Co to za gospodarz, co nie ma chałupy? – głosiła popularna przyśpiewka góralska. Podobnie jest z publicystami. Co to za publicysta, który przynosi złe wieści i snuje przygnębiające prognozy? Taki publicysta potrzebny jest, jak psu piąta noga. Co innego publicysta, który przynosi wieści krzepiące, a z którego prognoz wynika, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Takiego publicystę lubią wszyscy: nie tylko czytelnicy, ale przede wszystkim – politycy, dzieki czemu w każdej chwili może liczyć na posadę rzecznika prasowego w jakimś hojnym urzędzie, których szczęśliwie u nas nie brakuje, a w najlepszym razie – w państwowej telewizji, gdzie nawet prości prezenterzy zarabiają po 50 tysięcy miesięcznie, nie licząc milionowych odpraw, gdy coś pójdzie nie tak. I słusznie, bo cóż wynagradzać w tych smutnych czasach, jeśli nie optymizm i pogodę ducha, z jakich państwowa telewizja zasłynęła jeszcze w niezapomnianych czasach Edwarda Gierka i Macieja Szczepańskiego?
Dlatego skwapliwie korzystam z nadarzającej się okazji, by optymistycznie skomentować fakt odzyskiwania państwowej telewizji przez Najzdrowsze Siły Narodu. Ten proces nie jest jeszcze zakończony, ale widać gołym okiem, że ten skarb narodowy zwolna wyślizguje się ze szponów „byłego neonazisty” po to, by na koniec trafić w wypróbowane ręce. Czyje? Ach, z obfitości serca usta mówią, więc nic dziwnego, że z szybkością płomienia do najdalszych zakątków świata dotarła wiadomość, iż Naszą Największą Nadzieją jest pan Janusz Pietkiewicz. Pan Janusz Pietkiewicz z niejednego, jak powiadają kominiarze, komina wygartywał, jeszcze za głębokiej komuny, kiedy to dzięki członkostwu w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej zdobywał bezcenne doświadczenia, które dopiero teraz, w Wolnej Polsce będą mogły zaprocentować w całej pełni. Jak to mówią, dobry kogut w jajku pieje, dobrego i karczma nie zepsuje, czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty, więc lepszego kandydata na prezesa państwowej telewizji być nie może. Podstawowy warunek jest bowiem taki, by cieszył się on powszechnym zaufaniem, a jakże ma się cieszyć powszechnym zaufaniem ktoś, na kogo nikt nie ma tzw. „haka”? Dopiero on staje się przepustką do zaszczytów i godności, bo to on właśnie, a nic innego, czyni człowieka przewidywalnym.
Kiedyś bywało inaczej; ludzie mieli na przykład poglądy i cechowała ich stałość charakteru, niczym starożytnego Regulusa, ale dzisiaj – jak poucza poeta, „poglądy, charakter, postawa, zjawiskiem są dosyć rzadkim; więcej się da wytłumaczyć zwyczajnym losu przypadkiem”. Poza tym, powiedzmy sobie szczerze i otwarcie; poglądy to rzecz ulotna i nic trwałego na tym fundamencie zbudować się nie da. Świadczy o tym choćby przypadek prof. Leszka Kołakowskiego, któremu umiłowanie prawdy w odpowiednim momencie podszepnęło, by z marksisty-leninisty przepoczwarzył się w tzw. dysydenta. Tymczasem „hak” pozostaje jeśli nie jedynym, to w każdym razie jednym z nielicznych stałych punktów we Wszechświecie, a już od czasów Archimedesa wiemy, jak ważny jest taki punkt oparcia. Miejmy tedy nadzieję, że panu Januszowi Pietkiewiczowi można będzie przypisać „haka”, który udelektuje zarówno płomiennych obrońców interesu narodowego, jak i dawnych komunistycznych płatnych zdrajców, pachołków Rosji, nie mówiąc już o twórcach, do niedawna szalenie zasmuconych możliwością upadku „misji”, dzięki której zawsze mogli liczyć na sowite alimenty. Jeśli te nadzieje są trafne, to tylko patrzeć, jak państwowa telewizja zostanie odzyskana ze szponów „byłego neonazisty” i znowu, jak za dawnych, niezapomnianych czasów, zacznie służyć świętej sprawie jedności moralno-politycznej całego narodu, który pod przewodnictwem partii, albo jeszcze lepiej – nawet kilku partii, będzie mógł urządzać sobie turnieje miast lub – łodiridi dla młodzieży.
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
Felieton · „Nasz Dziennik” · 2009-08-08
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Ścieżka obok drogi” ukazuje się w „Naszym Dzienniku” w każdy piątek.