Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Spis Tresci
Wstep *
JUDAICA 3
ZYDZI WOBEC ANTY POLONIZMU ZYDOW *
KAROL MARKS-REWOLUCYJNOSC ZYDOW" LEWICOWY ANTYSEMITYZM *
ZYDZI-TALMUD-GOJE *
TAJEMNICA POCHODZENIA ADOLFA HITLERA *
NARODOWE SILY ZBROJNE A ZYDZI *
REWIZJONIZM HOLOCAUSTU *
CZY IZRAEL JEST PANSTWEM DEMOKRATYCZNYM? *
MASONICA 18
MASONERIA I SPISKOWA TEORIA DZIEJOW 19
MASONERIA-RYTY-OBRZEDY
VARIA *
CI OKROPNI ENDECY *
SLASKI HEIMAT *
PRZYPADKI MARSZALKA ZYMIERSKIEGO *
MALA WOJNA *
JAS NIE DOCZEKAL-DOWODCE ZWM TRAFIONO SMIERTELNIE PO DWUGODZINNYCH
DELIBERACJACH *
ALKAZAR 1936 (z dziejow hiszpanskiej wojny domowej) *
ZWARCI-SZYBCY-GOTOWI-BIS *
EUROPEJCZYK *

WIELKIE PICIE *
WERWOLF: MIEDZY MITEM A HISTORYCZNA PRAWDA *
RACJONALIZATORZY Z SUCHEGO BORU" *
WSPOLNE KORZENIE *
PINOCHET-FASZYSTA CZY ZBAWCA *
WOKOL AKCJI LEGALIZACYJNEJ NARODOWYCH SIL ZBROJNYCH NA EMIGRACJI *
KONIEC SWIATA AFRYKANEROW? *
KONFLIKT W IRLANDII POLNOCNEJ *
TRYUMF DYLETANTA 57
GEIBEL I KALKSTEIN 58
ANTYKOMUNIZM A WSPOLCZESNOSC 59
POLITYCZNA POPRAWNOSC 60
POLECATS* 62
KILKANASCIE WSKAZOWEK DLA MLODEGO HISTORYKA-NAUKOWCA 63


Zonie poswiecam



Wstep

Zawartosc niniejszej ksiazeczki stanowi zbior artykulow publikowanych przeze mnie glownie na lamach prasy regionalnej oraz syntetyczne wyciagi z niektorych wykladow, jakie mialem przyjemnosc wyglaszac w Instytucie Historii Uniwersytetu Opolskiego w roku akademickim 1997/1998. Wiekszosc koncentruje sie na XX -wiecznej historii Polski, ale nie brakuje rowniez tematow europejskich, pozaeuropejskich, a nawet takich, ktore ocieraja sie o czysta polityke, sfere moralno -obyczajowa itd.

Naleze do ludzi, ktorzy wezlowe problemy przeszlosci i te terazniejsze widza zasadniczo w barwach bialo -czarnych. Tak to tak. Nie to nie. Wszelkie odcienie szarosci, sformulowania typu: "tak, ale," "kazdy medal ma dwie strony", intuicyjnie budza we mnie nieufnosc. pachna relatywizmem - ulubionym " duchownym hobby" inteligentow.

Stad - mam tego swiadomosc -mnostwo tu ocen ostrych, prowokacyjnych, mogacych wywolac srodowiskowe protesty. Wszystko zalezy od mocnych nerwow i  poczucia humoru. Ja w kazdym razie wszelka odpowiedzialnosc za czyjs zly humor lub zwyczaj omijania mnie szerokim lukiem biore tylko na siebie. Przy najmniej bede mial ta rzadka okazje bycia prawdziwym mezczyzna.

Zbior podzielilem na trzy czesci. Pierwsza  JUDAICA koncertuje sie na szeroko pojetej tematyce zydowskiej, w tym stosunkach polsko - zydowskich. Mysle, ze mam tutaj do zakomunikowania naszym starszym braciom kilka gorzkich prawd. Jestem realista: nie licze na pelna zrozumienia reakcje. Raczej spodziewam sie pomowien o antysemityzm. O to zawsze najlatwiej.

Rozdzial drugi  mikroskopijnie objetosciowo MASONICA - to moje spojrzenie na istote dzialalnosci " fartuszkowej konspiracji". Jezeli powiem, ze nieprzychylne - sklamie.
Wrogowie! Wreszcie VARIA: powazne, mniej powazne, czasem frywolne. Do wyboru, do koloru.

I jeszcze dwie uwagi.

Swiadomie zrezygnowalem z wszelkich odsylaczy, przypisow, bibliografii. Raz, ze popularny i publicystyczny charakter pracy czyni je zbednymi. Dwa, niz kazdy student historii, glowny , mam nadzieje, odbiorca tych przemyslen zawsze moze liczyc na moja pomoc w tym wzgledzie. Albo kolezanek i kolegow, ktorzy wczesniej zaszczycali mnie swa obecnoscia na wykladach i cwiczeniach. Poszczegolne tematy, nieoznaczone na koncu "znakiem prasowym", sa synteza, czescia lub czasteczka niepublikowanych dotychczas wykladow autora.

Dariusz Ratajczak


Opole, pazdziernik 1998



JUDAICA

ZYDZI WOBEC ANTYPOLONIZMU ZYDOW

Pisanie o stosunkach polsko -zydowskich jest czynnoscia ryzykowna. Szczegolnie dla Polaka, ktory uwaza, ze stosunki te powinny byc przedstawiane w oparciu o prawde. Latwo wtedy - paradoksalnie - narazic sie na zarzuty o skrajny nacjonalizm, ksenofobie i "dyzurny" antysemityzm.
Konsekwencje sa zazwyczaj smutne: towarzyski bojkot ( kazdy ma takich znajomych na jakich zasluguje), rasowy i wydawniczy "knebel", ostatecznie - zawodowa smierc.

Sprawa przedstawia sie inaczej, gdy wzorem warszawsko - krakowskiej elitki moralnej, zlozonej z pisarzy - klamcow i calego tabunu artystow, "naukowcow" i dziennikarzy - uznamy za pewnik nastepujace bajdurzenia: Polacy to pijana, katolicka holota wspolodpowiedzialna za holocaust (proporcje - 50% winy Polakow, 50 lub mniej nazistow - bron Boze wszystkich Niemcow" w koncu mieli szlachetnego Schindlera)" oddzialy Armii Krajowej w przerwach pozorowanych walk z Niemcami zabawialy sie strzelaniem do bezbronnych Zydow, szczegolnie podczas anty sowieckiej manifestacji politycznej, jaka bylo Powstanie Warszawskie" polscy chlopi - bez zebne jelopy - masowo wydawali okupantowi ukrywajacych sie Zydow, a nastepnie radosnie kopulowali z kozami ( "Malowany ptak"
J. Kosinskiego)" obozy koncentracyjne zbudowano na ziemiach polskich, gdyz takiej wlasnie lokalizacji przyjal zoologiczny antysemityzm prymitywnych tubylcow" nie mozna mowic o wspolodpowiedzialnosci Zydow za zbrodnie na Polakach w latach 1944 -1956, poniewaz panowie: Berman, Zambrowski, Fejgin, Rozanski nie reprezentowali spolecznosci zydowskiej i przede wszystkim byli internacjonalistami (zasmarkany zas szmalcownik z jakiejs zapadlej dziury byl oczywiscie typowym Polakiem doby okupacji).

Ten antypolski, wewnatrzkrajowy trend, przyrownujacy nas do bydlat w ludzkiej skorze, uwazajacy za glupawych, slowianskich untermenschow, jest tylko uzupelnieniem wscieklych atakow kierowanych pod adresem Polakow ze strony wplywowych kol zydowskich Starego i Nowego Swiata. Ciekawskich i znajacych jezyk angielski odsylam na lamy opiniotworczej prasy amerykansko -kanadyjskiej (" New York Times", "International Herald Tribune", "Washington Post", "Toronto Star"), do ksiazek autorstwa np. R.Shoenfelda ("Ofiary holokaustu oskarzaja "), M.Elkinsa (" Forget in fury"), Biermana ("The penalty of Innocence"), do kin (przygladajcie sie -a dobrze! - " Liscie Schindlera" - filmowi tylez slynnemu, co nieuczciwemu w stosunku do Polakow), przed ekrany telewizorow (moze jeszcze pokaza skaczacych z radosci Polakow przygladajacych sie eksterminacji Zydow w dokumentalnym "Shoah" Claude Lanzmanna. Jesli bedzie wam za malo - doprawcie sie "Shtetl" Marzynskiego). Dla milusinskich zas pozostawiam na deser komiks (nagrodzony "Pulitzerem") "Myszy", w ktorym tytulowe gryzonie to Zydzi, koty (zwierzeta czyste i diaboliczne) - Niemcy, natomiast role Polakow - obozowych kapo - graja tarzajace sie w gnoju swinie.

I mozemy sobie bez konca powtarzac, ze byla " Zegota", ze za pomoc Zydom w okupowanej Polsce grozila smierc (w przeciwienstwie np. do naprawde szmatlawej i zhanbionej kolaboracja Francji), ze tysiace rodzin polskich uleglo eksterminacji wlasnie za pomoc udzielona Zydom, ze podziemne panstwo polskie bezlitosnie tepilo przypadki szmalownictwa, ze wreszcie polski rzad uchodzczy zrobil wszystko co w jego mocy, aby uczulic opinie miedzynarodowa - w tym uparcie milczacych Zydow amerykanskich - na tragedie rozgrywajaca sie w gettach i obozach koncentracyjnych. Te oczywiste prawdy nie trafiaja do calego roju paszkwilantow, polakozercow, pseudonaukowcow i niedouczonych literatow.

Na szczescie sa jednak ludzie, polscy patrioci zydowskiego pochodzenia i Zydzi - swiadkowie historii, ktorzy - powodowali zwykla uczciwoscia - staraja sie bronic Polakow i Polski w tym morzu pomowien, przeinaczen i zwyklego chamstwa. Bronic przed atakami innych Zydow i niektorych, zazwyczaj znanych z pierwszych stron gazet, Polakow. Nie sa oni wprawdzie - z istotnymi wyjatkami " szerzej znani w Polsce i na swiecie, niemniej jednak przez swa " drazniaca obecnosc " potwierdzaja teze, iz nie ma zacietrzewionych w nienawisci narodow - sa tylko madrzy i glupi ludzie. Przypomnijmy lub wybiorczo przedstawmy ich sylwetki.

Zacznijmy od profesora Izraela Szahaka, Zyda uwazanego przez Zydow za antysemite (niedawno ukazala sie w przekladzie polskim jego ksiazka "Zydowskie dzieje i religia").

Szahak jest konsekwentnym obronca Polski i Polakow. Uwaza, ze Rzeczpospolita przez wieki stanowila dla zydow bezpieczne przytulisko, w ktorym cieszyli sie duzymi swobodami. Uczony ten twierdzi, ze obecny Izrael jest panstwem nacjonalistycznym i nietolerancyjnym, a cechy te, jego zdaniem, wynikaja z zydowskiej historii znaczonej przez wieki zamknietym, fanatycznym, wrecz totalitarnym swiatem autonomicznej gminy. Szahak stawia ponadto ewolucyjna teze: antysemityzm tradycyjny /bez zabarwienia rasowego/ to dziecie pierwotnego, gleboko nienawistnego stosunku Zydow do swiata nie zydowskiego (golus).

Wielkim przyjacielem Polakow byl zmarly10 lat temu Jozef Lichten. Ten dzielny czlowiek nie tylko glosno protestowal przeciwko antypolskiej wymowie scenariusza filmu " Holocaust " ( w ktorym polscy zolnierze, kompletnie umundurowani, wespol z " kolegami " z SS morduja Zydow w getcie ), ale jednoznacznie bronil siostr karmelitanek w Oswiecimiu. Niestety w Polsce nie jest znany. Mial nieszczescie byc antykomunista.

Wyraznie sprzyjal Polakom profesor Izaak Lewin, ktory otarl sie o Pokojowa Nagrode Nobla. Nigdy nie godzil sie z twierdzeniami (obecnymi w prasie amerykanskiej), ze to Polacy wybudowali obozy koncentracyjne (" polskie obozy"). Podkreslal rowniez, ze slynna polska tolerancja obejmowala takze Zydow. Kto w Polsce zna rabina Salomona Rapaporta - wielkiego obronce Polakow, albo Barnetta Litvinoffa, ktory w swym dziele. Antysemityzm i historia swiata" napisal wprost" Polska (w wiekach srednich i pozniej) ocalila zydostwo przed wytepieniem"

Wspomnijmy jeszcze o profesorze Aleksandrze Schenkerze (jezykoznawcy z USA), ktory odrzuca teze o odpowiedzialnosci Polakow za tragedie warszawskiego getta (w tym miejscu "uklony " dla prof. Blonskiego i jego balamutnych, ahistorycznych wypocin o " biednych Polakach patrzacych na getto ")" Klarze Mirskiej (w ksiazce "W cieniu wielkiego strachu " stwierdzila, ze Polacy, jak zaden inny narod, w czasie okupacji wydali " tylu ludzi bez skazy, tylu aniolow, ktorzy " tak ratowali obcych")" Oswaldzie Rufeisenie i tych Zydach lub Polakach zydowskiego pochodzenia, ktorzy zyjac tu i teraz, odpowiadaja sie za prawdziwym dialogiem polsko-zydowskim.

Czy ich glos zostanie wreszcie zauwazony, rozpatrzony i poddany rzetelnej analizie na lamach polskiej i swiatowej prasy ? Coz, " prawdy uswiecone " wbite w niedouczone, pelne zlej woli glowy prawie nie poddaja sie rewizji. Signum temporis. Jestem wiec pesymista.

KAROL MARKS-REWOLUCYJNOSC ZYDOW " LEWICOWY ANTYSEMITYZM

Karol Marks urodzil sie w roku 1818 w Trewirze. Byl synem Hirschela ha-levi Marxa, czyli Henryka Marxa, swiezego, protestanckiego przechrzty.

Co bylo typowe dla Marksa i dla elity zydowskiej XIX wieku, ktora z tradycyjnym zydostwem zerwala, by zwiazac sie z ruchami lewicowymi? Tworzyli oni typ uczonych proweniencji talmudycznej (chodzi o forme - nie tresc) , mieli tendencje do gromadzenia olbrzymiej masy na wpol przyswojonego materialu i sklonnosc do planowania prac encyklopedycznych nigdy nie ukonczonych. Wykazywali lekcewazenie dla wszystkich, ktorzy nie sa uczonymi. Uczuciem tym, pomieszanym z pogarda, dazyli rowniez majacych wlasne zdanie badaczy. W ich dzielach komentarz i krytyka dziel innych przewazaly nad tworczymi rozwiazaniami.
Byli oczywiscie przeciwnikami zydostwa, nie tylko w sferze duchowej, ale i spoleczno-klasowo-ekonomicznej. Nie inaczej Marks. W polemice z Bruno Bauerem przekonywal: " Przypatrzmy sie rzeczywistemu swieckiemu zydowi " Nie szukamy tajemnicy zyda w jego religii (a do tego sklanial sie Bauer - DR). Jaki jest swiecka postawa zydostwa? Praktyczna potrzeba, wlasna korzysc. Jaka jest swiecki kult zyda? Handel. Jaki jest swiecki Bog? Pieniadz.

W slowach tych pobrzmiewaja nowe, zlowieszcze nuty. Rodzi sie nowoczesny antysemityzm, widzacy w Zydach nie przeciwnikow chrzescijanstwa, rownie znienawidzonego przez Marksa, a spolecznych szkodnikow, pasozytow, a wiec ludzi zbednych. Watki te, nie rozwiane pozniej przez Marksa (w jego koncepcji spoleczno-ekonomicznej Zydow - krwiopijcow zastapi miedzynarodowa burzuazja) podejmie niemiecki nazizm w duchu rasistowskim.

Chociaz, gdyby uwaznie przyjrzec sie niektorym antysemickim uwagom Marksa w latach pozniejszych, widac w nich juz ten obledny, nienawistny ton wlasciwy Hitlerowi w " Mein Kampf ", a powielany pozniej przez prymitywnego " Szturmowca" (Der Stuermer) Juliusza Streichera.

Zacytujmy dla ilustracji fragmenty listow 43-letniego Marksa do Engelsa: "A propos Lassalle (Ferdinand Lassalle, organizator ruchu robotniczego w Niemczech, reformista, zginal w pojedynku, pochowany we Wroclawiu. Byl Zydem z pochodzenia - DR )" wyjscie Zydow z Egiptu to nic innego jak historia wyrzucenia narodow tredowatych " " W kolejnym, o rok pozniejszym liscie (lipiec 1962) Marks uwaza, ze Lassalle " pochodzi od Murzynow ", ktorzy przylaczyli sie do ucieczki Mojzesza z Egiptu. Wskazuje na to " ksztalt jego glowy ". " Chyba, ze jego matka czy babka skojarzyla sie z czarnuchem " - dodaje domorosly antropolog.

Bylo zapewne klika przyczyn rewolucyjnosci Zydow w XIX - wiecznej Europie. Istniala biblijna tradycja spolecznego krytycyzmu" przeludnione dzielnice przemyslowych miast wzmacnialy ich swiecki radykalizm, uwolniony do tego z pod wladzy totalitarnej gminy, tej wylegarni fanatyzmu i wszelkiej ciemnoty (inna rzecz, ze to wyzwolenie przyszlo z zewnatrz, od gojow)" rezim carski pod koniec wieku XIX czyni z antysemityzmu jeden z filarow ideologii panstwowej (nie dziwi wiec masowy udzial Zydow w obu rosyjskich rewolucjach i to na stanowiskach kierowniczych).

Na koniec, w trosce o wlasne bezpieczenstwo (posadzenia o szerzenie antysemityzmu padaja w naszym kraju szybko i gesto), przytocze opinie zydowskiego (dokladnie syjonistycznego) pisma " Rozswiet ", wychodzacego w jezyku rosyjskim w Berlinie (nr 49,1923), ktore w taki oto sposob przedstawia zydowski ciag ku rewolucji, a przy okazji charakteryzuje pozornie zasymilowanego Zyda - obrazoburce i niszczyciela: "W samym koncu zeszlego stulecia (wieku XIX - DR) w Niemczech dala sie juz stwierdzic kategoria Zydow, bedacych posrednimi typami miedzy starym zydostwem, a nowa cywilizacja europejska.

Nowe to srodowisko zydowskie nie jest zdolne do rozplyniecia sie w ogolnym otoczeniu. To nie sa ani Zydzi, ani Europejczycy. Ta kategoria ludzi jakby stworzona jest do tego, aby byc przednia placowka dla wszelkich eksperymentow i doswiadczen.

Ze starego zydostwa ta kategoria typow zachowala brak poczucia rzeczywistosci " Dla Zyda wszystko jest oderwana formulka, a stad plynie jego calkowita pewnosc co do slusznosci jego stanowiska, pochodzi jego brak zwatpien i wszelkich wahan, brak poszukiwan, zazwyczaj wlasciwych ludziom, pracujacym nad zyciem, czerpiacym z jego roznorodnych przejawow swoje tworcze dazenia.

Lecz poza tym u Zydow, ktorzy znalezli sie w tym nowym zyciu, jest jeszcze jedna wlasciwosc: sa pozbawieni tradycji, w odroznieniu od otoczenia, ktore nie jest zdolne do uwolnienia sie od niej " Kiedy Zyd tepi szlachte lub burzuazje, nie zaluje tego pieknego zycia i wyzszej kultury, ktorych wyrazicielami byly te warstwy. W Zydzie pozostala z przeszlosci jedynie nienawisc do istniejacego stanu rzeczy, ktory zawsze byl dla niego wstretny.

Wszystko to razem wziete czyni z Zydow typ wybitnie rewolucyjny, scisle mowiac, typ raczej okresu niszczenia, niz tworczosci, poniewaz tworczosc nie moze odbywac sie szablonowo i na podstawie wypracowanych formulek.

We wszystkich rewolucjach, poczynajac od zeszlego stulecia, a konczac na obecnej rosyjskiej, ten typ zydowski bierze udzial, odgrywa w nich duza role, stanowi czestokroc dusze tego ruchu, w zaleznosci od odpornosci i rozwoju mas, wsrod ktorych dziala ".Do tej kategorii typow nalezal rowniez Karol Marks.

Do pomocy dobral sobie Marks Zydow, albo specjalnie nadajacych sie niezydow, jak Engelsa. W doborze inteligentow byl oczywiscie niezmiernie ostrozny.(")."

ZYDZI - TALMUD - GOJE

Organiczna niechec Zydow do swiata niezydowskiego, a glownie chrzescijanskiego wynika przede wszystkim z tradycyjnych praw judaizmu. Jest ona nawet wczesniejsza od aktywnego antyjudaizmu chrzescijan , bo wlasnie ten termin obrazuje przez wiele wiekow stosunek chrzescijan do Zydow. Mial on charakter ideologiczno - swiatopogladowy, nie stronil od dysputy ze strona przeciwna, mogl takze stac u podstaw postaw pogromowych. Chociaz te ostatnie nierzadko mialy podloze klasowe, uwazajac za ciemiezyciela nie tylko pana feudalnego, ale i jego pomocnika (ktory mial nieszczescie byc na miejscu w zasiegu dziejowej zawieruchy) - Zyda. Nalezy tu przy okazji rozwiac jeden mit: w historii feudalnej Europy to nie Zydzi byli najbardziej przesladowana , wyzyskiwana i postponowana grupa ludzka. Prawdziwym chlopcem do bicia " byl chlop panszczyzniany - na terenach srodkowo - wschodniej czesci kontynentu az do I polowy ubieglego stulecia.

Przedstawiajac stosunek Zydow do gojow (relacja odwrotna, bardziej znana, chociaz nierzadko zaklamana, nie jest przedmiotem naszych rozwazan), nalezaloby kilka slow poswiecic Talmudowi, czyli jednemu z kamieni wegielnych judaizmu.

Jesli przyjmiemy, ze Zydzi sa naszymi starszymi starotestamentowymi bracmi (co obecnie wiele kregow koscielnych uznaje bez zastrzezen), to Talmud skutecznie rozrywa wszelkie braterskie wiezi.

Talmud tworza Miszna i Gemara. Jest to, najogolniej mowiac, zbior tradycyjnych praw judaizmu, zawierajacych komentarze rabinow. W Talmudzie nazywaja owi rabini chrzescijan balwochwalcami, mezobojcami, rozpustnikami nieczystymi, gnojem, zwierzetami w ludzkiej postaci, gorszymi od zwierzat, synami diabla itd. Ksiezy nazywaja " kamarim", tj. wrozbiarzami, kosciol zwa " bejs tifla", czyli dom glupstw, paskudztwa. Obrazki, medaliki, rozance zowia " elylym " (balwany), niedziele i swieta to " jom jd" (dni zatracenia). Ucza tez, ze Zydowi wolno oszukiwac, okrasc chrzescijanina, bo "wszystkie majetnosci gojow sa jako pustynia, kto je pierwszy zajmie, ten jest ich panem.

Tak wiec ksiege zawierajaca 12 grubych tomow i dyszaca nienawiscia do chrzescijan Zydzi uwazaja za wazniejsza od Pisma swietego i stanowi ona dla nich do dnia dzisiejszego przypomnienie wlasciwego postepowania w stosunku do gojow. Bez Talmudu, tego krancowego przykladu nietolerancji i swoistego ekskluzywizmu (ma on i swoje odbicie w sprawach czysto swieckich, nawet w srodowiskach dalekich od ortodoksji) Zyd przestaje byc Zydem.

Byc moze obiektem najzacieklejszych atakow w Talmudzie i literaturze posttalmudycznej jest osoba falszywego Mesjasza" - Jezusa. Zgodnie z tym, co podaje Talmud Jezus zostal stracony za balwochwalstwo, za namawianie Zydow do balwochwalstwa i lekcewazenie wladz rabinicznych z wyroku sadu rabinackiego. Absolutnie nie jestem sklonny przypisywac wszystkim Zydom winy za smierc Chrystusa, alisci klasyczne zrodla zydowskie wspominajac jego stracenie, z satysfakcja biorac na siebie odpowiedzialnosc za te smierc, a nie wspominaja nawet o Rzymianach.

Samo imie Jezus (Jeszu) jest dla Zydow symbolem tego co ohydne, wstretne. Hebrajska forma imienia Jezus interpretowana byla jako akronim przeklenstwa" niech imie jego i pamiec o nim zostana wymazane".

Mysle, ze dialog chrzescijansko - zydowski powinien byc oparty na prawdzie. Kosciol katolicki zrobil bardzo wiele by te prawde przyblizyc: nazwal Zydow "starszymi bracmi" potepil antysemityzm, wzial na siebie wiele win, nawet tych nie popelnionych. Strona zydowska przyjela postawe agresywna. Zada coraz wiecej, a jednoczesnie nie chce uznac, ze w dlugiej historii stosunkow chrzescijansko - zydowskich popelnila liczne bledy.

Ich naprawa lezy moim zdaniem poza mentalno - ideologiczno - religijnymi mozliwosciami Zydow, tego zdolnego i ciekawego narodu, naznaczonego wszelako grzechem pychy i arogancji. Wierzyc jednak nalezy.

TAJEMNICA POCHODZENIA ADOLFA HITLERA

Biografowie Adolfa Hitlera podaja ze przyszly Fuehrer III Rzeszy urodzil sie 20 kwietnia 1889 roku w Braunau am Inn, nieduzej miejscowosci na granicy austriacko - niemieckiej. Jego ojcem byl 52-letni urzednik celny Alois Schicklgruber, ktory wczesniej przybral nazwisko Hitler. Matka, Klara Poelzl, wywodzila sie z chlopskiej rodziny.

Na tym etapie sprawa jest jasna i bezdyskusyjna: Alois i Klara byli naturalnymi rodzicami Adolfa.

Watpliwosci budzi natomiast pochodzenie ojca Hitlera. Co ciekawe, nawet tacy znawcy przedmiotu jak Alan Bullock sa w tej materii nad wyraz wstrzemiezliwi i powstrzymuja sie przed ostatecznymi sadami. My postarajmy sie pojsc tropem pewnej, bardzo prawdopodobnej i majacej zwolennikow hipotezy.

Otoz babka Adolfa, Maria Anna Schicklgruber, powila Aloisa 7 czerwca 1837 roku. Podejrzewano, ze dziecko bylo owocem niepowaznego uczucia syna zamoznego Zyda Frankerbergera (wiedenskiego barona, czlonka rodzinny Otteristein) do skromnej sluzacej.

Za ta hipoteza przemawiaja moim zdaniem trzy bezsporne fakty. Po pierwsze Maria Anna dopiero 5 lat po rodzeniu Aloisa poslubila mlynarza - Johana Georga Hiedlera (o przezwisku Hitler). Dopiero po jego smierci do miejscowosci Spital udal sie jeden z wujow Hitlera, Johann Nepomuk Huettler (podobno nie pozbawiony szczypty krwi czeskiej), i w obecnosci dwoch swiadkow uzyskal od notariusza poswiadczenie ojcostwa, uznajace Aloisa (juz teraz Hitlera, a nie Schicklgrubera) za syna naturalnego zmarlego mlynarza. A przeciez nieboszczyk za zycia mial wystarczajaco duzo czasu, aby rzecz cala zalatwic.

Po trzecie wreszcie Frankenbergerowie jeszcze przez pewien czas po smierc Aloisa lozyli na utrzymanie nastoletniego Adolfa, przyszlego pogromcy Zydow!

Zajmowanie sie pochodzeniem Hitlera i uznanie, ze biologicznie byl cwierc-Zydem (pamietajmy jednak, ze judaizm uznaje za Zyda osobe zrodzona z matki - Zydowki -Hitler tego kryterium nie spelnia) byloby zajeciem dosyc jalowym - w koncu wazne jest to, kim sie dany osobnik czuje, a nie jakich ma przodkow - gdyby nie fakt, ze wielu ludzi o zydowskich korzeniach staralo sie zacierac wlasne pochodzenie lub goraco mu zaprzeczac i w konsekwencji przebierac postawe jawnie antysemicka. Zjawisko to zauwazali tradycyjni Zydzi, a okreslali je nienawiscia do samego siebie". Takim wlasnie czlowiekiem mial byc Hitler, a wczesniej - to juz na pewno da sie udowodnic - Karol Marks, zasymilowany Zyd, ktory teorie walki klas wywiodl z pierwotnych, gleboko antysemickich fobii.

Mysle, ze w szerszym kontekscie, ale caly czas w odniesieniu do realistow niemieckich, rzecz cala najcelniej ujal zydowski dziennikarz Rudolf Kommer, ktory w taki oto sposob komentowal w roku 1922, a wiec w czasie, gdy Hitler byl jeszcze prowincjonalnym krzykaczem, zabojstwo ministra spraw zagranicznych Niemiec Rathenaua: "Takze Rathenau (chcial upodobnic sie - DR) do blondynow Baldura (minister byl z pochodzenia Zydem - DR). Boze miej nas Zydow i was Niemcow w swojej opiece, jesli ktoregos dnia bezmyslne i brutalne instynkty gangsterow upozowanych na jasnowlose bestie polacza sie z zatruwajaca dusze nienawiscia Zydow do samych siebie lub ze swiatopogladowym blakaniem mieszancow majacych duchowe i moralne defekty. Jego proroctwo w duzym stopniu spelnilo sie. Gdy bowiem analizujemy pochodzenie politycznych, wojskowych i gospodarczych elit III Rzeszy, co rusz natrafiamy na osoby zydowskiego, polzydowskiego, cwierczydowskiego pochodzenia oraz takich, ktorzy przez fakt malzenstwa byli spokrewnieni z zydowskimi rodzinami. Wymienmy kilkanascie nazwisk, opierajac sie na ustaleniach niemiecko - zydowskiego wykladowcy akademickiego, Dietricha Brondera oraz wiedzy wlasnej:

1.Adolf Hitler (Führer III Rzeszy)

2. Julius Streicher (gauleiter Frankonii, wydawca antysemickiego i antykatolickiego "Der Stuermer". Dodam, ze pismo to dziwnie przypomina mi " chodzi o ataki antykoscielne i pornografie - Tygodnik "Nie" Jerzego Urbana)

3. Joseph Goebbels (glowny propagandysta III Rzeszy, mial pochodzic z hiszpansko-holenderskich Zydow, w szkole koledzy wolali na niego "Rabbi")

4. Hans Frank (generalny gubernator w okupowanej Polsce, syn zydowskiego adwokata-hochsztaplera z Bambergu).

5. Reinhard Heydrich (szef Glownego Urzedu Bezpieczenstwa Rzeszy, pol-Zyd, ktory wg Himmlera Zyda w sobie zdusil)

6.Adolf Eichmann (realizator "ostatecznego rozwiazania", urodzil sie w Palestynie,  w pozniejszym czasie stosowane papiery sfalszowano, podajac za miejsce urodzenia Solingen)

7. Alfred Rosenberg (szef Urzedu do Spraw Zagranicznych NSDAP, nazistowski filozof. Baltycki Niemiec z domieszka krwi zydowskiej )

8. Odilo Globocnik (dowodca "Akcji Reinhard" - zaglady polskich Zydow)

9. Wilhelm Kube (gauleiter i gubernator Bialorusi, rodem z Glogowa)

10. Ernst "Putzi" Hanffstaengel (szef wydzialu prasy zagranicznej w NSDAP,
pol-Zyd po matce, z domu Heine)

11. Erhard Milch (feldmarszalek i szef uzbrojenia Luftwaffe, jego matka byla Zydowka)

22. Max Naumann (Zyd, zwolennik nazistowskiej rewolucji nacjonalistycznej, szef Zwiazku Zydow Narodowoniemieckich, przeciwnik "Ostjuden", ktorych atakowal z pozycji antysemickich. Autor m.in. "Sozialimus, Nationalsozialismus und nationaldeutsches Judentum").

NARODOWE SILY ZBROJNE A ZYDZI

Przedwojenny Oboz Narodowo - Radykalny byl organizacja programowo niechetnie nastawiona do Zydow. Juz w "Deklaracji Obozu Narodowego - Radykalnego", opublikowanej w dodatku nadzwyczajnym "Sztafety" (Warszawa, 15 kwietnia 1934r., nr 13/19) czytamy miedzy innymi" Zyd nie moze byc obywatelem Panstwa Polskiego i  - poki jeszcze ziemie polskie zamieszkuje - powinien byc traktowany jedynie, jako przynalezny do panstwa". W konsekwencji Zydzi winni opuscic Polske, gdyz odzydzenie miast i miasteczek jest niezbednym warunkiem zdrowego rozwoju gospodarstwa narodowego.

W okresie okupacji to wrogowie stanowisko wzgledem Zydow w srodowiskach narodowo - radykalnych zwiazanych z wojenna mutacja ONR (chodzi tu o Grupe "Szanca" oraz jej sile zbrojna - poczatkowo Zwiazek Jaszczurczy, a nastepnie Narodowe Sily Zbrojne) nie uleglo w zasadzie zmianie. Fakt
ten starali sie w okresie powojennym wykorzystac historycy tak krajowi, jak i emigracyjni, przedstawiajac NSZ jako bande antysemickich maniakow owladnietych idea niszczenia (wspolnie z Niemcami) wszystkiego co zydowskie.

Moim zdaniem jest to sad gleboko krzywdzacy NSZ, co postaram sie udowodnic na kilku przykladach. Na wstepie chcialbym zaprezentowac relacje pplk NSZ - Tadeusza Boguszewskiego (uwazajac sie zreszta za pilsudczyka), w ktorej czytamy m.in. "Stwierdzam jednak kategorycznie, ze w latach 1939-1947 tepiono we wlasnych szeregach politycznych, w Zwiazku Jaszczurczym i w Narodowych Silach Zbrojnych wszelkie zapedy antysemickie. Wspolczucie dla tepionego nieludzko narodu zydowskiego, pamiec na pietno antysemickie z lat 1934-1939 i obawa przed wlasnorecznym wlozeniem broni w rece Moskwy, wlasnej komuny i dygnitarzy w rodzaju Tatara, Rzepieckiego, Sanojcy i legionu innych - byly gwarancja, ze grupa "Szanca" i NSZ beda sie trzymac jak najdalej od jakichkolwiek
czynnych wystapien antyzydowskich ! Autor powyzszej relacji opracowal rowniez pod kierunkiem owczesnego dowodcy NSZ - plk Kurcjusza wytyczne do Akcji Specjalnej NSZ. W wytycznych tych wyraznie podkreslano, iz jakiekolwiek wystapienia przeciw Zydom mialy byc karane i tepione.

Kapitan J. Wolanski, komendant powiatowy NSZ, stwierdza, ze na terenie okregu, w ktorym w czasie wojny przebywal, nie zetknal sie z ani jednym przypadkiem dzialalnosci NSZ, ktora bylaby skierowana przeciw Zydom. Co wiecej" w latach 1943-1944 w jego mieszkaniu znalazl chronienie wraz z zona i synkiem Zyd - mecenas Antoni L., znany mu jeszcze z lat szkolnych.

22 wrzesnia 1943 roku we wsi Dabrowka (powiat wloszczowski) powstal oddzial partyzancki NSZ pod dowodztwem kpt. Wladyslawa Kolacinskiego - "Zbika". Oddzial ten mial w swych szeregach Zyda - lekarza, dr Kaminskiego. Brat "Zbika" - Jozef w okresie istnienia getta w Piotrkowie utrzymywal z nim staly kontakt, a nawet organizowal ucieczki Zydow. Na jego prosbe kpt. Kolacinski wyprowadzil grupe Zydow (jedenascie kobiet i dwoje dzieci) z piotrkowskiego cmentarza w lasy spalskie, a nastepnie przekazal gospodarzom z sasiednich wsi.

Zdarzenie to tym bardziej godne jest podkreslenia, ze kpt. "Zbik", ktory po wojnie nie zaprzestal swej patriotyczno - konspiracyjnej dzialalnosci, byl oskarzony przez komunistyczna propagande o dokonanie wraz z jego podkomendnymi w maju 1945r. w Przedborzu masakry na bezbronnych Zydach. Prawda jest, iz w tym czasie w Przedborzu znajdowalo sie okolo 300 osob narodowosci zydowskiej. Jednak akcja represyjna dotknela tylko figurujacych na liscie kilku wybitnie zasluzonych pracownikow UB, tak Zydow, jak i Polakow". Rozstrzeliwano ich nie za przynaleznosc narodowosciowa, lecz za tropienie bylych konspiratorow, za znecanie sie w czasie sledztwa i w wiezieniach, glownie na bylych zolnierzach - bojownikach!

W roku 1960, staraniem Ministerstwa Obrony Narodowej, wydany zostal album poswiecony meczenstwu, walce i zagladzie Zydow polskich w latach 1939 - 1945 (opracowanie: Adam Rutkowski). Jedno ze zdjec w tym albumie przedstawia sztab Brygady Swietokrzyskiej NSZ z adnotacja u dolu, ze brygada ta masowo mordowala Zydow. Stwierdzenie to nie odpowiada prawdzie, przeciwnie: wiele Zydowek zawdziecza zycie wlasnie dowodztwu Brygady, ktore 5 maja 1945r. zdecydowalo sie wykonac smiale uderzenie na oboz koncentracyjny w czeskim Holszowie (bo tam wojenne losy zawiodly brygade - jedyna polska jednostke partyzancka, ktora dzieki pomyslowosci jej dowodcy, plk Dabrowskiego - Bohuna przedarla sie z bronia w reku na zachod Europy). Decyzja ta najprawdopodobniej ocalila wiezniarki - Zydowki, ktore mialy byc zgladzone przez obozowe wladze w momencie zblizania sie wojsk amerykanskich do Holiszowa.

Ostatecznie, zaryzykowalbym hipoteze, ze antysemityzm Grupy "Szanca", ZJ i NSZ mial charakter czysto teoretyczny, bez praktycznych nastepstw. W codziennym dzialaniu srodowisko to staralo sie raczej nie uwypuklac cech wyrozniajacych przedwojenny ONR. Dochodzilo do tego z cala pewnoscia rowniez zwykle ludzkie wspolczucie dla mordowanego narodu zydowskiemu.

Skad wzial sie wiec poglad o "antysemickich zbirach z NSZ? W moim przekonaniu wynika on z niezrozumienia przez adwersarzy koncepcji walki radykalnego skrzydla obozu narodowego w czasie wojny. Jedna z jej cech przewodnich ( i to zreszta pod koniec okupacji niemieckiej) bylo zwalczanie bolszewickich band w kraju, tak aby wyczyscic przedpole" przed spodziewanym zajeciem Polski przez Armie Czerwona. Sklad narodowosciowy owych band byl niejednorodny, nie brakowalo w nich, obok Polakow i Rosjan, rowniez Zydow. W momencie likwidacji danej bandy przez NSZ, gineli takze Zydzi, ale - raz jeszcze podkreslam - nie za pochodzenie, a za dzialalnosc na szkode Rzeczypospolitej.

Mysle, ze oponenci NSZ nie przyjmuja mojego rozumowania za prawidlowe. Niestety, myslowy szablon: przedwojenne pogromy (same w sobie stanowiace rodzaj mitu)- wojenne (w konsekwencji) mordy w polaczeniu z wrecz histeryczna nienawiscia do tej wielkiej, ponad 70-tysiecznej organizacji, ma nadal wielu zwolennikow. Byc moze w ten sposob staraja sie oni zapomniec o swojej, niezbyt chlubnej, dzialalnosci przed i po 1945 roku.

Katolik", nr 40, 1990

REWIZJONIZM HOLOCAUSTU

Od polowy lat 70-tych Holocaust, traktowany jako religia, jako cos wyjatkowego, nie majacego precedensu w dziejach swiata, zaczyna spotykac sie z odporem ze strony historykow - rewizjonistow.

Krytykuja oni nie tylko jego wyjatkowosc, ale takze rewiduja dotychczasowa wersje wydarzen. Innymi slowy poddaja rewizji oficjalnie podawana liczbe Zydow zgladzonych podczas wojny, a takze sposoby ich usmiercania.

Ludzie ci traktowani sa przez wyznawcow religii Holocaustu, a wiec zwolennikow cenzury i narzucania opinii swiatowej falszywego, propagandowego obrazu przeszlosci, jako szarlatani, neonazisci i skrajni antysemici.

Argument to chyba chybiony, gdyz ruch historycznego rewizjonizmu, ktorego fragmentem (co prawda waznym) jest nonkonformistyczne podejscie do Holocaustu, nie jest jednorodny. Zaangazowani sa w nim historycy - zawodowcy, amatorzy, cale instytucje. Nie ma on jednego oblicza ideowo - politycznego. Wystepuja w nim postawy rozciagajace sie od skrajnej prawicy po skrajna lewice, a rewizjonisci to ludzie wszystkich nas i wielu narodowosci, wlacznie z Zydami.

I jeszcze jedna uwaga porzadkujaca: rewizjonizm historyczny, zauwazalny w USA i Europie Zachodniej, a ostatnio w jej srodkowo - wschodniej czesci (moze najmniej w Polsce), stara sie zwalczac tzw. Utarte prawdy nie podlegajace z roznych propagandowych, politycznych, biznesowych - wzgledow krytyce. Problem jest wiec bardzo szeroki. My skoncentrujemy sie tylko na Holocauscie.

W rozwoju rewizjonizmu Holocaustu, po wczesniejszych wystapieniach Paula Rassiniera (ten wiezien Buchenwaldu i Dory zakwestionowal jako pierwszy istnienie komor gazowych w obozach koncentracyjnych/ i prof. Roberta Faurissona (za gloszenie pogladow, ze oficjalna wersja eksterminacji Zydow jest nieprawdziwa "wylecial" z pracy na Uniwersytecie w Lyonie. Potem mial sprawy sadowe i klopoty z roznymi postepowymi bombiarzami - typowy to sposob rozprawiania sie z rewizjonistami" doswiadczyl tego rowniez autor"Wojny Hitlera - David Irving), przelomem stala sie sprawa kanadyjskiego rewizjonisty Ernsta Zuendela.

W 1985 roku postawiono go przed sadem za wydanie broszury autorstwa Richarda Verralla "Czy naprawde zginelo 6 milionow (Zydow - DR)". Na drugim procesie Kanadyjczyka, w roku 1988, wystapil jako swiadek obrony Fred Leuchter, jedyny w USA ekspert od budowy urzadzen do wykonywania kary smierci - takze komor gazowych, w ktorych skazancy usmiercani sa cyjanowodorem, a wiec tym samym gazem, jakim mieli byc zabijani Zydzi w Auschwitz - Birkenau.

W tym samym roku Leuchter, fachowiec najwyzszej jakosci, czlowiek pozbawiony jakichkolwiek sklonnosci politycznych" (on zna sie po prostu na komorach gazowych i substancjach zabijajacych - tyle i az tyle) udal sie wraz z ekipa do Polski, gdzie zbadal komory gazowe w Oswiecimiu, Brzezince i Majdanku. Tezy opracowanej przez niego po powrocie ekspertyzy okazaly sie zabojcze dla zwolennikow oficjalnej wersji Holocaustu, a sprowadzaly sie do jednoznacznej konkluzji, iz pomieszczenia przedstawiane jako komory gazowe nie mogly sluzyc do masowego zabijania ludzi (o czym bardziej szczegolowo za chwile).

Raport Leuchtera stal sie bardzo popularny w kolach rewizjonistycznych. Zainspirowal on m. in. niemieckiego naukowca z Instytutu Maxa Plancka - dr Germara Rudolfa do wydania ekspertyzy o cyjanowodorze uzywanym w Oswiecimiu (godzi sie wspomniec, ze w Niemczech ludzie rewidujacy Holocaust sa narazeni na prawne represje" podobne przyjemnosci" niedlugo stana sie udzialem Polakow).

Nalezaloby wreszcie skrotowo ujac tezy i argumenty, jakimi posluguja sie rewizjonisci Holocaustu. Dla niewtajemniczonych, lub takich, ktorzy bez zastrzezen aprobuja oficjalna wersje wydarzen, beda one zapewne rodzajem szoku. Ozdrowienczego, czy wrecz przeciwnie - nie moje to zmartwienie.

Przede wszystkim nalezy stwierdzic, ze rewizjonisci, przynajmniej ci powazni, bo hochsztaplerow - jak wszedzie " nie brakuje, nie kwestionuja antyzydowskiej polityki III Rzeszy, istnienia obozow koncentracyjnych, przymusowej pracy wiezniow w tych obozach, deportacji Zydow do gett i obozow oraz smierci wielu Zydow z roznych przyczyn - takze w wyniku masowych egzekucji.

Uwazaja natomiast, ze nigdy nie istnial i nie byl realizowany przez wladze niemieckie plan
systematycznego wymordowania Zydow europejskich, ze nie istnialy komory gazowe do masowego usmiercania Zydow oraz ze liczba Zydow, ktorzy poniesli smierc w okresie II wojny jest o wiele nizsza od podawanej i traktowanej bardzo rygorystycznie liczby 6 milionow.

Ogolniej natomiast Holocaust jest dla rewizjonistow mitem opartym wprawdzie na prawdziwych i strasznych wydarzeniach, ktore jednakowoz nalezy widziec w kontekscie XX wiecznej wojny totalnej, prowadzonej bezwzglednie przez wszystkie strony konfliktu i ktore porownywalne sa z innymi wydarzeniami tamtych lat (cierpienia milionow Polakow, masakry niemieckiej ludnosci cywilnej przez lotnictwo alianckie, smierc kilku milionow jencow rosyjskich - od siebie dodam: i niemieckich w czasie
wojny i po wojnie w ZSRR - masakra wojsk japonskich na wyspach Pacyfiku oraz cywilow w macierzy itd.).

Rozpatrzymy teraz te 3 glowne zalozenia rewizjonizmu Holocaustu

1.Polityka III Rzeszy wobec Zydow

Wedlug rewizjonistow nazisci chcieli rozwiazac tzw. kwestie zydowska przede wszystkim poprzez przesuniecie Zydow z Niemiec, a pozniej z Europy, na Madagaskar lub do Palestyny, co zreszta mile bylo syjonistom (fakt kontaktow nazistow z kolami syjonistycznymi przed i w czasie wojny jest bezsporny).

Po roku 1941 kierownictwo III Rzeszy, majac do dyspozycji ogromne obszary ZSRR, postanowilo deportowac Zydow z Europy na Wschod. Niemcy kierowali sie tu wzgledami ideologicznymi, bezpieczenstwa (Zydzi jako aktywnie walczaca mniejszosc) oraz motywem praktycznym, majacym za podstawe wlaczenie Zydow dla potrzeb gospodarki wojennej.

Byla to polityka brutalna i czesto zbrodnicza, szczegolnie za linia frontu wschodniego, gdzie dzialaly Einsatzgruppen, ale nie mozna mowic o zaplanowanej eksterminacji narodu zydowskiego z motywow ideologicznych, przy uzyciu specjalnych urzadzen do zabijania (ruchome komory gazowe itp.).

2.Problem komor gazowych

Rewizjonisci uwazaja, iz mimo naglasniania od lat 40-tych istnienia w obozach koncentracyjnych komor gazowych do masowego usmiercania ludzi (glownie, a w zasadzie wylacznie Zydow i Cyganow), przez dlugie lata nie istnialy zadne ekspertyzy techniczno - kryminalistyczne poswiecone tym szczegolnym narzedziom mordu. Przelomem okazaly sie dopiero badania Leuchtera i Rudolfa. Ich wspolna konkluzja jest jednoznaczna: nie bylo mozliwe usmiercanie gazem milionow (a nawet setek tysiecy) ludzi w pomieszczeniach przedstawianych obecnie wycieczkom w Oswiecimiu, czy na Majdanku jako komory gazowe. Decyduja wzgledy techniczne, chemiczne i fizykalne.

Pomieszczenia uznawane za komory gazowe nie mialy stalowych drzwi, nie byly uszczelnione, co grozilo smiercia wszystkim znajdujacych sie w poblizu, takze SS-manom. Sciany nie byly pokryte odpowiednia warstwa izolacji, nie bylo urzadzen zapobiegajacych kondensacji gazu na scianach, podlodze czy suficie. Komory posiadaly zupelnie zwyczajna wentylacje, calkowicie nieprzydatna do usuwania mieszaniny powietrza i gazu na zewnatrz budynku, tak, aby nie grozilo to zyciu obslugi i SS-manow. W scianach tzw. komor gazowych nie ma prawie sladow cyjanowodoru.

Ze sprawa komor wiaze sie oczywiscie uzycie przez Niemcow preparatu Cyklon B, czyli wspomnianego cyjanowodoru. Cyklon B byl w czasie wojny stosowany przez Niemcow jako srodek zabijajacy wszy. Stosowano go w komorach do odwszawiania (ale nie gazowania ludzi!), w koszarach itd. Z wielu wzgledow jego zastosowanie w technice mordowania ludzi bylo niemozliwe. Cyklon jest malo inteligentny" (dlugi, 2 godziny czas wydzielania gazu z granulatu, jeszcze dluzszy bo 20 godzinny czas usuwania tegoz z pomieszczen, a przeciez Niemcy nic tylko gazowali i gazowali!). Poza tym bylaby to bardzo kosztowna (towar deficytowy) i niebezpieczna operacja, wymagajaca od ekip wiezniow wyciagajacych ciala uzycia masek przeciwgazowych z filtrami i ubrania specjalnych uniformow ochronnych oraz rekawic (gaz dziala przez skore).

I jeszcze o usuwaniu zwlok, czyli krematoriach.
Zbudowane w Oswiecimiu krematoria mialy sluzyc do spalania zwlok zamordowanych (zagazowanych) zydow. Aby to wykonac musialyby jednak, przy podawanej oficjalnie liczbie zabitych przez Cyklon B, miec przepustowosc kilkanascie razy wyzsza od najnowoczesniejszych, sterowanych komputerowo krematoriow wspolczesnych! Takich obozy nie posiadaly.

Podsumowujac ten watek mozemy wiec stwierdzic bez popelniania wiekszego bledu, ze Cyklon B stosowano w obozach do dezynfekcji, nie zas mordowania ludzi (tak wiec slynna selekcja do gazu" byla zwyklym podzialem nowoprzybylych wedlug wieku, plci, stanu zdrowotnego)" laznia sluzyla w obozie do kapieli, nie byla miejscem gdzie mordowano ludzi" opowiadania ocalalych wiezniow jakoby widzieli gazowanie ludzi sa bezwartosciowe. Jest to dramatyzowanie i tak juz dramatycznej sytuacji podobnie rzecz sie ma z zeznaniami oskarzonych po wojnie SS-manow - kajajacych sie ulegajacych presji przesluchujacych, chcacych odgrywac w obliczu szubienicy role "piekielnych facetow" -przypadek Rudolfa Hoessa).

Wniosek ostateczny nasuwa sie sam: w obozach ludzie glownie umierali na skutek chorob wynikajacych z niedozywienia, zlych warunkow higienicznych, morderczej pracy, a ciala palono w krematoriach by zapobiec epidemii.

3.Ilu Zydow ginelo podczas II wojny swiatowej na terenach okupowanych przez III Rzesze?

Dane dotyczace Zydow, ktorzy poniesli smierc na skutek polityki wladz III Rzeszy w okupowanej Europie musza dotyczyc nastepujacych przypadkow: choroby i epidemie wywolane sztucznie przez wladze okupacyjne (zamykanie i zageszczanie gett, glodowe racje zywnosciowe dla przygniatajacej wiekszosci ludzi), praca ponad sily (obozy koncentracyjne), brutalnosc deportacji do gett i obozow, usmiercanie podczas walk Zydow - uczestnikow ruchu oporu oraz osob zupelnie nieaktywnych, majacych jednak nieszczescie przebywac na terenach bedacych arena dzialania Einsatzgruppen. Dodajmy do tego ofiary zbrodniczych eksperymentow medycznych oraz Zydow zabitych przez kolaboranckie szumowiny spoleczne (aryjskie i zydowskie). Powyzsze, tragiczne wyliczenie nie bedzie wiec obejmowac ofiar sowieckiej polityki wobec polskich, litewskich, lotewskich, estonskich i rumunskich (besarabskich) Zydow w latach 1939-1941 (a znaczaca to liczba, nie wiedziec czemu przypisywana Holocaustowi dokonanemu przez Niemcow), ludzi zmarlych z przyczyn naturalnych bez zwiazku z okupacyjna rzeczywistoscia, czy wreszcie ofiar wypadkow drogowych, utoniec, zatruc medykamentami itd. (do tej pory wszystkie te przypadki byly wlaczane do hekatomby Holocaustu). Zsumowujac poszczegolne kategorie, uwzgledniajac zydowskie ofiary pacyfikacji, obozow koncentracyjnych, tragicznego, okupacyjnego bytu, wydaje sie, ze liczba 2,5 miliona Zydow - ofiar Holocaustu nie bedzie daleka od prawdy.

CZY IZRAEL JEST PANSTWEM DEMOKRATYCZNYM?

Powszechnie uwaza sie, ze panstwo Izrael jest tworem demokratycznym, stanowiacym chlubny wyjatek na
Bliskim Wschodzie. Zgadzam sie, z jednym wszelako zastrzezeniem: jest to demokracja "narodu
wybranego, nie spelniajaca miedzynarodowych standardow praw czlowieka, oparta o skrajny nacjonalizm, nietolerancje dla gojow i ogolna niechec do wszystkiego co wiaze sie z golusem ( swiatem niezydowskim).

Zgodnie z oficjalna definicja Izrael jest panstwem nalezacym wylacznie i tylko, bez wzgledu na miejsce zamieszkania, do osob okreslanych przez wladze izraelskie jako Zydzi. Z drugiej strony Izrael nie nalezy do obywateli niezydowskiego pochodzenia (ok.17% ogol ludno ci w starych granicach panstwa z roku 1967), ktorych oficjalnie zalicza sie do osob nizszej kategorii.

Niezydowska ludnosc Izraela - Arabowie i Druzowie - jest dyskryminowana w 3 podstawowych dziedzinach zycia spolecznego - ekonomicznego. Chodzi o prawo do zamieszkania, prawo do pracy i zasade rownosci wobec prawa.

Dyskryminacja z tytulu zamieszkania wynika z faktu, ze 92% terytorium Izraela jest w rekach panstwa. Tereny te administrowane sa przez Izraelskie Wladze Ziemskie w oparciu o wytyczne Zydowskiego Funduszu Narodowego, organizacji afiliowanej przy Swiatowej Organizacji Syjonistycznej. Uchwalone przez Fundusz przepisy odmawiaja prawa do zamieszkiwania, otwarcia firmy, a czesto prawa do pracy wszystkim nie-Zydom tylko dlatego, ze nie sa Zydami. Jest to przyklad skrajnej nietolerancji, ale jako ze dotyczy panstwa Izrael, na swiecie zbywany jest milczeniem. Kazda uwaga krytyczna bylaby tu poczytywana za antysemityzm.

Niezydowskim obywatelom Izraela nie przysluguje rownosc wobec prawa. Najwyrazniej widac to w fundamentalnej ustawie o powrocie, zgodnie z ktora bezwarunkowe prawo wjazdu i osiedlania sie na terenach Izraela maja wylacznie osoby uznane za Zydow. Ludzie ci natychmiast otrzymuja obywatelstwo raz bezzwrotna zapomoge w wysokosci 20 tys. dolarow na rodzine (Zydzi sowieccy). Obywatelowi, ktory opuscil kraj czasowo, a do ktorego stosuje sie klauzula: "moze imigrowac zgodnie z ustawa o powrocie" (chodzi tylko o Zydow), w momencie powrotu do ojczyzny przysluguje szereg ulg celnych, prawo do niskoprocentowej pozyczki itd. Niezydowskim obywatelom Izraela zadne z tych dobrodziejstw nie przysluguje. Intencja jest wiec jasna: przyciagnac do Izraela jak najwiecej Zydow z diaspory, tak aby zapewnic panstwu jednolicie narodowy charakter. Problem to o tyle naglacy, gdyz przyrost naturalny wsrod izraelskich Arabow (caly czas pomijamy milczeniem Terytoria Okupowane) jest wyzszy niz u Zydow, co zaowocowalo w ostatnich 40 latach znaczacych wzrostem tej wlasnie ludnosci.

Podstawowym narzedziem wdrazania dyskryminacji w zyciu codziennym sa osobiste karty tozsamosci, ktore kazdy obywatel musi nosic zawsze przy sobie. Na karcie widnieje narodowosc posiadacza (Zyd, Arab, Druz), co ulatwia prace policji.

W Izraelu przepisy prawa rabinackiego reguluja prywatny status obywateli zydowskich, skutkiem czego zaden Zyd nie moze poslubic osoby nie bedacej zydowskiego pochodzenia. Malzenstwa zawarte za granica(np. na Cyprze) sa wprawdzie uznawane, ale dzieci ze zwiazkow zydowsko - gojowskich uwazane sa za dzieci nieslubne (dzieci pozamalzenskie, ale majace za rodzicow Zydow sa uznane za prawowite). Jezeli to ma nieszczescie byc urodzonym przez matke - gojke, nie moze zawrzec zwiazku malzenskiego. Osoby takiej nie mozna rowniez pochowac. Przepisy te dziwnie przypominaja niemiecki Ustawy Norymberskie z roku 1935, a niektorzy wrecz twierdza, ze wspolczesny Izrael to III Rzesza a rebours.

Ostatnim czynnikiem wzmacniajacym nacjonalistyczny i izolacjonistyczny charakter Izraela oraz ekskluzywizm Zydow, jest ideologia ziemi Odzyskanej. Ideologie ta wpaja sie Zydom od najwczesniejszych lat. Zgodnie z nia Ziemie Odzyskana stanowia terytoria, ktore z rak niezydowskich przechodza w zydowskie. Moga one stanowic wlasnosc prywatna lub panstwowa. Ziemia w rekach niezydowskich okreslana jest jako nie odzyskana. Gdy zostaje odzyskana - ludnosc nie zydowska tam mieszkajaca Zydzi staraja sie usunac. Ta wlasnie ideologia doprowadzila do aneksji sasiednich terytoriow arabskich w roku 1967, a plany judaizacji Zachodniego Brzegu to rowniez owoc tej oblednej, ekspansjonistycznej idei (Zydzi maja prawa do 70% Zachodniego Brzegu Jordanu, tymczasem stanowia tam malo znaczacy procent ogolu ludnosci. Wspolczesne rozmowy o przekazaniu kolejnych obszarow pod palestynska kontrole rozbijaja sie wobec nieustepliwosci strony zydowskiej, ktora raz zaanektowane terytoria nie zydowskie nie moze - wbrew tradycji - oddac gojom).

Te kilka uwag pozwala, jak sadze, wyrobic sobie zdanie o specyficznej demokracji izraelskiej. Demokracji "przez Zydow i dla Zydow". I tylko dla nich.

MASONICA

MASONERIA I SPISKOWA TEORIA DZIEJOW

Historia nigdy nie byla wolna od spiskow. Spiski bowiem immanentnie zwiazane sa z zadza wladzy, spiskow itd. Tym najmniej, mimo ponawianych prob, nie one na przestrzeni dziejow - do pewnego momentu - wyznaczaly ich bieg. Byly co najwyzej jednym z elementow.

Dlaczego? Dlatego, ze swiat ze dzieje ludzkie podazaly naturalna, ewolucyjna sciezka, a jednoczesnie byly mocno osadzone w wierzeniach religijnych, tradycji, poszanowaniu naturalnego porzadku rzeczy. Byly to czasy, gdy Boga uwazano za Boga, a czlowieka za ograniczona w swoich mozliwosciach istote.

I nagle 250-300 lat temu wszystko uleglo zmianie . Czlowiek stal sie rowny Stworcy i w koncu zakwestionowal jego istnienie. Postanowil wywrocic naturalny lad - ewolucje zastapil rewolucja. Pojawily sie klamliwe hasla Wolnosci, Rownosci, Braterstwa" szybko okazalo sie, ze maja korzystac z nich tylko nieliczni - tzw. nowe elity wyzwolone z pod Boskiej kurateli.

Nastal czas nowoczesnych, tajnych, pol tajnych, supertajnych cial, nienazwanych i nazwanych agend. Historia stala sie planem, igraszka w ich rekach. Uwazam, ze tylko od nas zalezy, czy powroci ona w swoje naturalne, od 2000 lat sprawdzone lozysko.

Okreslenie masoneria wywodzi sie z jezyka angielskiego (free masons). Tak okreslano murarzy, kamieniarzy i budowniczych, ktorzy organizowali sie w miedzyregionalne cechy i pod przysiega przestrzegali murarskich zobowiazan. Zamiennie stosowano i inne nazwy: farmazonia, dzieci wdowy, krolewska sztuka, lota miedzynarodowka.
Pochodzenie masonerii okryte jest tajemnica. W wiekach XVIII i XIX pisarze masonscy przywiazywali wielka wage do udowodnienia jej starozytnosci. Wskazywali na poczatek masonerii w legendarnych antycznych bractwach i zwiazkach. Niektorzy historycy dochodzili nawet do 12 hipotez tlumaczacych jej pochodzenie. My ograniczymy sie tylko do kilku:

1.Historia ludzkosci jest tozsama z historia masonerii. Tworca masonerii byl" Adam, ewentualnie Kain.

2.Wolnomularstwo wywodzi sie z misteriow Indii i starozytnego Egiptu.

3.Templariusze. Jak wiemy byl to zakon rycerski, ktory przybral nazwe Militia templi Salomonis. Zostal zalozony w roku 1118. Ich strojem byl bialy habit i bialy plaszcz dla rycerzy. Po 1145 r. na lewym ramieniu nosili czerwony krzyz. Zakon szybko rosl w potege. W wieku XIV we Francji posiadal 2 miliony hektarow gruntow ornych wolnych od podatkow. Templariusze byli niewygodnymi konkurentami dla wladzy krolewskiej. Dlatego tez rozprawiano sie z nimi okrutnie. W roku 1310 spalono 54 templariuszy jako odszczepiencow, a 4 lata pozniej samego Wielkiego Mistrza zakon Jakuba de Molay, ktory przed meczenska smiercia mial rzucic klatwe na swych przesladowcow - krola i Kosciol. Jedna z legend masonskich glosi, ze w dniu spalenia de Molay kilku jego zwolennikow zebralo szczatki mistrza i poprzysieglo katom zemste. W lonie samej masonerii zdania na temat zwiazku z templariuszami sa podzielone. Czesc masonow jest sceptyczna, nie przeszkadza to wszelako w powstawaniu szeregu stowarzyszen bedacych blisko masonerii, a powolujacy sie na Jakuba de Molay. Przykladem niech bedzie Zakon Templariuszy Wschodu, ktorego odnowicielem w XX wieku zostal Aleister Crowley (stojacy od 1912 roku na czele brytyjskiej sekcji zakonu) i noszacy imie Baphomet. Ow Baphomet to anty chrzescijanskie bostwo, ktoremu czesc mieli oddawac w Azji templariusze - po latach walk z muzulmanami ostygli z krzyzowego zapalu, podatni na niepokojace idee Wschodu, a z czasem i doczesne uciechy (pijanstwo, homoseksualizm). Przedstawiany jest on jako koziol z wielkimi rogami siedzacy na ujarzmionym globie. Na lbie ma pentagramme (5 ramienna gwiazde), u plecow zas skrzydla. Skojarzenie z symbolika szatanska jest tu jak najbardziej zasadne.

4. Budowniczowie katedr. Jest to najpopularniejsza hipoteza siegajaca zrodel masonerii. Bractwa murarskie, zazdrosnie strzegace zawodowych tajemnic, podupadly w wieku XVII. Dla ratowania sytuacji, do loz zawodowych zaczeto wiec przyjmowac przedstawicieli innych zawodow. Z czasem to oni zmajoryzowali bractwo, dajac poczatek wlasciwej masonerii.

5. Oswiecenie. Wielu badaczy za prawdziwe zrodlo masonerii uwaza Oswiecenie. Dorobek myslowy Oswiecenia mozna, w ogromnym skrocie, sprowadzic do kilku twierdzen: uznanie za boskie tego wszystkiego, co jest uniwersalne, wiara w wartosc czlowieczenstwa, odrzucenie spekulatywnosci i metafizyki na rzecz wartosci ziemskich. W efekcie otrzymujemy radykalne odwrocenie dotychczasowych relacji miedzy Bogiem a czlowiekiem, upadek calego szeregu przekonan religijnych i zasad moralnych.

6. U podstaw masonerii stoja mesjanistyczne dazenia Zydow.

Mysle, ze powyzsze hipotezy, roznej przeciez jakosci, zmuszaja do precyzyjnego, na ile stac na to autora, pojecia podstawowych nurtow ujetych we wlasciwej, zrodzonej u poczatku wieku XVIII masonerii. Wszystkie one mialy i maja cechy wybitnie antychrzescijanskie, a mowiac precyzyjniej - antykatolickie.
Nalezy to powiedziec wprost: bez organicznej nienawisci masonerii do Kosciola i wszystkich wartosci, na ktorych strazy stoi, zrozumienie istoty tej tajnej struktury, jej dazen i ukrytych celow, nie jest mozliwe.
Masoneria laczy wiec w sobie gnoze z jej okultyzmem, hermetyzmem i przejawami satanizmu" poganski (neopoganski) naturalizm, w pelni dojrzaly w epoce Oswiecenia - prymitywnie racjonalistyczny, libertynski" nurt protestancki, odrzucajacy frontalnie hierarchie Kosciola, dopuszczajacy dowolna interpretacje prawd wiary oraz nurt judaistyczny, ktory najmocniej odcisnal swe cechy na symbolice, obrzedowosci i duchu masonerii. Przyznal to nawet XIX wieczny naczelny rabin USA - Issac M. Wise "Masoneria jest instytucja zydowska, ktorej historia stopnie, godnosc, hasla i nauki sa zydowskie od poczatku do konca"

Masoneria jest tajnym towarzystwem w tajnym towarzystwie. Jej doktryna zewnetrzna, przeznaczona na uzytek profanow i szarej, czesto otumanionej masy czlonkowskiej, pelna pieknie brzmiacych hasel Wolnosc, Braterstwo, Czlowiek, Dobroczynnosc), stanowiacych przykrywke wlasciwych celow. Tak naprawde wysoko postawieni bracia fartuszkowi" sa lucyferianami pragnacymi zastapic panowanie chrzescijanskiego Boga (Adonaj) rzadami upadlego Aniola - Lucyfera - Wielkiego Budownika Swiata. W konsekwencji nienawidza Kosciola, tradycji chrzescijanskiej, wytworzonej w ciagu 2000lat moralnosci i wszystkich tych wartosci, ktore w naukach zawarl Jezus. Z tego negatywnego uczucia wynikaja metody dzialania i ostateczne cele, jakie stawiaja sobie dzieci wdowy.

W sferze dzialan masoneria nastawila sie na rewolucje, ktora miala zniszczyc stary, a wprowadzic nowy porzadek. Obejmowalby on stopniowa likwidacje instytucji Kosciola, nowa moralnosc ustanowiona przez wyzwolonego od Boga czlowieka, rzady Rozumu itd. Bez watpienia tak rewolucja we Francji, jak i rewolucje w Rosji byly przez nia inspirowane.

Kazda idea, kazda mysl niszczycielska, przeciwna Bogu i uznanym relacjom miedzy Nim a czlowiekiem byla przez masonerie popierana i sponsorowana. Do pewnego momentu takim sojusznikiem pozostawal socjalizm - komunizm, a nawet neopoganskich faszyzm.

Po II wojnie swiatowej tajne bractwo zmienilo taktyke, rozpoczynajac "pokojowa walke ze starym swiatem", oparta o stare, liberalno - demokratyczne hasla, z wykorzystaniem najnowoczesniejszych osiagniec techniczno - cywilizacyjnych.

W odniesieniu do religii i Kosciola katolickiego postuluja one m.in. usuniecie tychze z dzialow aparatu panstwowego i instytucji publicznych, sekularyzacje malzenstwa, wprowadzanie swieckiej oswiaty, propagowanie wolnosci religijnej dla wszystkich sekt (np. tych wyroslych z New Age - naturalnego, oczywiscie do pewnego momentu, sojusznika masonerii) i grup wyznaniowych, z wyjatkowym wszakze traktowaniem katolicyzmu, oskarzonego bezustannie" o brak tolerancji.

Masonska walka ze starym porzadkiem nie rozgrywa sie tylko na plaszczyznie bezposredniego starcia z Kosciolem. Dodajmy do tego swieckie" (ale zawsze zwiazane z dzialalnoscia masonskiego antykosciola) elementy ofensywy: nieograniczona wolnosc prasy w gloszeniu hasel antyreligijnych i zasad sprzecznych z moralnoscia (to samo dotyczy mass - mediow elektronicznych, kin, teatrow)" usuniecie wszelkich roznic w traktowaniu osob plci przeciwnej i popiera nie skrajnego feminizmu (prekursorem byl tutaj Adam Weishaupt, jedna z najbardziej diabolicznych postaci Europy przelomu XVIII/ XIX wieku, czlowiek, ktory ideologicznie przygotowal rewolucje we Francji, chociaz nie zapominajmy o nikczemnym Voltaire) - tej wymyslonej przez mezczyzn pulapki dla glupich i latwowiernych kobiet.

Masoneria stara sie opanowac wszelkie sfery zycia intelektualnego i spolecznego. Jest to niezbedny czynnik do przejecia wladzy nad calym swiatem. Wiele jej postulatow zostalo juz zrealizowanych. Zlotej miedzynarodowce, zasobnej w nieograniczone fundusze, kontrolujacej mass - media, banki, politykow, penetrujacej Kosciol (dobrym przykladem niech bedzie Holandia, a ostatnio nawet Polska ksiedza Tischnera i paramasonskiej katolewicy) i uniwersytety, udalo sie przynajmniej podminowac chrzescijanstwo, wzbudzic wsrod ludzi watpliwosci co do jego prawdziwosci i przydatnosci, wreszcie wyzwolic drzemiace w nich poklady permisywizmu, relatywnosci i prymitywnego materializmu.

Obawiam sie, ze wypowiedziane 20 lat temu zdanie prominentnego masona Wielkiego Wschodu - Baroin: "Godzina masonerii wybila", nie jest czcza przechwalka. Czas pokaze"

MASONERIA - RYTY - OBRZEDY

Rozwijajace sie od XVIII wieku loze masonskie oparly swoja dzialalnosc o zredagowana w roku 1723 przez dr Jamesa Andersona konstytucje. Dzielo tego kaznodziei prezbiterianskiego nosilo tytul "Konstytucje Masonskie Zawierajace Przepisy, Statuty tego Najbardziej Starozytnego i Prawego Bractwa". Do dzis dnia sa one podstawowa masonska wykladnia zasad, praw i regulaminow rzadzacych poszczegolnymi lozami.

Pamietajmy jednak, ze ogromny rozwoj loz w wieku XIX doprowadzil do rozlamu w lonie masonerii w II polowie tego wieku. Otoz w roku 1877 paragraf 2 art. I "Konstytucji Andersona", mowiacy o istnieniu Boga (pomijam antychrzescijanskie rozumienie Jego istoty) zostal usuniety. Dokonala tego Loza Wielkiego Wschodu we Francji. W wyniku tej zmiany Wielka Loza Angielska, okreslajaca sie jako chrzescijanska, zerwala z Loza Wschodu.

Oficjalnie wiec Wielki Wschod Francji i pewne meksykanskie oraz poludniowo amerykanskie loze nie sa reprezentowane w Wielkich Lozach anglosaskich, tym niemniej wszystkie loze masonskie polaczone sa ze soba w Wielkim Lancuchu Wolnomularstwa za posrednictwem licznych organizacji pomocniczych - np. Wielkiej Lozy Alpina" w Szwajcarii, miedzynarodowych kongresow, nie mowiac o wspolnocie ducha i celu, ktory im przyswieca. Sami wolnomularze zreszta przyznaja, ze stanowia jeden organizm. Nie ma zadnej masonerii narodowej ani zorientowanej wyznaniowo, lecz jest tylko jedna, czysta, niepodzielna. Masoneria wszystkich krajow i czesci swiata tworzy jedna calosc. Masoneria tworzy wszedzie zwarta calosc. Ale nie przez rytual" takze nie przez jurysdykcje" i nie przez wspolnote swoich czlonkow". Jest ona zawarta w jej prawdziwym duchu tajnej nauki jednolita (masoneria - DR) w swoich naukach i swoim swietle, jednolita w swojej filozofii i w swoich zakonach. Tworzy zatem jedna rodzine, jedno cialo, jeden wspolny lancuch braterski, jeden jednolity zakon". To tylko trzy przyklady licznych, "zjednoczeniowych" wypowiedzi masonow.

W strukturze masonerii podstawowa komorka jest loza. Wolnomularstwo dzieli sie na samodzielne wspolnoty (Wielkie Loze lub Wielkie Wschody) zwane tez Federacjami, Wyzszymi Radami, Silami Masonskimi. Te wielkie oddzialy masonerii rzadzone sa przez Rade lub Komitet Wykonawczy. Na czele kazdego z nich stoi Wielki Mistrz.


Wielka Loza sklada sie z loz jednego kraju lub okregu. Na czele Wielkiej Lozy stoi Wielki Mistrz i Rada Wielkich Urzednikow (Wielki Warsztat). Na zgromadzeniach Wielkiej Lozy Mistrzowie Katedry (Czcigodni Loz) reprezentuja poszczegolne loze. Do zalozenia lozy potrzebne jest pisemne upowaznienie (konstytucja) Wielkiej Lozy. Loza zalozona nieprawidlowo jest uwazana za "nieregularna". Kazda loza nosi symboliczna nazwe, uzupelniona przez nazwe siedziby.

Do loz naleza, oprocz czlonkow zwyczajnych, czlonkowie honorowi, bracia odwiedzajacy i bracia sluzacy, nieuprawnieni do glosowania i pelniacy sluzbe w lozy, przy stole itp. Sprawami lozy kieruje Mistrz Katedry. Dodajmy jeszcze, ze w lonie loz wyrozniamy rowniez zgromadzenia rytualne (loze rytualne). Moga byc to przypadkowo loze urzednicze, pracujace (przyjmuja kandydata do stopni masonskich), konstrukcyjne, zalobne, biesiadne.

Dosyc ciekawie przedstawia sie stosunek masonow do kobiet, ktorym werbalnie przyznawali od zawsze" rownouprawnienie. Tymczasem w praktyce zycia lozowego mezczyzni decyduja niemal o wszystkim. Malzonki, rodzone siostry i narzeczone wolnomularzy nosza miano siostr masonskich. Niektore loze lacza je (i to tylko przy niektorych okazjach) w loze siostrzane. Tylko w niektorych krajach kobiety uczestnicza w pracach loz na rownych prawach. We Francji istnieja takze loze wylacznie kobiece. Nie bede chyba daleki od prawdy, jezeli powiem, ze ta polityka w stosunku do niewiast ma sens. Te bowiem, oprocz wielu zalet umyslowych, no i tych widocznych golym okiem, maja jeden, zasadniczy defekt: lubia gadac. A masoneria to tajemnica.

Poszczegolne loze roznia sie znacznie iloscia istniejacych w nich stopni wtajemniczenia, obrzedami, symbolami - w zaleznosci od przyjetego i obowiazujacego w danej lozy rytu.

Czym jest ryt masonski?

Pojawienie sie nowych rytow zawsze znamionowalo koniecznosc przeprowadzenia jakiejs okreslonej akcji politycznej czy zamierzenia filozoficznego. Moglo chodzic np. o rewolucyjny przewrot, czy jakas nowa oprawe symboliczna odpowiadajaca duchowi czasow.

Wyrozniamy 3 grupy rytow: ryty studiow filozoficznych i bezposredniej akcji politycznej (niewielka ilosc stopni wtajemniczenia, szczegolna tajemniczosc stopni wyzszych. Wg tych rytow pracuje np. Ryt Francuski Nowoczesny i czesc Wielkich Wschodow)" ryty tradycyjne (charakteryzuja sie tradycyjnym symbolizmem i hierarchia. Przedstawiaja poprzez stopnie cala historie tajnych tradycji od Salomona poprzez Templariuszy po Alchemikow. Do tego rytu nalezy Ryt Szkocki i Uznany)" ryty kabalistyczne i mistyczne (zastrzezone dla elity, innym rytom zostawiaja trud przygotowania nizszych wtajemniczen. Najbardziej znanym z tych rytow jest Misraim i Memphis). Najbardziej popularny jest Ryt Szkocki i Uznany, ktory wbrew nazwie powstal we Francji epoki napoleonskiej. Ten mocno przesiakniety tradycja judaizmu obrzadek posiada 33 stopnie wtajemniczenia.
Pierwsze trzy stopnie (do mistrza wlacznie) to tzw. Masoneria Niebieska, podstawowa masa czlonkowska bractwa. Stopnie kapitularne (od 4. do 18.) tworza Masonerie Czerwona. Stopnie filozoficzne (od 19 do 30) mieszcza w sobie Masonerie Czarna. Trzy ostatnie stopnie administracyjne to ekskluzywna Masoneria Biala z Wielkim Inspektorem Inkwizytorem Komandorem, Ksieciem Krolewskiej Tajemnicy i Generalem Wielkim Inspektorem.

Obrzadek Szkocki obierany jest przede wszystkim przez tych, ktorzy pragna "szybkiej" ziemskiej wladzy. Jezeli braciom zalezy na mozliwie rychlym przejeciu danego, prominentnego dygnitarza, procedura otrzymywania poszczegolnych stopni (do 32 wlacznie) odbywa sie w tempie ekspresowym, np. w czasie jednego weekendu. Tak bylo w przypadku prezydenta USA, Tafta, czy gen. Douglasa Mac Arthura. Albo pomyslodawcy odbudowy Europy po II wojnie swiatowej, zgodnie z duchem i celami USA - Marshallem.

Powrocmy jeszcze do istoty dzialalnosci masonerii, ktorej cele ostateczne, zawarte w doktrynie wewnetrznej, sa ukryte nie tylko przed niemasonami (profanami), ale i szara masa czlonkowska loz - tym miesem armatnim knowan wysoko, bardzo wysoko postawionych braci.

Zacytujmy tym razem slowa uznanego autorytetu, ktory mial zreszta romans z masoneria (czyni go to tym samym jeszcze bardziej wiarygodnym) - wicehrabiego Leona do Poncins: "Wielkim zadaniem masonerii jest szerzenie idei szlachetnych i pieknych niekiedy na pozor, lecz w rzeczywistosci destrukcyjnych (jak) Wolnosc, Rownosc, Braterstwo.

Masoneria, bedaca ogromna organizacja propagandowa, dziala poprzez wolna sugestie, rozpowszechniajac podstepnie rewolucyjny ferment. Zasiew rzucamy jest przez glowy w lozach wewnetrznych, te przekazuja je lozom nizszym, skad przenika on do zwiazanych z masoneria instytucji i do prasy, trzymajacej w reku opinie publiczna.

Niestrudzenie i przez niezbedna liczbe lat, sugestia dziala na opinie publiczna i ksztaltuje ja tak, by pragnela ona reform, od ktorych umieraja narody. W latach 1789 i 1848 (lata rewolucji francuskiej), wolnomularstwo, zdobywszy chwilowo wladze, przegralo jednak w szczytowej fazie swych wysilkow. Nauczone tymi doswiadczeniami, zaczelo ono postepowac wolniej i pewniej.

Gdy przygotowania rewolucyjne zostaja ukonczone i uznane za wystarczajace, masoneria ustepuje pola walczacym organizacjom, karbonariuszom, bolszewikom lub innym stowarzyszeniom jawnym badz tajnym, a sama usuwa sie w cien na zapleczu. Pozostaje ona tu nie skompromitowana" w razie niekorzystnego zwrotu sytuacji, udaje, ze pozostawala na boku i jest coraz bardziej zdolna do kontynuowania swojego dziela, niczym zracy robak, skryty i niszczycielski.

Masoneria nigdy nie dzialala w pelnym swietle dnia. Kazdy wie o jej istnieniu, o miejscach jej zebran i o wielu sposrod jej adeptow, nie zna jednak jej prawdziwego celu, jej prawdziwych srodkow i jej prawdziwych przywodcow. Nawet ogromna wiekszosc samych masonow znajduje sie w tej sytuacji. Stanowia oni tylko slepa maszynerie sekty.

Tych slepych trybikow nie stanowia wylacznie szeregowi masoni. Wypelniaja one cale zycie spoleczno-polityczne, niemal wszystkie instytucje gospodarcze. Masoneria, dla wzmocnienia swojego dzialania, nie waha sie tez przed powolywaniem do zycia roznych wolnomularskich przedszkoli typu kluby rotarianskie, Lions Clubs, stowarzyszenia krzewienia kultury swieckiej itd., ktore wykonuja wolnomularskie zadania (chociazby poprzez atakowanie Kosciola), a jednoczesnie pozwalaja wychwycic co bardziej uzytecznych kandydatow na lozowych braci. Jest to swietnie zorganizowany system, ktory pozwala nielicznej masonerii (bracia zawsze stawiaja na jakosc - nie ilosc) sprawowac rzad dusz nad "postepowym, antytradycjonalistycznym, swieckim, modernistyczno - liberalnym swiatem". Dobrze o tym wiedziec: nie trzeba byc masonem, nie trzeba nawet wiedziec o tym bractwie, aby wykonac, czesto nieswiadomie, z dobra wola, jego dyrektywy.

Rytual masonski zalezny jest od stopnia wtajemniczenia do jakiego dana osoba pretenduje. W pierwszych dwoch stopniach (uczen, czeladnik) kandydata informuje sie o " chrzescijanskim charakterze lozy, wierze w Boga itd. Jezeli nadal bedzie upieral sie przy swoim tradycyjnym swiatopogladzie - dalej nie awansuje, ale oczywiscie jako uzyteczny trybik moze juz byc wykorzystany.

W stopniu mistrza, czyli trzecim, widac juz subtelne odchylenie od nauk chrzescijanskich. W przysiedze tego stopnia istnieje zapis, iz kandydat nie zaszkodzi lozy ani bratu tego samego stopnia oraz bedzie bronil brata - masona, gdyby chcieli mu zaszkodzic inni.

Przysiega ta stwarza fundament pod wielka niegodziwosc masonerii, ktora rekrutujac, a bardzo to lubi, sedziow, policjantow, szeryfow, adwokatow, prokuratorow, jest przekonana, ze w razie niebezpieczenstwa mistrz masonski, nawet gdyby okazal sie zlodziejem, moze byc pewny bezkarnosci gdy np. sadzi go masonski odpowiednik.

W kolejnych stopniach ta swoista solidarnosc, wzmocniona zasada wzajemnego go popierania sie, jest mocno eksponowana. Bylo to widoczne tak w przeszlosci, ze wymienie tylko slynna sprawe Kuby Rozpruwacza, jak i obecnie (sprawa Lozy P-2 we Wloszech, masonskie skandale w Scotland Yardzie).

Pisanie i mowienie pod koniec XX wieku o masonerii, jako o poteznym bractwie wywierajacym w przeszlosci i obecnie istotny wplyw na bieg dziejow, nie jest czynnoscia wdzieczna. "To obled" - powiada postepowa opinia publiczna. Uzupelniaja ja tradycyjni anty komunisci, dla ktorych masoneria to karzel, do tego na glinianych nozkach. Ja pozostane przy swoim: bracia maja sie dobrze, ich wizja swiata nabiera konkretnych ksztaltow, Kosciol slabnie, jest przyzwolenie spoleczne. A ze malo kto slyszal o masonerii? To dobrze, farmazonia nigdy nie zabiegala o tania popularnosc. Liczy sie cicha, wydajna i skuteczna praca. Jej efektem koncowym bedzie globalny rzad fartuszkowych wybrancow. I wtedy poznamy prawdziwe oblicze masonerii.

VARIA

CI OKROPNI ENDECY

Dyskredytowanie obozu narodowego przez polska lewice trwalo "od zawsze". Jednak od lat 40-tych poczawszy weszlo ono w nowa, dramatyczna faze.

Okres pierwszy to zasadniczy konflikt z komunistami. Do zakonczenia wojny szeroko rozumiany oboz narodowy prowadzi ostra i konieczna walke z bolszewickimi, "gwardyjsko - alowskimi bandami lupiacymi pod pozorem rekwizycji lubelskie, bialostockie i kieleckie wsie. Zolnierze Narodowych Sil Zbrojnych i Narodowej Organizacji Wojskowej bronia mienia i zycia polskiego gospodarza. Po wojnie przyjdzie im za to drogo zaplacic. Bezwzglednie tropieni, okrazani w lesnych pulapkach, gina w walce, podczas sledztwa lub na mocy wyrokow sadowych.

Oprocz tego odbywa sie prawdziwe polowanie na wybitnych czlonkow tak strasznie doswiadczonego przez okupacje niemiecka Stronnictwa Narodowego. Zostaje m.in. aresztowany Adam Doboszynski, znany z przedwojennego "marszu na Myslenice". Po nieludzkich torturach - podawano mu takze srodki przeczyszczajace, wywolujace nieznosne cierpienia - zostaje stracony. Przy okazji: czy ludzie gardlujacy po pazdzierniku 1956 roku o metodach dzialania Ministerstwa Bezpieczenstwa Publicznego, ci nawroceni demokraci (a do 1956r. zazarci komunisci najgorszego sortu typu: Andrzejewski, Brandys et consortes) kiedykolwiek upomnieli sie o te ofiare zbrodniczego systemu? Oczywiscie nie. Sprawiedliwosc bowiem i ludzkie uczucia narodowcow omijaly. Mozna bylo zrehabilitowac komuniste, socjaliste, nawet chadeka. Endekow nie, bo to w grupie rzeczy "bandyci, szowinisci, antysemici.

Okres drugi rozpoczyna sie w 1956 roku, ale dopiero w ostatnich latach nabiera wyrazniejszych cech. Tym razem krag zajadlych przeciwnikow endecji zwiekszy sie. Do komunistow, ktorzy w miedzyczasie w sposob prostacki staraja sie przejac niektore hasla obozu narodowego, dolaczyli byli komunisci (nazwijmy ich bracmi odlaczonymi"), socjalisci, ateisci, kosmopolici (dzialajacy zgodnie z formula p. Michnika. Moja ojczyzna jest Europa") - slowem, tworzy sie nieformalny zespol antyendecki.

Powstanie tego zespolu laczy sie moim zdaniem z upadkiem komunizmu, a takze z walka polityczna na jego gruzach. Dopoki rzadzila PZPR, wrog byl jeden. Wprawdzie "demokratyczna" lewica endecji (delikatnie mowiac) nie lubila, co wiecej: obludnie zarzucala jej cicha wspolprace z komunistami, ale byl to drugorzedny front walki.

W momencie dziejowego krachu i zastapienia go systemem, w ktorym lewica niekomunistyczna zawarla kontrakt z bylymi utrwalaczami wladzy ludowej, atak zostal skierowany na narodowcow.

Mozna by zapytac, dlaczego? Przeciez oboz narodowy AD 1990 jest jeszcze organizacyjnie slaby, wiecej: oprocz Stronnictwa Narodowego istnieje szereg malych grupek mniej lub bardziej udanie nawiazujacych do niesmiertelnych idei lezacych u podstaw dzialania przedwojennego obozu narodowego.

Lewica jednak wie, co robi. Zdaje sobie sprawe, ze pomimo 45 lat upodlenia Polacy, przynajmniej duza ich czesc, wiedziona instynktem, akceptuja lub beda akceptowac hasla gloszone przez narodowcow, a nade wszystko pozostana szczegolnie wyczuleni na tak eksponowane w enuncjacjach Stronnictwa Narodowego niebezpieczenstwo niemieckie.

Lewica sie wiec boi, a strach, jak wiadomo, nierzadko wywoluje agresje. Nie jest ona spontaniczna, lecz znakomicie zorganizowana. Wyrazem jej sa artykuly, artykuliki, oswiadczenia, ktorych celem jest osmieszanie endecji (przoduje tu lewicowa "Gazeta Wyborcza"), przedstawienie jej jako tworu anachronicznego, szowinistycznego, niemal rasistowskiego.

Tygodnik Narodowy "Ojczyzna", nr 5, 24 czerwca 1990

SLASKI HEIMAT

Opole, dzien targowy. Na placu dziesiatki plastikowych stolikow. Z ustawionych na nich magnetofonow dobywaja sie tandetne, piwno - parowkowe piosenki typu: "Ich liebe Dich und warum Du mich nicht?" W przewalajacym sie tlumie ludzi mnostwo Niemcow, takze tych, ktorzy jeszcze kilka miesiecy temu byli Polakami. Teraz sa butni, pewni siebie. Na parkingach metaliczne BMW, mercedesy, ople.

Tak wyglada stolica Slaska Opolskiego Anno Domini 1990.

A na wsi? W tych zamieszkalych przez autochtonow - istny festiwal niemieckosci. Juz gdzieniegdzie ukazaly sie szyldy nad restauracjami w jezyku niemieckim, a Opole to, wedlug pewnego znaku drogowego, znowu Haupstadt Oppeln. Zreszta to dopiero poczatek. Oto bowiem germanskie Towarzystwo mniejszosciowe walczy o dwujezycznosc podopolskich miejscowosci, majac zreszta w tym wzgledzie poparcie supereurotomanow" z Solidarnosci oraz pewnej konserwatywnej partyjki ("Jednosc Europejska"), ktorej czlonkowie pewnie zmiesciliby sie na mojej skladanej kanapie, przy zalozeniu, ze wprzody wpuscilbym tych panow do domu.

Mamy juz nawet dwutygodnik mniejszosci niemieckiej na Opolszczyznie, "Oberschlesische Nachrichten". Czytam wypowiedzi czolowych dzialaczy mniejszosciowego Towarzystwa. Dominuja stwierdzenia o Europie bez granic. Prawda, jakimi jestesmy demokratami BEZ GRANIC". I jeszcze pan Kroll, szef Wasserdeutschow (wespol z ojcem - 100% Niemcem, bylym czlonkiem PZPR odznaczonym przez samego Gierka) jest za naplywem obcego kapitalu na Slask. No, zgadnijcie Panstwo jakiego?

Ech, to chyba za malo. A moze by tak pobudowac sanatoria, prewentoria, zamkniete kluby golfowe "nur fuer Deutsche". Ubierzemy brudnych Polaczkow w biale kitle, nauczymy ich podstawowych slowek w naszej pieknej niemczyznie, pouczymy, ze maja byc "freundlich i juz mamy kelnerow, hostessy (prawda, ladniejsze od naszych Helg) - do tego tanich.

Ale uwaga: Achtung, Achtung! Trzeba miec na nich oko. Pewien nasz "Kamerade" otworzyl na obrzezu Oppeln (smieszna , slowianska nazwa: Opole) sklad z uzywanymi szmatami. Niestety, ci bezczelni Polacy zwineli sztuk kilka. Was machen Wir? Jak to, co, nich sie rozbieraja do koszuli (autentyczne zdarzenie), wchodzac do porzadnego niemieckiego sklepu.

W ogole wytniemy tym uparciuchom niezly numer. Niech sie ciesza na razie, ze Slask jest niby w Polsce. Potem przyjdzie czas na "europeizacje" terenow "odwiecznie niemieckich" podlug genialnego planu Hartmuta Koschyka, a nastepnie" Aber langsam, langsam.

Tygodnik Narodowy "Ojczyzna", nr 11, 7 pazdziernika 1990

Tekst powyzszy pisany byl w goracym okresie tworzenia sie niemieckich organizacji mniejszosciowych w naszym wojewodztwie. Prosze mnie nie zrozumiec zle : nigdy nie wystepowalem przeciwko aspiracjom ludnosci autochtonicznej, zawsze staralem sie, czy to na lamach "Schlesiches Wochenblatt" (ktore czasami daje zreszta podstawy do podejrzen o nielojalnosc w stosunku do Polski), czy w ksiazce poswieconej niemieckiemu ksiedzu z podopolskiego Naroka, obiektywnie przedstawic tragedie, jakie staly sie jej udzialem po roku 1945.

Wszelako uwazam Slask Opolski za integralna, bez zadnych podtekstow, czesc Panstwa Polskiego. A tymczasem dzialania znanych organizacji ziomkowskich w Niemczech, z ktorymi wielu miejscowych Niemcow ma calkiem dobre kontakty i przynajmniej nieoficjalnie - powiedzmy: przy halbie piwa - podziela ich antypolskie poglady, kazda zachowac daleko posunieta ostroznosc.

Jest rzecza oczywista, iz ludzie ci licza na "Europe "bez granic" a w dalszej kolejnosci mozliwosc swobodnego osiedlania sie Niemcow na Slasku. Oczywiscie europejski moloch bedzie dawal w przyszlosci Polakom szanse osiedlania sie w Niemczech, ale powiedzmy sobie szczerze: ilu to Polakow - posesjonatow bedzie stac na np. spedzanie jesieni zycia "na swoim" w Bawarii, czy Hesji. I zreszta po co mieliby to robic.

Tymczasem polskie ziemie zachodnie, juz to ze wzgledow czysto ekonomicznych, juz to zaszlosci historycznych, stana sie atrakcyjnym terenem osiedlenczym przede wszystkim dla Niemcow. Przybysze beda mieli za soba europejskie prawo i pieniadze, a wszystko zakonczy sie, trudno tu o inna mozliwosc, swoista rekonkwista. Prowadzona oczywiscie metodami pokojowymi, z poszanowaniem praw czlowieka, slowem w rekawiczkach.

Scenariusz jest wiec napisany, a znajac wrecz organiczny brak u Polakow elementarnego, zdrowego egoizmu narodowego (w przeciwienstwie do regionalnego, takze opolskiego), tym latwiejszy do realizowania. Aber langsam, langsam"

PRZYPADKI MARSZALKA ZYMIERSKIEGO

Glosno ostatnio wokol marszalka Michala Roli-Zymierskiego. I slusznie - najwyzszy czas. Przypisywane mu powojenne zbrodnie(podpisywanie wyrokow smierci, udzial w tworzeniu obozow koncentracyjnych dla czlonkow AK) wcale mnie nie dziwia, zauwazywszy jego podejrzana dzialalnosc przed i w czasie wojny.

Zacznijmy od nazwiska. Prawdziwe brzmialo: Lyzwinski. Oczywiscie nie w tym nie byloby zdroznego - wszak marszalek Lyzwinski brzmialoby takze niezle - gdyby nie fakt, ze jego zmiana na Zymirski (pierwotna pisownia ) wywolala maly skandal. Mialo to miejsce w Wiedniu, gdzie nasz legionista kurowal sie z ran zadanych mu w krwawej bitwie pod Laskami (23-26.X1914). Wtedy to zaczal uchodzic za prawnuka gen. Zymirskiego - bohatera Powstania Listopadowego.

Kompromitacja nastapila w momencie wypelniania papierow w zwiazku ze staraniem hrabiego Mycielskiego o wyrobienie Lyzwinskiemu orderu. Ale to tylko drobiazg.

Na poczatku lat dwudziestych odnajdujemy Lyzwianskiego-Zymierskiego na eksponowanym stanowisku zastepcy szefa administracyjnego armii. I tu jego zamilowanie do pospolitych szachrajstw ostatecznie wychodzi na swiatlo dzienne. Za zakup we Francji bez kontroli 50 tysiecy masek gazowych, z ktorych 42% bylo uszkodzonych - oczami wyobrazni widze nieprzeliczone szeregi "szwejkow" uczacych sie w czasie cwiczen - zostaje skazany na 5 lat wiezienia i zdegradowany. Wyjezdza do Francji. Tam prawdopodobnie przechodzi na zold wywiadu sowieckiego. W czasie wojny, bedac w Polsce, nawiazuje, za zgoda Moskwy, kontakt z Gestapo. Prowadzi m.in. rozmowy z Alfredem Spilkerem, jednym z najniebezpieczniejszych i najinteligentniejszych funkcjonariuszy gestapo w Generalnym Gubernatorstwie, czlowiekiem, ktory specjalizowal sie w tropieniu podziemnych struktur panstwa polskiego.

Wspolpraca ta byla zreszta tylko fragment ogolniejszych dzialan tzw. komorki dezinformacyjnej Polskiej Partii Robotniczej (zorganizowal ja Marceli Nowotko - za to prawdopodobnie rabneli go niepoinformowani o misternej grze bracia Molojcowie), polegajacych na przekazywaniu Niemcom danych Armii Krajowej i Delegaturze Rzadu.

Przy okazji: wcale bym sie nie zdziwil, gdyby w przyszlosci ktos wykryl, ze aresztowanie np. generala Grota-Roweckiego - przeciez m. in. Spilker (niestety zaginal pod koniec wojny) rozpracowywal te sprawe - bylo dzielem owej komorki, w tym i szanownego matuzalema komunistycznego oficerstwa.

I na tym zakoncze, klaniajac sie nisko tym wszystkim postkomunistom, bylym poputcznikom i tej calej pseudo-naukowej halastrze piszacej swego czasu:"pod ustroj", ktorzy protestuja przeciwko znieslawieniu imienia naszego kochanego marszalka. No coz: taki marszalek - jakie czasy.

"Katolik" nr 44, 4 listopada 1990

MALA WOJNA

Polacy zamieszkujacy polnocno - wschodni kraniec przedwojennej Rzeczypospolitej (wojewodztwa: wilenskie i nowogrodzkie) w latach II wojny swiatowej stworzyli jedna, powazna organizacje do walki z okupantem niemieckim - Armie Krajowa. Cieszyla sie ona powszechnym powazaniem nie tylko wsrod Polakow, ale i Bialorusinow, ktorzy w niemalej liczbie zasilili jej szeregi szczegolnie na Nowogrodczyznie.

Oddzialy Armii Krajowej na Wilenszczyznie i Nowogrodczyznie nie byly jednak jedyna sila zbrojna, czynnie przeciwstawiajaca sie Niemcom. Obok nich rozwijala dzialalnosc na tych terenach partyzantka radziecka. Nowogrodczyznie jej glowna baza operacyjna staly sie puszcze: Nalibocka (ok. 10 tys. zolnierzy), Lipczanska (ok. 5 tys) i Rudnicka. W Okregu Wilenskim AK koncentrowala sie glownie na bagnach jeziora Narocz i w kompleksach lesnych powiatow: postawskiego i braslawskiego.

W sklad oddzialow radzieckich wchodzili zolnierze rozbitej w 1941 r. Armii Czerwonej, czlonkowie aparatu partyjnego, ktorzy nie ewakuowali sie na wschod, Zydzi zbiegli z gett. Od 1943 roku zaczeli je zasilac spadochroniarze przerzucali droga powietrzna przez front - zolnierz pod kazdym wzgledem doskonaly.

Ogolnie wiec mozna powiedziec, ze byl to element w duzej czesci naplywowy, nie znajacy miejscowych stosunkow i tym samym nie tolerujacy obecnosci innych, nieradzieckich oddzialow.

Fakt ten stal sie zrodlem niekonczacych sie zatargow miedzy partyzantami radzieckimi a polskimi. Konflikty te przerodzily sie z czasem w krwawe potyczki inspirowane przez Rosjan, widownia ktorych stala sie przede wszystkim Nowogrodczyzna. O ich skali swiadczy wyliczenie pplk Janusza Prawdzic -Szlaskiego, Komendanta Okregu Nowogrodzkiego AK, ktory ustalil, ze oddzialy okregu stoczyly 83 walki z partyzantami radzieckimi, co stanowilo 1/3 ogolu walk stoczonych przez nowogrodzka AK za okupacji niemieckiej.

Przytoczone dane uleglyby prawdopodobnie rozszerzeniu, gdyby policzyc starcia miedzy malomiasteczkowo - wiejskimi samoobronami (zwanymi z bialoruska "samo schowani, lecz grupujacymi takze Polakow wspolpracujacych z AK) a radzieckimi partyzantami. Byly one szczegolnie krwawe, o czym swiadczy przyklad miasteczka Naliboki, w ktorym oddzial radziecki pod dowodztwem mjr Wasilewicza, w kwietniu 1943 r., dokonal mordu na ponad 120 czlonkach miejscowej samoobrony.

Ludnosc cywilna na Nowogrodczyznie byla zreszta szczegolnie narazona na akty terroru ze strony oddzialow radzieckich. Dlatego tez sama, doprowadzona do ostatecznosci powtarzajacymi sie brutalnymi napadami, nie cofala sie przed rozwiazaniami radykalnymi. Znany jest przypadek rozsiekania szabla przez rozsierdzonych mieszkancow pewnej wsi w okolicach Lidy spitych alkoholem partyzantow radzieckich.

Kulminacyjnym jednakze momentem w konflikcie polski - radzieckim na Nowogrodczyznie stalo sie wydarzenie zwiazane z rozbrojeniem przez radzieckie grupy partyzanckie strefy iwienieckiej Baonu tolpeckiego AK. Oddzial ten zostal 1 grudnia 1943 roku otoczony przez Rosjan a nastepnie rozbrojony. Jego dowodce - mjr Waclawa (Waclaw Pelka) zastrzelono na miejscu. Pozostalych oficerow odseparowano, a pieciu z nich (w tym cichociemnych: por. Rydzewskiego i ppor. Losia) wywieziono na Lubianke do Moskwy.

Sukces radzieckiego ataku na Baon okazal sie jednak polowiczny, gdyz rozbrojenia uniknely: grupa ulanow 27 pulku pod dowodztwem chor. Zdzislawa Nurkiewicza - "Nocy i 30 zolnierzy ppor. Adolfa Pilcha-Gory. Warto przy tym nadmienic, ze swiadkiem calego zdarzenia byl wilenski oddzial partyzancki dowodzony przez "Malego" (Andrzeja Kutzera), ktory przybyl do Puszczy Nalibockiej z obwodu Molodeczno na zimowy odpoczynek i kwaterowal w uroczysku Drywiezna, ok. 0,5 km od Baonu Stolpeckiego. W chwili radzieckiego ataku "Maly" wycofal sie z puszczy, a wraz z nim grupa zolnierzy ppor. "Gory".

Adolf Plich w stosunkowo szybkim czasie odbudowal rozbity oddzial i, nauczony smutnym doswiadczeniem, zaczal podobnie jak wielu jego kolegow, uwazac partyzantow radzieckich za wrogow. Ponadto, w wyniku otoczenia Zgrupowania Stolpeckiego przez oddzialy radzieckie, zawiesil czasowo (grudzien 1943 - lipiec 1944) walke z Niemcami.

Czlowiek nieobeznany z wojennymi realiami kresow moglby oczywiscie uznac te decyzje za oburzajaca. Zeby to wszystko (jednak) zrozumiec, trzeba bylo byc partyzantem Puszczy Nalibockiej i przezyc to wszystko, co przezywala miejscowa ludnosc ("). Zrozumiec to wszystko trzeba, zrozumiec tamta beznadziejna sytuacje walki, bedac ze wszystkich stron oblezonym".

Omawiajac wydarzenia zwiazane z tragedia w Puszczy Nalibockiej, nalezaloby postawic pytanie o inspiratorow wrogiego nastawienia oddzialow radzieckich do polskiej partyzantki. Nie byl to przeciez przypadek odosobniony. Juz w sierpniu 1943 roku w sasiednim, wilenskim Okregu AK, zostal rozbrojony i czesciowo wybity przez Rosjan oddzial dowodzony przez Antoniego Burzynskiego -"Kmicica".

Nie ulega watpliwosci, ze te akty przemocy byly uzgodnione z wyzszymi instalacjami. Swiadczy o tym uchwala KC KP Bialorusi z 22 czerwca 1943 roku "O przedsiewzieciach w zakresie rozwijania ruchu partyzanckiego w zachodnich obwodach Bialorusi" i pismo ogolne "O wojskowo-politycznych zadaniach pracy w zachodnich obwodach Bialorusi". To ostatnie w punkcie czwartym glosilo: "wszystkimi sposobami (nalezy) zwalczac oddzialy i grupy nacjonalistyczne".

Ponadto, w kilka dni po rozbrojeniu Baonu Stolpeckiego, ppor. Niedzwiecki ("Lawina , "Szary") znalazl przy zabitym radzieckim oficerze sztabowym rozkaz "Do Komendantow i Komisarzy Oddzialow Partyzanckich Brygady im. Stalina", stanowiacy uzupelnienie wczesniejszych ustalen i odnoszacy sie do polskiego oddzialu w Puszczy Nalibockiej. Nakazywal on m.in. przystapienie 1 grudnia do "osobistego rozbrajania wszystkich polskich legionistow" ktorych miano nastepnie dostarczyc do obozu Milaszewskiego w rejonie wsi Niestorowicze. W razie oporu ze strony rozbrajanych Polakow zalecano rozstrzeliwania na miejscu. Dokument podpisali: plk Guleweicz (Komendant Brygady im. Stalina), pplk Muranow (Komisarz Brygady), pplk Karpow (Naczelnik Sztabu Brygady).

Przytoczone przyklady sa tylko drobnym fragmentem pelnych nieufnosci i konfliktow stosunkow polsko-radzieckich na polnocno - wschodnich kresach w czasie wojny. Zreszta rowniez po przetoczeniu sie frontu prze Wilenszczyzne i Nowogrodczyzne latem 1944r., walki trwaly nadal. Te z oddzialow Akowskich, ktore nie daly sie internowac, nadal stawialy opor, tym razem regularnemu zolnierzowi radzieckiemu. W jednej z takich potyczek, pod Surkontami, zginal slynny Maciej Kalenkiewicz, cichociemny, oficer wielkich nadziei, wraz z 36 podkomendnymi.

Tak oto wygasala niewypowiedziana, mala wojna polsko - radziecka. Chronologicznie trzecia w przeciagu 25 lat.

"Katolik", nr 47, 25 listopada 1990


JAS NIE DOCZEKAL - DOWODCE ZWM TRAFIONO SMIERTELNIE PO DWUGODZINNYCH DELIBERACJACH(fragmenty sprawozdania prasowego)

Dyrektor Ryszard Sakowski z Zespolu Szkol Ekonomicznych im. Janka Krasickiego w zagajeniu przedstawil m.in. historyka Dariusza Ratajczaka. - Pan magister - powiedzial - pomoze nam w wyborze kandydatur na nowego patrona.

W ten sposob losy dotychczasowego byly juz wlasciwie przesadzone. Zamysl byl taki, ze do Opola na sesje PATRON SZKOLY JAKO WZORZEC PATRIOTYCZNO - MORALNY przyjada przedstawiciele wszystkich placowek z wojewodztwa, ktore laczy imie nie tak dawno jeszcze drogiego bohatera II wojny.
Frekwencja zawiodla. Oprocz uczniow Zespolu Szkol w Kedzierzynie z gosci nie zjawil sie nikt. Inni dyrektorzy najwidoczniej klopotliwy balast postanowili wyrzucic bez halasu.

Proces nadawania szkolom imion w Polsce Ludowej byl dosc sformalizowany - stwierdzila mgr Anna Szelka" - Bywalo - podkreslila Szelka - ze patrona narzucaly szkolom wladze, zeby byl po linii i na bazie, czyli wlasciwej proweniencji. Szczegolnym wzieciem cieszyc sie zaczeli bohaterowie walk z imperializmem, przeciw burzuazyjnym krwiopijcom i zgnilemu drobnomieszczanstwu, co zdaje sie na jedno wychodzi. (")

Taki patron, zauwazyla referentka - z naukowego punktu widzenia nie spelnil wyznaczonej mu roli. Na podstawie doswiadczen szkol pracujacych z patronem, stwierdzic mozna, ze wlasciwy wybor zwieksza szanse pomyslniejszej pracy i wynikow.

To samo tylko krocej powiedzial uczniom dyrektor Sakowski.

Godzina Janka Krasickiego wybila gdy do mikrofonu podszedl historyk Dariusz Ratajczak. Strzal pierwszy - wspolpraca z KPP, partia ktora pragnela bardzo by Polska znalazla sie w gronie narodow radzieckich, na co sa dowody. Dzialacze KPP - przypominal Ratajczak - na VI Zjezdzie w listopadzie 1932 roku, na 3 miesiace przed dojsciem Hitlera do wladzy, podjeli uchwale o obronie Gornego Slaska przed polskim imperializmem i wezwali do walki z uciskiem narodowym ludnosci niemieckiej.

Strzal drugi - bliskie kontakty Janka Krasickiego z antypolskim renegatami. Strzal trzeci - nad lozkiem studenta Krasickiego wisial w akademiku nikt inny tylko najblizszy wzor - Feliks Edmundowicz Dierzynski, znany szerzej pod ksywa krwawy Feliks oraz z tego, ze lubil dzieci. Strzal czwarty - Krasicki w pelni aprobowal fakt okupacji czesci Polski przez ZSRR, w okupowanym Lwowie doszedl nawet do godnosci miejskiego wiceprzewodniczacego Komsomolu, organizacji przeciez niepolskiej.

Strzal piaty - Krasicki zastrzelil Molojca, zaraz po tym jak Molojec zastrzelil Marcelego Nowotke. Pierwszego KC PPR. Dzis wiadomo, ze Molojec sie pomylil. Myslal, ze konczy agenta gestapo, a Nowotko wykonywal tylko polecenia Moskwy zeby denuncjowac konkurencje, czyli AK i ich londynskich poplecznikow. Seria okazala sie dla Janka smiertelna. Tylko ksiadz katecheta, Krystian Szteliga okazal Jankowi litosc. - Skonczylem w Zabrzu przodujace liceum imienia Wlodzimierza Ilicza Lenina i zapewniam - patron nie mial na mnie zadnego wplywu. Przy okazji ksiadz wyrazil obawe czy nowy, wiarygodny patron nie przyczynil sie do budowania w szkole albo muzeum, albo kapliczki (")

Imie jego (Krasickiego - DR) zawieszono, a o woli uczniow i grona powiadomiona zostanie Warszawa. Wbrew sugestii ksiedza odbedzie sie w Zespole Szkol Ekonomicznych referendum w sprawie nowych kandydatur.

Historyk Dariusz Ratajczak zasugerowal na marginesie, ze teraz przydalaby sie sesja poswiecona szkolom imienia Marcelego Nowotki.

Jedna z dziewczyn na korytarzu zauwazyla przytomnie: - Moze ten Krasicki czul sie bolszewikiem, nienawidzil Polski szczerze, i gdyby zyl, juz samo nadanie jego imienia polskiej szkole odebralby jako obraze?

Nie ulega watpliwosci, ze to ludzie wyciagneli truchlo z grobu i postawili na piedestale, a nastepnie je stamtad zrzucili. Jezeli w Zespole Szkol Ekonomicznych odbywal sie przeciwko komu¶ proces, byl to proces przeciwko nim samym."

Ryszard Rudnik "TO", nr 279, 30 listopada 1990

Powyzsze sprawozdanie, rzetelnie zreszta napisane, wymaga pewnego rozwiniecia.

Rzeczywiscie opolski" ekonomiak" utracil patrona i z tego co wiem do dnia dzisiejszego nie ma zadnego. Moze to i dobrze. Natomiast duch Krasickiego, co prawda szczatkowo, przetrwal w przeslawnym grodzie nad Odra. Trudno pogodzic sie z decyzja o pozostawieniu nazwy ZWM dla najwiekszej dzielnicy Opola. Tym bardziej, ze ogarnia ona caly gaszcz ulic i uliczek poswieconych autentycznym bohaterom Polski Walczacej. Mikolajczyk, Bytnar, Sosnkowski, Hubal - przewracaja sie w grobach. Potraktowano ich jako dodatek do malej, sponsorowanej przez Kreml organizacyjki. A moze ojcowie miasta uwazaja, ze AK byla czescia ZWM? W koncu nie kazdy interesuje sie historia.

Przeraza rowniez fakt, ze ta absurdalna kohabitacja w ogole nie przeszkadza mieszkancom osiedla (zakladam, ze mieszkaja tam nie tylko byli utrwalacze wladzy ludowej). Ludzie nie znaja historii, karleja, na niczym im nie zalezy. Widmo umyslowej impotencji krazy nad Opolem.

ALKAZAR 1936                                                                                                          (z dziejow hiszpanskiej wojny domowej)

Rebelia wojskowa w lipcu 1936 roku w Hiszpanii, skierowana przeciwko wladzom republikanskim zakonczyla sie tylko czesciowym powodzeniem. Kilka dni po jej wybuchu mozna juz bylo wyznaczyc linie oddzielajaca obszary, gdzie wojskowi zwyciezyli, od tych, gdzie wladze republikanskie nie daly sie zaskoczyc.

Generalnie, spiskowcom udalo sie opanowac polnocno - zachodnia czesc kraju, wszelako bez uprzemyslowionych prowincji baskijskich (Vizcaya i Guipuzcoa) i Asturii. Na poludniu nacjonalisci kontrolowali polnocna czesc Maroka, Wyspy Kanaryjskie, Baleary (z wyjatkiem Minorki). Jesli chodzi o kolonie hiszpanskie, to wypadki rozgrywaly sie tam z pewnym opoznieniem w stosunku do metropolii, ale ostatecznie Gwinea, Fernando Po, Ifini i Villa Cisneros - terytoria w zachodniej Afryce z dostepem do Atlantyku - zostaly opanowane przez nacjonalistow.

Oprocz tego wojskowi zdolali utrzymac swoje pozycje w enklawach otoczonych terytorium republikanskim. Na polnocy kraju bylo to Oviedo, na poludniu, w Adaluzji: Sewilla, Kordoba, Granada oraz sasiadujace przez Ciesnine Gibraltarska z polnocnym Marokiem terytorium miedzy Kadyksem a Algeciras.

Nie te jednak miejsca przykuly uwage calej Hiszpanii w pierwszych miesiacach wojny domowej, a malenki, wrecz mikroskopijny punkt oporu nacjonalistow na wrogim terytorium - toledanski Alkazar. Jego obrona, noszaca znamiona prawdziwego bohaterstwa, stala sie symbolem dla wszystkich, przeciez licznych, zwolennikow przewrotu.

W Toledo, starej stolicy Kastylii, rebelia nie udala sie. Wykorzystujac przewage liczebna, sily republikanskie zepchnely spiskowcow dowodzonych przez pulkownika Jose Ituarte Moscardo na maly obszar obejmujacy Alkazar - pol fortece, pol palac - polozony na wzgorzu gorujacym nad miastem i Tagiem (w Hiszpanii terminem Alkazar okresla sie warowna rezydencje reprezentacyjna wywodzaca sie z tradycji architektonicznych islamu).

Ostatecznie Mascardo zabarykadowal sie w twierdzy wraz z 1300 ludzmi, wsrod ktorych byli czlonkowie Gwardii Cywilnej (800), oficerowie (100), falangisci i inni prawicowi bojowkarze (200) oraz kadeci z miejscowej Akademii Piechoty (190). Ponadto w Alkazarze przebywalo rowniez 550 kobiet i 50 dzieci, a takze pewna ilosc zakladnikow, miedzy innymi cywilny gubernator z cala rodzina i lewicowi politycy.

Pierwsza "pokojowa" probe poddania twierdzy przedsiewzial dowodca milicji republikanskiej w Toledo - Candido Cabello. W dniu 23.07.1936r. zatelefonowal on do plk Moscardo by zawiadomic go, ze jesli nie podda Alkazaru w ciagu" 10 minut, to jego syn - Luis, bedacy w niewoli republikanskiej, zostanie rozstrzelany. Zeby stwierdzic czy to prawda, przemowi do pana - dodal. Poproszony do telefonu Luis Moscardo wypowiedzial tylko jedno slowo: "Papa".

"Co sie dzieje, moj chlopcze?" - zapytal ojciec.

"Nic - odpowiedzial na razie zgodnie z prawda syn - oni mowia, ze zastrzela mnie, jesli Alkazar nie podda sie".

"Jezeli to prawda - odrzekl pulkownik - powierz swoja dusze Bogu, krzyknij Viva Espana i
umrzyj jak bohater. Zegnaj moj synu".

Luis Moscardo zostal rozstrzelany miesiac pozniej, a okrutny los nie oszczedzil i drugiego syna pulkownika, ktory zginal w Barcelonie.

Przez caly sierpien obie strony, oblegajacy i oblegani, prowadzily zazarty pojedynek karabinowy, konczacy sie niezmiennie wygrana dobrze wyszkolonych, uzbrojonych (zapasy amunicji obroncy uzyskali z sasiedniej fabryki broni) a nade wszystko zdeterminowanych nacjonalistow. Republikanie mieli jednak przewaga psychologiczna nad przeciwnikiem. Ten bowiem byl calkowicie odciety juz nie tylko od zwartego obszaru pozostajacego pod kontrola zwolennikow generala Franco, ale i jakichkolwiek informacji na temat wypadkow rozgrywajacych sie w innych czesciach Hiszpanii. Obroncy mogli wiec obawiac sie, ze upragniona odsiecz nie nadejdzie. Z drugiej strony ludzie Moscardo uswiadamiali sobie, ze nie ma dla nich alternatywy - zreszta rozwscieczeni oporem milicjanci dawali im pewne wyobrazenie o ich losie po ewentualnym poddaniu twierdzy.

Pomimo bezustannego ostrzalu i ciezkiej sytuacji zywnosciowej, obroncy zachowywali godny podkreslenia spokoj. Dla podtrzymania ducha walki urzadzano uroczyste parady, a w podziemiach Alkazaru odpedzano czarne mysli ognistym" flamenco" z kastanietami.

17 sierpnia oblezony garnizon po raz pierwszy - wprawdzie w sposob posredni - nawiazal kontakt ze swiatem zewnetrznym. W tym dniu nad twierdza przelecial frankistowski samolot i zrzucil ulotki zawierajace slowa zachety do dalszej obrony, podpisane przez przywodcow przewroty, Francisco ahamonde Franco i Emilio Mola.

Godzi sie w tym miejscu zauwazyc, ze na poczatku wojny domowej nacjonalisci posiadali smiesznie mala ilosc samolotow wojskowych - dla przykladu gen. Franco na poludniu kraju mial do dyspozycji 3 stare "Breguety", I "Fokkera", kilka hydroplanow, 2 "Dorniery", "Junkersa" i dwie male "Savoie".

9 wrzesnia przez megafon umieszczony w poblizu twierdzy oblegajacy poinformowali obroncow, ze major Vincente Rojo, byly profesor taktyki w Akademii Piechoty, pragnie odwiedzic Alkazar w celu przekazania propozycji rzadu republikanskiego. Poniewaz Rojo byl osobiscie znany plk. Moscardo, a takze innym oficerom pozostajacym w twierdzy, pozwolono mu wejsc.

Obie strony na czas wizyty przerwaly oczywiscie ogien. Rojo, wyrazajac stanowisko wladz, zaproponowal poddanie Alkazaru, w zamian za co gwarantowal zycie i wolnosc kobietom i dzieciom pozostajacym w twierdzy. Mniej wesole wiesci mial do przekazania wojskowym - grozil im sad wojenny (w praktyce oznaczalo to rozstrzelanie). Moscardo odmowil, choc przy okazji zapytal majora, czy nie byloby mozliwe prowadzenie do Alkazaru ksiedza. Rojo przyrzekl przekazac te prosbe rzadowi i - po rozmowie z oficerami, bezskutecznie blagajacym go, by pozostal z nimi - opuscil broniony obszar.

Tymczasem w twierdzy zapasy zywnosci dramatycznie sie wyczerpywaly, co dla kazdego obroncy oznaczalo zmniejszenie dziennej racji chleba do 180 gramow. Nie zabraklo za to strawy duchowej, gdyz 11 wrzesnia, niemal po dwoch miesiacach oblezenia, do fortecy przybyl ksiadz Vazguez Camarasa, udzielajac obroncom, z braku mozliwosci indywidualnej spowiedzi, rozgrzeszenia ogolnego. Chwilowe odprezenie wiazane z przybyciem ksiedza wykorzystali niektorzy zolnierze do nawiazania slownego kontaktu z oblegajacymi. Republikanscy milicjanci - rzadki to wypadek w tej wojnie, ktora znaczyly raczej przyklady oblednego bestialstwa z obu stron, z przyznaniem wszelako niechlubnej palmy pierwszenstwa lewicy - odarowali obroncom papierosy i podjeli sie przekazac wiadomosci ich rodzicom.

Po opuszczeniu twierdzy przez duchownego, republikanie podjeli kolejna probe zlamania oporu nacjonalistow. Wiedzac, ze polozenie obroncow jest bardzo ciezkie, po podlozeniu min pod dwie wieze Alkazaru, rozpoczeli 18 wrzesnia atak. Jedna z owych wiec rzeczywiscie zostala wysadzona w powietrze, co umozliwilo milicjantom wdarcie sie na dziedziniec, gdzie wywiesili czerwona flage. Na szczescie jednak dla obroncow mina podlozona pod wieza polnocno - wschodnia nie eksplodowala, niweczac tym samym ostateczny cel przedsiewziecia.

20 wrzesnia wieczorem - po wczesniejszej, nieudanej probie podpalenia Alkazaru - do Toledo przybyl Francisco Largo Caballero (przywodca socjalistow hiszpanskich), domagajac sie zdobycia twierdzy w ciagu 24 godzin.

Dzien pozniej ostateczne decyzje co do losow obroncow zapadaja rowniez po stronie nacjonalistycznej general Franco decyduje sie na odsiecz, nie majac zreszta poparcia w tym wzgledzie ze strony wszystkich swoich wspolpracownikow.

23 wrzesnia wojska pod dowodztwem generala Iglesiasa Vareli (poszczegolnymi kolumnami dowodzili pulkownicy: Cabanillas i Barron y Ortiz) od polnocy ruszyly z pomoca obroncom twierdzy. Ci drudzy byli zreszta znowu w powaznych opalach, gdyz oblegajacy podlozyli raz jeszcze mine pod ocalala wieze robili to na tyle skutecznie, ze ta 25 wrzesnia runela do Tagu. Twierdzy jednak nie zdobyto.

Dzien pozniej sytuacja zaczela sie nieco wyjasniac, bo oto Varela przecial droge laczaca Toledo z Madrytem. Od tego momentu jedynym kierunkiem ucieczki dla powaznie juz zagrozonych republikanow bylo poludnie.

27 wrzesnia, w godzinach rannych, obroncy Alkazaru po raz pierwszy ujrzeli przyjacielskie wojska, gromadzace sie na polnocnych, nieurodzajnych wzniesieniach. W poludnie Varela rozpoczal atak na Toledo, ktory w skutek zalamania sie niezdyscyplinowanej milicji republikanskiej zakonczyl sie pelnym sukcesem" opanowano takze fabryke broni.

Varela wkroczyl do miasta 28 wrzesnia. Jego spotkanie z bohaterem Alkazaru, plk Moscardo, przebieglo w nietypowy sposob. Otoz pulkownik stwierdzil wobec generala, ze nie ma mu nic szczegolnego do zakomunikowania, uzywajac przy tym zwrotu "sin novedad" (nic nowego), ktory sluzyl 17-18 lipca 1936 roku za haslo wojskowym spiskowcom.

Byli obroncy tymczasem, po wyjsciu z twierdzy, oprocz docenienia waloru pomocy realnej ze strony przybylych wojsk, nie zapomnieli rowniez o Tej, ktorej " ich zdaniem - zawdzieczali ocalenie. Nawiazujac do swego przebywania w czasie oblezenia w piwnicach twierdzy, wznosili modly ku czci "Podziemnej Dziewicy, Naszej Pani Alkazaru.

"Katolik", nr 9, 03.03.91r.

ZWARCI - SZYBCY - GOTOWI - BIS

Zalety pana prezydenta Lecha Walesy sa powszechnie znane. Jest to czlowiek skromny (choc absolutnie sam obalil komunizm), precyzyjnie formulujacy swe natchnione mysli, bezkompromisowy w wywiazywaniu sie z wyborczych obietnic.

Ponadto Lech Walesa pelniac funkcje prezydenta wszystkich Polakow (nie dotyczy to pana Jaroslawa Kaczynskiego, ktorego sejmowe wystapienia ostentacyjnie bojkotowal, no ale - zgodzmy sie - szef PC nie jest Polakiem) dal sie poznac jako maz stanu swiatowego formatu. Jego koncepcje (NATO-bis, pomoc dla Rosji poprzez kraje Europy Srodkowej) zadziwily, zadziwiaja i beda zadziwiac swym chlodnym realizmem i mistrzowskim wrecz przelozeniem teorii na jezyk praktyki.

Bo pan prezydent Walesa jest praktykiem. Praktycznie odwdzieczyl sie wspolpracownikom, ktorzy zapewnili mu prezydencki fotel, praktycznie dal nam po 100 milionow (a dorzuci jeszcze po dwie duze
banki, tak aby bylo 300), praktycznie jest nowym wcieleniem innego znanego demokraty - Jozefa Pilsudskiego.

Obu panow lacza nie tylko wasy, czasowe miejsce zamieszkania i szczere przywiazanie do monteskiuszowskiego trojpodzialu wladzy. Oto bowiem Lech Walesa, wzorem swego mniej uzdolnionego mistrza, stworzyl Bezpartyjny Blok Wspierania Reform.

Idea przyswiecajaca powstaniu obu - przed i powojennego - BBWR-ow byla taka sama: skupic w jednym szeregu przemyslowca, robotnika, chlopa, plebana i na dokladke kogos z mniejszosci narodowych. A wszystko pod sztandarem uzdrowienia zycia politycznego, spolecznego, moralnego, czyli tzw. sanacji (jest to rowniez termin stomatologiczny, patrz: "sanacja jamy ustnej").

Mysle, ze BBWR - wersja ulepszona (z turbo-doladowaniem) czeka zycie dlugie i szczesliwe. Juz widze te wiece poparcia, ta jednosc narodu skupionego wokol wodza, ba, setek wodzkow, wodzusiow i wodzusiatek. Wszedzie bialo - czerwono, wszedzie gipsowe, marmurowe, zelazne orly w koronie. I te portrety w gminnych siedzibach - duze, grozne, marsowe, ale i rubaszne, takie swojskie, chwytajace za szczere, slowianskie serce.

Niestety czasem przemknie ulica jaki niedomyty oszolom lub wraza jaczejka, nie godzaca sie z radosna rzeczywistoscia. Prosze sie nie martwic. Wszystko bedzie dobrze. Nieprzystosowalnosc to wprawdzie grozna, podobnie jak schizofrenia bezobjawowa, choroba, ale uleczalna. Jaki turnusik w miejscu odosobnionym (z obowiazkowym lowieniem ryb w ramach reedukacji), jakies delikatne przetrzepanie skory (w kazdej rodzinie sie zdarza) i po kuracji. A moze sie myle? Moze bezlitosny deszcz myje z powierzchni ziemi niekochane dziecie? A niechby i zmyl! Wszak po deszczu czuc OZON.

"TO", nr 97, 5 lipca 1993r.

Sprawa z BBWR-em byla niepowazna, takoz i zostala przeze mnie potraktowana. Lech Walesa natomiast okazal sie najgorszym rodzajem psuja w obozie kalekiej polskiej prawicy (nawet nie wiem czy takowa w ogole jeszcze istnieje).

Dramatem Polski jest to, ze nie ma ona prawdziwej klasy politycznej przejetej interesami narodu i panstwa (w tej kolejnosci). Rzadza nami napuszeni dyletanci bez zadnego zmyslu praktycznego (ekipy solidarnosciowe) lub - wymiennie - cyniczne kanalie z postkomunistycznej koterii - ludzie od ktorych nie kupilbym uzywanego samochodu.

Slowem, mamy do czynienia z uczonymi durniami, zlodziejami i meskimi prostytutkami, jakby powiedzial Jozef Pilsudski, niewiele zreszta od nich lepszy.

Ostatni polski polityk z krwi i kosci umarl I stycznia 1939 roku. Nazywal sie Roman Dmowski.

EUROPEJCZYK

Opole, 29 lutego 1952 roku. Przed obliczem Wojskowego Sadu Rejonowego stoi mlody, niesmialy mezczyzna. Za chwile przewodniczacy skladu sedziowskiego - kapitan Franciszek Pastuszka, w obecnosci aplikanta - podporucznika Romana Wlodawskiego, prokuratora wojskowego - porucznika Edwarda Langa i obroncy z urzedu - adwokata Franciszka Mroczka, wymierzy mu kare trzech lat pozbawienia wolnosci.

Moze sie uwazac za szczesciarza. Wojskowy sad w Opolu juz nieraz udowodnil, ze ma ciezka reke.

Nazywa sie Kazimierz Rudek. Ma 22 lata, ojca alkoholika i dwie przypadlosci niegodne obywatela socjalistycznego panstwa: wybujala fantazje oraz zamilowanie do podrozy. Zwlaszcza przez "zelazna kurtyne". Ale nie tylko.

Rok 1930. Cholojow, wojewodztwo tarnopolskie. Ludwik Rudek, glowa wielodzietnej rodziny, postanawia wyjechac do Francji. Za chlebem, za lepszym. Jego syn, Kazimierz, ma zaledwie kilka miesiecy.

Przyjazd nad Sekwane niewiele zmienia w zyciu rodziny. Stary Rudek pracuje u przygodnych gospodarzy na roli. I pije. Maly Kazik niewiele go obchodzi. A szkoda - chlopiec jest zdolny, dobrze sie uczy. Na skutek zaniedbania ze strony rodzicow zakonczy edukacje na szesciu klasach szkoly powszechnej.

Od najmlodszych lat wychowuje go paryska ulica. Zyje z zebraniny i drobnych kradziezy. Wolne chwile umila sobie lektura powiesci kryminalnych i ogladaniem w kinach przygodowo - sensacyjnych filmow amerykanskich. Takich z gangsterami, szpiegami, szeryfami i Indianami. Rozbudzaja jego wyobraznie, nie pozwalaja usiedziec w jednym miejscu.

Praktycznie od siodmego roku zycia nie mieszka w rodzinnym domu. Ostatecznie w roku 1939, nakazem wladz, zostaje oddany do domu sierot w Paryzu. Dwa lata pozniej jest juz w centralnej Francji. Kilkakrotnie ucieka z wychowawczych przytulkow, pracuje u gospodarzy. Jeden z nich nawet go adoptuje.

Nie bedzie jednak francuskim wiesniakiem. W roku 1944 pojawia sie ponownie w Paryzu, gdzie wraz z podobnymi mu lobuzami kradnie, jak to sam okresla, "do zycia". Zlapany, tula sie po sierocincach, by wiosna 1945 nawiac do Marsylii. I wlasnie tutaj nadarza sie wspaniala okazja wyrwania z Francji: Polski Oboz Zolnierski.

15 - letni Kazik, w koncu Polak, zostaje junakiem w II Korpusie i w tym charakterze wyjezdza do Wloch. pracuje w warsztatach lotniczych, ale bardzo krotko. Cos, czego nigdy nie potrafi wytlumaczyc gna go dalej. Jak bylo do przewidzenia - dezerteruje. Robi to bez zalu. Pojecie patriotyzmu jest mu obce.

We Wloszech spotyka transport jencow radzieckich powracajacych do kraju. Zabiera sie z nimi do Lwowa. Tak "pod prad". Pod Tarnopolem szuka, on Paryzanin, rodzinnego Cholojowa. Kazik szuka Cholojowa, a NKWD jego. Zalicza radziecki areszt, dom sierot i fabryke tkacka. Ucieka po dwoch tygodniach do Krakowa.

Tu, jesienia 1945 roku, natrafia na francuski pociag sanitarny. Podaje sie za Francuza, sierote, ktorego rodzice zgineli w Dachau. Ambasada Francuska w Warszawie zalatwia mu wyjazd. Jeszcze w 1945 roku jest we Francji. Ale mistyfikacja sie nie udaje. Wychodzi na jaw, ze jest Polakiem. Trafia do domu sierot.

Siedem dni pozniej czmycha do Wloch. Do polskiej jednostki wojskowej, z ktorej juz raz zdezerterowal. Tym razem wytrzymuje szesc miesiecy. Latem 1946 widzimy Kazika w Belgii, ktorej do tej pory, o dziwo, nie odwiedzil. Wloczege - malolata namierzaja szybko Amerykanie i wsadzaja na dwa miesiace do wiezienia w Antwerpii. Ale potem kieruja do sluzby wartowniczej w Reims. Koszarowym zyciem, nawet wygodnym, Rudek gardzi. Zostawia Reims, Amerykanow, francuskie dziwki, i transportem w 1947 roku przybywa do Polski.

Po ucieczce z punktu repatriacyjnego w Dziedzicach (oczywiscie nie mial potrzebnych dokumentow) poznaje w Pyskowicach (powiat Gliwice) dziewczyne, ktorej proponuje malzenstwo. Wydaje sie byc dobra partia. Rodzice narzeczonej, przesiedlency z kresow, przyjmuja go jak wlasnego syna. Lecz i tu nie zagrzewa dlugo miejsca. Kradnie niedoszlemu tesciowi rower, spienieza za 4 tysiace zlotych i juz widzimy go w Ambasadzie Francji w Warszawie.

Tym razem jego "rodacy" sa podejrzliwi. Pamietaja przeciez chlopca, ktorego niedawno wyslali do Francji. Ale pozwalaja mu zostac, a nawet zarobic. Rudek zostaje ambasadorowym tlumaczem. Na trzy tygodnie. Zadza przygod zwycieza.

Kradnie pracownikowi ambasady, porucznikowi Henri, rower, pistolet "parabellum" 9mm i jedzie do Szczecina, gdzie - jak slyszal - jest "duzo partyzantow". A w partyzantce Kazik jeszcze nie byl. I nie bedzie. Rozczarowany zatrzymuje sie u Leona Przybylskiego, wlasciciela zakladu stolarskiego. We wrzesniu 1947 opuszcza go, kradnie - jak to ma w zwyczaju - rower i powraca do Warszawy. Do porucznika Henri.

Francuzi mu wybaczaja. Ale gdy kilka tygodni pozniej znowu kradnie i ucieka - maja go stanowczo dosyc. Jako obywatel francuski zostaje w kajdankach odeslany do Strasburga.. Z blogoslawienstwem Milicji Obywatelskiej.

Ucieka przez Reims i Lille do Belgii. Ma pecha. Belgowie przekazuja go zandarmerii polskiej. Nawet nie wie, ze II Korpus rozeslal za nim listy goncze. Przeciez jest dezerterem. Zapada decyzja: odeslac Rudka do Anglii, tam nauczymy go karnosci.

W koncu, jesienia 1947, pod eskorta odplywa na Wyspy, konkretnie do Hereford w Walii, gdzie miesci sie oboz polskich junakow. Wykpiwa sie dwutygodniowym aresztem i trafia do obozu cywilnego.

Potem wloczy sie po calej Anglii, kradnie i odpoczywa u swej przyjaciolki. Wreszcie postanawia wracac do Belgii. Sprytni urzednicy belgijscy zadaja mu jednak kilka pytan w jezyku flmamandzkim i Rudek jest ugotowany. Zegnaj Belgio, witaj Francjo.

W Lille mlodzieniec pierwsze swe kroki kieruje do biura werbunkowego Legii Cudzoziemskiej. To cos dla niego. Niestety, jest raczej chuderlakiem - nie przyjmuja go. Wielka szkoda. Zaoszczedzilby klopotu policji kilku duzych krajow europejskich. A tak, latem 1948, zglasza sie na wyjazd do Polski.

Przez chwile pomieszkuje w Poznaniu. Nawet wstepuje do PPR. Co wiecej: w 1949r zostaje zastepca
komendanta ORMO w Kluczborku.

Dobra passa nie trwa jednak dlugo. Kradnie plaszcz i tysiac zlotych. Po szesciu miesiacach wiezienia zalatwia sobie prace u Jozefa Bednarczyka w Wilczkowicach, powiat Miechow. Gospodarz placi mu malo, Rudek pisze wiec na kawalku papieru odezwe do okolicznych chlopow, by nie wstepowali do spoldzielni produkcyjnych. Taki szantaz. Dasz wiecej pieniedzy, nie powiem wladzom, ze kazales mi sporzadzic ulotke. Nie przypuszcza, ze za ten drobny incydent (i tylko ten) zaplaci trzyletnim wyrokiem.

W maju 1950 opuszcza gospodarza na zawsze. Chce jechac do Rosji. Tyle niesamowitych opowiesci slyszy o tym kraju. Wyprawe konczy na dworcu kolejowym w Przemyslu. Bosego, obdartego wloczege zatrzymuje milicyjny patrol. Potem wiezienie, badania psychiatryczne w Branicach, wyrok i amnestia pod koniec 1952 roku.

Niczego nie zaluje. Pozostala tylko jedna zadra w sercu, jedno niespelnienie, wieczny bol. Kraj, ktory widzial na kinowym obrazie. Ameryka.

"Trybuna Opolska", nr 101, 9-11 lipca 1993



WIELKIE PICIE

Alkohol towarzyszyl Polakom od dawna. Genezy upijania sie w "polskim stylu", to znaczy na umor, do utraty przytomnosci, a nawet zycia, nalezy szukac w wieku XVIII. I od tego czasu ustala sie pewna prawidlowosc. Im gorzej w kraju, tym wiecej alkoholu. A ze w Polsce od co najmniej 250 dzieje sie - delikatnie mowiac - niezbyt dobrze, totez mocne trunki zjednuja sobie coraz to nowych admiratorow.

Panowanie krolow saskich w Polsce jest jednym wielkim pasmem pijanstwa. Wino, piwo i gorzalka leja sie szerokim strumieniem do spragnionych gardel panow braci, mieszczan i chlopow. A wybor jest spory. Z win sprowadza sie droga malmazje z Balkanow i Grecji, muszkatel z prowincji tureckich (wino slodkie do ciast), alikant z Hiszpanii, kocyfal, a z Francji wspanialy pontak, burgund i szampan. Ten ostatni podawano zwykle na koniec uczty - "na stempel". Do tego dochodza wina domowej roboty, niezbyt cenione krajowe, tanie woloskie i wegierskie, wreszcie miody, laczace w sobie slodycz z niezbyt wyszukanym smakiem drozdzy piwnych.

Piwo warza w Polsce glownie Niemcy. Mamy wiec lagodne leszczynskie, mocno pieniace sie "brzezinskie", "lowickie", co to "chlopom geby krzywi, "wareckie", ktorym Warszawa sie zywi, "wielickie", ktore gardla slone swa wdzieczna trescia chlodzi, "jezuickie" we Lwowie, "bilgorajskie", "miedzyrzeckie", "gdanskie", "dubelbiry", "tylzyckie" - lagodne a mocne, wreszcie "grodziskie" w Poznaniu i Kaliszu, ktore z biegiem czasu wypiera w duzej mierze pozostale, a kto go w domu nie mial, uwazany byl za kutwe badz mizeraka. Oprocz tego sprowadzano zlocisty trunek z Czech, Anglii (slynne butelkowane portery) i ze Slaska.

Czterech doroslych piwoszy potrafilo beczke piwa wypic w ciagu 2 godzin. Doszlo nawet do tego, ze piwo zastapilo wode, ktorej przypisywano szkodliwe dzialanie.

Jednak najbardziej lubianym trunkiem wsrod Polakow byla wodka, zwana tez gorzalka. Wodka pojawila sie w Polsce dopiero w wieku XVI. Poczatkowo w zamoznych domach nie podawano jej, uwazajac za trunek posredni dobry dla Chamow" pracujacych w szlacheckich folwarkach. Nie trwalo to jednak dlugo.

Najpopularniejsza byla zytniowka. Swych zwolennikow mialy wodki przepalane (okolo 200 gatunkow !!!), z ktorych w zaleznosci od przyprawy, otrzymywano anyzowke, kminkowke, korzenna, nie mowiac o takich specjalach, jak watrobiana, "Panny Marii" czy "brat z siostra".

Wybredni delektowali sie wodkami slodkimi: gozdzikowka, cytrynowa, cynamonka, persico z pestek brzoskwin i wisniakami. Szczegolnym powazaniem cieszyla sie znana w calej Europie najdrozsza wodka gdanska - krambambula. Nie gardzono tez ratafia, goldwasserami, krupniczkiem.

Wodke pito w olbrzymich ilosciach, glownie kwaterami na wyscigi do calkowitej utraty zmyslow. Czasem w czasie uczty zdarzalo sie, ze niezbyt tegi pijak, gdy mu ciagle do gardla gorzalke wlewano, nie wytrzymal i "nagle gardlo puscilo i postrzelil jak z sikawki naprzeciw siebie znajdujaca sie osobe, czasem dame po twarzy i gorsie oblal tym pachnacym spirytusem, ale nikt sie tym nie gorszyl. Zdarzenie w smiech obracano.

Miala Rzeczpospolita w tym czasie swych narodowych opojow, cieszacych sie powszechna estyma. Pierwszym byl Janusz, ksiaze Sanguszko z Litwy. Mial on tak mocna glowe, ze popiwszy sobie, kazal poprzegac karete i przejechawszy spory szmat drogi, wracal trzezwy, by pic dalej. Dorownywal mu kasztelan Borejko, zwany poboznym pijakiem, bo najczesciej pijal z duchownymi. Wszelako przebijal ich krajczy koronny Adam Malachowski. Ten nieposledni degenerat potrafil duszkiem wypic kilka pol garcowych kielichow, wypelnionych po brzegi trunkiem.

Dzielnie sekundowali im panowie poslowie zjezdzajacy na sejmiki. Parlamentarzysci, radzac nad waznymi dla panstwa sprawami, byli praktycznie caly czas na bani. Od rana pojono ich winem i wodka doprawiana piwem. Tak ululani brali udzial w debacie. Po skonczonej pracy do polnocy dochlewali sie w arkuchniach, by wreszcie zasnac sprawiedliwym snem pod stolem, na ulicy, w rynsztoku.

Pili wszyscy: chlopi, mieszczanie, szlachta, duchowienstwo. Nawet slynne z umiaru Polki " po trosze sie gorzalka rozpijaly, na rozmaite jedze, dziwaczki, chimeryczki, nareszcie na pijaczki ogniste wychodzily".

Potem pito mniej. Przyzwyczajenie jednak pozostalo. I jest to chyba jedyna stala cecha w naszym narodowym charakterze.

"Trybuna Opolska", nr 128, 13-15 sierpnia 1993

WERWOLF: MIEDZY MITEM A HISTORYCZNA PRAWDA

Slask Opolski po przejsciu frontu w roku 1945 stal sie arena kilku co najmniej przeciwstawnych sobie procesow. Z jednej strony na jego terenie instalowaly sie nowe, polskie wladze, ze wschodu i centralnej czesci kraju naplywaly tysieczne masy ludzkie szukajac mozliwosci osiedlenia sie na stale lub, szczegolnie w przypadku mieszkancow tzw. Czerwonego Zaglebia, "wyszabrowania" poniemieckiego mienia. Z drugiej - Slazacy, rodzima ludnosc regionu, doswiadczali tragedii zwiazanej z okrutnym, wlasciwie okupacyjnym traktowaniem ich przez zolnierzy Armii Czerwonej, a pozniej nieufnym przez administracje polska. Slaski krajobraz uzupelnialy nadto powroty ludzi ewakuowanych na polecenie wladz niemieckich na poczatku 1945 roku, ukrywajacy sie w lasach dezerterzy, maruderzy itd.

Ciekawym, ale bardzo stronniczo jak dotad ocenianym przez polska historiografie zjawiskiem stalo sie wreszcie powstawanie roznych podziemnych organizacji - tak polskich, jak i niemieckich. Te pierwsze, oczernianie przez lata, ostatnio na fali ustrojowych zmian w kraju doczekaly sie sprawiedliwych, rehabilitujacych ocen.

Nieco inaczej rzecz sie ma z podziemiem niemieckim, walczacym wprawdzie z tym samym przeciwnikiem, ale stawiajacym sobie zgola odmienne cele.

Autorowi - Polakowi trudno sie z nimi oczywiscie utozsamiac, niemniej jednak jako historyk i czlowiek rozumiem intencje towarzyszace jego powstaniu. Ale nie o to w tym krotkim artykule chodzi.

Stawiam oto teze, ze problem konspiracji niemieckiej na Slasku Opolskim zostal sztucznie rozdmuchany przez komunistyczne wladze. "Werwolf", "Freies Deutschland" i inne organizacje staly sie swoistymi straszakami. Przecenianie, wyolbrzymianie i eksponowanie akcji przez nie podejmowanych usprawiedliwialo prowadzenie dzialan, ktore uderzaly bezposrednio w Slazakow, nawet tych, ktorzy z podziemiem nie mieli nic lub prawie nic wspolnego.

Schemat wygladal nastepujaco: mlodzi chlopcy znajdowali bron (a bylo jej duzo na polach, w lasach), ktos sformulowal haslo: "organizujcie sie". Nastepnie odbywano spotkania, dyskutowano o obecnej sytuacji politycznej, przyszlych scenariuszach wydarzen" i nagle wkraczali funkcjonariusze Urzedu Bezpieczenstwa. Grupe rozbijano, przypisujac jej nierzadko czynny, ktorych nie popelnila. Tworzyli ja bowiem - smiem twierdzic, ze takich bylo najwiecej, chociaz zdarzaly sie inicjatywy powazniejsze - amatorzy, 15-16 - latkowie, u ktorych niewatpliwy patriotyzm i sprzeciw wobec zupelnie nowej rzeczywistosci mieszal sie z mlodziencza fantazja, ksztaltowana chociazby lektura ksiazek przygodowych.

W sumie wiec "impreza" byla niezbyt powazna, niemniej jednak w oczach wladz, czesto" inspirujacych powstanie grupy, zaslugiwala na nadanie jej apokaliptycznego wymiaru, tak by robiace wrazenie slowo: "Werwolf" cementowalo narod i nastawialo go jak najgorzej do wszystkiego co niemieckie.

Byly i inne przypadki. Oto kilku mlodziencow, czasem bylych zolnierzy Wermachtu psychicznie skrzywionych przez wojne, nie mogac znalezc sie w nowej sytuacji, podejmowalo sie czynow niezgodnych w kazdym ustroju z prawem. Klusowali, "podprowadzili" komus prosiaka, konia, rower. Slowem - kompletny brak motywu politycznego. Zadaniem Urzedu Bezpieczenstwa bylo go znalezc.

Aby nie byc goloslownym, postaram sie przyporzadkowac podanym wyzej "modelom" dwa konkretne przyklady.

W maju 1945 roku w Strzeginowie (Striegendorf, obecnie Strzeglow), powiat Grodkow, Hubert Reimann zalozyl tajna organizacje "Werwolf". Pomyslodawca mial byc niemiecki zolnierz powracajacy z frontu, ktory przespawszy w mieszkaniu Reimanna jedna noc, nazajutrz oswiadczyl mu, ze Niemcy mieszkajacy w powiatach: grodkowskim i niemodlinskim winni gromadzic bron.
Stosunkowo szybko Reimann zwerbowal do organizacji 15-17 letnich chlopcow, strzeginowskich kolegow i znajomych, ktorzy z dwoma wyjatkami wczesniej nie sluzyli w wojsku. Dzialalnosc grupy, ograniczajaca sie do spotkan i gromadzenia broni, nie trwala dlugo. Juz 26 stycznia 1946 roku chlopcy zostali zatrzymani przez Powiaty Urzad Bezpieczenstwa Publicznego w Grodkowie. Podczas rewizji znaleziono u nich m.in. karabin maszynowy, kilkanascie granatow, 1 aparat nadawczy, 1 bebenkowiec, wojskowy aparat telefoniczny, 1 flowert, 2000 sztuk amunicji.

Sad wojskowy w Katowicach uznal, ze oskarzeni utworzyli nielegalna organizacje, ktorej celem bylo oderwanie Slaska od Polski, a ponadto nielegalnie przechowywali bron. Kary byly bardzo wysokie, od 7 do 10 lat. Wolnosci nie doczekal Reimann. 13 kwietnia 1946 roku zostal zastrzelony przez konwojentow w czasie proby ucieczki.

18 pazdziernika 1946 roku przed obliczem wojskowego Sadu Rejonowego w Katowicach staneli: Reinhold Klingenberg, Hubert Pietruszka , Jerzy Stiller, Franciszek Kasprzik, Walenty Wodarz, Gerhard Suszczyk, Hubert Mizdziol. Wiekszosc pochodzila z Budkowic i nie ukonczyla 20 roku zycia. Wszyscy natomiast byli zweryfikowani, to znaczy uznani za Polakow.

Zarzucono im, ze od kwietnia do 13 wrzesnia brali udzial w zwiazku terrorystyczno - rabunkowym z bronia w reku. Ich akcje polegaly na okradaniu sklepow, zaborze garderoby damskiej i meskiej, rowerow. Przy tym podczas napadow nikt nie zginal.

Kary wymierzone oskarzonym byly niewspolmiernie wysokie do dokonanych czynow. Klingenberg, Pietruszka i Stiller zostali skazani na smierc, pozostali od 5 lat wiezienia do dozywocia.

Wedlug mnie mamy tu do czynienia ze zwyklym sadowym morderstwem, uzasadnionym prymitywnym stwierdzeniem, ze tego rodzaju "bandy godza w nowo osiedlone rodziny repatriantow, dla ktorych ludzie o tym pokroju zapatrywan co oskarzeni" czuja nieuzasadniona nienawisc.

Powyzsza trojke stracono jesienia 1946 roku.

"Schesisches Wochenblatt", nr 31, 4-10 VIII 1995



RACJONALIZATORZY" Z SUCHEGO BORU

Slask, poczatek lat piecdziesiatych. Fabryki , duze i male, ogarnia szal tzw. Socjalistycznego wspolzawodnictwa pracy. Co raz przyzakladowe gabloty uzupelniaja zdjecia rozesmianych ludzi "wyrabiajacych" 100, 200, 300 procent normy.

Bylo ich siedmiu, jak siedmiu wspanialych, jak siedmiu przeciw Tebom: Pawel Joniec, Piotr Rzany, Franciszek Mueller, Wilhelm Duda, Ewald Feliks, Adolf Gerlich, Tomasz Wiesiolek. Miejscowi, Slazacy.

Wszyscy pracowali w tartaku w Suchym Borze. Na tyle dobrze, ze jeden z nich - doswiadczony traktowany Joniec - byl nawet wyrozniany przez Ministerstwo Lesnictwa i Przemyslu Drzewnego.

Katastrofa przyszla nagle. 3 czerwca 1952 roku dyrekcja zakladu zwolala na jego terenie zebranie pracownikow, na ktorym - oczywiscie spontanicznie - postanowiono podwoic produkcje. W ten sposob nie narzekajacy bynajmniej na nadmiar wolnego czasu robotnicy musieli uczcic zlot mlodych przodownikow pracy. Znaczy" mieli pracowac na gowniarzy.

Jednak tartak dysponowal starym, zuzytym sprzetem. Rozumieli to naturalnie pracownicy - trakowi, ich pomocnicy szlifierze, ktorzy uzaleznili wykonanie zadania od wymiany "felernych" pil. Dyrektor tartaku, Lenarczyk, naciskany w tej sprawie przez Jonca i innych, stwierdzil, ze jest to niemozliwe.

W tej sytuacji doprowadzeni wlasciwie do ostatecznosci robotnicy zaczeli niszczyc stare urzadzenia. Naiwnie sadzili, ze ta akcja wymusza na zakladowych wladzach wprowadzenie nowych, umozliwiajacych wywiazywanie sie z trudnego, nie przez nich w koncu wymyslonego zdania.

Sad byl odmiennego zdania. Uznal, ze inspiratorzy (Joniec, Rzany, Mueller) i uczestnicy dramatycznego protestu dopuscili sie aktow dywersji i sabotazu, dzialajac przy tym z pozycji "obcych agentur". Kary byly bardzo wysokie: od roku wiezienia dla Feliksa do 15 lat dla Jonca.

Najwyzszy Sad Wojskowy w Warszawie na skutek skarg rewizyjnych obroncow skazanych, adwokatow Pietronia, Sobczynskiego i Spisli, powyzszy kompromitujacy wyrok uchylil.

W wyniku ponownego rozpatrzenia sprawy przez sad opolski kary znacznie obnizono (mniej wiecej o polowe), nie doszukujac sie tym razem w dzialaniach pracownikow tartaku pobudek kontrrewolucyjnych.

W ten sposob zwolennicy modernizacji zakladu poszli do wiezienia, a dyrekcja, pozbywszy sie malkontentow, mogla przyjmowac lub obmyslac nowe nierealne zobowiazania i plany.

"Schlesisches Wochenblatt", nr 35, 1-7 IX 1995

(tekst powyzszy ukazal sie pod niemieckim tytulem: "Die rationalisierer" aus Derschau)

WSPOLNE KORZENIE

Komunizm i faszyzm - dwie ideologie stanowiace wyraz aberracji umyslowej milionow ludzi XX wieku - tylko pozornie calkowicie sie od siebie roznia. Tak naprawde wywodza sie z jednego, lewicowego pnia.

Uderzajaca cecha wspolna komunizmu i faszyzmu jest totalistyczna koncepcja sprawowania wladzy. Ogolnie mozna ja strescic nastepujaco: jedna ideologia, jedna partia, wszechogarniajaca propaganda, rozbudowana tajna policja, jeden wodz (lub "wodzus"), obozy koncentracyjne dla politycznych (ideologicznych) przeciwnikow, podobna symbolika.

Smiem twierdzic, ze ten totalizm jest wytworem wszystkich tych XIX - wiecznych "inzynierow spolecznych" w rodzaju Karola Marksa, dla ktorych nienawisc do starego swiata, chrzescijanstwa, czesto wlasnej rasy (cala ekonomiczna koncepcja Marksa zbudowana zostala na jego glebokim antysemityzmie, bardzo charakterystycznym dla pewnego typu zasymilowanych Zydow usilujacych zerwac nici laczace ich personalnie ze znienawidzona przeszloscia) stala sie odskocznia do proby uszczesliwienia na sile czesci ludzkosci.

Kwintesencja myslenia lewicowego jest wlasnie to pragnienie" pragnienie - dodajmy - realizowane przez ludzi, ktorzy zazwyczaj wymyslali teorie w zaciszu gabinetow, nie majac praktycznego zwiazku ze spoleczna rzeczywistoscia.

Owo uszczesliwienie na sile bylo wspolna postawa dla komunistow i faszystow. Ich drogi, po pelnych wahania chwilach(np. Mussolini pierwotnie byl marksista, do roku 1914 redaktorem gazety socjalistycznej), rozeszly sie nastepnie w ten sposob, ze jedni (komunisci) przyjeli za norme supremacje kreslonej klasy spolecznej, drudzy zas podazyli w kierunku narodowo - rasistowskim. W obu przypadkach praktyczna konsekwencja byla eksterminacja "burzujow" (klasa niechciana), Zydow (rasa bezwartosciowa) i wszelkiego autoramentu elementow nie przystajacych do totalistycznego modelu panstwa. Oczywiscie w warunkach jak najbardziej rewolucyjnych, pozaprawnych, nieludzkich. Bylo to swoiste dziedzictwo rewolucji francuskiej (nie bez przyczyny pisze ja z malej litery" zasadniej chyba byloby uzywac terminu: rewolucja we Francji).

Mamy wiec tutaj do czynienia z zaprogramowanym z zimna krwia i na niespotykana skale ludobojstwem. Faszyzm byl moze w tym wzgledzie (w teorii) bardziej - ze uzyje tego slowa - prostolinijny, komunizm zas antyhumanizm chowal za pieknie brzmiacymi formulkami. Efekt byl jednak ten sam: miliony istnien ludzkich zaglodzonych, powieszonych, rozstrzelanych, zamarznietych w niemieckich lagrach i sowieckich lagrach.

Niemiecki nazizm, brat cokolwiek lagodniejszego, niemal do konca wojny nie szermujacego antysemickimi haslami faszyzmu wloskiego, padl pod ciosami armii wielkich mocarstw w roku 1945. Rzecz ciekawa - do konca wojny Niemcy nie sprzeciwiali sie tej oblednej machinie wystepku i zbrodni, jaka sprowadzila ich na skraj przepasci. Nie bylo mowy o jakims masowym ruchu kontrewolucyjnym (nazizm to ideologia na wskros rewolucyjna). Swiadczy to rowniez, niestety, o swoistym "uroku" totalistycznych koncepcji.

Pozostal sowiecki komunizm zdobywajacy nowe kraje, oddzialywujacy na cynicznych, latwowiernych, glupich lub moralnie zwichrowanych intelektualistow ksztaltujacych z czasem spoleczna percepcje tego obledu u nas - w Europie Srodkowej - i na Zachodzie. To moze wlasnie oni zadecydowali o tym, ze komunizm prze dlugi lata ( na wielu obszarach i wielu glowach do dnia dzisiejszego) zachowal w sensie ideologicznym swa zywotnosc.

Bez wglebia sie bowiem w jego anty ludzka, totalitarna, noepoganska istote, stwierdzono: praktyka byla (chociaz nie zawsze i nie do konca), zalozenia natomiast - bynajmniej.

Uwazam, ze w przypadku komunizmu, w przeciwienstwie do zdenazyfikowanego faszyzmu, mamy do czynienia z bledem zaniechania. Chodzi o to, ze w sposob jasny zlo nie zostalo nazwane zlem. Bo komunizm byl zlem - tak w teorii, jak i praktyce. Mordowal, deprawowal, ograniczal ludzi. W przypadku chociazby naszego kraju jest odpowiedzialny rowniez za cywilizacyjne zapoznienie, ktore wlasnie teraz, kosztem godziwego zycia co najmniej 2 pokolen Polakow (a zycie ma sie jedno), bedziemy musieli nadrabiac.

A jezeli ktos mi powie, ze komunizm to takze nowe szkoly, domy, fabryki, powszechne zatrudnienie - odpowiadam: Hitler zbudowal siec autostrad, zlikwidowal bezrobocie, organizowal tanie wczasy pracownicze. I umacnial nadodrzanskie waly!

"NTO", 19.12.1997

PINOCHET - FASZYSTA CZY ZBAWCA

Gdy w 1973 roku sily zbrojne Republiki Chile obalily prezydenta tego kraju Salvadora Allende - swiat zwariowal. "Faszystowski pucz", "Rzez w Santiago" - krzyczaly naglowki lewicowych (i nie tylko) dziennikow od Moskwy po wschodnie wybrzeze Stanow Zjednoczonych.
Wscieklosc opinii publicznej skierowala sie przede wszystkim przeciwko spirytus movens zamachu, generalowi Augusto Pinochetowi. Niemal nikt nie zadal sobie trudu (wielu do dnia dzisiejszego) przestudiowania glownego motywu, ktory pobudzil general do dzialania. A byl on racjonalny: panstwo pod rzadami Allende stawalo sie "druga Kuba".

Pod jednym przynajmniej wzgledem Chile bylo wyjatkiem wsrod krajow Ameryki Lacinskiej. Przez 150 lat, od chwili uzyskania niepodleglosci, w republice obowiazywal demokratyczny model sprawowania wladzy.
Nadrzednosc czynnikow cywilnych nad armia byla respektowana przez zainteresowane strony. Oficerowie - w tym i Pinochet, wojskowy intelektualista, specjalista od artylerii, logistyki, geopolityki, wykladowca Akademii Wojskowej w Santiago - nie mieli ambicji politycznych.

Sytuacja ulegla zmianie, gdy 4 wrzesnia 1970 roku Allende glosami socjalistow, komunistow, radykalow i katolickiej lewicy zwyciezyl w wyborach prezydenckich. Co prawda, uzyskal tylko 36 proc. poparcie, ale glosy prawicy ulegly rozproszeniu.

Prezydent, czlowiek slaby, kryptokomunista, zaczal przeksztalcac kraj na modle kubanska. Nawiazywal serdeczne stosunki z panstwami socjalistycznymi, tolerowal przeplyw broni z Kuby dla lewicowych ekstremistow, przeprowadzil zabojcza dla gospodarki reforme rolna, znacjonalizowal przemysl i banki.

W szybkim czasie Chile stanelo na progu bankructwa. Dramatycznie spadla produkcja, inflacja siegnela 300 proc. rocznie, przed pustymi sklepami ustawialy sie gigantyczne kolejki.

Pinochet - od listopada 1972 r de facto dowodca wojsk ladowych - przez dlugi czas lojalnie stal u boku prezydenta. Poczucie legalizmu bylo u niego silniejsze od instynktowej niecheci do marksistowskich eksperymentow Allende. W czerwcu i sierpniu 1973r zdlawil nawet dwa antyprezydenckie spiski w wojsku.

Impulsem do zmiany postawy generala stala sie uchwalona przez parlament deklaracja, w ktorej wiekszosc poslow prawicowych(w marcu 1973 r. Lewica wyraznie przegrala wybory do ciala ustawodawczego) wyrazilo swoje niezadowolenie z powodu zalamania sie porzadku prawnokonstytucyjnego w panstwie i wezwalo wojsko do wyciagniecia odpowiednich konsekwencji. Niewatpliwie przydawalo to ewentualnemu zamachowi stanu znamion legalnosci.

11 wrzesnia 1973r. Armia opuscila koszary. Allende, poinformowany wczesniej o opanowaniu przez marynarzy portu Valparaiso, schronil sie w palacu prezydenckim "La Moneda" w Santiago.
Ukonstytuowana junta wojskowa z Pinochetem na czele zaproponowala mu wprawdzie swobody wyjazd z kraju, ale on wybral walke. Uzbrojony w karabin maszynowy - dar od serdecznego przyjaciela, Fidela Castro, zginal lub popelnil samobojstwo w ostrzeliwanym i ostatecznie zbombardowanym palacu.

Wojskowi triumfowali i nie chodzilo tu bynajmniej tylko o techniczna strone operacji. W koncu opor w skali calego kraju byl raczej slaby. Wazniejsza wydawala sie aprobata dla dzialan armii ze strony wiekszosci narodu. Chilijczycy bowiem uznali - wbrew temu, co starala sie wmowic swiatu moskiewska propaganda - ze Pinochet uratowal kraj przed komunizmem. Podobnie uwazal zreszta sam general, ktory w jednym z wywiadow wyrazil taki oto poglad na temat niebezpieczenstwa knowan marksistow: "Rzeczywistosc wspolczesna pokazuje, ze marksizm jest nie tylko doktryna zepsuta. Dzisiaj ponadto jest on agresja na sluzbie imperializmu sowieckiego. Ta forma nowoczesnej agresji daje sposobnosc wojny niekonwencjonalnej, w ktorej inwazja terytorium jest zastepowana przez probe opanowania panstwa od wewnatrz".

Prawda jest, ze po zamachu Pinochet twarda reka wymuszal posluch. Wielu ludzi musialo opuscic kraj, wielu sadzono w trybie doraznym, zapadaly wcale liczne wyroki smierci. Byly to jednak represje konwencjonalne, bez odcienia totalitarnego - faszystowskiego czy komunistycznego. Wszelkie dyskusje na ten temat general urywal krotko: "pierwszym obowiazkiem panstwa jest obrona samego siebie".

Zreszta w latach 80., gdy komunizm przestal byc zagrozeniem, rezim zlagodzil represje. W roku 1988 Pinochet w zwiazku z projektem przedluzenia swojej prezydentury, poddal sie demokratycznemu osadowi narodu. Uzyskal 43-procentowe poparcie (niezly rezultat jak na "faszyste", nieprawdaz?), ale wiekszosc, byc moze nieco zmeczona wojskowymi, powiedziala "nie".

Dyktator podporzadkowal sie tej decyzji, chociaz wcale nie musial. Dwa lata pozniej Chile powrocilo do demokratyczno-parlamentarnej formy rzadow, w ktorej jest miejsce zarowno dla lewicy, jak i Pinocheta.

Mysle, ze obiektywnie stary general moze czuc sie zadowolony z "dziela swojego zycia". 25 lat temu uratowal kraj przed dyktatura a la Castro. Jego liberalna polityka wolnorynkowa, wspierana
przez Miltona Friedmana, spowodowala fantastyczny wzrost gospodarczy" Chile jest dzisiaj jednym z najbogatszych panstw Ameryki Lacinskiej. Takie sa fakty, natomiast gledzenie na temat nieludzkiej dyktatury "potwora z Santiago" pozostawiam wlasciwym gremiom. Im to naprawde wychodzi najlepiej.

"NTO", nr 32, 7-8 lutego 1998

WOKOL AKCJI LEGALIZACYJNEJ NARODOWYCH SIL ZBROJNYCH NA EMIGRACJI

Zamieszkali na Zachodzie zolnierze Narodowych Sil Zbrojnych (NSZ), a dokladnie tej czesci, ktora w roku 1944 nie podporzadkowala sie Armii Krajowej, od wielu lat zabiegali o uznanie ich organizacji za integralny element Polskich Sil Zbrojnych czasu wojny. Dopiero jednak w poczatkach lat 80., po niemal trzydziestoletnich wysilkach roznych komisji powolywanych przez kierownicze gremia NSZ, sprawa legalizacji tej wojskowej organizacji wkroczyla w faze finalna.

Niewatpliwie stosunki pomiedzy kregami dowodczymi AK i NSZ w czasie wojny nie ukladaly sie dobrze. Komenda Glowna AK oskarzala NSZ o warcholstwo, dzialalnosc rozlamowa, a nawet antynarodowa.
Dowodztwo NSZ nie pozostawalo dluzne, rozszerzajac katalog zarzutow na lekkomyslnosc i naiwnosc
polityczna AK (chodzilo m.in. o akcje: "Wachlarz", "Burza", ujawnianie sie wobec Rosjan, Powstanie Warszawskie). W tym ostatnim przypadku nie wahano sie uzyc ciezkiego slowa: "zbrodnia". Bylo to zreszta zgodne z NSZ-owska koncepcja biologicznej ochrony narodu podczas okupacji "Co ciekawsze, ten punkt widzenia podzielal taki strukturalny antynacjonalista jak Jozef Mackiewicz.

Zasadniczy spor, uzupelniany sprawami drugorzednymi, bynajmniej nie zakonczyl sie wraz z ustaniem dzialan wojennych. Jeszcze w latach 80 na lamach prasy emigracyjnej srodowiska AK-owskie i NSZ-wskie udowadnialy swoje racje w licznych i gwaltownych polemikach. Przytoczmy charakterystyczne glosy.

Jozef Modrzejewski, uwazajacy sie za AK-owca na srednim szczeblu dowodzenia, polemizowal na lamach "Przegladu Zachodniego" z tezami dr Z. Wygockiego, bedacymi refleksja nad ksiazka Antoniego Bohun - Dabrowskiego "Bylem dowodca Brygady Swietokrzyskiej Narodowych Sil Zbrojnych". Dowodzil ze NSZ nie byly organizacja porownywalna z AK, a poza tym, czy walczyly o Polske Demokratyczna, to wielki znak zapytania.

Odpowiedziala mu Nina de Reszke Deryng, kapitan NSZ ze Sluzby Kobiet, zarzucajac AK lewicowosc i przefiltrowanie jej szeregow elementem prosowieckim, co tak latwo sprowadzilo Armie Krajowa na manowce dzialania na korzysc Armii Czerwonej.

Niemal w tym samym czasie Z.S. Siemaszko, autor glosnej, ale z roznych wzgledow nierownej pracy o Narodowych Silach Zbrojnych, recenzujac ksiazke Bohun - Dabrowskiego, zarzucil mu, ze jest bardzo ogledny, gdy przedstawia okolicznosci zwiazane z wymarszem Brygady Swietokrzyskiej z Polski w styczniu 1945 roku. Siemaszko stawiajac pytanie: skad zolnierze Brygady mieli gaze, ubrania, buty, niedwuznacznie dawal do zrozumienia, iz bylo to mozliwe tylko dzieki pomocy Wehrmachtu. Przy okazji Siemaszko nie pokusil sie o porownanie - a byloby to bardzo ciekawe - owego rzeczywiscie tolerowanego przez Niemcow przemarszu z podobna operacja dokonana przez Zgrupowanie Stolpeckie AK por. Adolfa Pilcha ("Gory", "Doliny") z Nowogrodczyzny do Puszczy Kampinoskiej w lipcu 1944r.

Wsrod kilku glosow polemicznych na uwage zasluguje wypowiedz J.A. Trelinskiego, ktory w liscie do ministra spraw wojskowych uchodzczego rzadu - pplk dypl. Jerzego Morawicza, stwierdzil kategorycznie: "zold i gaze nie byly placone w NSZ, ubrania, buty - kazdy posiadal wlasne, wzglednie zdobyczne, bron byla wlasna, pozostalosc z roku 1939, wzglednie zdobyczna, wyzywienie - czesto nie jedlismy, na wozach mielismy zapasy".

Kolejnym punktem konfliktu stal sie odmienny stosunek srodowisk zwiazanych z NSZ i AK na emigracji do powolanego w kraju Stowarzyszenia Zolnierzy Armii Krajowej (SZAK). W dniu 6 pazdziernika 1989r w Sali Malinowej POSK - u w Londynie odbylo sie akowskie spotkanie na szczycie. Udzial w nim wzieli.: pplk Dypl. Wojciech Borzobohaty (prezes SZAK), plk Michal Mandziara (prezes Kola b. Zolnierzy AK), mjr Franciszek Miszczak (prezes Fundacji AK). Wsrod wielu spraw poruszono takze mozliwosc przynaleznosci NSZ do SZAK.

Oferta zostala jednak zdecydowanie odrzucona. Okazalo sie, ze zolnierze NSZ, a chodzi tu - raz jeszcze podkreslam - o srodowisko Brygady Swietokrzyskiej, nie mieli najmniejszego zamiaru egzystowac w towarzystwie bylych, wzglednie obecnych czlonkow ZBOWiDu. Ludzie ci bowiem "przebywali (w jednej organizacji - DR) z UB - ekami i utrwalaczami wladzy ludowej, i czesto z wlasnymi oprawcami typu Zarakowskiego i Mieczyslawa Moczara"

W tym miejscu, nim przystapie do glownego tematu obejmujacego zabiegi skladajace sie na akcje legalizacyjna NSZ na emigracji, nie moge nie wspomniec o kolezenskiej wspolpracy kol zolnierskich obu organizacji na wychodzstwie. Dowodzi ona, ze zwykli zolnierze nierzadko koledzy z lat wojny, zazwyczaj wczesniej dochodza do porozumienia niz ich przesadnie ambitni dowodcy. Przykladem niech bedzie wspolna deklaracja Kola Zolnierzy AK (Oddzial Nowy Jork) i Oddzialu NSZ Brygada Swietokrzyska Connecticut) uchwalona w amerykanskiej Czestochowie. Czytamy w niej m.in.: "I Zolnierze AK i zolnierze NSZ, w tym zolnierze Brygady Swietokrzyskiej w walce przeciwko okupantowi hitlerowskiemu i okupantowi sowieckiemu obowiazek wobec ojczyzny spelnili. 2. Ofiara krwi na polach wielu walk zwiazala nas braterstwem broni (") Podtrzymywanie ostracyzmu zastosowanego wobec zolnierzy NSZ, szczegolnie Brygady Swietokrzyskiej, w trzy dziesiatki lat po wojnie, jest krzywda, ktora AK nie przynosi zaszczytu".

Przed omowieniem akcji legalizacji NSZ winnismy sobie postawic dwa podstawowe pytania: kto tak wytrwale torpedowal weryfikowal - legalizacyjne wysilki zolnierzy NSZ? Kto swiadomie przeoczyl fakt, ze celem (zrealizowanym) misji kurierow - Tadeusza Salskiego i Stanislawa Zochowskiego do Prezydenta oraz Naczelnego Wodza, gen. Kazimierza Sosnkowskiego bylo podporzadkowanie NSZ legalnemu Rzadowi RP w Londynie?

Mniej uswiadomiony odbiorca, przez lata przekonany o wspolpracy NSZ z Gestapo i mordowaniu Zydow (w tym miejscu nie moge oprzec sie dygresji: wielu polskich historykow za pewnik uznaje, iz "oddzialy NSZ " byly winne smierci wielu Zydow" - w domysle cywilow" wlasciwie nigdy jednak nie przytaczaja konkretnych faktow, co czyni ich stwierdzenia goloslownymi" mam nieodparte wrazenie, ze jest to mistyfikacja lub natezenie zlej woli - podobne do tego, ktore kazalo niektorym publicystom krajowym oskarzac AK o planowe mordowanie ocalalych Zydow podczas Powstania Warszawskiego), moglby odpowiedziec, ze radykalni narodowcy na pewno nie cieszyli sie sympatia emigracyjnych kol rzadowych, czy tez niepodwazalnych autorytetow wojskowych.

Jest to tylko czesciowa prawda. Juz bowiem w roku 1953 gen Wladyslaw Anders - owczesny Generalny Inspektor Sil Zbrojnych w liscie do dr Gluzinskiego stwierdzil, ze "Uregulowanie kwestii stanu sluzby zolnierzy NSZ bedzie w niedlugim czasie zalatwione (nie zostalo, ale winy generala tu nie ma - DR). Mam nadzieje, ze zniknie wreszcie dotychczasowy niefortunny podzial miedzy zolnierzami, ktorzy bili sie ze wspolnym wrogiem i dla wspolnego celu". Rowniez opinie generalow: Sosnkowskiego i Maczka o NSZ byly bardzo pochlebne. Ten ostatni powiedzial wprost: "Rozwoj wypadkow Wam (tj. NSZ - DR) przyznal racje" Jestescie dla wielu zywym wyrzutem sumienia" Mieliscie racje,  tego Wam nigdy nie wybacza".

W tym ostatnim zdaniu generalowi chodzilo oczywiscie o stanowisko wiekszosci wyzszych oficerow AK, nie mogacych pogodzic sie z mysla, ze polityczno - wojskowe kierownictwo NSZ nie mylilo sie, uwazajac a priori Rosjan za okupanta, z ktorym prowadzenie rozmow jest bezsensowne i niebezpieczne. Tym samym mamy odpowiedz na pytanie o inspiratorow antyenezetowskiej nagonki na emigracji.

Powrocmy jednak do lat 80.

Pozna jesienia roku 1980 porucznik Stanislaw Jaworski z NSZ spotkal sie w Chicago z owczesnym premierem Rzadu RP, Kazimierzem Sabbatem. W czasie rozmowy poruszyl kwestie weryfikacji NSZ oraz zadoscuczynienia za strony rzadu za krzywdy wyrzadzone zolnierzom NSZ na emigracji. Premier odniosl sie przychylnie do wywodow porucznika i zalecil mu napisanie listu w tej sprawie do ministra spraw wojskowych, plk Berka.

Jaworski, mianowany w tym czasie rzecznikiem ds. legalizacji NSZ, sprawe potraktowal bardzo powaznie. W swym liscie do ministra stwierdzil jednoznacznie, iz NSZ nalezy uznac za czesc skladowa Polskich Sil Zbrojnych. Odpowiedzi wszelako nie otrzymal.

Na szczescie cywilny przedstawiciel rzadu w osobie samego premiera Sabbata okazal sie duzo bardziej uprzejmy. Oto w lipcu 1984r przedstawil por. Jaworskiemu proponowane oswiadczenie Rzadu RP w sprawie b. Zolnierzy NSZ. Wprawdzie pierwsza jego czesc odmawiala uznania dla NSZ jako czesci PSZ, ale w koncowej partii rzad przyznawal, ze zolnierze tej organizacji brali udzial w czynnym oporze przeciw najezdzcom.

Srodowisku NSZ na emigracji takie ujecie sprawy juz nie wystarczalo, dlatego tez rok pozniej rzad przedstawil zmodyfikowany projekt Zarzadzenia Prezydenta RP (byl nim wtedy Edward Raczynski), w ktorym przyznawano zolnierzom NSZ uprawnienia przyslugujace zolnierzom PSZ.

Wydawaloby sie wiec, ze sprawa legalizacji NSZ zmierza do szczesliwego zakonczenia. Tymczasem do kontrakcji przystapily emigracyjne gremia AK, ktore w osobach mjr F. Miszczaka i plk M. Mandziary wymogly na Prezydencie odwolanie przestawionego powyzej projektu. Zlowrozbne slowa kolegi por. Jaworskiego: "Staszku, AK nie przeskoczysz" zdawaly sie miec potwierdzenie w faktach.

Ale i ta przeszkode niestrudzony Jaworski, spiritus movens akcji legalizacyjnej NSZ, w koncu pokonal.

Zdajac sobie sprawe, ze wiele, jezeli nie wszystko, zalezy teraz od AK, zorganizowal w maju 1987r. w Chicago spotkanie z Miszczakem, w ktorym udzial wziely i inne osoby zainteresowane legalizacja NSZ (m.in. mgr Stefan Marcinkowski z ramienia NSZ, Kazimierz Lukomski z Kongresu Polonii Amerykanskiej, dr Jan Morelewski z AK).

Rozmowa toczyla sie wprawdzie w dosyc chlodnej atmosferze, niemniej obie strony (termin to raczej umowny, gdyz np. Morelewski z AK popieral postulaty NSZ) wyjasnily sobie pewne sprawy z lat wojny, o ktore toczono w przeszlosci dlugie, a po czesci jalowe spory. Ostatecznie wysilki por. Jaworskiego, jego kolegow i przelozonych, doprowadzily do wydania z data 1 stycznia 1988r. przez Prezydenta RP - Kazimierza Sabbata Dekretu o Zolnierzach NSZ. Sabbat, ktora juz wczesniej dal sie poznac jako elastyczny i przychylnie nastawiony do NSZ polityk, uznal, ze "Zolnierze tej czesci Narodowych Sil Zbrojnych, ktora ze wzgledu na stanowisko jej czynnikow kierowniczych, nie zostala scalona z Polskimi Silami Zbrojnymi - Armia Krajowa i ktorzy brali udzial w walkach z okupantami w latach 1939-1945, spelnili swoj obowiazek narodowy i zolnierski wobec Rzeczpospolitej Polskiej".

Wprawdzie dekret zostal niejednoznacznie przyjety przez zolnierzy Brygady Swietokrzyskiej, uwazali bowiem, ze zostali potraktowani jako swoista "doczepka" do PSZ, niemniej jednak stanowi dowod, ze realistyczna ocena wkladu NSZ w walke z okupantami zaczela na emigracji przewazac nad emocjami.

Fakt ten ma znacznie juz nie tylko moralne, ale i historyczne. W koncu NSZ nie byly organizacja marginalna. Jej szeregi w czasie wojny szacuje sie na okolo 70-75 tysiecy zolnierzy, co stawia ja na drugim miejscu po Armii Krajowej (oczywiscie przy zalozeniu, ze Bataliony Chlopskie jako calosc operacyjnie byly podporzadkowane AK), a zdecydowanie przed Armia Ludowa. W szeregach NSZ walczyli mlodzi ludzie o roznych przekonaniach politycznych. Wprawdzie przewazyli szeroko pojeci narodowcy, ale zdarzali sie rowniez socjalisci, Zydzi, byli jency rosyjscy, a w koncowej fazie wojny nawet szeregowi zolnierze Armii Ludowej i dezerterzy - "berlingowcy" (niektorzy z nich opuscili Polske wraz z Brygada Swietokrzyska). Wreszcie - last but not least - polityczne kierownictwo NSZ jako pierwsze w warunkach okupacyjnych wystapilo z postulatem oparcia zachodniej granicy Polski o linie Odry i Nysy Luzyckiej. Dobrze o tym wspomniec w miescie i w regionie gdzie nie ma ulicy, placu czy posledniego skweru poswieconego Narodowym Silom Zbrojnym.

Referat wygloszony w roku 1998 na sesji poswieconej polskiej emigracji w zwiazku z przyznaniem tytulu doktora "Honoris Causa" przez opolska Alma Mater Prezydentowi R.P. na Uchodzstwie - Ryszardowi Kaczorowskiemu.

KONIEC SWIATA AFRYKANEROW?

Teza jest prowokujaca i ultrarasistowska: to biali stworzyli potege Poludniowej Afryki, to oni sa gospodarzami terenow na polnoc od Cape of Good Hope.

Poczatkiem osadnictwa bialych na krancach Afrykistalo sie pojawienie trzech statkow holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej w polowie wieku XVII. Odtad biali, uzupelniani przez doplyw chlopow z Holandii, Niemiec, a od czasu odwolania przez Ludwika XIV edyktu nantejskiego - takze francuskich hugenotow, byli, sa i moze nadal beda w swojej ojczyznie.

Burowie, potomkowie pierwszych osadnikow, po wojnie burskiej znani szerzej jako Afrykanerzy, nie sa zwyklymi europejskimi uzurpatorami, nie sa kolonialna elita, jaka Afryce oferowali Anglicy w Kenii, czy Francuzi w Senegalu. Afrykanerzy, a takze biali pochodzenia brytyjskiego, mieszkajacy na poludnie od Kalahari od niemal 200 lat, sa bialym narodem afrykanskim. Zyja na swoim i w razie perturbacji nie maja wlasciwie dokad wrocic. Czy wyobrazamy sobie emigracje Afrykanerow do Holandii, po 350 latach rozlaki. Czysty absurd! Coz mieliby tam robic. Zakladac farmy na polderach, czyscic obszczurzony Amsterdam?

Przede wszystkim to wlasnie oni jako pierwsi odkryli walory poludnia kontynentu. Pojawili sie wlasciwie na terenach niczyich, zamieszkanych przez nielicznych Hotentotow i grupki Buszmenow, ktorych trudno uwazac za Murzynow. Ludy Bantu, z ktorych sklada sie dzisiaj czarna ludnosc RPA (Zulusi, Khosa, Ndebele itd.) to przybysze pozniejsi, ekspandujacy z polnocy. Ma to moim zdaniem kapitalne znaczenie, bo gdzie zostalo zapisane, ze Afryka przynalezy rasie czarnej? Nasi postepowcy z obrzydzeniem odnosza sie do hasel nacjonalistycznych, typu Francja dla Francuzow, ale wykopanie bialych z RPA traktuja jako cos naturalnego. Jeszcze nie teraz, jeszcze sa potrzebni fachowcy, jeszcze zyja laureaci Pokojowej Nagrody Nobla: de Klerk i Mandela. A pozniej pojawi sie niezrownowazona Winnie Mandela, albo jakis inny byly terrorysta, urodzony w tragicznym Soweto, a obecnie mieszkajacy w prestizowej dzielnicy, i wrzuci bialych do morza. "One settler - one bullet" (jeden kolonista - jedna kulka), jak to mawiali towarzysze z Kongresu Panafrykanskiego, teraz podobno ucywilizowani.

Bynajmniej nie jestem zwolennikiem polityki apartheidu, idei segregacji rasowej zrodzonej w uczonych glowach profesorow z uniwersytetow w Stellenbosch i Witwatersrand, a konsekwentnie wprowadzanej w zycie od konca lat 40-tych naszego wieku.

Nalezaloby sobie jednak postawic pytanie, czy ta proba ochrony europejskiego dziedzictwa w poludniowej Afryce, przy zachowaniu poszanowania dla psychicznej, kulturowej i cywilizacyjnej odrebnosci ludnosci czarnej, naprawde wyszla tym ostatnim tylko na zle?.

Prawa czlowieka to rzecz arcywazna, ale wlasnie w czarnej Afryce podstawowe prawo do zycia bylo i jest czesto lamane. Czarni Afrykanie glodowali i gloduja. Tymczasem rasistowski rzad RPA zapewnial swoim czarnym obywatelom znosne warunki bytu, o niebo lepsze od takich "postepowych" panstw jak Angola, Mozambik, Zimbabwe (od uzyskania przez ten ostatni niepodleglosci" scislej - drugiej niepodleglosci, pierwsza zapewnil bialej mniejszosci Ian Smith). Pomijam juz tutaj z litosci przykladu bantustanu Bophuthatswana z bajecznym Sun City (wybory Miss Word), aby nie draznic powracajacych do Europy Polakow.

Prawa polityczne? Wolne Zarty. A jakie to prawa polityczne zapewnial Ugandyjczykom Idi Amin, cesarz Bokassa, mozambijscy marksisci, Mobutu Sese Seko?!

Mordy? Sluzby specjalne RPA przede wszystkim tropily marksistowskich terrorystow wysadzajacych w powietrze lokale rozrywkowe lub rzucajacych plonace opony na czarnych wspolziomkow o nieslusznych pogladach. Byla to walka nierzadko z obca infiltracja (sowiecka, chinska , libijska) suwerennego panstwa. Walka toczona w interesie bialych, ale i wielu Koloredow (afrykanskich Mulatow), Azjatow i czarnych.
Policja RPA otwierala ogien do manifestantow, mordowala czarnych bojownikow, pamietajmy jednak, ze w dobie apartheidu najwiecej ludzi zginelo podczas walk czarnych z czarnymi, a represje policyjne w poludniowej Afryce wygladaja na calkiem konwencjonalne w porownaniu z sytuacja w roznych okresach w wiecej niz tuzinie krajow kontynentu przyszlosci.

Apartheid, nie bardziej obrzydliwy od czarnego, prymitywnego totalizmu, przezyl sie. Pozostaje wiec kwestia, co zrobic z biala, blisko 5 milionowa mniejszoscia w RPA.

Koncepcja lansowana prze lekkoduchow glosi, ze powstanie tolerancyjne spoleczenstwo wielorasowe, takie Stany Zjednoczone a rebours. Nie rozwijajac tematu - smiem w to watpic. Chociazby dlatego, ze kraj ten zamieszkuja wyksztalcone juz narody, ktore maja wlasne ambicje i cele.

Sedno problemu polega na tym, iz RPA jest panstwem o granicach kolonialnych, w ktorym nakazano mieszkac tradycyjnym wrogom. Apartheid paradoksalnie lagodzil konflikty, ale jego juz nie ma. Wyjsciem z sytuacji bylaby federacyjna formula panstwa, popierana przez Zulusow i niektorych bialych prawicowcow (konflikty w poludniowej Afryce nie zawsze maja czarno - bialy koloryt), ale na to nie godzi sie - i wie co robi - Afrykanski Kongres Narodowy, przewodnia sila polityczna panstwa.

Pozostaje byc moze jedynie rozwiazanie w postaci wykrojenia "bialego" panstwa afrykanskiego, Volksstaatu, ktore zapewniloby przetrwanie potomkom Burow. W koncu kazdy narod ma prawo do samostanowienia i obrony swojego swiata wartosci.

Pytanie tylko, czy wsrod defensywnych i nierzadko zrezygnowanych dzisiaj Afrykanerow, przerazonych aktami gwaltu ze strony zwyklej holoty, kryjacych sie na farmach lub w izolowanych dzielnicach, znajda sie ludzie na miare Pretoriusa i poprowadza Nowy Wielki Trek. Jezeli tego nie uczynia, za kilkadziesiat lat wielka, afrykanska ksiega bialego czlowieka ostatecznie zamknie sie, a jedyny europejski narod na Czarnym Ladzie bedzie juz tylko wzbudzal zainteresowanie wsrod historykow i jezykoznawcow. Z czasem - archeologow.

KONFLIKT W IRLANDII POLNOCNEJ

Aby zrozumiec jeden z ostatnich klasycznych konfliktow etniczno religijnych w Europie Zachodniej, a takie podloze maja animozje miedzy protestantami i katolikami w Irlandii Polnocnej, czyli w szesciu hrabstwach tworzacych Ulster (trzy pozostale prowincje tworzace ta historyczna kraine znajduja sie w granicach Eire - Republiki Irlandii), nalezy cofnac sie do odleglych dziejow wyznaczajacych poczatek trudnych relacji irlandzko - angielskich.

Normanowie, francuscy ksiazeta o skandynawskim rodowodzie (pobrzmiewajacym juz tylko w germanskich imionach), pojawili sie w Irlandii niewiele pozniej od zwycieskiej bitwy pod Hastings (1066), ktora dala poczatek ich rzadom w Anglii. Oczywiscie, jezeli uznamy, ze sto lat w historii znaczy owo "niewiele".

Celtyccy mieszkancy wyspy, absolutnie nie mogacy miec wobec przybyszy jakichkolwiek kompleksow kulturowo - cywilizacyjnych, poddali ich procesowi asymilacyjnemu (wczesniej postapili w ten sam sposob z Wikingami), co zaowocowalo calym szeregiem rodow normanskich czujacych i myslacych po irlandzku.
Wlasciwy, angielski podboj wyspy, noszacy znamiona akcji zorganizowanej, a nawet ludobojczej, rozpoczal sie w polowie wieku XVII wraz z przybyciem na Zielona Wyspe protestanckich wojsk lorda Cromwella.

Najezdzcy, gardzacy i nienawidzacy katolickich Irlandczykow, zepchneli ich na nieurodzajne obszary rabstw Connaught i Clare, a sami rozdzielili miedzy siebie 26 z 32 hrabstw. Dla Irlandczykow, przyrownywanych do dzikusow, czy zwierzat w ludzkiej skorze, mieli tylko jedna propozycje: "Do Connaught albo do piekla".

Jednoczesnie rozpoczeto akcje kolonizacyjna. Do najblizszego brzegom Brytanii Ulaidh (celtycka nazwa Ulsteru) ciagnely rzesze Szkotow i Anglikow - prezbiterian i anglikanow. Po pewnym czasie polnocna czesc wyspy zmienila swe etniczno - religijne oblicze. Katolicy znalezli sie w mniejszosci.

Wiek XIX w historii Irlandii, polaczonej zreszta u jego poczatku unia realna z Londynem, stal pod znakiem dwoch zjawisk, ktore znaczaco wplynely na losy jej katolickich mieszkancow. Pierwszym byl glod wywolany zaraza ziemniaczana, a sztucznie podtrzymywany przez Anglikow. Dla miliona oznaczal on smierc, a dla kilku milionow (glownie katolikow) emigracje do Ameryki Polnocnej. Oblicza sie, ze obecnie w USA zyje okolo 40 milionow ludzi o irlandzkich korzeniach. Irlandczycy w Stanach zajmuja posrednie miejsce miedzy angielsko-skandynawsko-niemiecko-holenderskimi "WASPAMI" (W.A.S.P.), a glownie katolickimi (w tym polskimi) P.I.G.S. (jakby nie patrzec, skrot ten sklada sie w angielski odpowiednik naszej swini). Irlandzkie lobby w Ameryce to sila znaczaca, porownywalna z zydami i nadal interesujaca sie starym krajem. To nie tylko klan Kennedych, ale i mocne usytuowanie w silach porzadkowych (policja!), ludzie kultury, swiat filmu (jeden z najlepszych aktorow amerykanskich sredniego pokolenia, cokolwiek wprawdzie zwichrowany - Mickey Rourke, swego czasu sponsorowal Irlandzka Armie Republikanska).

Drugie zjawisko to wzmagajaca sie walka Irlandczykow o swoje prawa, autonomie wewnetrzna ("Home Rule") i zwiazane z tym odrodzenie celtyckie. Jej finalem stalo sie nieudane Powstanie Wielkanocne (1916) i wreszcie faktyczne uzyskanie niepodleglosci w roku 1921.

Niepodlegla Irlandia ograniczona zostala do terenow zamieszkalych przez katolikow. Ulster wola protestanckiej wiekszosci pozostal przy Wielkiej Brytanii, uzyskujac zreszta autonomie z wlasnym rzadem i parlamentem (Stormont). Co ciekawe, protestanci tak naprawde wcale nie zyczyli sobie zadnych referencji w Zjednoczonym Krolestwie. Oni naprawde sa bardziej brytyjscy niz mieszkancy Londynu czy Manchesteru (nie powiem tego o liverpoolczykach - w duzej czesci Irlandczykach). Udowadniali to nie jeden raz na polach bitew, sluzac w najlepszych, ochotniczych jednostkach brytyjskich (pobor powszechny w latach wojny ich nie obejmowal).

Autonomia posluzyla jednak protestantom do niemal calkowitego wyrzucenia na margines zycia politycznego i ekonomicznego mniejszosci katolickiej. Nie bylo to zreszta trudne. W Ulsterze mialo dluga, 300-letnia tradycje.

Rzad i Stormont byly opanowane przez protestantow. W policji, slynnej Royal Ulster Constabulary, katolikow niemal nie bylo (inna rzecz, ze sie do niej nigdy nie garneli). Biedota katolicka pozbawiona byla praw wyborczych - przyslugiwalo ono wlascicielom domow, glownym lokatorom mieszkan i ich zonom - glownie zwyczajowo bogatszym protestantom.

Poza tym w Irlandii Polnocnej stosowano zasade wyznaczania okregow wyborczych w ten sposob, aby na danym terenie o wiekszosci katolickiej zmiescic w jednym okregu mozliwie wszystkich papistow, a pozostalym zapewnic przewage protestantow. W ten sposob w miejscowosci Derry 20 tysiecy katolikow mialo 8 czlonkow rady miejskiej, a 10 tysiecy protestantow - 16.

W II polowie lat 60 - tych w Ulsterze rodzi sie ruch na rzecz sprawiedliwosci spolecznej. Grupuje on sila rzeczy glownie dyskryminowanych katolikow. Sa oni nastawieni pokojowo. Nie jest to zadna irredenta, a walka o prawa w ramach prawa.

5 pazdziernika 1968 roku w Derry (protestanci mowia: Londonderry) tlum zwiazkowcow z Northern Ireland Civil Rights Association zostal spalowany przez protestancka policje. Wieczorem tego samego dnia mlodzi katolicy z dzielnicy Bogside wdarli sie na tereny zamieszkane przez protestantow. Na ulicy zbudowano barykady. Konflikt w Ulsterze wszedl w nowa, najostrzejsza faze.

Nastal czas demonow, wyzutych z czlowieczenstwa terrorystow. Uaktywnia sie Irlandzka Armia Republikanska, organizacja, ktora do tej pory prowadzila niemrawa dzialalnosc bojowa, a w ostatnim czasie ochraniala katolickie demonstracje - takze ta w Derry. IRA, podzielona na skrzydlo Oficjalne i Tymczasowe (pierwsze bylo marksistowskie i nie optowalo za terrorem), w konspiracji utrzymala dawna terminologie wojskowa. Stad podzial na brygady i bataliony. W rzeczywistosci byly to male grupy terrorystyczne nie pozbawione jednak spolecznego zaplecza. Trudno porownac IRA do takich organizacji jak np. Frakcja Czerwonej Armii, czy wloskie Czerwone Brygady. Te ostatnie cieszyly sie poparciem malych, lewicowych grupek intelektualistow, ktorzy zeszli na droge mordu. IRA wprawdzie tez mordowala, ale w specyficznej sytuacji Ulsteru stawala sie rowniez obronca katolikow przed atakami bojowek protestanckich. Stad jej ograniczone poparcie wsrod spolecznosci katolickiej. Mowiac prosciej: przecietny Niemiec, czy Wloch zapewne bez wahania wydalby wladzom miejscowego terroryste, natomiast mieszkaniec katolickiego getta The Falls w Belfascie, nawet przeciwny metodom terrorystycznym, nie wydalby chlopaka z sasiedztwa, ktory wczesniej stracil brata, zabitego przez protestantow, pozniej wstapil do IRA, a dwie godziny temu wysadzil protestancki pub na rownie protestanckiej Shankill Road.

Terrorystyczny festiwal trwal przez niemal 30 lat. IRA atakowala w Ulsterze, w Londynie (jeszcze w roku 997), na kontynencie. Bojowki protestanckie operowaly w mateczniku. Wprowadzenie wojska brytyjskiego do Ulsteru, zawieszenie autonomii, nie uspokoilo sytuacji. Zolnierze brytyjscy, witani przez katolikow biszkoptami i herbata (mieli ich bronic przed protestanckim terrorem), wkrotce sami zaczeli do nich strzelac.
Jak to w zyciu: ktos nie wytrzymal, komus puscily nerwy. W powietrze wylatywali nawet mozni tego swiata - np. ostatni wicekrol Indii, lord Mountbatten (ceniony na subkontynencie tak przez hindusow, jak i muzulmanow). Cudem smierci uniknela Margaret Thatcher (zamach w Brighton) i John Major (slynny zamach na londynskim Whitehall, gdy terrorysta wystrzelil "Stingera" w kierunku Downing Street w momencie narady rzadowej).

Rok 1998 przyniosl Ulsterowi pokoj. Czy trwaly? Trudno powiedziec. Jestem umiarkowanym pesymista. Obie spolecznosci maja rozne, calkowicie przeciwstawne cele. Katolicy, ktorzy za 20 - 30 lat beda zapewne stanowic wiekszosc spoleczenstwa (poprawa warunkow zycia, wieksza rozrodczosc, mniejsza emigracja do USA), na pewno upomna sie o prawo do zmiany przynaleznosci panstwowej Ulsteru. Dla protestantow takie rozwiazanie jest nie do przyjecia. Nagle bowiem stana sie mniejszoscia (z tendencja do dalszego zmniejszania sie) w 4 milionowym "katolickim morzu". Poza tym spolecznosci, ktore spiewaja inne piesni, mieszkaja w hermetycznych dzielnicach, chodza do innych pubow, moga szybko zapomniec o z trudem wynegocjowanym kompromisie. Wystarczy banalny zatarg, niewinna klotnia. Ulster jest wrazliwy, a nade wszystko zawziety. I dlugo pamieta.

TRYUMF DYLETANTA

Polacy kochaja dyletantow. Dyletant w moim przekonaniu to czlowiek, ktory zarozumialstwem i chamstwem stara sie pokryc wlasny, czesto elementarny brak wiedzy. Nie musi to byc tylko pojedyncza kreatura, ale i cale srodowisko. Wezmy dla przyklady Jozefa Pilsudskiego i jego przydupasow tworzacych oboz tzw. sanacji. Tych bohaterow niezliczonych dzisiaj publikacji, pasujacych ich na madrych, przewidujacych, a tylko na skutek nieprzyjaznych okolicznosci zewnetrznych - tragicznych ludzi.
Jak wiemy Pilsudski stworzyl legiony, pozniej kluczyl, wachal, szukal szansy dla Polski, by nastepnie przywrocic jej panstwowy byt. To pierwszy, w ogromnym skrocie, element wtlaczanej obecnie do uczniowskich mozgownic legendy.

Tymczasem Polska odzyskala niepodleglosc na skutek bardzo szczesliwego zbiegu okolicznosci (upadek trzech panstw zaborczych, interesy Francji w Europie Srodkowej) i madrego rozgrywania spraw polskiej przez Romana Dmowskiego oraz politykow z szeroko rozumianego obozu prawicy. Zadne operetkowe imprezy w postaci legionow nie wplywaly na przyszly los Polski. Co wiecej, Pilsudski tak dla Ententy, jak i wiekszosci Polakow byl podczas wojny nikim. Dopiero sprytny manewr z "kryzysem przysiegowym" i niemieckie poparcie tuz przed koncem dzialan wojennych pozwolily mu powrocic do Warszawy w glorii meczennika (a meczyl sie w twierdzy magdeburskiej okrutnie) i zbawcy narody. Typowa, hochsztaplerska zagrywka.

Mit drugi: genialny wodz, zwyciezca Bitwy Warszawskiej. Ten genialny wodz, cackajacy sie z bolszewikami w roku 1919 - a wiec wtedy, gdy na froncie byli widmowym przeciwnikiem - snujacy jako polityk beznadziejnie anachroniczne, jagiellonowe koncepcje (w dobie uformowanych, majacych wlasna tozsamosc i wlasne cele narodow), wspomagajacy Ukraincow, ktorzy nie dorosli dozycia w niepodleglym panstwie, otoz ten geniusz przez wlasne zadufanie i nieuctwo pozwolil prymitywnej, bolszewickiej masie, dowodzonej bynajmniej nie przez wielkich strategow, zblizyc sie na przedpola Warszawy. W nastepstwie: zalamanie nerwowe, czasowe opuszczenie walczacych wojsk (nazywamy to dezercja) i zdanie sie na oswiadczenie wojskowego fachowca, generala Rozwadowskiego, planujacego i wzorowo wykonujacego kontruderzenie.

Zamach majowy - czyli Polska nierzadem stoi. To typowy, bardzo prymitywny, w stylu Pilsudskiego, chwyt propagandowy. Rzeczpospolita w I polowie lat 20-tych byla wprawdzie panstwem biednym, inaczej byc nie moglo, ale o calkiem sprawnie dzialajacym systemie demokratycznym - nie zmienia tego fakt zamordowania prezydenta, to moze zdarzyc sie wszedzie, nawet w USA - i o rozkrecajacej sie gospodarce (stabilizacja zlotego przez fachowca z obozu prawicy, poczatek budowy gdynskiego portu). Jedynym motywem dzialania marszalka (takie slowo w srodku zdania pisze sie z malej litery) byla chec przejecia wladzy - dla siebie i swojej jeszcze bardziej kurduplowatej sitwy. Udowodnily to az nadto kolejne lata.

Mit ostatni: przedwczesna smierc Pilsudskiego albo: gdyby komendant zyl dluzej " Mysle, ze smierc w maju 1935 roku byla jego finalnym hochsztaplerskim trickiem. Zmarl bezpiecznie na 4 lata przed wybuchem wojny - tej wojny, ktora ostatecznie zlamalaby "dziadkowa" legende. Gdyby zyl, pewnie stalby sie polskim odpowiednikiem marszalka Petain. Chociaz nie, to mimo wszystko za wielkie nazwisko. Bylby polskim Gamelin.

Mialem zamiar napisac jeszcze o nastepcach Pilsudskiego, tych wszystkich pulkownikach, generalach i jednym marszalku. Po namysle - rezygnuje. Nie mozna dotykac lajna. Chocby wybryczesowanego.

GEIBEL I KALKSTEIN

Paul Otto (Otton?) Geibel byl ostatnim dowodca SS i policji dystryktu warszawskiego. To ryzykowne osobiscie stanowisko obejmowal wlasciwie po slawnym nieboszczyku Kutscherze, zastrzelonym przez polskie podziemie 1 lutego 1944r. (pomijam krotkie, miesieczne sprawowanie tej funkcji przez Herberta oettchera).

W czasie zbierania materialow do pracy doktorskiej, kilka lat temu, bylem swiadkiem ciekawej rozmowy przy kawie" miedzy dwoma sedziami Sadu Wojewodzkiego w Opolu, z ktorych jeden w latach 50-tych zetknal sie z Geiblem w wiezieniu w Strzelcach Opolskich. Byly "Der SS und Polizeifuehrer fuer den Distrikt Warschau" byl dosyc ponurym czlowiekiem, chociaz nie okazywal oznak zalamania. Powolywal sie na swoja wojenna znajomosc z dyrektorem Muzeum Narodowego Stanislawem Lorentzem i zapewnial, ze m.in. jego przychylna postawa pozwolila ocalic polskie dobra kulturalne z powstanczej pozogi (wg sedziego wyznania Lorentza, spisane podczas sledztwa na potrzeby sadu, potwierdzaly wynurzenia Geibla i byc moze przyczynily sie do niewyslania Niemca na szafot).

Geibel "rozwinal" w wiezieniu hodowle jedwabnikow. Kto byl pomyslodawca - trudno okreslic. Martwil sie bardzo o rodzine i generalska emeryture w Niemczech. Zalamal sie w momencie, gdy sad w Warszawie nie rozpatrzyl jego prosby o darowanie reszty kary.

Podczas transportu do wiezienia powiesil sie w dworcowej toalecie (prawdopodobnie jeszcze w Warszawie). Wedlug moich obliczen zdarzenie mialo miejsce na poczatku lat 60-tych. Sedzia obstawal przy roku 1958. Podczas rozmowy tenze dorzucil rowniez garsc informacji na ten temat wieziennych losow slynnego denuncjatora gen. Roweckiego - Kalksteina. Otoz Kalkstein uwazany byl w Strzelcach Opolskich za rodzaj wieziennego "guru". Zorganizowal wlasna sluzbe wywiadowcza, wyprzedzajaca poczynania "klawiszy". Prowadzil penitencjarny radiowezel. Sedzia byl wiecej niz pewny, ze to wlasnie on napisal konspekt scenariusza do popularnego serialu telewizyjnego "Czarne Chmury". "Szatansko zdolny i inteligentny czlowiek - dodal.

ANTYKOMUNIZM A WSPOLCZESNOSC

Mam dla bojownikow antykomunizmu dobra i zla wiadomosc. Dobra polega na tym, ze komunizm jako idea, a ostatnio praktyczny model sprawowania wladzy - padl z kretesem.

Nie ma juz najmniejszego sensu udowadnianie, ze Marks mylil sie, Lenin cierpial na zanik mozgu, a Stalin byl owocem afektu gruzinskiej pomywaczki do konia Przewalskiego.

Oczywiscie mozna jeszcze prowadzic powazne badania naukowe, odkurzac stare i znajdowac nowe dokumenty komunistycznej barbarii, czy nie dawac spokoju obecnym piewcom demokracji z SLD. Obraz nie ulegnie jednak zasadniczej zmianie, a ewentualne nowe fakty kaza co najwyzej intensywniej spluwac na samo wspomnienie tej oblednej, wprowadzonej w zycie idei. Tyle pozytywy.

Komunizm byl tylko mgnieniem historii - co prawda krwawym i nieludzkim. Byl i skonczyl sie, poniewaz jego rzeczywisci animatorzy i sponsorzy doszli do wniosku, ze walka z zespolem wartosci wyroslych z chrzescijanstwa musi przyjac forme wysublimowana, wieloplaszczyznowa, atrakcyjna dla nieuswiadomionych mas i pseudointeligenckiej elity.

Walka z tym starym - nowym wrogiem, uzbrojonym w orez liberalizmu, pozornego braterstwa ludzi, wolnosci, ktora stanie sie niewola, przyzwolenia dla najnizszych ludzkich instynktow, dysponujacym pieniedzmi, mass-mediami i - niestetysporym poparciem spolecznym, rozgrywa sie od kilku lat i w naszym kraju. Kto tego nie uznaje, kto nie mysli wielowatkowo, a zasklepia sie w zmurszalej skorupie antykomunizmu, niczego nie rozumie, zyje w swiecie skansenu wypelnionym bolszewickimi jaczejkami, NKWD i rodzima bezpieka.

Co gorsze, ta petryfikacja, totalne skamienienie moze z czasem doprowadzic do duchownego upadku, objawiajacego sie przyjeciem punktu widzenia wroga. Ten bowiem, widzac kompletny brak zagrozenia ze strony tradycyjnych, niereformowalnych antykomunistow, chetnie zagospodaruja ich we wlasnym obozie. Juz dzisiaj niektorzy z nich, nie wiem na ile zdaja sobie z tego sprawe, funkcjonuja tam na zasadzie listka figowego kryjacego rzeczywiste zamiary szeroko rozumianego "stronnictwa postepu". Na ile jestem zorientowany - dotyczy to glownie tych, ktorzy wczesniej antykomunizm umieli polaczyc z postawa obojetnosci lub ledwie skrywanej wrogosci do chrzescijanstwa (katolicyzmu) i instytucji Kosciola.

Myslacy byly antykomunista musi przyjac, ze jego obecna walka z demoliberalnym Goliatem, noszaca charakter obronny, a z czasem, gdy pozwola na to wypracowane srodki - zaczepny (ofensywa ideowa, nowa kontrreformacja), winna wspierac sie na filarze bezwzglednej wiernosci nauce Chrystusa. Przyjecie takiej zasady, odpornej na swiat antywartosci, okresli szerokie pole zasadniczego konfliktu, obejmujacego m.in. pusty materializm, seksizm, sekciarstwo, globalizm, libertynski demo - liberalizm, koncepcje czlowieka "totalnie wyzwolonego" - czyli wszystko to, co oferuja ludzkosci deprawatorscy planisci "New Word Order".

Poniekad wiec - po nieudanych eksperymentach z komunizmem i faszyzmem - wracamy do XVIII-wiecznego punktu wyjscia: My - albo oni" Chrzescijanstwo - albo neopoganizm" Bog - Chrystus - albo Szatan podlegly mu zniewolony przez falszywe wyzwolenie czlowiek.

Byloby dobrze, gdyby antykomunisci, o ktorych uczciwosci jestem przekonany, dokonali podobnej oceny sytuacji. A spieszyc sie trzeba. Przeciwnik rozgrywa finalowa partie.

POLITYCZNA POPRAWNOSC

Czym jest polityczna poprawnosc (political corectness?). Powiedzmy, ze jest to zespol pogladow i zachowan, majacy wlasne, rozbudowane slownictwo, odpowiadajacy lewicowo - liberalnej, postepowej wizji swiata i ludzi - czyli takiej, jaka propaguja - z duzym, zauwazalnym sukcesem - organizacje spoleczno - polityczne, media, wreszcie rzady poszczegolnych panstw Europy Zachodniej, Ameryki Polnocnej, a ostatnio rowniez tzw. nowe demokracje europejskie.

Ta robocza, na wlasny uzytek stworzona definicja bylaby niepelna gdyby nie uzupelnic jej konkretnymi postulatami politycznej poprawnosci. A sa to: braterstwo ludzi, nieskrepowany, spontaniczny rozwoj jednostki, rygorystyczna rownosc plci, swobodny dobor partnerow seksualnych (w tym zwiazki homoseksualne), prawo do przerywania ciazy, eutanazja. Dodalbym do nich - pro domo sua - jedynie sluszna interpretacje przeszlosci i terazniejszosci.

Tak naprawde political corectness jest forma lewicowej cenzury (i autocenzury), gdyz walczy z naturalnym systemem wartosci, osmiesza "niewlasciwie, reakcyjne" postawy, kaze traktowac wlasna wizje swiata jako ideal nie podlegajacy rewizji. Mamy wiec do czynienia z ideologiczno - wychowawczym totalitaryzmem, ktory kazde wystapienie krytyczne traktuje jako zamach na" wolnosc, prawde itd.

Przy czym oponent nie jest traktowany jako budzacy szacunek przeciwnik" przeciwnie, jest czlowiekiem godnym pogardy, zaslugujacym na potepienie i juz to towarzyska, juz to penitencjarna izolacje. Albo na szpital psychiatryczny.

Tak, wystapienie przeciwko politycznej poprawnosci moze byc niebezpieczne. Przekonuja sie o tym chociazby historycy - rewizjonisci "holocaustu", ktorzy nie negujac martyrologii Zydow podczas wojny, zanizaja liczbe wymordowanych i kwestionuja istnienie komor gazowych (w najwiekszymskrocie: w obozach koncentracyjnych ludzie umierali glownie w wyniku chorob - skutkow niedozywienia, ciezkiej pracy itd. Komory gazowe, uzywanie Cyklonu B do masowego trucia ludzi bylo z wielu wzgledow - technicznych, ekonomicznych - niemozliwe). Zaczyna sie zwykle od potepienczych artykulow, klopotow w pracy (nagle zwolnienia pracownikow naukowych z uniwersytetow), a konczy zamachami bombowymi i interwencja sadowa (nie skierowana oczywiscie przeciwko postepowym bomberom).

Wlasciwie - i do tego sprowadza sie rygoryzm political corectness - nalezy uwazac co sie mowi i jak sie postepuje.

W stanach Zjednoczonych na przyklad nie mozna Murzyna nazwac Murzynem. To Afroamerykanin. Popularny pedal jest osobnikiem kochajacym inaczej, majacym prawo do zalozenia rodziny i wychowania dzieci (na nowych pedalow - jak sadze). Zbyt dlugie przygladanie sie ladnej dziewczynie to oczywiscie wstep do molestowania seksualnego" nadreprezentatywnosc mezczyzn na kierowniczych stanowiskach jest rodzajem samczego szowinizmu (istnieje tutaj jedynie sluszne okreslenie: "meska, szowinistyczna swinia").

Formy walki z niepoprawnymi moga byc rowniez bardziej wysublimowane, bez angazowania autorytetu sadu.

Jezeli np. ukazuje sie ksiazka niewygodna, ktorej tezy sa trudne, czy niemozliwe do obalenia - stosuje sie metode totalnego milczenia, w prasie, radiu, telewizji. Dziela nie ma. Koniec i kropka.

Mozna takze faktami manipulowac poprzez "przesuwanie srodka ciezkosci". Dam bliski, polski przyklad.

Oto grupa Cyganow (Romow - patrz: polityczna poprawnosc) gwalci nieletnia Polke. Jako, ze mniejszosci sa u nas tradycyjnie przesladowane, a Polacy to narod szowinistow i rasistow, nie nalezy takiej informacji podac w glownym wydaniu "Wiadomosci":, a co najwyzej polgebkiem o godzinie 23.00 gdy normalni ludzie juz spia.

Odwrocmy sytuacje. Polacy poturbowali Cygana, bo ten, nie posiadajac prawa jazdy, potracil kobiete. Dochodzi do pyskowki i przepychanek miedzy przedstawicielami obu spolecznosci. Efekt? O godzinie 19.30 Polska dowiaduje sie, ze w miejscowosci X doszlo do antycyganskiego pogromu.

Albo: premier Izraela uprzejmy byl stwierdzic, ze Polacy wysysaja antysemityzm z mlekiem matki. Komentarz: "kazdemu sie zdarza, byl zmeczony, wlasciwie ma racje, ale mogl to podac w kulturalnej formie".

Dla rownowagi: Polak zniwelowal zydowskie macewy na cmentarzu. Zrobil to, bo mial taka idiotyczna, pijacka fantazje, a akurat nie bylo w poblizu innych obiektow (np. grobow katolickich). Reakcja? Spikerka telewizyjna drzacym glosem mowi o wzroscie antysemityzmu w Polsce, burza sie amerykanscy Zydzi, premier Rzeczypospolitej, ze wzrokiem wbitym w ziemie, jak uczniak, goraco przeprasza w imieniu szystkich Polakow. Et cetera, et cetera.

Czasem zastanawiam sie, czy z tym szalenstwem mozna jeszcze walczyc. Zapewne tak. Zniecheconym natomiast dam dobra rade: badzcie wierni swoim zyciowym partnerom - jak pedal" badzcie milosierni wobec waszych dziadkow - jak zwolennik eutanazji" kochajcie swoje dzieci - jak aborcjonistka" badzcie tolerancyjni wobec innych - jak Talmud.

POLECATS*

Uwazam, ze zdecydowana wiekszosc polskich (krajowych) historykow zajmujacych sie najnowszymi dziejami Polski i swiata, przez dziesiatki lat wlewala w czytelnicze dusze zatruty jad propagandy i nieprawdy.

Nie byli to "Wallenrodowie" usilujacy przekazac podstawowy zrab informacji, a tylko przy okazji muszacy "oddac co cesarskie - cesarzowi", lecz zwykli koniunkturalisci, geszefciarze, pulpeciarze, wieksi i mniejsi klamcy odpowiedzialni na rowni z komunistycznymi dygnitarzami za wykoslawienie polskiej swiadomosci historycznej: zeby nie powiedziec - prawie calkowita zatrate.

Rok 1989 powinien byc dla nich ostatnim rokiem dzialalnosci na niwie historycznej" dotyczy to takze tych, ktorzy kilka lat wczesniej w tzw. drugim obiegu starali sie zatrzec poprzednia dzialalnosc. Powinni zamilknac, zapasc sie ze wstydu pod ziemie, wyparowac z uniwersytetow, a najlepiej sadzic ryz w Korei Polnocnej. Albo przejsc w procesji "auto da fe", obowiazkowo z czapami hanby na glowach.

Nic takiego nie nastapilo, no i nie nastapi.

Te prostytutki obwieszone tytulami naukowymi przez mocodajnych sutenerow, utworzyli wlasny lupanar upstrzony w nowe piorka. "Brazowo-nosi" (tak okresla sie ludzi podtykajacych ten wrazliwy organ pod wiadoma czesc ciala moznych tego swiata) - bez najmniejszego oporu, bez chrzakniecia, czy tylko bakniecia slowa: przepraszam, podazyli ku swiatlu prawdy.

Nagle komunisci - koniunkturalisci (z mocnym akcentem na ostatnie slowo) przedzierzgneli sie w ideowych pilsudczykow (zawsze powtarzalem, ze od "Dziadka" do komuny tylko krok), tropiciele wiadomego rewanzyzmu stali sie autorami ksiazek o pojednaniu polsko - niemieckim, a wszyscy, jak cierwne sepy, rzucili sie na polski antysemityzm. Na tym zawsze mozna zarobic, a przy okazji ukryc wlasne grzechy.

Ludzie ci naprawde niczym szczegolnym nie roznia sie od W. T. Kowalskich, czy Walichnowskich, ktorym zreszta nikt, za zycia i posmiertnie nie odebral tytulow. Przeciez to takie nieeleganckie.

To chwasty zapatrzone we wlasne kariery, stado rozgadanych kelnerow, gotowych jednak na kazde skinienie nowego pana, osobnicy bez czci, wiary, moralnosci. Bez Boga i Ojczyzny. Dobrzy Europejczycy.

Polecat (ang. Tchorz). Euroazjatycki ssak drapiezny. Kiedy sie podnieca - smierdzi. Uwaga! Lowny

KILKANASCIE WSKAZOWEK DLA MLODEGO HISTORYKA - NAUKOWCA

1.Omijaj "Wstep do badan historycznych". Studenci uznaja Ciebie za nudziarza.
Zreszta wszystko co napisano w tej materii mozna przeczytac w 1-2 podrecznikach.

2.Nie rob kariery politycznej. Historycy to najgorsi politycy. Moze dlatego, ze zbyt czesto utozsamiaja sie z opisywanymi przez siebie nieudacznikami, hochsztaplerami i dewiantami.

3.Nigdy nie pisz obiektywnie. To nic nie znaczy, a do tego jest przerazliwie nudne. Twoja pasje i energie wlozona w prace historyczna nazywamy subiektywizmem.

4.Nie zen sie z kobieta - historykiem, bo wkrotce zwariujesz. No chyba, ze twoja lepsza polowa nie tylko zawodowo zajmuje sie zyciem erotycznym starozytnych Indii. Ale to malo prawdopodobne.

5.Podobnie rzecz sie ma ze studentkami historii. Te obrotniejsze i tak nie zwroca na Ciebie uwagi. Jestes przeciez wiecznym golcem finansowym, a Twoja wladza nad nim jest iluzoryczna (i tak skoncza studia - taka jest zasada). Ale jezeli chcesz miec w domu przyszla pania od nauczania poczatkowego - prosze bardzo. Tylko nie pobijcie sie pozniej o pieniadze.

6.Nie badz nadmiernie surowy dla studentow. Kazdy historyk pastwiacy sie nad zakami, udziwniajacy pytania egzaminacyjne, pietrzacy przeszkody, nie cieszy sie szacunkiem. Przeciwnie, uwazany jest za kretyna, ktory zly humor, zle przespana noc, czy domowa klotnie przenosi na teren uczelni. Kobiety - historycy maja z tym najwiekszy klopot. Dlatego tez nie sa lubiane, a rzadko cenione przez studencka brac.

7.Badz solidnym prawicowcem. Poglady lewicowe sa dobre dla gowniarzy i emerytow.

8.Wyklad lub cwiczenia prowadz wedlug recepty Alfreda Hitchcocka: najpierw trzesienie ziemi - potem napiecie rosnie. Na przyklad: ze znudzona mina, minute po czasie, gdy wszyscy siedza w lawkach, wchodzisz do sali. I nagle, uderzajac kantem dloni o porecz krzesla, strzelasz z armaty: "Szymon Wiesenthal to falszywy tropiciel nazistow". I tak dalej, i tak dalej.

9.Nie ubieraj sie w modne, drogie garnitury. Mlodego historyka (wkrotce przekonasz sie, ze i starego) nie stac na utrate calego stypendium (uczelnianej pensji), a przy tym zawsze zdradza Cie lekko koslawe buty Made in Radoskor i zle dobrany krawat.

10.Uwazaj, w archiwach i bibliotekach. Spadajace z regalow ciezkie, zakurzone od lat nie ruszane tomiska - zabijaja. Inna sprawa, jezeli chcesz umrzec smiercia historyka.

11.Utrzymuj dobre stosunki z sekretarkami. W koncu obcujesz z wicedyrektorkami poszczegolnych instytutow.

12.Nie slin sie do kwestorek i pan w kasach. I tak nic nie dostaniesz.

13.Nigdy nie mow zle o swojej uczelni. Wprawdzie prawie Ci nic nie placi, niczego nie zalatwi, ale nie uchodzi. Klnij sobie pod nosem.

14.Nie bierz lapowek. To nieetyczne. Od tego sa madrzejsi. W razie czego - tylko ty wpadniesz.

15.Jezeli jestes utalentowany - do wszystkiego dojdziesz z czasem. Jezeli nie - jeszcze szybciej.

16.Walcz z historykami - lizusami - karierowiczami. Przynajmniej bedziesz mial satysfakcje, ze polegles w walce z przewazajacymi silami wroga.

Podal, za zezwoleniem
dr Dariusza Ratajczaka
Dnia 17 kwietnia 1999
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Za: http://biblio.ojczyzna.pl/HTML/Ratajczak__Tematy-Niebezpieczne-1.htm