Niezły numer wykręcił prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko na odchodne. Ogłosił przywódcę Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, która ma rękach krew Polaków z Wołynia i Galicji Wschodniej Stepana Banderę narodowym bohaterem Ukrainy.
Chyba najzagorzalsi zwolennicy PiS przyznają, że Lech Kaczyński popełnił ciężki błąd stawiając na Juszczenkę jako partnera strategicznego w polityce wschodniej. Jednakże nie tylko prezydent RP ma na koncie bratanie się z Juszczenką. Przecież po kijowskim Majdanie podczas pomarańczowej rewolucji z pomarańczowymi szalikami na szyi biegali i obściskiwali z pogrobowcami Bandery także ludzie lewicy jak chociażby Aleksander Kwaśniewski. Biegali również politycy PO. Nie zapominajmy, że uczestniczył w tym także Lech Wałęsa. Te środowiska także wspierały admiratora zbrodniarzy spod znaku OUN- UPA.
Doskonale pamiętam atmosferę w Polsce podczas trwania pomarańczowej rewolucji. Kto śmiał zakwestionować zaangażowanie się w pomarańczową rewoltę polskich polityków był natychmiast okrzyczany „agentem Moskwy”. Zresztą jak Moskwa może traktować poważnie upominanie się o Katyń ze strony polskiej jeśli praktycznie cała nasza klasa polityczna wsparła gloryfikującego Banderę Juszczenkę? Angażując się w poparcie pomarańczowych nasi politycy sami sobie wybili argumenty z rąk.
Najwyższy czas wyciągnąć wnioski z tej ukraińskiej, jakże przygnębiającej lekcji. Tego wymaga nie tylko realizm polityczny i polska racja stanu. Wymaga tego także pamięć o tych Polakach, którzy w bestialski sposób zostali wymordowani przez banderowców tylko dlatego, że byli „Lachami”.
Amator
Za: http://amator.blog.onet.pl/