wobec niej niemiecki Finansowy Urząd Wyrównawczy. Instytucja chce od niej zwrotu odszkodowania za pozostawiony w Polsce majątek, wskazując, że istnieje możliwość jego odzyskania.
Jeszcze jesienią 1977 roku do domu Trawnych wprowadzili się nowi mieszkańcy: najpierw Moskalikowie, a niedługo potem Głowaccy. Mieszkanie otrzymali z z przydziału. Zabudowania były już w ruinie, ludzie szabrowali w chałupie, płoty leżały obalone w błocie.
Pierwszy raz Agnes Trawny z bratem Horstem Rogalla odwiedziła Narty w 1979 r. Potem przyjeżdżała raz po raz. Do Moskalików nie zachodziła, bardziej przyjaźniła się z ich sąsiadami. Władysława Głowackiego znała bowiem od dziecka, są rówieśnikami, chodzili do tej samej szkoły.

Ubiegając się o odzyskanie utraconego majątku, byli właściciele przeszli całą drogę prawną. Najpierw próbowali załatwić rzecz w postępowaniu administracyjnym. Ostatecznie sprawa znalazła finał w sądzie. Niemcy jako dowód własności przedstawili wpisy do niemieckich ksiąg wieczystych, które nie zostały zamknięte, mimo że założono nowe księgi. Sąd Rejonowy w Szczytnie w wyrokach z kwietnia i czerwca 2004 r. nakazał wykreślenie z istniejących ksiąg polskich wspomnianych nieruchomości i założenie dla nich odrębnych ksiąg. Oznaczało to, że sporne nieruchomości zostają własnością Trawny i Rogali. (na podstawie 1. i 2.)

W pełni rozumiem żal i rozgoryczenie obecnych lokatorów budynku, który według najnowszego już (i chyba ostatecznego) postanowienia sądu stanowi własność pani Trawny. Jednak to nie ona powinna byc adresatką tych uczuć, lecz nasze polskie państwo, niezależnie od numeracji Rzeczpospolitych, czy ich przydomków (Ludowa na przykład). Od 1989 r. państwo polskie nie było w stanie uporzadkowac ksiąg wieczystych, co ważne było szczególnie w przeddzień wejścia do UE. Ale także sami lokatorzy - przytoczę tu rozpaczliwy trochę i (jak zwykle przy okazji stosunków polsko-niemieckich) pełen emocji fragment ze strony Stowarzyszenia Obywatele i Sprawiedliwość - nota bene najwyraźniej jakiejś PiS-owskiej wielce bojowej werbalnie przybudówki, sądząc po wystroju strony:

    Sprawdź koniecznie kto jest wpisany jako właściciel w księgach wieczystych Twojej nieruchomości!
    Jest to bardzo ważne, gdyż między innymi w świetle postanowień Traktatu z Lizbony, także tak zwani „wypędzeni” lub ich spadkobiercy, jeśli są wpisani do księgi wieczystej Twojej nieruchomości, będą mogli skutecznie odebrać Ci dom przed sądem, Tobie i Twojej Rodzinie.

Pomijając fakt, że pani Trawny-Rogalla nie jest "wypędzoną", a jedynie "późnym wysiedleńcem" i to - jak sądzę - dobrowolnym, z czego nie zamierzam robić jej zarzutu (dosyć przecież "czystych" jak łza Kowalskich wyjechało do Rajchu "za chlebem" - vide Bogdan Wenta, motywując to niejednokrotnie wyjazdem "za wolnością"), to istota sprawy zasadza się - obok niewątpliwej winy państwa polskiego - również na niedbałości polskich mieszkańców owego spornego domu. Dzisiaj jesteśmy wszyscy o wiele mądrzejsi, to prawda: wpisanie aktualnego dysponenta nieruchomości do księgi wieczystej wydaje się być zrozumiały sam przez siebie, niezależnie od sposobu, w jaki dysponent ów wszedł w posiadanie nieruchomości. Zabrakło akcji informacyjnej, szczególnie na ziemiach, które przez II wojną światową należały do Niemiec. Pamiętajmy o jeszcze jednym kuriozum Ludowego Państwa Polskiego:

    Zgodnie z niepublikowaną uchwałą Rady Państwa z 1956 r., każdy wyjeżdżający musiał złożyć podanie o zgodę na zmianę obywatelstwa z polskiego na niemieckie oraz przekazać nieruchomość na rzecz skarbu państwa, ewentualnie przedstawić akt sprzedaży. Większość podań o zmianę obywatelstwa nigdy do Rady Państwa nie dotarła, zalegając w wojewódzkich komendach milicji, gdzie były składane. Żaden wnioskodawca nie otrzymał też indywidualnej odpowiedzi na swoje pismo. A skoro nie było odpowiedzi, nie było i decyzji. Na tej podstawie wielu wówczas wyjeżdżających może teraz się ubiegać o potwierdzenie obywatelstwa polskiego. Skoro ktoś nie utracił obywatelstwa, nie utracił też praw do majątku.

Tak więc sprawa pani Trawny nie jest tożsama z roszczeniami podnoszonymi przez Powiernictwo Pruskie w sprawie majątków pozostawionych przez obywateli Niemiec na terenach należących obecnie do Polski. Zastosowanie miałyby tu raczej racje Niemców Sudeckich, wypędzonych z byłej Czechosłowacji po 1945 r. Oni bowiem byli obywatelami Czechosłowacji, nie Niemiec.


Sądzę jednak, że w całym zamieszaniu chodzi również o coś innego: o styl, o próbę empatii ze strony tak pani Trawny, jak i dzisiejszych mieszkańców jej domu. W krzywym zwierciadle mediów polskich, które jak jeden mąż stawiają sprawę na ostrzu noża, będzie trudno zrozumienie wzajemnych racji. A szkoda.


Za: http://nieregularnik-nieperiodyczny.blogspot.com/2009/03/precedens-pani-agnes-trawny-rogalla.html