Arcybiskup krakowski nie jest ani prymasem Polski , ani przewodniczącym Episkopatu Polski, ani nawet nie wchodzi w skład prezydium Konferencji Episkopatu. Jego jurusdykcja obejmuje wyłącznie teren archidiecezji krakowskiej, która jest jedną z 41 polskich diecezji. Pomimo tego zaingerował on w wewnętrzne sprawy archidiecezji warszawskiej, wypowiadając za usunięciem krzyża spod Pałacu Prezydenckiego. Jest to sprawa niebywała. Gdy tak którykolwiek biskup polski zaingerował w wewnętrzne sprawy archidiecezji krakowskiej, to z pewnością skończyłoby się to skargą do Watykanu.
Przyczyna takiego zaskakującego zachowania arcybiskupa ma silne motywy polityczne, a nie duszpasterskie. Kardynał Stanisław Dziwisz jest bowiem gorącym zwolennikiem sojuszu ołtarza z tronem, czyli w tym wypadku sojuszu Kościoła z Platformą Obywatelską. Dawał temu wielokrotnie wyraz poprzez wspieranie tego ugrupowania w kolejnych kampaniach wyborczych. Pisałem o tym kilkakrotnie w "Gazecie Polskiej".
Niestosowność takiego zachowania jest bardzo rażąca. Tym bardziej, że do sojuszu tego wciągani są Bogu ducha winni harcerze. Poza tym słowa kardynała padły w Katedrze Wawelskiej. A tam przecież znajduje się grobowiec Pary Prezydenckiej, której, jak i innym ofiarom Tragedii Smoleńskiej, dedykowany jest krzyż na Krakowskim Przedmieściu.
Kardynał często jest niekonsekwentny w swym działaniu, zmieniając zdanie lub nie dotrzymując obietnic. Jednak w sprawie sojuszu kościelno-politycznego zawsze idzie tą samą drogą. Niestety.
Za: Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski