Eugenika, czyli nauka postulująca stworzenie jak najlepszej jakościowo rasy ludzkiej, to temat budzący ogromne emocje. Skąd pomysł na taki właśnie temat filmu?
Realizacji tego filmu podjąłem się na zaproszenie mojego kolegi Roberta Kaczmarka (niezależny producent - Film Open Group). Zainteresowanie tematem inicjował Maciej Gawlikowski, reżyser z Krakowa. Pierwotnie film miał koncentrować się na faktach i polskich epizodach z dziejów ruchu eugenicznego. Ale jak się okazało, że jest możliwa realizacja zdjęć także na terenie USA, gdzie wywiadu udzielił nam historyk i dziennikarz śledczy Edwin Black, autor wielu pasjonujących książek m.in. „IBM i Holocaust” oraz „Wojna przeciw słabym”, wówczas projekt nabrał szerszego wymiaru.
O czym jest ten film?
Film opowiada o wyrosłych na gruncie oświeceniowym projektach „ulepszenia gatunku ludzkiego”. O tym jak projekty te zostały wypracowane i wstępnie zrealizowane przed blisko stu laty w USA i o tym, jak podchwycił je i twórczo rozwinął „wybitny działacz socjalistyczny” Adolf Hitler. Ten straszliwy niemiecki „wkład w dzieje nauki” jest nam Polakom stosunkowo dobrze znany, bo przecież to w Polsce niemiecka zbrodnicza praktyka eugeniczna osiągnęła monstrualne rozmiary. O tym także jest w filmie mowa.
W filmie stawia Pan tezę o ciągłości między nazistowskim ludobójstwem a współczesną genetyką…
Takie są fakty: w szeregu miejsc w wielu placówkach naukowych i ośrodkach naukowych tabliczki na drzwiach z hasłem np.: „zakład eugeniki”, zostały zastąpione przez nowe „zakład genetyki”. Nie jest to żadna teza czy teoria, tylko przykre fakty. Rzecz nie w tym, by nie odsądzać naukowców od czci i wiary, by z góry spodziewać się po nich wszystkiego najgorszego. Ważne, aby nauka nie zapominała o swoich korzeniach i rozmaitych wypadkach przy pracy, które miały miejsce w strasznym XX wieku
Film szokuje zdjęciami abortowanych płodów i obnaża działalność klinik zajmujących się zapłodnieniem in vitro. Czy in vitro można nazwać eugeniką?
Nie jest moją intencją epatowanie okrucieństwem. Jest natomiast intencją upowszechnienie wiedzy, jakie są realia praktyk naukowych i medycznych, które na co dzień przedstawiane są przez media głównego nurtu w nadto różowym świetle. To znowu nie teoria, tylko fakt, stwierdzany zgodnie przez wszystkich występujących w filmie specjalistów, wśród których są polscy pionierzy in vitro praktykujący do dzisiaj. W procedurze in vitro pojawia się moment selekcji. Selekcji osób we wczesnej fazie embrionalnej, selekcji motywowanej w istocie, jak się okazuje, dość dowolnym „widzimisię” medyka–selekcjonera, który decyduje o tym, kto przejdzie „do następnego etapu” a komu „już podziękujemy”.
Obecnie panuje swoista moda na in vitro. Jak Pan ocenia, skąd ta popularność? Dlaczego lekarze proponując tę metodę nie informują pacjentów o szczegółach tego procederu, o zarodkach w termosach, o zabijaniu i wyrzucaniu tych „nieprzydatnych”?
To jest przemysł. Ewentualne przeforsowanie legislacji gwarantującej dotację do tego procederu z budżetu państwa to byłoby eldorado dla wielu ludzi, którzy, co zrozumiałe, nie mają natomiast żadnego interesu w uświadamianiu opinii publicznej niuansów i potencjalnie dramatycznych konsekwencji.
Zmiany w TVP. Sądzi Pan, że ten film zostanie wyemitowany w telewizji publicznej?
(Śmiech). Fakty są takie. Telewizja przyjęła gotowy produkt na przełomie 2010/2011 r. Nie słyszałem o żadnym terminie ewentualnej emisji. Proszę samemu dzwonić, pisać na Woronicza, jeśli chcą Państwo upomnieć się o swoje pieniądze, bo przecież ten film wyprodukowany został na zlecenie programu 2 TVP S.A.
Rozumiem, że zapłacili za film, ale nie wyemitowali?
Tak jest. Mam filmy, które dłużej leżały i mam też i takie, które nigdy nie zostały wyemitowane. Tak więc dwa miesiące z kawałkiem to jeszcze nie tak wiele. Prawda?
Pana film ma szansę zmienić podejście ludzi do życia, do jego ochrony?
Czy filmy mogą w ogóle coś zmienić w świecie? Może nawet byłoby niedobrze, aby filmy świat zmieniały. Nie namawiam nikogo na to, żeby reżyserom filmowym wierzyć na słowo, czy żeby z filmów dokumentalnych uczył się ktoś historii. Film, co najwyżej, jeśli nie znudzi przesadnie, a zaintryguje, może kogoś skłoni do własnych poszukiwań, a może i do bardziej krytycznego odbioru rzeczywistości.
Zmieńmy temat. Czy zgadza się Pan z opinią, że „Gazeta Wyborcza” jest „organizacją przestępczą i wrogą naszej cywilizacji”?
Owszem, pod szyldem „Gazety Wyborczej” już przeszło dwie dekady realizowany jest projekt, który nie wahałbym się nazwać anty-cywilizacyjnym, a na łamach tej gazety lansowane są teorie, które w praktycznej realizacji wyczerpywać mogą znamiona podżegania do przestępstwa.
Dlaczego Pan tak sądzi? Pytam, bo w Opolu toczy się właśnie proces działacza „Solidarności” z GW o naruszenie dobrego imienia pisma wydawanego przez Spółkę Agora.
Moja wiedza opiera się na pilnej lekturze „Gazety Wyborczej” od jej pierwszego numeru. Jest to gazeta, która tyle razy i tak systematycznie propagowała projekt wyzbycia się przez państwo polskie rozmaitych prerogatyw, poprzez propagowanie projektu akcesu do państwa europejskiego, tak uparcie lansowała uznanie prymatu instancji leżących poza granicami Polski, że w istocie sądzę, że mamy tutaj do czynienia z graniczącym z przestępczością godzeniem w suwerenny byt państwa polskiego. To po pierwsze.
Po drugie, tyle razy ta gazeta propagowała koncept relatywizowania opinii, które wpływać by miały na legislację odnoszącą się do życia ludzkiego, czy to do ludzi bardzo słabych, czy to ze względu na to, że są bardzo mali, czy to na to, że są bardzo starzy, czy że są bardzo chorzy, że w istocie mamy tu, jak sądzę, do czynienia z działalnością graniczącą z przestępczością w sensie zachęcania do podżegania do pozbawienia życia osób bezbronnych.
I po trzecie, ta gazeta tyle razy siała zamęt i niepokój zachęcając do wystąpień, do akcji ulicznych przeciwko obywatelom, którzy demonstrują swoje poglądy w sposób legalny, jak to miało miejsce na przykład przed 11 listopada ubiegłego roku, że istotnie muszę tu po raz trzeci powtórzyć, że mamy tu do czynienia z działalnością graniczącą z przestępczością, podżeganiem do niepokoju społecznego i przemocy.
Wiem, że bywał Pan w sporze w redakcją „Gazety Wyborczej” za swoją działalność artystyczną. Czy może Pan podać dowody na to, że to medium jest wrogo ustosunkowane do naszej cywilizacji?
Ja nie jestem z nikim w żadnym sporze. Ja po prostu nie rozmawiam z kłamcami i krętaczami, którzy systematycznie i perfidnie dezinformują opinię publiczną – m.in. w sprawach dotyczących mojej skromnej osoby. Ponieważ jestem legalistą, to nie widzę przeciwwskazań, by powtórzyć moją opinię i podać dowody przed sądem, gdybym został wezwany. Nie chciałbym się w tej sprawie narzucać. Pan Klusik musi wiedzieć, że ma do czynienia z ludźmi bezwzględnymi i bezlitosnymi. O tym jak bezwzględnymi, niech świadczy przypadek śp. dr Dariusza Ratajczaka, wykładowcy historii, śmiałego badacza i publicysty, na którego nagonka została przecież zainicjowana nie przez kogo innego, ale przez redaktorów „Gazety Wyborczej”. Akurat w Opolu, Agora S.A. ma „renomę” w tłumieniu – nie bójmy się użyć tego słowa – i prześladowaniu wolności słowa oraz wolności badań naukowych. Ta „renoma”, mam nadzieję, jest powszechnie znana i już ustalona.
Pan Klusik, jak rozumiem, również korzysta z wolności wypowiedzi i w związku z tym nie dziwi mnie, że Agora S.A. działa w sobie właściwym stylu.
Czy jest to gazeta wroga naszej cywilizacji?
Jeśli przyznajemy się do cywilizacji, której fundamentami są dwie rzeczy, które przyszły z Rzymu, a to jest prawo oparte na logice dwuwartościowej, które dał nam Rzym starożytny i prawo moralne, którego ramy dał nam Kościół rzymsko-katolicki, no to nie ma wątpliwości, że „Wyborcza” godzi w oba te fundamenty konsekwentnie, z perfidią i uporem. Z uporem godnym doprawdy lepszej sprawy. Jakie mogę podać przykłady? Najlepiej byłoby odesłać do lektury roczników „Wyborczej”, ale pierwszy z brzegu przykład to będzie zachęcanie do lansowania legislacji poprzez wprowadzanie przepisów, które wyróżniają obywateli ze względu na ich pochodzenie, płeć lub standardy zachowań seksualnych. Przez prawo, które narusza równość obywateli wobec prawa ze względu na ich pochodzenie, rozumiem lansowanie precedensów prawnych, które miałyby być tworzone na użytek roszczeń majątkowych, które wnoszą osoby legitymujące się, czy wskazujące swoją narodowość jako główną podstawę roszczenia.
Po drugie, jako lansowanie prawa, które czyni obywateli nierównymi wobec prawa, to muszę tutaj wskazać – na Opolszczyźnie jest to szczególnie zrozumiałe i wyraźnie czytelne – że jest to lansowanie w swoim czasie przez „Wyborczą” takiej ordynacji wyborczej, która mnie, Polaka, czyni upośledzonym względem moich współobywateli innych narodowości. Przy forsowaniu tego bezprawia, jak pamiętamy, szczególnie zasłużył się Jacek Kuroń, niech mu ziemia lekką będzie, ale także Senator Ziemi Opolskiej pani prof. Dorota Simonides. Otóż z mocy tego prawa mnie, Polakowi, jest trudniej wprowadzić do Sejmu swojego przedstawiciela niż moim współobywatelom, którzy zadeklarują inną narodowość (dop. red.: np. niemiecką). I to nazywam godzeniem w podstawy cywilizacji.
Konsekwentnie też „Wyborcza” propagując koncepty socjalistyczne, godzi w ten fundament naszej cywilizacji, którym jest np. jedna z kardynalnych zasad prawa rzymskiego „chcącemu nie dzieje się krzywda”.
Po trzecie, czyż GW nie lansowała tak zwanych parytetów płciowych, które istotnie zostały wprowadzone do naszej ordynacji? Ze szczerą fascynacją i sympatią dla płci przeciwnej - zaznaczmy to, skoro rozmawiamy akurat w Dniu Kobiet – możemy stwierdzić, że jesteśmy obywatelami upośledzonymi, gorszymi, drugiej kategorii z mocy prawa lansowanego przez GW.
No i wreszcie, nie będę się nad tym rozwodził, jest cały projekt cywilizacyjny propagowania zachowań gorszących i nadawanie takim zachowaniom statusu opcji politycznej. Aby to potwierdzić, nie trzeba długo szukać i wertować roczników „Gazety Wyborczej” w dobie internetu.
Jaka to jest opcja polityczna?
Każda rewolucja potrzebuje lumpenproletariatu. Lenin miał jeszcze jakiś autentyczny lumpenproletariat. Natomiast ta permanentna rewolucja, której celem ma być postawienie świata na głowie, znajduje sobie nowy lumpenproletariat m.in. w rozmaitych perwersyjnych mniejszościach. Stały wariant gry: żeby zbudować „nowy wspaniały świata”, który najwyraźniej tak się podoba Adamowi Michnikowi, zawsze trzeba najpierw poszczuć jednych ludzi na drugich.
„Nowy Wspaniały Świat”, to nazwa lokalu w Warszawie prowadzonego przez osoby związane z lewicowym wydawnictwem „Krytyka Polityczna”…
To są owoce intelektualnego „in vitro”, dokonanego w ciągu ostatnich dwudziestu lat przez „Gazetę Wyborczą”. Tutaj już nie możemy oczywiście dochodzić żadnych roszczeń od jej redaktorów, ale ich moralna odpowiedzialność za zbałamucenie i intelektualną deprawację tych młodych zdolnych ludzi, którzy funkcjonują pod szyldem „Krytyki Politycznej” czy „Nowego Wspaniałego Świata”, Ta moralna odpowiedzialność jest niewątpliwa.
Jak by Pan podsumował działania Agory S.A., wydawcy Gazety Wyborczej, w stosunku do pana Klusika?
Jeszcze raz powtórzę, że stosunek pana Klusika do „Wyborczej”, jego ocenę dorobku „Agory” S.A. – tę niepochlebną ewaluację ja podzielam i się do niej przyłączam. Jest wartością i dobrem przestrzeganie opinii publicznej przed zagrożeniami. A tam, w „gwieździe śmierci” z ul. Czerskiej w Warszawie, urzędują prawdziwi intelektualni rozbójnicy – lansujący zresztą autentycznych zbrodniarzy jako „ludzi honoru”. Zresztą z atakiem ideologicznym ze strony „gwiazdy śmierci” mamy do czynienia na co dzień, a zatem można nawet dowodnie twierdzić, że Pan Klusik działa w stanie wyższej konieczności, nie może wahać się wyrazić swoją niepochlebną opinię, skoro co dzień nieuświadomione, zwłaszcza młode, osoby mogą paść ofiarą propagandy, którą „Agora” i „Wyborcza” prowadzą. Codziennie ktoś może paść ich ofiarą, a zatem kunktatorskie cyzelowanie artykulacji opinii w tej sprawie wydaje mi się dobrem potencjalnie mniejszym, niż dobro zagrożone: serca i umysły potencjalnych ofiar indoktrynacji.
Nie tak dawno ujawniliśmy na łamach NGO IP urzędnika skarbowego, który podżegał na forum GW do zagazowania zebranych „oszołomów” w auli UO, w której odbyła się projekcja filmu M. Pillisa „List z Polski”. Urzędnik dostał naganę z wpisem do akt. W tym samym czasie „Gazeta Wyborcza” zrobiła ankietę, czy aby nie jest to zamach na wolność słowa. Jak Pan to skomentuje w kontekście próby zamknięcia ust przez GW Klusikowi?
Ja jestem osobiście wdzięczny panu Klusikowi, że nie waha się, choć jak widać sporo ryzykuje – choćby poważną stratę czasu i nerwów – uwrażliwiać opinię społeczną na niecne praktyki stosowane przez „gwiazdę śmierci” z ul. Czerskiej w Warszawie.
Jeszcze taki argument na koniec: nie zachował się żaden dokument – taki jest stan badań historycznych – w którym Adolf Hitler osobiście wprost podżegałby do przestępstwa. Nie zachował się żaden rozkaz zbrodni własnoręcznie podpisany krwią pochodzącą z jego serdecznego palca. Nie ma takich dokumentów. Natomiast nikt nie powątpiewa – i słusznie – o osobistej odpowiedzialności Adolfa Hitlera za zbrodnie okresu II wojny światowej.
Czyny zbrodnicze i akty przestępcze w świetle kodeksów karnych i prawa międzynarodowego, by zaistnieć – potrzebowały gruntu społecznego. A więc, zanim zostały popełnione, musiała zostać wytworzona pewna atmosfera społeczna, atmosfera przyzwolenia przez media narodowo-socjalistycznych Niemiec, przez ministra propagandy Józefa Goebbelsa. Jemu również byłoby trudno udowodnić w sądzie udział w przestępstwie, natomiast cały świat słusznie identyfikuje go jako człowieka, który całym swym życiem podżegał do przestępstwa.
A zatem jeśli pan Klusik lęka się, że współtworzona przez „Wyborczą” atmosfera społecznego przyzwolenia na relatywizację zasad prawa rzymskiego i religii katolickiej, że to może godzić w podstawy naszej cywilizacji, że może prowadzić do przestępstwa – jeśli pan Klusik o to się troszczy, to ma ku temu dobre historyczne podstawy.
Niedawno w Telewizji „Trwam” udzielił Pan znakomitego wywiadu nt. „układu wrocławskiego”…
Proszę mi to dać na piśmie, że to był to znakomity wywiad (śmiech).
Damy na piśmie… Wróćmy do pytania - jednym z bohaterów jest pochodzący z Opola Grzegorz Schetyna. Czy sądzi Pan, że ten układ miał, bądź ma nadal, wpływ na sytuację w Opolu?
Nie mam cienia wątpliwości, że tak jest, ale o tym w następnym odcinku.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Tekst i zdjęcia ze strony:
http://www.ospn.opole.pl/?p=art&id=475