Wprawdzie wydarzenie to nie było niebieskim poprzedzone cudem, ale głuche wieści między ludem na ten temat krążyły, przede wszystkim za sprawą zaproszenia na posiedzenie Narodowej Rady Bezpieczeństwa przy prezydencie Komorowskim generała Wojciecha Jaruzelskiego we własnej osobie, który udzielił prezydentowi zbawiennych rad i pouczeń, dzięki czemu wizyta Dostojnego Gościa przebiegła pomyślnie. Takie w każdym razie opinie niepodzielnie królują w rosyjskich mediach, z satysfakcją odnotowujących powrót do Warszawy „realizmu”, dzięki czemu Rosja może dokonywać „gestów”. Najbardziej konkretnym „gestem” była dekoracja jakimści rosyjskim orderem reżysera Andrzeja Wajdy, dzięki czemu przynajmniej jeden człowiek w Polsce na tych „gestach” skorzysta – jeśli oczywiście nie liczyć generała Wojciecha Jaruzelskiego, dla którego ponowne pojawienie się w Warszawie „realizmu” musi być ukoronowaniem i pointą całej jego drogi życiowej, polegającej, jak wiadomo, na podporządkowaniu tubylczego narodu polskiego każdorazowym władzom Rosji bez względu na ustrój tego państwa, zgodnie z sentencją wygłoszoną jeszcze w latach 40-tych przez innego wybitnego patriotę Mieczysława Moczara, że „dla nas, partyjniaków, prawdziwą ojczyzną jest Związek Radziecki”.
Ale kiedy tak pan prezydent Bronisław Komorowski pod kierunkiem generała Jaruzelskiego przygotowywał się do wizyty Dostojnego Gościa, podobne przygotowania odbywał również premier Donald Tusk tyle, że zupełnie gdzie indziej – bo u Naszej Złotej Pani Anieli, którą w tym celu odwiedził niemal w przededniu przylotu rosyjskiego prezydenta Miedwiediewa do Warszawy. W ten oto sposób, po 20 latach od tamtej sławnej transformacji ustrojowej, u progu kolejnej transformacji, znowu odżywa formuła: „wasz prezydent, nasz premier”, z tym, że odzwierciedla ona dzisiaj nie tyle podział ról w komedii zaaranżowanej przez generała Kiszczaka ze swymi agentami i garścią pożytecznych idiotów na okrasę, co podział wpływów, jakie nad naszym nieszczęśliwym krajem rozciągają właśnie strategiczni partnerzy: Niemcy i Rosja po deklaracji amerykańskiego prezydenta Obamy z 17 września ubiegłego roku. Widać, że prezydent Komorowski, konsultujący się z generałem Jaruzelskim, należy do strefy wpływów rosyjskich, podczas gdy premier Donald Tusk reprezentuje w naszym nieszczęśliwym kraju raczej Stronnictwo Pruskie.
Jakby komuś jeszcze tego było za mało, dodatkowych poszlak dostarcza niedawna wizyta prezydenta Komorowskiego u prezydenta Obamy. Zanim jeszcze do niej doszło, strategiczny doradca prezydenta Komorowskiego, pan prof. Kuźniar oznajmił, że wizyta ma na celu „obśmianie” i „szydzenie” z Amerykanów, których dyplomatyczna korespondencja na temat Polski właśnie wyszła na jaw za sprawą portalu WikiLeaks. W niedyskrecjach prof. Kuźniara widzę echo zbawiennych pouczeń generała Jaruzelskiego, który musiał zwrócić uwagę prezydentowi Komorowskiemu, że kiedy Jerzy Urban „szydził” z Amerykanów i ich „obśmiewał”, to ci w nagrodę obsypywali różnych młodych ubowniczków stypendiami Fulbrighta, dzięki czemu nie tylko Włodzimierz Cimoszewicz mógł na własne oczy przekonać się, jak gnije kapitalizm, ale Leszek Balcerowicz, Marek Belka, Grzegorz Kołodko, czy pani Danuta Huebner mogli nauczyć się różnych umiejętności, bardzo pożytecznych dla marksistów-leninistów i ich najtwardszego jądra - razwiedczyków uwłaszczających się właśnie na rozkradanym majątku naszego nieszczęśliwego kraju. Im bardziej ktoś Amerykanów „obśmiewa” i im zjadliwiej z nich „szydzi” – tym hojniejsi okazują się oni dla prześmiewcy i szydercy, wychodząc widać z założenia, że szczerych przyjaciół nie ma co, a nawet nie wypada przekupywać czy wynagradzać za ich oddanie, natomiast wrogów – jak najbardziej. Taka to ci dialektyka, w myśl której prezydent Komorowski nie szczędził prezydentowi Obamie różnych uszczypliwości, na co tamten, wprawdzie trochę zaskoczony tymi biłgorajskimi poufałościami, nie tylko obiecał znieść wizy dla Polaków, ale również – wysłać do Polski samoloty F-16 i aż cztery „Herkulesy”, z których każdy może na swoim pokładzie przywieźć tyle prezentów, że nawet święty Mikołaj nie dałby rady również wtedy, gdyby pomagał mu osobiście Dziadek Mróz.
Ale może być jeszcze jedna przyczyna hojności amerykańskiego prezydenta, bo oto dzięki pani red. Dorocie Kani, w „Gazecie Polskiej” ukazały się informacje na temat rodzinnych korzeni naszej Pierwszej Damy, czyli pani Anny Komorowskiej. Okazało się, że te korzenie są pierwszorzędne i to podwójnie, bo nie tylko żydowskie za strony matki, ale również bezpieczniackie – i to ze strony obojga rodziców. Dzięki temu lepiej rozumiemy zarówno dodatkowe powody, dla których premier Tusk zrezygnował z kandydowania w wyborach prezydenckich, jak i przyczyny, dla których Platforma Obywatelska zorganizowała prawybory właśnie z takiego klucza – bo przecież rywal pana marszałka Komorowskiego w tych prawyborach, minister Radosław Sikorski, znajdował się w identycznej sytuacji rodzinnej. W ten oto sposób potwierdziła się nie tylko słuszność opinii Ojca Narodów, że nieważne, kto głosuje, a ważniejsze – kto liczy głosy, ale przede wszystkim – że najważniejsze, jaką alternatywę polityczną przygotują tubylczym wyborcom aranżujące polityczną scenę Siły Wyższe. Jak się okazuje, przygotowały znakomitą, nie pozostawiającą ryzyka najmniejszej niespodzianki. Tymczasem releganci i dezerterzy z PiS, jakby nigdy nic zapowiadają ogłoszenie deklaracji ideowej, według której zamierzają być „nowoczesną chadecją”. Mój Boże, jeszcze tego nam brakowało!
Komentarz • tygodnik „Goniec” (Toronto) • 12 grudnia 2010Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Za: http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1862
Nadesłał: Jacek