Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Obama-socialism_0Powoli mija kolejny rok, który przyniósł wiele wydarzeń – dobrych i złych, radosnych i smutnych, ale także po prostu absurdalnych, które w mojej ocenie, nijak się mają do mojej ulubionej kategorii poznawczej - zdrowego rozsądku. Jednak, wydaje mi się, iż nie można tych wydarzeń lekceważyć, bo czyż nie są one jakimiś signum temporis?

 

Czy nie sugerują, iż wciąż należy być czujnym, gruntownie analizując rzeczywistość, nie dając się zmanipulować, czy też uwikłać się w tanią tolerancję, polegającą na błędnej jej interpretacji akceptowania wszystkiego i wszystkich, bo na tym ma polegać wizja rzekomo nowoczesnego, demokratycznego państwa i koncepcja „nowego” człowieka? Nie dajmy sobie wmówić, że demokracja wszystko usprawiedliwia, a to co nowoczesne jest zarazem dobre i godziwe…

2009 rok to okrągła rocznica dwudziestolecia czerwcowych wyborów w Polsce, to pięćdziesiąta rocznica śmierci wielkiego wizjonera, teoretyka zjednoczonej Europy, Sługi Bożego ks. Luigiego Sturzo  (który niestety w Polsce jest postacią prawie nieznaną, a którą warto przybliżać), to rok wyboru na szefa Parlamentu Europejskiego Polaka Jerzego Buzka.  Co jednak dzieje się na świecie i w Polsce, w kontekście tych skądinąd dobrych wydarzeń? Czy potrafimy z nich skorzystać, czy tylko je wykorzystać, aby legitymizować najbardziej absurdalne zachowania, decyzje i wyroki?

Mój katalog minionych wydarzeń, jak zaznaczyłam, jest subiektywny. Wynika bowiem z osobistych zainteresowań, z personalnej znajomości niektórych osób, czy też z przywiązania do bliskich mi idei, które są obecnie często deprecjonowane. Ich skala i ważność dla życia publicznego jest różna. Uważam jednak, że warto je przypomnieć, ponieważ są sygnałami ostrzegawczymi, że niestety nie wszystko idzie w dobrym kierunku (oczywiście w moim rozumieniu dobra). Przywołane wydarzenia nie będą chronologicznie ułożone, gdyż nie ma to większego znaczenia dla podjętego tematu. Ważne jest tylko, abyśmy uświadomili sobie tę potężną dawkę absurdu zaserwowaną zaledwie w ciągu jednego roku. Absurd przywołuje we mnie konieczność posłużenia się ironią, niech zatem będzie usprawiedliwiona.

 

                                                            Wydarzenie I

Obama-socialism_0Norweska głupota, czyli decyzja Komitetu Pokojowej Nagrody Nobla dla prezydenta USA Baracka Obamy

Dla mnie absolutne kuriozum. Cóż zdążył zrobić dla pokoju na świecie Obama zaledwie po 9 miesiącach urzędowania? Ba, po tym czasie ją dostał. Przypomnijmy bowiem, że czas zgłaszania kandydatów mijał 1 lutego 2009 roku, zatem Obama rządził zaledwie…dwa tygodnie!!! Można zatem powiedzieć, że Obama to człowiek, który co najwyżej, miał wiele wspólnego z pokojem w rozlicznych hotelach w trakcie kampanii wyborczej, a nie jego budowaniem na arenie międzynarodowej. Chyba, że za zasługę uznać jego decyzję o zaniechaniu budowy tarczy antyrakietowej w Polsce i w Czechach. Co prawda Komitet uznał, że: „Obama dał ludziom nadzieję na lepszą przyszłość”, i że „Komitet Noblowski od 108 lat stara się stymulować dokładnie tę politykę międzynarodową i te postawy, których Obama jest teraz głównym rzecznikiem świata”, to jednak 55% Amerykanów nie kryło swego zniesmaczenia tą decyzją. Jak dotąd  Obama zdążył skłócić Amerykanów projektem reformy ubezpieczeń zdrowotnych, która skutecznie może rozwalić dotychczasowy system. Optuje też za legalną aborcją na każdym etapie rozwoju dziecka poczętego, a także popiera haniebne prawo dobijania dzieci urodzonych po nieudanym zabiegu przerwania ciąży.

                                                            Wniosek:

Dziś wystarczy być czarnym (najlepiej bez jasnego pochodzenia), uprawiać mieszankę różnych wyznań religijnych, mieć lewicowo-liberalne poglądy, schlebiać Moskwie, dobrze opłacać dziennikarzy, ignorować konserwatywny FOX Chanel, opowiadać ludziom to, co aktualnie chcą słyszeć, umieć wykorzystać Internet i już mamy pewniaka do nagrody Nobla,   Zaangażowanie po stronie budowania autentycznego pokoju niewskazane, bo też o to chyba chodziło panom z Komitetu Noblowskiego. Jeśli ktoś jest laureatem takiej nagrody, to czy będzie prowadzić politykę strategiczną, czy będzie prowadzić wojnę? Z tej nagrody najbardziej cieszy się świat arabski i Rosja. Nota bene, ciekawe, że Jan Paweł II w trakcie swojego długiego pontyfikatu nie zasłużył na  pokojową Nagrodę Nobla…? Czyżby nie podzielał punktu widzenia członków Komitetu Noblowskiego?

                                                       Wydarzenie II

 niesioHaniebna dyskusja: czy Katyń  to ludobójstwo czy tylko  zbrodnia wojenna?  

O prawdę o Katyniu walczyło się, za Katyń było się szykanowanym, do Katynia i do innych miejsc kaźni jeździło się po kryjomu, a teraz dowiedzieliśmy się od czołowych polityków, obecnie rządzących, z wicemarszałkiem Niesiołowskim na czele, że nie może być w uchwale sejmowej użyty termin ludobójstwo, bo to zbyt duże słowo, chyba jednak nie oddające całej prawdy historycznej (sic!), słowo niedelikatne, które na pewno zdenerwuje …Putina. Przecież Putin wyraźnie daje nam do zrozumienia, że Polacy nie będą uczyć Rosjan historii i nie będą interpretować wydarzeń historycznych po swojemu.

                                                                Wniosek:

I znów Waszyngton, Moskwa, Strasburg lub Bruksela. Nadal nam się grozi palcem, względnie pokazuje figę i nie ma widoku na zmianę. Jeśli w imię poprawności politycznej frymarczy się Katyniem, którego nie da się zakwestionować, gdyż doszło tam, i nie tylko tam, do okrutnego ludobójstwa, to czy możemy mieć jakąkolwiek pewność, że obecna klasa polityczna nie będzie starała się nam - prostym obywatelom wmówić, w imię political correctness , że się na nas nie pluje,  tylko pada ożywczy wiosenny deszczyk…

                                                        Wydarzenie III

Zdumiewająca decyzja Trybunału Praw Człowieka ws. Pani Lausi

cross_blod_malyWłoszka fińskiego pochodzenia Soila Lausi skierowała do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu skargę, że jej dzieci przez wiele lat musiały patrzeć na wiszący krzyż w klasie, ponosząc tym samym straty moralne. Trybunał z troską pochylił się nad zranionymi uczuciami pani Lausi i jej dzieci, i na otarcie łez, nakazał rządowi włoskiemu wypłacenie 5 tysięcy euro za poniesione straty i krzywdy moralne. Teraz owa mama może  pieniądze przeznaczyć na przykład na terapię dzieci i siebie lub jeszcze korzystniej je wydać, wyjeżdżając do któregoś z krajów półksiężyca. Tam dopiero zazna „wolności i neutralności światopoglądowej”, czego tej pani życzę.

                                                         Wniosek:

Krzyż jak widać przeszkadza nie tylko muzułmanom zamieszkującym Europę. Europejskim ateistom, albo wierzącym „inaczej” także. Należy więc spodziewać się, że w najbliższym czasie eskalacja podobnych żądań wzrośnie. Już nad tym główkuje polska eurodeputowana Senyszyn, przewodnicząca stosownej komisji w PE, która będzie wyłapywać wszystkie znaki i nieprawidłowości, mogące godzić w neutralność światopoglądową obywateli państw członkowskich. Zapewne niedługo, co niektórym, będą przeszkadzać krzyżyki na szyjach, obiekty sakralne z widocznym krzyżem, kapliczki i krzyże przydrożne, stroje osób duchownych i konsekrowanych. Zresztą, co ja mówię! - już przeszkadzają (ale o tym szerzej innym razem). Spodziewam się, że owa Finko-Włoszka wniesie też protest o usunięcie krzyża z flagi fińskiej, (ciekawe dlaczego jeszcze tego nie zrobiła???).

Rada na ten absurd: szanować krzyż, nosić krzyżyk na szyi, powiesić krzyż w centralnym miejscu swojego domu, powiesić krzyż przy swoim stanowisku pracy, jeśli to możliwe postawić krzyż na terenie swojej posesji, jak to niegdyś bywało. Obecnie Włosi masowo stawiają krzyże w swoich ogrodach, dzieci przynoszą krzyże do sal lekcyjnych z prośbą o zawieszenie, a przy wjeździe  do miasteczku Montegrotto Terme postawiono podświetlony napis „My krzyża nie usuniemy”. Bo kto uratuje krzyż przed jego eliminacją z przestrzeni publicznej, jeśli nie my katolicy, chrześcijanie? Nie dajmy sobie wmówić, że krzyż to sprawa prywatna. Dziś przeszkadza bicie dzwonów kościelnych, jutro będą przeszkadzać krzyże w miejscach publicznych.

                                                      Wydarzenie IV

Wygrana Alicji Tysiąc vel Trzydzieści Tysięcy

abortion_130 tys. złotych to kolejna wygrana pani Tysiąc związana z niemożliwością zabicia swojej poczętej córki. Jak widać pani Tysiąc, mimo że lata mijają, wciąż chce kasować za to pieniądze. Tym razem podała do sądu Redaktora tygodnika „Gość Niedzielny - ks. Marka Gancarczyka i znów wygrana. Wcześniej, przypomnijmy, pozywając przed Europejski Trybunał Praw Człowieka Rzeczpospolitą zarobiła 25 tys. euro jako zadośćuczynienie za brak szans na wyskrobanie swojego dziecka i 14 tys. euro za koszty postępowania. Oczywiście ta wygrana to triumf przede wszystkim feministek. Alicja Tysiąc jest tylko ofiarą ich manipulacji i proaborcyjnych gier. Nie dobrze jednak, że sędzia Solecka zamiast rzetelnie zapoznać się z materiałem prasowym zaskarżonym przez Tysiąc, po prostu lekceważy prawdę i tym samym wydaje wyrok oparty na fałszu. Na dodatek obraża czytelników „Gościa”, mnie także, gdy mówi, że „w większości czytelnicy „Gościa” to osoby, które nie poddają czytanych tekstów analizie logicznej lub językowej, a rozumieją je zgodnie z emocjami, jakie budzi w nich to, co czytają”.

No świetnie, tylko skąd pani Solecka to wie? Napisanie więc, że pani Tysiąc chciała zabić swoje dziecko, narusza według sędzi dobro osobiste pani Tysiąc. Podobnie jak publikacja jej zdjęcia w „Gościu”, które nota bene było uczciwie zakupione od …”Gazety Wyborczej”. Szkopuł w tym jednak, że pani Tysiąc publicznie i wielokrotnie oświadczała, że chciała dokonać aborcji, co w piśmie katolickim zostało nazwane po imieniu: zabiciem dziecka. Co prawda sędzia Solecka  łaskawie zezwoliła na takie sformułowanie, ale nie pozwoliła na stwierdzenie, że dokonała tego pani Tysiąc. Innymi słowy można pewien czyn nazwać złodziejstwem, ale powiedzenie, że Iksiński ukradł i jest złodziejem jest już karalne, bo narusza jego dobro osobiste. Mówiąc więc za Jasiem z anegdoty: „gdzie tu sens i gdzie logika…”? Panie feministki, na czele z Wandą Nowicką, jak długo będziecie żerować na tragedii pani Tysiąc, manipulując nią i wykorzystując ją w procesie przywracania aborcji na życzenie?

                                                           Wniosek:

Szkoda, że tak rzadko w tym kontekście przytacza się odrębne, ale jakże rozsądne zdanie hiszpańskiego sędziego Javiera Borrego, który zasiadał w strasburskim gremium: „Wszystkie ludzkie istoty rodzą się wolne i równe w godności i prawach. Dzisiaj Trybunał zdecydował, że istota ludzka urodziła się ze względu na naruszenie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Zgodnie z tym rozumowaniem, jest w Polsce dziecko, które obecnie ma sześć lat, którego prawo do urodzenia jest w sprzeczności z Konwencją. Nigdy nie sądziłem, że Konwencja mogłaby zajść tak daleko i uważam, że to przerażające”.

 

                                                     Wydarzenie V

 

cbaZdymisjonowanie Szefa CBA Mariusza Kamińskiego  i tzw. afera hazardowa

 

Z kimkolwiek rozmawiałam na temat polityki, musi pamiętać moją opinię  na temat „Mira”, „Grzecha”, „Zbycha”, Pawła vel Ciecia et consortes, gdy okazało się, iż ci kolesie mają „piastować” ważne funkcje państwowe. Oprócz „Zbycha” i „Rycha”, wszystkich znam osobiście od lat dziewięćdziesiątych. No i faktycznie okazało się, że skutecznie „piastowali”, ale swoje własne interesy…Mogłabym teraz z satysfakcją powiedzieć: „a nie mówiłam…”? Co jednak z tego, że ja wiedziałam, a taka na przykład minister Pitera „antykorupcyjny młot PO”, nie wiedziała, choć ja mieszkam na głębokiej prowincji, a pani Pitera obraca się na politycznych salonach i ma wszelkie instrumenty do tego, aby wiedzieć. No, ale pani minister zajęta była ściganiem korupcji w postaci kanapki z rybą za 7,50, a nie interesowało ją kim są i co robią jej partyjni koledzy, wierni „pretorianie” Tuska (a może właśnie dlatego?). No i wyszło „szydło z worka”. Okazało się, że mimo stanowisk, mimo osiągniętego spektakularnego dobra materialnego, mimo gładkich gadek przed kamerami o krystalicznej uczciwości polityków PO, wylazły białe skarpety spod garnituru od Bossa, rynsztokowy język i skłonność do nieprzejrzystych działań. Jednak nikomu włos z głowy nie spadł, a spadła tylko głowa, Bogu ducha winnego, Mariusza Kamińskiego, który za próbę ujawnienia prawdy, musiał słono zapłacić. Słono, gdyż CBA było jego „dzieckiem”, jego pomysłem, efektem walki z komunistycznym aparatem i pasji wyplenienia korupcji. Wielka to strata dla polskiego życia społecznego, gdyż Kamiński jest jednym z nielicznych znanych mi osobiście polityków,  którzy tak ideowo, ofiarnie, bezinteresownie i fair walczyli o ład prawny i moralny w Polsce.

 

                                                              Wniosek:

 

W zależności od miejsca siedzenia nadal są „równi” i „równiejsi”. Być może Kamiński pomoże, jako świadek powołany przed komisję sejmową, coś wyjaśnić. Jednak nie mam złudzeń, że zmieni to wiele na rynku hazardowym. Hazard i przychody z automatów do gier o niskich wygranych, to w 2009 roku sumy rzędu kolejno: 19 mld  i 11 mld złotych. A Kamiński, jeśli chce żyć, to albo będzie milczał, albo będzie musiał zapewnić stałą ochronę sobie i swojemu dziecku, gdyż ani mafia, która stoi za hazardem, ani źródło przecieku na temat postępowania w sprawie tej afery, nie pozwolą, aby ktokolwiek zakłócił ich spokój i stabilizację: hazardową i polityczną.   A czy ktoś wie, czy najsłynniejszy polski cieć, a zarazem minister, były rzecznik rządu Paweł Graś, nadal  służy u Niemca w zamian za mieszkanie? Jakoś ta informacja mi umknęła.

 

                                                     Wydarzenie VI

 

 Marc2Marcinkiewicz się żeni

 

I śmiech, i żal, i zdziwienie, i smutek. Pamiętam, że gdy usłyszałam o tym romansie roku 2008, to najpierw nie wierzyłam, potem wątpiłam, potem zachęcałam wspólnych znajomych, aby pogadali z nim po ludzku. Jakoś jednak nikt się nie kwapił, gdyż Kazimierz z wielkim rozmachem zaczął z występku robić cnotę. I to oficjalnie. Te zdjęcia, te wywiady, telefony, knajpy, te publiczne buziaki, objęcia i przytulanki. Myślałam, że dopadł go „demon południa”, zwany przez ojców pustyni „acedią”, i Kazio wreszcie się ocknie. Niestety, pan premier w tym roku zawarł kontrakt cywilny i wyruszył w romantyczną podróż poślubną ze swoją Isabel i … reporterami  „Vivy”. Małżonkowie, którzy rzekomo nie lubią mediów, nie tylko opowiadają o szczegółach swego życia, ale dają się fotografować w najrozmaitszych ujęciach. I tak najsłynniejsza polska para 2009 roku pokazuje się w gondoli, na gondoli, w oknie, na balkonie, na tarasie, na placu, w objęciach, oddzielnie, świtem, o zachodzie słońca, „w berecie i bez”. Tymczasem pamiętam młodego małżonka jako osobę pryncypialną, surową, zdecydowaną, konsekwentną, wyważoną, pobożną, związaną z Kościołem. Dlatego też te wszystkie jego demonstracje i harce są po prostu czymś zaskakującym.

 

                                                        Wniosek:

 

Panowie, niekontrolowany kryzys wieku średniego może uczynić z was pajaców, a także doprowadzić do moralnej dewastacji. Panie, pilnujcie mężów. Jeśli mąż jedzie do Londynu, jedźcie z nim, jeśli zostaje posłem, premierem, ministrem natychmiast przenoście się do Warszawy czy Brukseli.  Bo jeśli chcecie związek utrzymać, to męża nie należy spuszczać z oczu. Zawsze bowiem znajdą się jakieś miłosierne, rozumiejące wszystko, pełne wdzięku, młode Isabel, gotowe umilić samotność na wyjeździe.Parafrazując zaś słowa piosenki: „Kaziu, Kaziu, Kaziu odkochaj się ….”

Twoja córka jest w wieku Twej nowej cywilnej żony. Pomyśl, co byś czuł, jakby wpadła w ręce faceta w Twoim wieku, z czwórką dzieci. Chciałbyś dla niej takiego losu? Wątpię. Mimo Twoich uśmiechów zapewne czujesz się okropnie. Jest Adwent - pomyśl o tym wszystkim raz jeszcze. No i my, katolicy, mamy nowe hasło na ten rok: „Bądźcie świadkami Miłości”. Zastanów się, świadkiem jakiej „miłości” dziś jesteś? Pozdrawiam. 

                                                 Wydarzenie VII

 

Zaaresztowanie Polańskiego

 

polaZatrzymanie Polańskiego właściwie nie jest dla mnie specjalnym wydarzeniem, choć media zachłysnęły się jego zatrzymaniem. Kiedyś wykorzystał nieletnią dziewczynkę, udało mu się zbiec ze Stanów, a teraz, choć minęło już wiele lat, został zamknięty, być może zostanie odesłany do USA, gdyż według prawa amerykańskiego czyn ten nie uległ przedawnieniu. Oczywistym jest, że Polański nie jest pospolitym przestępcą, ba …od ćwierć wieku jest  nawet mężem jednej żony i podobno dobrym ojcem. To, co jednak mnie porusza w jego sytuacji, to larum od lewa do prawa, że ponieważ Polański jest znanym i cenionym artystą, to po 30 latach nie wolno mu zakłócać wolności i spokoju. Jednak Roman Polański z powodu bycia artystą nie może być wyłączony spod prawa i musi mu podlegać jak każdy śmiertelnik. Myślę zresztą, że Polański, jako człowiek wrażliwy i inteligentny, doskonale o tym wie. Podejrzewam nawet, że bardziej to rozumie niż nasi politycy, rozmaite autorytety moralne, artyści, którzy powodowani świętym oburzeniem, gremialnie wstawili się za artystą, twierdząc, że takich ludzi należy mierzyć inną miarą. Ba, że gdyby niejedne jego przeżycia i doświadczenia (niekoniecznie pozytywne),  Polański nie byłby dziś tym kim jest – genialnym reżyserem, który stworzył wiele arcydzieł.

Jednak estetyka nie usprawiedliwia etyki. Tworzenie dzieł należy do innego porządku niż odpowiedzialność za ponoszone czyny. Jeśli ktoś uczy etyki nie oznacza to, że będzie zwolniony z odpowiedzialności moralnej, gdy nabroi. Gorzej - takiemu człowiekowi bardziej „patrzy się na ręce”. Jeśli ktoś jako artysta reprezentuje poziom wrażliwości z górnej półki, to od niego wymaga się bardziej, także w obszarze codzienności. Na zasadzie ewangelicznego przesłania: „kto ma wiele dane, od tego wiele wymagać będą”.

 

                                                         Wniosek:

Myślę, że Polański jest na tyle rozsądny, że nie dziwi się swojemu zatrzymaniu (trochę zresztą sprowokowanemu przez jego prawników, jak donoszą amerykańskie media). Niepokoi jednak fakt, że ci, którzy tak bronią artysty, uważają, że różne standardy trzeba stosować wobec określonych osób i grup. W domyśle: wobec nich samych. Bo na co liczą „artyści’ opisywani przeze mnie miesiąc temu? Na co liczą politycy obwarowani immunitetem? Liczą na wyjątkowość, na nietykalność, na magię swoich profesji i nazwisk. Tymczasem skoro zaaresztowano nietykalnego Lwa Rywina, czy znanego Polańskiego, to świadczy to tylko o „upadku” prawa i o tym, że potencjalnie każdego z nich, nic nie chroni. Chyba, że jak w Polsce - układ lub „grupa trzymająca władzę”.

 

                                                Wydarzenie VIII

 

Droga życia ks. prof. dra hab. Tomasza Węcławskiego vel Tomasza Polaka

Istnieje takie powiedzenie „zgorszonego nic nie zgorszy”. I choć stwierdzam to z ubolewaniem i ze wstydem: „spróbowałam wielu smaków życia” i właściwie trudno byłoby mnie czymś zaskoczyć w sferze ludzkiej obyczajowości, to jednak ten przypadek jest dla mnie trudny do pojęcia. Krótko dla niezorientowanych: ks. prof. Tomasz Węcławski z Uniwersytetu A. Mickiewicza w Poznaniu, jeden z ważniejszych teologów polskich, były dziekan Wydziału Teologii, członek Międzynarodowej Komisji Teologicznej Rzymie w pewnym momencie swojego życia stwierdził, że „kończy i zamyka” swój stan kapłański. Potem wiąże się z zamężną kobietą, Anną Beatą Pokorską, matką dwójki dzieci, swoją młodszą współpracownicą z uniwersytetu, lewicową aktywistką, której firmuje rozmaite publikacje (takie tam „razem” pisane). Do tego momentu wszystko jestem w stanie zrozumieć (nawet tę wspólną „pisaninę”). Dalej jednak, ani w ząb. Ksiądz bowiem zaczyna atakować Kościół, zmienia swoje nazwisko na Polak (może to i dobrze, bo ma brata księdza Marcina), dokonuje aktu apostazji (żona chyba też), a więc oficjalnie opuszcza Kościół katolicki, wreszcie kwestionuje boskość Chrystusa. Oczywiście robi to wszystko publicznie, pracując nadal na poznańskiej uczelni w Pracowni Pytań Granicznych, gdzie do nauczania nie potrzebuje misji od biskupa.

Zaczyna też współpracować z dziwnymi środowiskami: feministek i homoseksualistów, czego efektem jest stanięcie w tym roku na czele pochodu gejów i lesbijek w Poznaniu. Ksiądz, prowadzący niegdyś procesje Bożego Ciała, niosący Przenajświętszy Sakrament, dziś tymi samymi ulicami, przebrany w skórzane spodnie, prowadzi wraz ze swą żoną, pochód homoseksualistów. Ciekawe, nieprawdaż? W tym kontekście powraca moje pytanie: czy tego typu osoby jak: Węcławski, Bartoś, Obirek, Bielawski mogłyby wreszcie zamilczeć i  swoimi splątanymi losami życiowymi nie epatować innych? Czy jeśli już tracą cnotę, to czy muszą też publicznie udowadniać, że stracili i rozum? Drodzy Panowie eks-księża, czy musicie aż tak obnosić się ze swoim grzechem? I czy zdradzając Kościół musicie koniecznie zdradzać wiarę i wiernych, którzy kiedyś Wam zaufali? Nie mnie Wam przypominać, że „jeżeli zgorszycie jednego z tych maluczkich moich to…” . A jednak, proszę pamiętać o tych słowach Chrystusa.

Księże Tomaszu, niech Ksiądz nie ma złudzeń: i tak pozostaje Ksiądz kapłanem „na wieki” i nie zmieni tego ani przewodniczenie gejowskim paradom, ani zmiana nazwiska, ani poślubienie zamężnej kobiety, przykro mi. Lepiej, aby Ksiądz, dopóty, dopóki się nie obudzi lub nie zadba o zdrowie, zaszył się w mysią dziurę, nie gorsząc owych maluczkich.

 

                                                         Wniosek:

Feministki, geje i lesbijki, nie cieszcie się, że paradował z wami ksiądz katolicki. To nic wam i tak nie da. Pamiętajcie, że  jest to jednak ktoś głęboko sfrustrowany, pewnie poraniony, zawiedziony, rozczarowany, kto zdradził, bo nie widział innego wyjścia. Zdradzi i was, nie mam co do tego złudzeń. Ale ta zdrada będzie, na szczęście, „błogosławiona”, będzie nawróceniem ks. Węcławskiego, głęboko w to wierzę. Pamiętam bowiem, jak wiele lat temu ktoś z Uniwersytetu Nawarry w Pampelunie opowiadał mi, że wszyscy podziwiali i szanowali ks. prof. Węcławskiego, gdy przyjeżdżał tam na wykłady. I bynajmniej nie za jego ogromną wiedzę, ale za skromność, jednoznaczność, pokorę i nieskazitelną postawę moralną… Ksiądz o wyglądzie ascety, nigdy nie pokazywał się bez sutanny, starej, zużytej, z podniszczoną teczką.  Podziwiano go i słuchano, i na pewno Pan Bóg mu policzy to, że był kiedyś Jego świadkiem. Nie liczcie więc zbytnio na niego, bo jestem pewna, że kiedyś ocknie się i wróci do Chrystusa, Tego, Którego boskość dziś zakwestionował.

 

                                                      Wydarzenie IX

fem2Parytety

Można się było spodziewać tego wcześniej, czy później. Cóż za żenujący pomysł, którego autorkami są znów przede wszystkim feministki, mącące w głowach innym kobietom. Drogie panie, nie wierzcie ani jednemu ich słowu wypowiedzianemu w tym kontekście (w innym zresztą też). Po pierwsze jest to pomysł upokarzający same kobiety. Kiedyś przerabiałam go w Stronnictwie Konserwatywno Ludowym, w którym, bez parytetów, zostałam wybrana wraz z prof. Religą, na wiceprzewodniczącą Rady Politycznej. Moje partyjne koleżanki sformułowały jednak uchwałę o parytetach w ramach naszej partii, której jako jedyna kobieta na Zjeździe nie firmowałam, bo po prostu…wstydziłam się. No bo jakże można zadekretować liczbę kobiet na liście wyborczej? Jeśli ma się doświadczenie wyborcze, to się wie, że bycie kobietą nie wystarcza, aby wygrać wybory lub wystarcza raz na kilkaset przypadków. Podobnie, jak to było ze mną. Będąc trzecią na liście do Sejmu III kadencji, rywalizowałam z jedynką, czyli premierem Goryszewskim. Teoretycznie nie miałam szans wejść do Sejmu, uratowała mnie jednak młodość i przebojowość (teraz zostało tylko „i”), no i fakt, że byłam jedyną kobietą na liście. Kontrkandydatów „wykosiłam” jednak od lewicy do prawicy i na swoim obszarze wyborczym zostałam numer 1, „wciągając” liczbą swoich głosów nawet …premiera Goryszewskiego, który nigdy mi tego nie darował (ha, ha…). Było to jednak możliwe, bo były inne czasy.

Dziś nie byłoby możliwe robienie kampanii pożyczonym samochodem, z banerami zrobionymi ze starych prześcieradeł przyjaciółki, czy z ulotkami napisanymi przez samą siebie, na podstawie własnego projektu i bez wiedzy o marketingu politycznym (tylko tyle ile zdążyłam przeczytać). Nie łudźcie się, tamte czasy minęły. Dziś trzeba mieć duże „wolne” pieniądze i być gotowym, żeby je stracić.  Przede wszystkim jednak trzeba mieć poparcie „guru” partii. Co z tego, że będziecie na listach? Będziecie musiały wpłacić określoną sumę na rzecz komitetu wyborczego, za swoje pieniądze robić indywidualną kampanię, a w jej trakcie i tak prezes partii będzie fotografował się i obściskiwał publicznie tylko ze swoimi czarnymi końmi, i pod nich ustawiał spotkania wyborcze. Jakże trzeba być naiwnym, aby wierzyć feministkom, że parytet załatwi wszystko. Wpiszę się na listę i wygrana w kieszeni. Cóż za naiwność! Proszę mi wierzyć, nie każda z nas ma możliwości Beaty Bublewicz, nie każda z nas jest Iwoną Guzowską, znaną pozapolitycznie z używania siły, czy nie każda z nas ma wyrobione nazwisko jak Gilowska, czy Gęsicka.  Reszta rozmaitych Iwon, Ań, Joann etc., to nadal odpryski układów, flirtów, układanek, gier, czy przyblokowania miejsca mężczyznom w danym regionie, niepożądanym czy nie lubianym przez prezesów. Próbując skompletować listy wyborcze do Sejmu czy PE wcale nie było mi łatwo znaleźć i namówić kobiety do kandydowania, gdyż statystycznie po prostu mniej kobiet niż mężczyzn interesuje się  polityką.  Te zaś, które znają mechanizmy wyborcze, nie mają ochoty, i słusznie, wyrzucać swoich pieniędzy i czasu w błoto, gdy wiadomo kto ma być wybraną jedynką czy dwójką, i pod kogo będzie wykonywana praca. Tak więc, nie jest sztuką (żadną) dostać się na listy wyborcze (często brakuje chętnych na dalsze miejsca), sztuką jest zapewnić sobie poparcie prezesa partii i wysokie miejsce na liście, a tego żadna ustawa nie zapewni. Moja wiedza nie wynika z teorii, jak większości pań zbierających podpisy, lecz wynika z  praktyki bycia w polityce od 1997 roku.

 

                                                              Wniosek:

Parytet, to dawanie fałszywej nadziei kobietom, to mamienie i rozbudzanie ich oczekiwań. Bo kobieta, jeśli interesuje się polityką i chce w niej aktywnie uczestniczyć,  musi znaleźć się w niej na takich samych zasadach jak mężczyzna, a mężczyzn parytet nie chroni. Oznacza to, iż  kobieta, jeśli chce wygrać, musi być znakomita w jakiejś dziedzinie, musi być wykształcona, bystra, odważna, zdeterminowana, potrafiąca zostawić dom na czyjejś głowie, a polityka powinna być jej pasją –  a więc wszystko dokładnie tak jak u mężczyzn. Bo na tym właśnie polega równość – na wyjściu z tych samych pozycji i rywalizacji.  A zapewnianie miejsc na listach, panie feministki, jeszcze niczego nie gwarantuje, może tylko to, że „męskie jedynki” czy „męskie dwójki” na listach wyborczych, namaszczone przez szefów partii mają zapewnione pewniejsze zwycięstwo (a  powtarzam, wstawienie kobiety jako numeru 1 czy 2 na liście, żadna ustawa na prezesie nie wymusi, jeśli on tego nie zaakceptuje).

 

                                             Wydarzenie

 

Tesco w Dobrym Mieście naprzeciw mojego domu

Od pewnego czasu wiodę proste życie  kobiety z prowincji. Nawet w swoim Dobrym Mieście, do którego wróciłam, mieszkam nieco na uboczu. Tymczasem mój spokój zostanie mocno zakłócony, gdyż w naszym miasteczku wydano zgodę na budowę kolejnego supermarketu. Budową cieszy się tylko mój synek Antoni, który obserwuje z okna swojego pokoju, czy już i jak pracują. Ja natomiast jestem wściekła, bo obok domu będą wciąż przejeżdżać samochody osobowe i dostawcze, bo ulica przestanie być bezpieczna, spokojna i cicha, bo wreszcie w Dobrym Mieście mamy już Netto ( ok. 600 m ode mnie), Stokrotkę (1000 m), Biedronkę (2000 m), Blaszak (600m), nie wspominając o innych sklepach i sklepikach. Nie wiem co na to mieszkańcy, ale myślę, że tylko głupcy mogą cieszyć się, że do miasteczka wkracza kolejny obcy moloch.

 

                                         Wniosek:

 

 Życzę inwestorom szybkiej upadłości, zamknięcia interesu i wyniesienia się tam, skąd przybywają. My mamy już w Dobrym Mieście swoje pieczywo od Sitenia, mięso ze Świątek, warzywa i owoce z targu, ryby z Knopina, cukierki z Jutrzenki, a nawet ubrania szyte w pobliskim Wilczkowie. Nie na otwieraniu kolejnego supermarketu powinna polegać pomoc jednemu z najuboższych regionów w Unii Europejskiej.

 

A na zakończenie pozostaje, z przymrużeniem oka, złożyć życzenia  -  aby nadeszły lepsze wydarzenia:

 

Aby odszedł rząd Tuska - bo nie będzie co  włożyć do garnuszka,

Aby odszedł Obama - bo dla Ameryki to jest  blamaż

Przestroga dla Putina – niech wie, gdzie się zgina dziób pingwina

Drogim feministkom - męża i dzieci przy domowym ognisku

Pani Alicji Tysiąc -  radości ze swej córki tysiąc

Panu premierowi – kubeł wody dla ochłody

Gejom i lesbijkom - aby wreszcie ktoś normalny ich wyściskał

A Księdzu  Polakowi Tomaszowi -  niech się nad sobą zastanowi

 

A nam wszystkim – dystansu i humoru wobec świata horroru :-)

Zdzisława Kobylińska, dr nauk humanistycznych na Wydziale Nauk Społecznych UWM, etyk, poseł na Sejm III kadencji, publicystka

 

Za: http://www.debata.olsztyn.pl