Doczekaliśmy się czasów, o których nie śniło się nam za rządów SLD. Alkoholików i złodziei, których jeszcze dało się tolerować na naszych oczach zastępują najgorsze szumowiny i męty, których cywilizowany i kulturalny człowiek mógłby potraktować jedynie batem, bo na bardziej honorowy sposób egzekwowania satysfakcji, jako zwykłe chamy nie zasługują. Jak tu nie radykalizować swego własnego języka, gdy słyszy się jak niejaki Palikot, z woli narodu poseł Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, życzy sobie rychłej śmierci, jeszcze w tym roku, nielubianego lidera opozycji?
Nie da się zachować spokoju, gdy banda podpitych gówniarzy, opuściła zadymione meliny i rynsztok czując się władcami ulic, zachęcona płynącym z góry przykładem Palikota, miota na Krakowskim Przedmieściu najgorsze obelgi pod adresem gromadzących się tam ludzi. "Mohery na stos", "Precz z krzyżami" to tylko najbardziej cenzuralne z haseł towarzyszących równie mało wyszukanym zabawom tej dziwnej mieszanki menelstwa i "oświeconej inteligencji".
Taki lumpeninteligent musi rzeczywiście mieć sieczkę zamiast mózgu, by wyobrażać sobie, że krzyżowanie pluszowego misia, czy konstruowanie krzyża z puszek po piwie "Lech" jest normalną formą wyrażania poglądów.
SLD może i kradło, ustawiało kolesiów w zarządach spółek, kompromitowało nasz kraj na spotkaniach zagranicznych, ale trzeba im przyznać, że w polityce wewnętrznej starali się nie przekraczać pewnych granic, z przyczyn zresztą całkiem pragmatycznych - łatwiej spijać nektar władzy, gdy na ulicach panuje spokój. Dlatego też, gdy lewica dochodziła do władzy, z miejsca w zapomnienie szła antyklerykalna retoryka a konflikty z Kościołem rozgrywały się przy stołach negocjacyjnych i w budynku Sejmu, nigdy na ulicy.
Trzeba było dopiero zwycięstwa tych, którzy po władzę szli z hasłami "Zgody", "Pojednania narodowego", by rozpętać kolejną wojnę polsko-polską i objąć duchowe przywództwo nad siłami nazywającymi się antyklerykalnymi, które w istocie są antychrześcijańskie. To dopiero początek, pierwsze starcia, ale po reakcjach rządzących można wiele wnioskować.
Prezydent Komorowski mówi, że "Krzyż musi zniknąć", po czym zapada milczenie, żadnego komentarza, przeprosin, sprostowania. To milczenie jest bardziej wymowne niż słowa, oznacza jedno - "Tak, dobrze usłyszeliście - krzyż musi zniknąć". A premier czyż zachowuje się inaczej? "- Pod Pałacem nie dzieje się żadna katastrofa. Mamy do czynienia z normalnym, demokratycznym wyrażaniem emocji dotyczących spraw społecznie kontrowersyjnych" – mówi Tusk jakby nie rozumiejąc, że demokratyczne wyrażanie zdania odbywa się przy urnach wyborczych lub referendalnych a nie na ulicy.
Co więcej premier Tusk zaleca wszystkim "więcej poczucia humoru", bo widocznie dla niego obrzucanie modlących się staruszek puszkami po piwie jest zabawne.
Czas wreszcie, abyśmy zaczęli sobie zadawać pytanie, co możemy z tym zrobić? Czy wyjściem jest wybranie innych władz, zawiązywanie stronnictw i partii lub inne formy obrony? Otóż nie. Do niczego to nie doprowadzi, może złagodzi niektóre objawy choroby na 2, 3 lub 4 lata, ale jej nawrót będzie jeszcze gwałtowniejszy.
Trzeba wreszcie zebrać się na odwagę i powiedzieć coś, co w dzisiejszym świecie zakrawa na herezję, największą zbrodnię intelektualną, wykluczającą osobę ją głoszącą poza nawias medialnej menażerii - nasz problem i choroba trawiąca świat nazywa się - Demokracja!
Zanim szanowny czytelniku zapłoniesz "świętym oburzeniem" i okrzykniesz mnie faszystą i wrogiem ludzkości, pozwól że zadam choć kilka prostych pytań.
Jaki to święty sobór, prorok czy inne objawienie zsakralizowało to pojęcie? Kto nakazał ludziom bez zastanowienia, jako pewnik przyjmować wyższość demokracji nad innymi formami sprawowania rządów? Jakie są wreszcie owoce tej demokracji, czy świat pod jej rządami jest lepszy, czy gorszy, niż był wcześniej?
Źródeł współczesnej demokracji należy szukać w Rewolucji Francuskiej i w Deklaracji Praw Człowieka z 1789, która w artykule 3 mówi: "Początek wszelkiej władzy pochodzi od ludu..." Po okresie reakcji i oporu wobec tego dyktatu narzuconego przez jeden z najgorszych i najkrwawszych reżymów w historii ludzkości, świat potwierdził ten dogmat w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka przyjętej przez ONZ w 1948. To te dwa dokumenty są "Biblią" nowej cywilizacji, której nie wolno nam podważać czy krytykować, a już samo wyrażanie wątpliwości przykleja łatkę "faszyzmu".
A my ludzi wierzący, chrześcijanie nie tylko powinniśmy wyrażać wątpliwości, ale wręcz głośno krzyczeć, że to nieprawda i zwykła ludzka uzurpacja.
Nie odbierając prawa innym ludziom do wiary w demokrację, my wierzymy w Zbawiciela, który mówi wyraźnie: "Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem" (J.15:16), albo w innym miejscu, zwracając się do Piłata: "Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby nie dano ci jej z góry" (J.19:11). Najlepszy przykład skutków władzy płynącej z dołu też zresztą znajdujemy w Ewangelii, kiedy Piłat dał ludowi wybór między Jezusem a Barabaszem. Czy lud wybrał dobrze? Czy wybrał swego dobroczyńcę, czy też mordercę i kryminalistę?
Dlaczego zatem mamy wierzyć, tak jak dyktują nam krwawi oprawcy Wandei w to, że władza pochodzi z dołów a odrzucać słowa Jezusa o jej boskim pochodzeniu.
Ateista niech sobie teoretyzuje, niech sięga do Hegla czy Voltaire'a - my mamy Chrystusa.
Ale nawet ten ateista, jeśli będzie na tyle uczciwy, by dociekać, zada sobie pytanie o naturalne źródła władzy. Gdy zacznie szukać analogi w świecie, we wszystkich kulturach i we wszystkich czasach odkryje, że władza "naturalna" nie pochodzi z wyboru, ale jest nam dana. Nie mamy wpływu na rodzinę, w której się rodzimy, nie wybieramy ani ojca, ani matki. W szkole nauczyciel nie pochodzi z elekcji dokonywanej wśród uczniów, ale jest im narzucany. Nawet nasza Ojczyzna nie jest owocem "wolnego wyboru”, ale przeznaczeniem, na które nie mieliśmy wpływu.
Odpowiadając na pytanie o owoce demokracji zacząć musimy od pierwszego ludobójstwa, jakie za jej sprawą spotkało Wandeę (temat to na osobny artykuł). Wyobraźcie sobie, że w dzisiejszej Francji, rząd dokonuje planowej eksterminacji 8 milionów ludzi, niszcząc 20% budynków w całej prowincji, niszcząc uprawy i lasy - czymś takim zachowując proporcje była rzeź tego regionu po 1789. Nawet Hitler nie osiągnął tej skali barbarzyństwa, bo opowieści o przerabianiu ludzi na mydło w przypadku obozów koncentracyjnych okazały się tylko propagandą, w Wandei były faktem.
Idąc dalej szklakiem zwycięstw demokracji - Ameryka Łacińska, seria rewolucji, które odebrały Hiszpanii panowanie a Indianom opiekę i protekcję króla. Zaczęły się rządy masońskich klik, burżuazyjnych elit, niemiłosiernie eksploatujących Indian, zakazujących używania ich języków i podporządkowujących kontynent silniejszym braciom z Ameryki Północnej. Dzisiejsza bieda Ameryki Południowej to nie efekt jej kolonizacji przez Hiszpanię, ale właśnie masońskich rewolt z XIX wieku, których ukoronowaniem byłą antychrześcijańska rewolucja w Meksyku, kiedy z pasją palono kościoły i mordowano katolików za wiarę i w imię postępu.
To samo później spotkało samą Hiszpanię, znów rzeź, kilkaset tysięcy ofiar, zamordowanych za samo noszenie krzyżyka, 6,5 tys. duchownych zabitych w barbarzyński sposób, często sięgający korzeniami starożytnej Kartaginy. Demokraci, wśród których prym wiedli anarchiści, komuniści i socjaliści wskrzesili tam zwyczaj przywiązywania żywej osoby do martwej i zostawianie obu na palącym słońcu, by zgniły. O takim obliczu demokracji w szkołach dziś nie uczą.
Hitler, Stalin, dwa największe koszmary XX w. Czy otrzymali władzę z góry czy z dołu? Czy gdyby nie demokratyczne wybory mieli by okazję wymordować w sumie 150 milionów ludzi?
Nie to też owoc, najbardziej zgniły owoc demokracji.
Mój artykuł nie wynika z rozgoryczenia tym, co się dziś dzieje, ani z samych obaw co do przyszłości, kierunku w jakim pójść może nasz kraj pod rządami wybranych przez "oświecony z dołu" lud, Barabaszy. Wynika z przekonania, że przynajmniej my katolicy powinniśmy odrzucić narzucone nam postawy przepraszania za wszystko, godzenia się z każdą bzdurą w imię "dialogu ze światem". Mamy obowiązki względem Prawdy i tylko ona może nas wyzwolić a nie jakieś świeckie dogmaty. Nie powtarzajmy zatem oklepanych frazesów, że demokracja jest najgorszym systemem ale nie wymyślono dotąd lepszego, bo to nieprawda. Demokracja jest w całości nienaturalna i nieludzka, nielogiczna i pozbawiona legitymizacji. Demokracja jest źródłem choroby i praprzyczyną nieszczęść, jakie od 1789 na świat spadają.
Jeśli ma być lepiej, jeśli cywilizacja ma się odrodzić, demokracja musi zostać zniszczona.
konserw